wtorek, 26 lipca 2011

Na Kanu w Parku Massasauga, Ontario, 15-22 Lipiec 2011 r.

Blog po angielsku/Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/07/massasauga-park-on.html
Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157627573094734/with/6104393117/


Z niecierpliwością oczekiwaliśmy na nasz już piąty wyjazd do parku Massasauga, gdzie parę miesięcy przedtem zarezerwowaliśmy miejsca biwakowe. Piętnastego lipca 2011 r. wyjechaliśmy rano z Toronto, zatrzymaliśmy się po drodze w miejscowości MacTier, gdzie kupiliśmy wino i pół godziny później dotarliśmy do Pete’s Access Point, gdzie znajduje się małe biuro parku, wypożyczalnia kanu, parking i miejsce na spuszczanie łodzi na wodę.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Po odebraniu naszych ‘pozwoleń’ i dokonaniu opłat (około $11 od osoby za każdą noc), podjechaliśmy samochodem do rampy i powoli zaczęliśmy ładować wszystko do kanu—a było tego trochę! Akurat w tym czasie przypłynął jeden facet z dwojgiem dziećmi, który właśnie zakończył swoją parudniową wycieczkę. Pokazał nam zdjęcia dwóch węży grzechotników (the Eastern Massasauga Rattlesnake), które w nocy zobaczył na swoim miejscu biwakowym. Są to jedyne jadowite węże w Ontario, jednakże bardzo rzadkie, mi się udało zobaczyć je tylko dwa razy w życiu. Po załadowaniu wszystkich rzeczy, nasze kanu przypominało statek transportowy i (jak zwykle) przyciągnęło uwagę stojących na brzegu ludzi; jeden z nich nawet wykrzyknął, że to jest niebezpieczne—on kiedyś tak samo załadował swoje kanu i miał pecha, bo się wywróciło! Musze przyznać, że zawsze nasze kanu jest wyładowane do granic i wchodząc do niego mam wrażenie, że od razu pójdzie na dno, ale chcemy biwakować w komforcie i być przygotowani na każdą ewentualność. Poza tym... kanu jest duże (17 stóp), dość szerokie i bardzo mało wywrotne. Zawsze bardzo uważamy na pogodę i nie ryzykujemy pływania po wzburzonych wodach; chociaż nigdy nie można wykluczyć wywrotki, to jednak czujemy się w nim bardzo bezpiecznie.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

W roku 2010 nasza grupa spędziła długi weekend w parku Massasauga na dwóch miejscach biwakowych, nr. 508 i 509 i bardzo się nam one podobały. W tym roku zarezerwowaliśmy miejsce nr. 508 na pierwsze cztery noce dla nas i dla naszych znajomych. Miejsce to znajdowało się ok. 20 minut wiosłowania od parkingu, na zatoce Blackstone Harbour, tuż obok kanału, łączącego tą zatokę z pozostałymi jeziorami i zatoką Georgian Bay. Jednak w przeciwieństwie do biwaku nr. 507, leżącego po drugiej stronie wejścia do kanału, nasze miejsce było osłonięte od kanału przez skały i nie widzieliśmy przepływających nim często łodzi. Po 20 minutach wiosłowania dotarliśmy do naszego miejsca i od razu otworzyliśmy jeszcze zimne, pyszne piwo.

The Massasauga Provincial Park, Ontario, Campsite #508

Catherine rozpakowała kanu, a ja rozbiłem namiot—parę dni temu kupiliśmy zielony namiot „El Capitan 3” firmy Eureka, taki sam, jaki miałem poprzednio (kupiony w 2006 r., zaczął mieć problemy z suwakami). Po niecałej godzinie udaliśmy się na drugą stronę skały, usiedliśmy na niej i obserwowaliśmy zachód słońca i przepływające tym kanałem łodzie. Gdy się ściemniło, rozpaliliśmy ognisko; praktycznie wszystkie miejsca biwakowe na Blacktone Harbour były zajęte, na każdym widać było palące się ogniska i słyszeliśmy głośne rozmowy i śmiech innych turystów. Około północy usłyszałem plusk w wodzie, lecz pomimo silnego światła latarki nic nie mogłem dostrzec. Wsiedliśmy do kanu i zaczęliśmy pływać blisko brzegu, tam, skąd dochodziły te pluski—rozlegały się one dookoła kanu, nawet widzieliśmy pierścienie na wodzie, ale ciągle nie mogliśmy dojrzeć ich pochodzenia. Byłem przekonany, że ‘sprawcami’ są ryby Garpike (Niszczuki), długie, podobne do szczupaków ryby—gdy jest gorąco, często pływają pod powierzchnią i co jakiś czas wystawiają swoje długie szczęki nad lustro wody.

Piątek, 15 lipca 2011 był bardzo gorący i wilgotny, toteż wskoczyliśmy do wody. Pomiędzy naszym miejscem a miejscem nr. 509 była malownicza zatoczka, w środku której znajdowała się mała, skalista wysepka. Po dopłynięciu do tej wysepki (zatoka była bardzo płytka i błotnista i pewnie moglibyśmy nawet dojść po jej dnie do wysepki) położyliśmy się na gorących skałach i opalaliśmy się.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Po pewnym czasie zobaczyliśmy małą wodną taxówkę (służącą do przewozu ludzi, bagaży, a nawet i małych samochodów, wygląda trochę jak taki miniaturowy prom) wypływającą z kanału—zatrzymała się ona na vis-a-vis naszego miejsca, a następnie wysiadło z niej kilka osób. Catherine krzyknęła do nich, “Co robicie na naszym miejscu biwakowym?”, na co oni odkrzyknęli, “jesteśmy waszymi przyjaciółmi”. Byli to Mike i jego znajomi Barry i Janet—oczywiście, spodziewaliśmy się ich przyjazdu, ale NIE takim małym promem, a raczej kanu! Wkrótce popłynęliśmy z powrotem do naszego miejsca i z nimi przywitaliśmy się —oraz z dwoma zabawnymi pieskami, jakie ze sobą mieli, Finn i Jack (imię tego ostatniego pieska powodowało pewne nieporozumienia, nigdy nie wiedziałem, czy wołano mnie, czy też pieska). Janet rozbiła swój namiot, natomiast Barry i Mike spali w hamakach. Po jakimś czasie popłynęli do Moon River Marina (przystani) i kupili zimne piwo; w międzyczasie przybyli Sue i Ian i rozbili namiot. Gdy wieczorem wszyscy usiedliśmy przy ognisku i zaczęliśmy pitrasić jedzenie, położyłem na grillu kilka polskich kiełbasek, którymi się podzieliłem; rozmawiając, jedząc, pijąc czerwone wino i piwo, dopiero po północy poszliśmy spać.

W sobotę, 16 lipca 2011 roku z rana popłynęliśmy do wyspy Moon Island, gdzie zaczynał się kilkukilometrowy szlak pieszy. Postanowiłem darować sobie tą wycieczkę i zostałem na doku, z którego próbowałem łowić ryby, ale było tak parnie, gorąco i słonecznie, że wkrótce poszedłem do lasu siąść w cieniu i poczytać przywiezione ze sobą fascynujące magazyny “The Economist”.

The Massasauga Provincial Park, Ontario


Po dwóch godzinach wróciła cała grupa—wszyscy byli zmęczeni i pokąsani przez końskie muchy, ale ogólnie zadowoleni. Poprzednio planowaliśmy jeszcze popłynąć do wodospadów na rzece Moon River (ok. 2 godziny w jedną stronę), ale z powodu tak gorącej pogody nikt nie miał na to ochoty i jedynie udaliśmy się do przystani Moon River Marina, gdzie kupiliśmy zimne piwo, zjedliśmy na zewnątrz lody i wyruszyliśmy w droge powrotną.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Zaraz za przystanią udało mi się złapać rybę ‘Bass’ (okoń), którą już na biwaku oczyściłem i usmażyłem. Nota bene, w ubiegłych latach to miejsce biwakowe—i praktycznie wszystkie pozostałe miejsca na zatoce Blackstone Harbour—miało problemy z niedźwiedziami, które często pojawiały sie na polach biwakowych, kradły jedzenie, wchodziły do namiotów i je niszczyły (na miejscu nr. 509 we wrześniu 2009 r., podczas naszej nieobecności buszował niedźwiadek). Chociaż w biurze parku powiedziano nam, że na razie nie mieli sygnałów o aktywności niedźwiedzi, to jednak przezornie wieszaliśmy na drzewach nasze jedzenie.

Następnego dnia, w niedzielę, 17 lipca 2011 r. Catherine i ja obudziliśmy się bardzo wcześnie i postanowiliśmy popływać na kanu. Dotarliśmy do północnego końca Blackstone Harbour, przepływając wokoło wielu pól biwakowych—niektóre z nich były puste.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Wróciliśmy z powrotem o godzinie 10 rano, podwieźliśmy Janet w kanu do Pete’s Place—Mike i Barry popłynęli do przystani kanu, gdzie zostawili samochód. Również Sue i Ian musieli wracać tego dnia do Toronto. Pożegnawszy się z nimi, zostawiliśmy kanu w krzakach, przywiązane łańcuchem do drzewa, i pojechaliśmy do MacTier, wstąpiliśmy do supermarketu, kupiliśmy żywność na drugą część naszej wycieczki i wróciliśmy z powrotem do Pete’s Place. Chociaż mieliśmy zostać na miejcu nr. 508 do poniedziałku i potem płynąć na nowe miejsce nr. 202, byliśmy właściwie gotowi już dzisiaj tam popłynąć, tym bardziej, że prognoza pogody wspominała o mających padać następnego dnia deszczach. W biurze parku okazało się, że miejsce nr. 202 było już wolne, tak więc szybko zmieniliśmy rezerwacje. Po przybyciu na biwak trochę odpoczęliśmy, a następnie spakowaliśmy się i o godzinie 17:00 (dość późno) udaliśmy się w kierunku naszego nowego miejsca, które było oddalone o około 12 km.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Płynęliśmy tą samą trasą, co w zeszłym roku; chociaż nie była ona specjalnie długa, z powodu strasznego upału i wilgotności ta kilkugodzinna podróż okazała sie niezmiernie wyczerpująca. Byłem strasznie spocony i wypiłem prawie 2 litry wody. Minęliśmy miejsce biwakowe nr. 211, na którym biwakowaliśmy w ubiegłym roku (2010 r.), potem wyspę Cow Island i dopłynęliśmy do przesmyku, prowadząym do zatoki Three Fingers Bay, gdzie znajdował się biwak nr. 202.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

To miejsce wybraliśmy i zarezerwowaliśmy wiele miesięcy temu—przynajmniej na mapie wyglądało wspaniale—cała zatoka składała się z trzech ślepych zatoczek (stąd nazwa—‘Zatoka Trzech Palców’) i posiadała tylko jedno miejsce biwakowe—toteż oczekiwaliśmy, że będziemy mogli się rozkoszować spokojem i podziwiać przyrodę. Zatoczka ta była zaznaczona na mapie jako ‘miejsce do cumowania’, ale w/g mapy było w parku tak dużo miejsc do cumowania, że nie zwracaliśmy na nie większej uwagi. Gdy wpłynęliśmy do zatoki, od razu dostrzegłem z daleka na drzewie pomarańczowy znak, oznaczający nasze miejsce biwakowe—jak też dużą łódź motorową, zacumowaną... dosłownie kilka metrów koło naszego biwaku! Gdy wiosłując zbliżaliśmy się do biwaku, ujrzałem następną potężną łódź... i następną... i następną.... W sumie w zatoce przebywało około 10 sporych łodzi motorowch (niektóre b. duże i luksusowe, które pewnie bez problemu pływają po oceanie), chociaż tylko jedna z nich była blisko naszego miejsca.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Gdy zbliżyliśmy się do niej, zobaczyliśmy, że była przywiązana do drzewa znajdującego się już na naszym kempingu, a do tego jeszcze cały czas pracował dość głośno generator. Nasze miejsce było na wzgórzu i mogliśmy albo dostać się na nie krótszą, ale stromą drogą, z miejsca, w którym zacumowana była ta łódź, lub dłuższym, ale za to mniej stromym podejściem. Catherine powiedziała właścicielowi łodzi, że jest to nasze miejsce biwakowe i poprosiła go, aby wyłączył generator, na co odpowiedział, że ma jakieś problemy z motorem i że później wyłączy generator. Ponieważ się ściemniało, chciałem jak najszybciej przenieść nasze rzeczy, tak więc zacumowaliśmy kanu przy skalistym brzegu i zaczęliśmy je nosić (tą dłuższą drogą) na nasze miejsce. Gdy rozbijałem namiot, Catherine przyniosła pozostałe rzeczy.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Udało się nam bardzo szybko to wszystko zrobić i wrkótce siedzieliśmy na naszym miejscu, na szczycie wzgórza, rozkoszując się roztaczającym się przed nami widokiem—tzn. patrząc na zacumowane łodzie i słuchając pracującego generatora (który, dzięki Bogu, został wkrótce wyłączony). Byłem tak spragniony, ze w kilka sekund wypiłem nasze ostatnie, doskonałe zimne piwo, a potem półtora litra wody—i nadal chciało mi sie pić! Po jakimś czasie rozpaliliśmy ognisko i zjedliśmy kolację. Zmęczeni, poszliśmy spać dość wcześnie. W nocy rozszalała się burza—gdy półprzytomny przebudziłem się na krótko w środku nocy, non-stop słyszałem grzmoty i widziałem jedną błyskawicę po drugiej, ale byłem tak śpiący, że kompletnie mnie to nie obchodziło i momentalnie zapadłem w mocny sen. Catherine przespała całą burzę i gdyby nie liczne kałuże, jakie pojawiły się rano, to pewnie nie wiedziałaby, że w ogóle miała miejsce!

Poniedziałek, 18 lipca 2011 r. był gorący, ale już nie padało—po deszczu utworzyło się w skalnych nieckach wiele kałuż—w jednej z nich był nasz namiot, jednakże jego dno nie przeciekało. Wysuszyliśmy i namiot, i tarpy, na których spoczywał i przenieśliśmy go w inne miejsce. Łódź, która cumowała przy naszym miejscu przesunęła się i była jeszcze bardziej widoczna, ale w końcu odpłynęła. Pozostałe łodzie były zacumowane dość daleko od nas i praktycznie nam nie przeszkadzały, a nawet ich światła w nocy ciekawie wyglądały.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Gdy biwakowaliśmy w Parku Massasauga na wyspie Wreck Island w 2009 roku, wybraliśmy się jednego dnia na wyspę Frying Pan Island, do słynnej restauracji Henry’s Restaurant, a przy okazji też ‘odkryliśmy’ tam mały sklepik LCBO, który sprzedawał zimne piwo. Ponieważ tym razem biwakowaliśmy stosunkowo blisko wyspy Frying Pan Island, a było bardzo gorąco, następnego dnia, 19 lipca 2011 roku, po zapoznaniu sie z prognozą pogody, popłynęliśmy do tego sklepu. Ogólnie płynęliśmy po akwenach dość dobrze osłoniętych, ale w przypadku silniejszych wiatrów byłoby zapewne dość ciężko wiosłować, szczególnie ostanią część trasy, wiodącą przez otware wody zatoki Georgian Bay. Minęliśmy kilka wysepek i domków letniskowych oraz ciekawych formacji skalnych. Cały czas ciągnąłem za soba wędkę, mając nadzieję, że coś się złapie—i rzeczywiście, w pobliżu wyspy Breen Island złapałem trzykilogramowego szczupaka. Po dotarciu do sklepowego doku—w cumowaniu pomagał nam w tym pracownik sklepu, którego zadaniem jest właśnie pomoc przypływającym łodziami klientów—poszliśmy do sklepu LCBO i kupiliśmy między innymi piwo i lód.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Godzinę później wyruszyliśmy w droge powrotną do naszego biwaku—i gdy mijaliśmy wyspę Breen Island, złapałem następnego szczupaka, praktycznie w tym samym miejscu, gdzie złapałem pierwszego! Już na naszym miejscu oczyściłem obie ryby, wyfiletowałem je i na kolację raczyliśmy się świeżą rybą i zimnym piwem! W tym samym czasie jakieś zwierzę ukradkiem zabrało nam torbę zawierającą m. in. pozostałe części ryby—niewykluczone, że był to mały niedźwiadek.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Dwudziestego lipca 2011 r. wstaliśmy rano i wybraliśmy się na przejażdżkę na kanu. Popłynęliśmy do małej zatoczki znajdującej się za naszym biwakiem, była niezmiernie malownicza, o stromych, skalistych brzegach, a na jej końcu była zbudowana tama bobrów, tworząca oddzielne jeziorko o wyższym poziomie wody.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Następnie popłynęliśmy do przeciwnej zatoki, mijając kilka zacumowanych łodzi motorowych—i wreszcie skierowaliśmy się do trzeciej zatoki (do ‘trzeciego palca’ tej zatoki), ale jedynie dopłynęliśmy do wąskiego wejścia zatoki. Catherine otworzyła skrzyneczkę, w której powinny znajdować się materiały informacyjne parku... i została wystraszona przez małą myszkę, która urządziła sobie w niej mieszkanko, a następnie powróciliśmy do naszego miejsca.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Natomiast znowu popłynęliśmy tam wieczorem—na szczęście, nie było zacumowanych żadnych łodzi (najprawdopodobniej wąski kanał do tej zatoki był za płytki, a do tego jeszcze był częściowo zablokowany przez powalone drzewo)—szkoda, że park nie umieścił miejsca kempingowego właśnie w tej zatoczce. Przez jakiś czas rozkoszowaliśmy się panująca ciszą... która nagle została przerwana przez hałas dochodzący z końca zatoczki... i z daleka zauważyliśmy łosicę z małym łosiem, odbywającą wieczorny spacer na błotnistym brzegu, pośród rosnących w wodzie roślin. Powoli podpłynęliśmy bliżej, aż wreszcie spojrzawszy się na nas, odwróciła się i zniknęła w lesie wraz z małym łosiątkiem.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Po powrocie na biwak usiedliśmy na szczycie skały i rozglądaliśmy się po zatoce. Patrząc na te zacumowane łodzie motorowe, byłem szczęśliwy, że nigdy nie miałem ochoty czegoś takiego kupić i że nie jestem jej posiadaczem.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Nie chciałbym ciągle musieć tankować benzynę (a palą one dużo!) i wdychać jej wyziewów, martwić się o problemy z silnikiem i reperacje, ciągle uważać na mielizny i podwodne skały (którymi zatoka Georgian Bay jest usiana—jak też usiane jest jej dno wrakami setek statków, które rozbiły się na jej zdradliwych wodach), wpatrywać się w instrumenty nawigacyjne i dokładnie studiować mapy, słuchać dźwięków silnika, generatora i pocić się, cumując na środku jeziora w ponad trzydziesto-stopniowych upałach. Jakże prawdziwe jest powiedzenie, że najlepsze rzeczy w życiu są bezpłatne—a przynajmniej bardzo tanie!

W dniu 21 lipca 2011 roku chcieliśmy raz jeszcze popłynąc na wyspę Frying Pan Island, by kupić lód i piwo (ciągle panowały upały), ale z powodu dość silnego wiatru czekaliśmy do godziny 15:00. Nadal było wietrznie, ale fale okazały się znośne i kanu dość szybko poruszało się na wodzie, często osiągając nawet 5 km/h. Gdy dopłynęliśmy do wyspy Emerald Island, zaczęliśmy wiosłować na stosunkowo otwartych wodach i nagle wiatr i fale znacznie spowolniły prędkość naszego kanu—a co najgorsze, jeszcze bardziej otwarte wody znajdowały się przed nami! Przez kilkanaście minut odpoczywaliśmy w małej zatoczce i raz jeszcze podjęliśmy próbę popłynięcia naprzód—lecz okazało się to praktycznie niemożliwe, kanu ledwie poruszało się do przodu; ostatecznie opłynęliśmy wyspę Emerald Island i zawróciliśmy (żegnaj, zimne piwo!).

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Niedaleko znadowała się zatoka Jenner Bay i wpłynęliśmy do niej wąskim kanałem, który też stanowił świetną zaporę dla większych łodzi. Na jej brzegach znajdowały się trzy miejsca biwakowe; wszystkie w lesie i było na nich dość ciemno z powodu ocieniających ich drzew. Dopłynęliśmy do miejsca nr. 601. Gdy weszliśmy z brzegu do lasu, czuliśmy się jak w innym świecie—było w nim coś strasznego i przerażającego—coś, co widuje się w horrorach i nawet zasugerowałem, że byłoby to świetne miejsce do nakręcenia takiego filmu. Na szczęście nic paranormalnego się nam nie przydarzyło i szczęśliwie opuściliśmy zatokę Jenner Bay. Raz jeszcze spróbowaliśmy popłynąc w stronę wyspy Frying Pan Island, jako że zdawało się, iż wiatr nieco zelżał, ale na próżno—po kilku minutach skierowaliśmy się ku naszemu biwakowi, ale przedtem jeszcze popływaliśmy trochę po zatoce Three Fingers Bay, która była osłonięta od wiatru.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Ostatni dzień naszej wyprawy, 22 lipiec 2011 roku! To właśnie dzisiaj minęło dokładnie 5 lat, odkąd wziąłem udział w pierwszym spotkaniu grupy internetowej “MeetUp” (www.meetup.com) ... i od tego czasu ‘zaliczyłem’ ponad 100 takich spotkań jako uczestnik i zorganizowałem około 20! Również dokładnie 30 lat temu spędzałem moje ostatnie letnie wakacje w Polsce, w okolicach Spychowa na Mazurach; tego dnia z kolegą I. P. pojechaliśmy rowerami do Rucianego-Nidy, zresztą wtedy Polska przeżywała ogromny kryzys, wszystkiego brakowało, pieniądze stawały się bezwartościowe i gdy przejeżdżaliśmy koło sklepu w wiosce Zgon, sklepowa właśnie go zamykała, bo dosłownie NIC już w nim nie było do sprzedawania, nawet przysłowionego octu! Cztery miesiące później opuściłem Polskę, a ponad dwa tygodnie po moim wyjeździe, 13 grudnia 1981 r. został wprowadzony stan wojenny przez rząd komunistyczny... Tak, czas leci i wszystko się zmienia.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Spakowaliśmy się i aby zaoszczędzić chodzenia do zatoczki, gdzie zazwyczaj trzymaliśmy kanu, znieśliśmy niektóre z naszych rzeczy po skalistym brzegu i ułożyliśmy je w kanu. W drodze powrotnej na brzegu rozbiliśmy nasz mały ‘namiot awaryjny’ i ucięliśmy sobie dłuższą drzemkę (byliśmy na nogach już od godziny 6:00 rano, całkiem wcześnie jak dla nas!) i o godzinie 17:00 dopłynęliśmy do parkingu (razem 16 km). Gdy pakowaliśmy samochód, włączyłem radio i właśnie podawano wiadomości o atakach terrorystycznych w Norwegi, w wyniku których poniosło śmierć 67 osób.

Pojechaliśmy do parku Oasler Lake Provincial Park, gdzie szybko wykąpaliśmy się, a następnie udaliśmy się do pobliskiego miasta Parry Sound i wstąpiliśmy do supermarketu Sobey’s, gdzie zamierzaliśmy kupić coś do zjedzenia, pojechać nad jezioro i tam zjeść kolację, oglądając zachód słońca. Sklep posiadał też sporo gorących i gotowych do spożycia produktów, których ceny właśnie zostały obniżone o połowę (sklep się niebawem zamykał). Tak więc kupiliśmy całe opakowanie smażonych kurczaków o ciekawej nazwie “Southern Style Fried Chicken” (“Smażone Kurczaki w Południowym Stylu”), parę opakowań “Chicken Fingers”, frytki i paszteciki—zresztą Catherina kupiła ich więcej, bo chciała niektóre z nich zabrać ze sobą do domu. Tak zaopatrzeni, pojechaliśmy na przystań, gdzie cumował statek turystyczny, pływający po obszarze Trzydziestu Tysięcy Wysp, usiedliśmy na przystani i zaczęliśmy jeść kupione przysmaki. Czekała na nas niestety paskudna niespodzianka! Owe “kury w południowym stylu” okazały się kompletnie bez smaku, suche, twarde i praktycznie nie nadające się do jedzenia; połowa frytek była od razu do wyrzucenia—były tak samo suche i twarde—a pozostała połowa częściowo jadalna pod warunkiem, że lubi się bezsmakowe, twarde i zbyt mocno przesmażone ziemniaki; pasztecik też był okropny i nie można go było zjeść. Dzięki Bogu Catherine kupiła gotowe do spożycia sałaty i dressing (które właściwie zamierzała zabrać do domu do Toronto), przynajmniej mogliśmy zjeść coś normalnego i nadającego się do konsumpcji.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

O ile sobie przypominam, w sklepie Sobey’s poprzednio byłem raz lub dwa razy w życiu i miałem wrażenie, że jest to raczej dobry sklep, oferujący duży wybór produktów dość wysokiej jakości, po odpowiednio wyższych cenach. Jakkolwiek w tym dniu moja opinia o tym sklepie zmieniła się diametralnie—wprost nie mogą pojąć jak jest to możliwe, aby PRZYGOTOWYWAĆ tak wstętne jedzenie, a do tego SPRZEDAWAĆ JE—gdyby nawet było bezpłatne, to nie wziąłbym go! Następnego dnia napisaliśmy list do Sobey’s, prosząc o zwrot pieniędzy i posłaliśmy rachunek wraz z etykietami—odpowiedź i bony towarowe na $15.00 dopiero otrzymaliśmy w drugiej połowie września, co oczywiście stanowiło minimalne zadośćuczynienie. W każdym razie po tej strasznej kolacji prawdopodobnie powinniśmy iść do... McDonald’a, ale chociaż byliśmy trochę głodni, mieliśmy dość jakiegokolwiek jedzenia, a w szczególności kur i frytek!

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Ogólnie była to przyjemna wyprawa, jednakże byliśmy bardzo rozczarowani lokacją naszego miejsca biwakowego i zacumowanymi łodziami. Catherina skontaktowała się ze strażnikiem parku i z powodu zaistniałej sytuacji, poprosiła o zwrot opłat za biwakowanie za pierwszą noc na miejcu nr. 202, na co park się zgdził, ale do tej pory (13 październik 2011 r.) nie otrzymała go. Zamierzamy zresztą skontaktować się z parkiem i Ministerstwem odpowiedzialnym za parki, aby przedyskutować tą zainstniałą sytuację i podzielić się z nimi naszymi innymi spostrzeżeniami, bo sądzimy, że park nie traktuje jednakowo nas, biwakowiczów, oraz duże łodzie motorowe.

Blog po angielsku/Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/07/massasauga-park-on.html
Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157627573094734/with/6104393117/

Tydzień na Kanu na Rzece Francuskiej (French River), Ontario, na Południe od Jeziora Nipissing, 3-8 Lipiec 2011 roku

Blog in English/po angielsku: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/07/french-river-dokis.html
Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157627463526200/


W moim ostatnim blogu o podróży po French River (http://ontario-nature-polish.blogspot.com/2010/08/french-river-ontario-dokis-july-2010.html ) pisałem, że French River, Rzeka Francuska, jest jak magnes i wyjazdy w jej okolice są zawsze ogromną przyjemnością. Minął mniej niż rok i znowu ją odwiedzam!

W niedzielę, 3 lipca 2011 roku (długi weekend Canada Day-Dzień Kanady) przybyliśmy do resortu Wajashk, położonego w Rezerwacie Indiańskim “Dokis”. Na molo spotkaliśmy rosyjską parę, która zakończyła swoją wycieczkę na kanu; bardzo narzekali na komary, ale puściłem ich słowa mimo uszu, bo większość osób narzeka na komary—i większość zwykle przesadza.

Canoeing on the French River, Ontario, July 3-8, 2011

Podczas naszej zeszłorocznej wycieczki po tej częście rzeki widzieliśmy wiele świetnych miejsc biwakowych i szczególnie jedno z nich, nr. 117, położone w zacisznej zatoce Bob’s Bay, bardzo się nam podobało i tam właśnie skierowaliśmy się w nadziei, że jest puste. Pogoda była wymarzona—gorąco, słonecznie i bezwietrznie. Minęliśmy kilka miejsc kempingowych i żadne nie wydawało się byc zajęte; również co jakiś czas przepływała koło nas łódź motorowa, niektóre praktycznie nawet nie zwalniały mijając nas i trzeba było od razu odpowiednio ustawić się do powstałych sporych fal. Nie minęły 2 godziny (i 7.4 km.) gdy wpłynęliśmy do zatoki Bob’s Bay, tuż za motorówką—myśleliśmy, że może właśnie ci ludzie zajmują miejsce biwakowe—ale na szczęście oni tylko wędkowali, a ‘campsite’ nr. 117 było wolne! Było to urocze miejsce, na rozległej skale, ze świetnym widokiem—ponieważ była to ślepa zatoka, nie spodziewaliśmy się wielu łodzi motorowych (i mieliśmy rację—przez cały okrez pobytu może przepłynęło koło nas 5 łodzi). Podobnie jak w poprzednim roku, na naszym miejscu było ZATRZĘSIENIE jagód—tylko schylić się i zbierać—a do tego bardzo szybko dojrzewały.

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Rozbiwszy namiot popływaliśmy trochę w zatoce, a potem rozwiesiliśmy tarpę, aby móc się pod nią schować od prażących promieni słońca i zabraliśmy się za czytanie magazynów, jakie zabraliśmy ze sobą—ja oczywiście “The Economist”, Catherine przywiozła całą stertę kanadyjskiego tygodnika “Maclean’s” (coś a’la kanadyjski “Time Magazine”), który ostatnio się całkiem poprawił i również z przyjemnością go czytałem. Pod wieczór odbyliśmy przejażdżkę na kanu dookoła zatoki Bob’s Bay, okrążyliśmy dwie wyspy i gdy się już dobrze ściemniło, z trudem znaleźliśmy przejście z powrotem—było ono wąskie i kamieniste. Dopłynęliśmy do naszego biwaku po godzinie 22:00 i rozpaliliśmy ognisko. I tu pojawił się następny problem: nie było możliwe siedzieć koło ogniska, jak to zazwyczaj czyniliśmy, jako że pojawiły się roje komarów i zawzięcie latały dookoła nas! Mimo że posprejowaliśmy środkiem przeciwkomarowym DEET nasze ubrania, mało to pomogło, komary były wszędzie, wpadały do nosa, do oczu, do uszu... NIGDY PRZEDTEM nie widziałem czegoś takiego! Catherine prędko uciekła do namiotu, chociaż miała na sobie siatkę przeciw komarom, a ja jeszcze jakiś czas siedziałem przy ognisku, wymachując non-stop kapeluszem i ręcznikiem, opędzając się od tych drapieżnych insektów i za każdym razem wpychałem dziesiątki z nich do ogniska, ale była to przysłowiowa kropla w morzu. Wkrótce zrezygnowałem i też poszedłem do namiotu—ale zanim mogłem do niego wejść, musiałem odpędzić latające dookoła mnie komary, jak też pozbyć się dziesiątek komarów, które siedziały na namiocie. Będąc wewnątrz przez kilka minut wyłapywaliśmy te, którym udało się dostać do środka. Cały czas słyszeliśmy ich brzęczenie—cieszyliśmy się, że nasz namiot chronił nas od nich, ale już następnego dnia popsuł się suwak i niedługo musieliśmy kupić następny namiot firmy Eureka!, model El Capitan 3. Zwykle gdy biwakujemy, siedzenie przy ognisku należy do naszych największych przyjemności i czasem rozmawiamy do godzin rannych, ale tym razem zdecydowaliśmy się rozpalać ognisko o wiele wcześniej, szybko wrzucić nasze jedzenie na grilla i udać się do namiotu przed godziną 21:30—bo własnie o tej godzinie, jak w szwajcarskim zegarku, komary przystępowały do ataku.

'aurora

Następnego dnia po południu popłynęliśmy koło wyspy Hunt Island i dookoła wysepek, na których znajdowały się miejsca biwakowe nr. 118, 119 i 120. Natomiast 5 lipca 2011 r. wybraliśmy się na dłuższą przejażdżkę. Wyruszyliśmy już o godzinie 7 rano, minęliśmy wypę Comfort Island, przepłynęliśmy przez środek rzeki i zatrzymaliśmy się na miejscu nr. 126 na wyspie Wright Island, koło Russell Island, gdzie rozbiliśmy nasz zapasowy namiocik—byliśmy niewyspani, jak też nie chcieliśmy wiosłować w samo południe, gdy było niesamowicie gorąco i wilgotno. Namiot okazał się całkiem niezły, chociaż musiałem lekko zginać nogi, aby się w nim móc położyć.

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Następnie popłynęliśmy do przystani Riverview Cottages Marina w Rezerwacie Indiańskim “Dokis”, kupiliśmy lody, obejrzeliśmy piękną łódź-dom, wykonaną recznie z drewna przez jednego faceta w prezencie dla żony (która, jak nam powidziano, niebawem zmarła), powiosłowaliśmy do tamy Big Chaudiere Dam. Niedaleko niej znajduje się 600 metrowy portaż—lecz przez setki lat istniał tam historyczny Portaż Chaudiere, używany najpierw przez przez Indian, a potem przez wszystkich Europejczyków tamtędy przepływających (wczesnych eksploratorów, voyageours i courtiers de bois), jako że była to najlepsza droga pozwalająca uniknąć bystrzyn Chaudiere.

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Alexander Mackenzie (1764-1820), szkocki odkrywca, podróżował w tym miejcu na tej French River w końcu XVIII wieku i tak oto opisał Portaż Chaudiere:

Około sześć mil stąd znajduje się jezioro Nepisingui, jakieś dwanaście lig długie (1 liga=ok. 5 km), ale droga na kanu wynosi trochę więcej; w najszerszej części jest ono na jakieś 15 mil szerokie, z kamienistymi brzegami. Zamieszkujący tam ludzie składają się z pozostałości licznego plemienia neofitów o nazwie Nepisinguis należącego do narodu Algonquin. Z tego jeziora wypływa rzeka Rivere des Francois, płynąca po skałach o znacznej wysokości. W zatoce na wschód od niej prowadzi szlak przez Portaż Chaudiere des Francois, długi na pięćset czterdzieści cztery kroki, kończący się na spokojnej wodzie. Tenże portaż chyba powinien być zwany Czajnikiem z powodu ogromnej liczby otworów w skale o cylindrycznym kształcie, przypominających to właśnie naczynie kuchenne.

Ów historyczny portaż można było jeszcze zobaczyć na zdjęciach lotniczych z lat czterdziestych XX wieku. Niestety został on prawie całkowicie zniszczony w 1949 i 1950 roku podczas budowy kanału Portage Channel. Jedynie jego początek i koniec wyglądają mniej więcej tak, jak wyglądały w przeszłości. Dla zainteresowanych historią French River polecam książkę “French River. Canoeing the River of the Stick-Wavers” autorstwa Toni Harting.

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Przeszedłem się 50 metrów na początku tego historycznego portażu, na surowej skale, ale szybko okazało niemożliwością iść dalej, był on zarośnięty i pojawiał się poison ivy, trujący bluszcz, którego dotknięcie powoduję bardzo nieprzyjemną alergiczną reakcję—swędzenie skóry, bąble, oparzenia, a u niektórych osób może wymagać hospitalizacji. Na brzegu obecnie używanego portażu znaleźliśmy szaszetkę, zawierającą kompas i kilka innych rzeczy osobistych, ale ponieważ nie mogliśmy zidentyfikować jej właściciela, zdecydowaliśmy się ją pozostawić w tym samym miejscu—prawdopodobnie ów człowiek niedawno tu przechodził, niosąc kanu, i zauważywszy jej brak, może jeszcze się po nią wróci.

W tym miejscu chciałbym wpomnieć bardzo smutną historię, która jest w pewien sposób związana z tym miejscem i naszą obecną podróżą.

Na początku 2009 roku skontaktowała się ze mną para małżeńska z Polski, Jarosław Frąckiewicz i Celina Mróż. Przeczytawszy na Internecie opisy moich podróży na French River, bardzo się nimi zainteresowali i pragneli przyjechać do Kanady i odbyć podobną podróż.

Po wymianie kilkunastu emailów, wysłaniu im map, opisów, zdjęć i filmów z moich wycieczek po tej rzece, jak też dyskusjach na forum ‘Canadian Canoe Routes,’ przybyli do Kanady i rozpoczęli niezmiernie ambitną podróż, płynąc swoim małym, składanym kajakiem po French River, Lake Nipissing, Mattawa River i Ottawa River—nawet kanadyjscy wodniacy podziwiali odwagę tej polskiej pary!

With Jarek Frackiewicz and Celina Mroz--Brampton, Ontario, July 29, 2009

Miałem okazję się z nimi spotkać 29 lipca 2009 r. w Brampton, dzień przed ich wyjazdem do Polski i zaprosić ich do restauracji greckiej na obiad—byli to naprawdę niesamowicie ciekawi ludzie i doświadczeni kajakarze, którzy odbyli masę podróży kajakowych w wielu krajach świata, zresztą często zaglądałem do ich blogu,
http://blog.kajak.org.pl/wloczykije i na ich stronę internetową, http://www.moje-kajaki.net/ , a od czasu do czasu wymieniliśmy emaile.

Dosłownie dzień lub dwa przed wyruszeniem na moją obecną podróż po French River dowiedziałem się z Internetu, że wybrali się na spływ kajakowy w Ameryce Południowej; dwudziestego szóstego maja 2011 roku napisali w swoim blogu, że właśnie zaczynają podróż po rzece Ucayali River w Peru. Mieli powrócić do Polski 21 czerwca 2011 roku, ale nie pojawili się na lotnisku i nikt nic o nich i od nich nie słyszał od 26 maja 2011 r. Tak więc trudno mi było o nich NIE myśleć podczas tej wycieczki—przecież oni przeprawiali się przez właśnie ten portaż Chaudiere, gdzie właśnie byliśmy, a potem płynęli do jeziora Nipissing Lake, tak więc wielokrotnie przecinaliśmy trasę, którą oni pokonywali 2 lata temu. Ponieważ nie miałem dostępu do Internetu, nie miałem pojęcia czy ich odnaleziono, toteż po powrocie do Toronto pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, to sprawdziłem ich stronę internetową—i wiadomość, którą przeczytałem, była dewastująca: okazało się, że zostali zamordowani na rzece Ukajali 27 maja 2011 r. przez peruwiańskich Indian. Podejrzanych o ten czyn morderców zatrzymano i przyznali się oni do tej haniebnej zbrodni.

Ale wróćmy do rzeczywistości... przed godziną 19 powróciliśmy na nasze miejsce biwakowe (razem zrobiliśmy 22 km), rozpaliliśmy ognisko, rzuciliśmy steki na grill i spożyliśmy kolację zanim nastąpił okrutny atak pragnących naszej krwi komarów!

W dniu 6 lipca 2011 r. planowaliśmy popłynąć do jeziora Lake Nipissing, ale z powodu stosunkowo silnego wiatru zdecydowaliśmy się pozostać na naszym miejscu i popływać po zatoce Bob’s Bay. Rano przepłynął koło nas Hobie—jest to coś w rodzaju żaglówki, kajaka i katamarana (http://www.hobiecat.com/ ). Porozmawialiśmy z jej właścicielem który płynął do zatoki, aby obserwować rodzinę bawiących się wydr. Gdy odpłynął, zobaczyliśmy dużego żółwia pływającego przy brzegu—od czasu do czasu można spotkać takie okazy.

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Codziennie wędkowałem i właśnie złapałem szczupaka, który idealnie nadawał się na obiad dla dwóch osób—włożyliśmy go do mocnej torby i zanurzyliśmy w wodzie, zostawiając jego sprawienie na później. Pod wieczór popłynęliśmy na zatokę Bob’s Bay, gdzie złapałem jeszcze jednego szczupaka, który niestety zerwał się przy samej łódce. Aby uniknąc komarów, wróciliśmy stosunkowo wcześnie i od razu przygotowałem się do oczyszczenia pozostawionego szczupaka—gdy usłyszałem, jak Catherine krzyknęła, że szczupaka nie ma! Myślałem, że jest to żart, ale okazało się, że w torbie była wygryziona spora dziura—najprawdopodobniej przez żółwia, który pewnie miał ucztę życia!

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Siódmego lipca 2011 r. wstaliśmy już o godzinie 5 rano (dzięki Catherine!), wypiliśmy kawę, zjedliśmy skromne śniadanie i już o 6 rano byliśmy na wodzie, kierując się ku jeziorze Nipissing. Pogoda była idealna—nie było wiatru i rozkoszowaliśmy się wiosłując tak wcześnie rano. Unikaliśmy głównego szlaku rzeki, płynąc kanałami i zwężeniami, przepływając koło mniejszych i większych wysepek (Drunken Island, Bragdon Island, Partridge Island), mijając czasem domki letniskowe, niektóre o niezmiernie ciekawej architekturze. W końcu osiągnęliśmy początek French River i dopłynęliśmy do jeziora Nipissing—spoglądaliśmy na jego bezkresne i zdradliwe wody, nie dostrzegając przeciwnego brzegu. Byłem pełen podziwu dla Jarka i Celiny, którzy jezioro to przepłynęli na swoim kajaku dwa lata temu.

Canoeing on the French River, Ontario, July 3-8, 2011

Płynęliśmy koło wyspy Burnt Island (na której było kilka miejsc biwakowych) i wpłynęliśmy na jezioro Nipissing. Niedaleko od nas znajdowały się wyspy Target Island, Little Sandy Island and Sandy Island, a za nimi było jedynie bezkresne jezioro Nipissing. Po kilku kilometrach skręciliśmy w lewo, w Canoe Pass (Kanał Kanu), używany też przez łodzie motorowe i zatrzymaliśmy się na ‘campsite’ nr. 105, gdzie przez godzinę odpoczywaliśmy—było to fajne miejsce i ciekawa okolica, lecz dość głośna, bo sporo łodzi używało Canoe Pass. Natępnie przepłynęliśmy przez kanał przed Gibraltar Point, koło wyspy Cleland Island i dopłynęliśmy do wyspy, na której znajdowała się Keystone Lodge (Ośrodek Keystone).

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Bardzo miły facet powiedział, że możemy udać się do głównego budynku, gdzie poszliśmy do restauracji i zamówiliśmy kilka drinków i coś przekąsiliśmy. Ten facet i jego żona byli tzw. caretakers, gospodarzami/nadzorcami tego ośrodka i po lunchu jego żona pokazała nam go pokazała. Rzeczywiście, ośrodek był imponujący—miał wiele domków kempingowych dla gości, restaurację serwującą regularne posiłki, własny generator, lądowisko dla helikopteraów, własne nowo-zainstalowane filtry dla pitnej wody, piec na drzewo, który również ogrzewał wodą domki kempingowe, kilka doków na łodzie (czasem zatrzymywał się tam statek “Commanda”, pływający z North Bay do Dokis) i inne udogodnienia. Usłyszeliśmy kilka ciekawych historii o tym ośrodku—na początku XX wieku przybywali w te okolice głównie Amerykanie na wakacje i wykupili wiele ziemi i wysp na French River, oczarowani ich niepowtarzalnym pięknem. Jednym z turystów odwiedzających tenże ośrodek przed II wojną światową był Harry S. Truman i podobno nawet do tej pory istnieje jego fotografia, jak stoi przed napisem “Keystone Lodge”. Mówiąc o pracy, jaką ci gospodarze tutaj wykonują, wspomniała o książce Stephena Kinga pt. “The Shining”, w której główny bohater jest nadzorcą ogromnego hotelu, spędza w nim wraz z żoną i dzieckiem zimę i w końcu staję się obłąkany i próbuje zamordować swoją żonę i syna. W tej powieści ów człowiek miał na nazwisko Torrance; wyspa, na której położona jest Keystone Lodge nazywa się... Torrance Island!

Canoeing on the French River, Ontario, July 3-8, 2011

Chętnie porozmawialibyśmy z nią dłużej, ale było już dość póżno, a nas czekało jeszcze kilka godzin wiosłowania. Ponieważ nie było wiatru, dopłynęliśmy z powrotem w ciągu 2 godzin—ubiegłego roku strasznie wiało, gdy płynęliśmy tą samą trasą i ledwie sobie poradziliśmy z wiosłowaniem pod wiatr. Tego dnia przepłynęliśmy razem 36 km—jak do tej pory, nasz rekord!

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Ostani dzień naszego pobytu, 8 lipiec 2011 r. zaczął sie wietrzną i niestabilną pogodą. Po spakowaniu się i załadowaniu kanu naszymi rzeczami wybraliśmy najkrótszą, jak też i osłoniętą od wiatru trasę, starając się ‘ukryć’ za wysepkami, ale kilka razy musieliśmy odpocząć po wiosłowaniu pod wiatr—fale i wiatr stawały się dla nas coraz większym problemem. W końcu dotraliśmy do ośrodka Chaudiere Lodge, położonego vis-a-vis Wajashk, gdzie był zaparkowany nasz samochód. Nie tylko wiał dość mocny wiatr, ale też pojawiły się złowieszcze, czarne chmury. Porozmawialiśmy przez chwilę z pracujacym w ośrodku młodym Australijczykiem, cały czas zastanawiając się, czy przeczekać, czy też wiosłować. Od Wajashk dzielił nas jeden kilometr otwartej wody... zdecydowaliśmy się jednak popopłynąć i wiosłować jak najmocniej się dało. Chociaż płynęliśmy pod wiatr, nasz wysiłek musiał zaowocawać, kanu osiągało szybkość aż 7 km/h. Cały czas widzieliśmy, jak nad nami zbiera się coraz więcej czarnych, nie wróżących nic dobrego chmur burzowo-deszczowych. W pewnym momencie poczułem, jak uderzyła mnie fala zimnego powietrza—temperatura musiała spaść o 5-7 stopni dosłownie w ciągu sekundy, miałem wrażenie, że wszedłem do klimatyzowanego pomieszczenia! Zmęczeni i spoceni, dotarliśmy w mniej niż 10 minut do Wajashk. Catherine pobiegła do samochodu i go przyprowadziła, a ja szybko wykładałem z kanu nasze rzeczy, a następnie ładowaliśmy je do samochodu. Jeden facet, który wynajmował domek kempingowy, pomógł nam umieścić kanu na dachu samochodu. Zakończyliśmy cały ten proces rozpakowywania i zapakowywania w rekordowym czasie i w tym momencie zaczęło lać jak z cebra—raz jeszcze mieliśmy szczęście!

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w opuszczonym hotelu/stacji benzynowej. Według istniejącego napisu, cena benzyny wynosiła 84.9 centów... za galon! Hm... tego samego dnia zapłaciliśmy $1.36 za litr benzyny—stare, dobre czasy! I oczywiście jeszcze wpadliśmy tradycyjnie do restauracji The Hungry Bear na podwieczorek, aby posilić się przed naszą kilkugodzinną jazdą do Toronto.

Canoeing on the French River (Dokis), Ontario, July 03-08, 2011

Blog in English/po angielsku: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/07/french-river-dokis.html
Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157627463526200/

Six Mile Lake Park, Czerwiec 2011 roku

Blog po angielsku/In English: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/07/six-mile-lake-park-on.html


Biwakowanie w Parku Six Mile Lake i Pływanie na Kanu po Różnych Jeziorach w Muskoka, Ontario, 18-24 Czerwiec 2011 r.

Po raz pierwszy wybrałem się do parku Six Mile Lake Provincial Park prawdopodobnie na początku lat dziewięćdziesiątych, 20 lat temu. Park ten, położony na północ od miasteczka Port Severn, koło autostrady nr 400 (chociaż w latach dziewięćdziesiątych była to jeszcze wąska dwupasmowa droga nr 69) posiada wiele świetnych miejsc kempingowych, parę krótkich pieszych szlaków oraz pozwala na pływanie na kanu czy też wędkowanie na dużym akwenie wodnym—a do tego jest stosunkowo blisko Toronto (ok. 1.5 godziny jazdy samochodem). W ciągu ostatnich 20 lat biwakowałem w tym parku zapewne kilkanaście razy, często zatrzymując się na dwie nocy podczas wędkowania na pobliskiej zatoce Georgian Bay. Z powodu swojego dogodnego położenia park ten jest zwykle całkowicie wypełniony turystami w miesiącach letnich, toteż zawsze staram się w nim biwakować albo w maju/czerwcu lub we wrześniu/październiku: w roku 2010 byliśmy w nim dwukrotnie i bardzo miło wspominamy te pobyty, tak więc postanowiliśmy do niego się wybrać i w tym roku. Udało się nam zarezerwować bardzo dobre miejsce (na którym spędziłem parę dni w 2009 r.) i 18 czerwca 2011 pojawiliśmy się w parku.

Muskoka, Ontario, June 2011

Rzeczywiście, miejsce okazało się wyborne: stosunkowo odseparowane, przestronne, wychodzące na bagniste jeziorko—a w tym roku pojawiło się coś nowego—spore żeremie bobrów kilkanaście metrów od brzegu! Bobry również zbudowały dookoła tamę, tak więc poziom wody lekko się podniósł od mojego ostatniego pobytu. Spodziewałem się codziennie obserwować bobry, ale przez kilka pierwszych dni ani nie widziałem, ani nie słyszałem żadnego bobra i zacząłem podejrzewać, że może te ciekawe stworzonka po prostu opuściły swoje mieszkanko... lecz jednego dnia wreszcie zobaczyliśmy bobra, który bardzo cichutko pływał w jeziorku, nurkował, potem wypływał w innym miejscu. Po rozbiciu namiotu pojechaliśmy do miasteczka Port Severn. Rok temu most przebiegający przez śluzę był w naprawie i musieliśmy używać autostradę nr 400 aby dostać się na drugą stronę miasteczka; niestety, most nadal był w naprawie. W Port Severn mieści się mały sklepik alkoholowy, poczta, kilka mniejszych sklepików i kilka przystani. Jakby nie było, to właśnie tutaj kończy się (lub zaczyna, w zależności w którą stronę się podróżuje) „The Trent-Severn Waterway”, kanał Trent-Severn, który umożliwia łodziom płynąć z jeziora Ontario do Georgian Bay. Kupiwszy zimne piwo, pojechaliśmy do parku, a wieczorem wybraliśmy się na krótką przechadzkę po pieszym szlaku „The Living Edge Trail”.

Muskoka, Ontario, June 2011

Jest to uroczy szlak, przebiegający przez bagna, przecinający szlak używany w zimie przez skutery śnieżne i ciągnący się po drugiej stronie jeziorka, przy którym znajdowało się nasze miejsce kempingowe. Doszliśmy do platformy zrobionej z desek i położonej na bagnach i przez kilkanaście minut obserwowaliśmy 'tańczące' na wodzie różne insekty . Gdy zaczęło się ściemniać, usiedliśmy koło ogniska i słuchaliśmy koncertu w wykonaniu 'tree frogs' (rzekotki drzewne). I chociaż przy świetle latarek dokładnie oglądaliśmy drzewa i krzewy, z których dobiegały te głośne dźwięki, nigdy nie udało się nam zobaczyć ani jednej żaby! Ponieważ był weekend, słyszeliśmy śmiech i głośne rozmowy dobiegające z różnych miejsc biwakowych. Pzylegające do nas miejsca biwakowe były puste, mieliśmy więc dużo prywatności.

Muskoka, Ontario, June 2011

Gdy szykowaliśmy się do pójścia do namiotu, pojawił się szop pracz; spojrzał na nas i szybko odszedł--niewątpliwie do innego miejsca kempingowego w poszukiwaniu jedzenia. Szop ten pojawiał się każdej nocy; pomimo naszych zabezpieczeń, udało mu się ukraść paczkę kolb kukurydzy, którą Catherine przygotowała na grill.

W niedzielę większość turystów opuściła park i czuliśmy się prawie tak, jak byśmy biwakowali gdzieś na French River. Pogoda była idealna na pływanie na kanu—byliśmy przecież w Muskoka, jednym z najbardziej popularnych regionów wypoczynkowych i rekreacyjnych, posiadającym około 1600 jezior (największymi są jezioro Rosseau, Muskoka i Joseph) i tysiące cottages, domków letniskowych, wiele z nich wyglądających jak pałace, posiadające ogromne hangary dla łodzi, oddzielne budynki dla gości i służby, zacumowane łodzie i nawet samoloty lądujące i startujące na wodzie (nie wspominając, że niektóre posiadają też korty tenisowe, baseny, sauny i lądowiska dla helikopterów). Ponad 2 miliony turystów co roku odwiedza Muskokę, aby rozkoszować się jej unikalnym krajobrazem i oddawać się czynnemu wypoczynkowi na wodzie. Jak się okazało, magazyn National Geographic opublikował listę 10 Najlepszych Wycieczek Letnich w 2010 Roku—i Muskoka została zajęła pierwsze miejsce na tej liście! Nic dziwnego—bardzo dużo czołowych ludzi biznesu i rozrywki (np. Goldie Hawn, Steven Spielberg, Tom Hanks, Mike Weir, Martin Short, Kurt Russel, Cindy Crawford) ma swoje letnie domki wypoczynkowe w tej okolicy. Ponieważ nie ma w tym regionie żadnych centralnie położonych parków lub innych pól biwakowych, park Six Mile Lake stanowi idealny punkt wypadowy w te okolice.

Muskoka, Ontario, June 2011

Po kilkunastu minutach studiowania mapy postanowiliśmy pojechać w okolice miasteczka Bala. Trasa prowadziła przez drogę nr 38, indiański rezerwat (Mohawk Wahta), w którym było masę znaków reklamujących 'tanie papierosy'--rzeczywiście, kosztują tutaj mniej niż połowa oficjalnej ceny. Chociaż taka sprzedaż w rezerwatach indiańskich ma miejsce od wielu lat, według niedawnego artykułu w torontońskiej gazecie, rząd ma zamiar wziąć się za tych, co kupują i transportują takie nie bardzo legalne papierosy. Przejechawszy przez bardzo ciekawe i znane miasteczko Bala, jechaliśmy drogą nr 169 i dotarliśmy do przytulnej przystani w Torrance, na Wschodniej Zatoce (East Bay) jeziora Lake Muskoka. Pogadaliśmy trochę z młodym pracownikiem przystani, zapłaciliśmy $5.00 za parking i po kilkunastu minutach już wiosłowaliśmy na jeziorze, mijając wiele domków letniskowych—niektóre były małe, inne potężne, wytworne, z ciekawymi hangarami dla łodzi i oddzielnymi budynkami dla gości czy służby. Dopłynęliśmy do ślepej zatoczki ze skalnymi bystrzami; co ciekawe, na jej brzegach nie było żadnych budynków i myśleliśmy, że może jest to crown land, 'ziemia królewska', tzn. publiczna, ale później powiedziano nam, że to część parku Hardy Lake, w którym jednak nie można biwakować. Będąc w zatoczce, mapa topograficzna w moim GPS przestała nagle działać i nie potrafiłem jej z powrotem zainstalować, tak więc przez pozostałą część podróży jedynie miałem dostęp do wbudowanej w GPS podstawowej mapy (która była praktycznie bezużyteczna); musiałem polegać na papierowych mapach, które nie były zbyt dokładne dla naszych celów. Powoli słońce zaczęło zachodzić; płynęliśmy leniwie koło wysepek Morris Island i Crane Island. Gdy zbliżaliśmy się do małej wysepki (Loon Island—Wyspa Nura), usłyszeliśmy ogromny rozgardiasz i zobaczyliśmy wiele ptaków fruwających dookoła wyspy. Okazało się, że cała ta wyspa to była jedna ogromna kolonia ptaków; naliczyliśmy przynajmniej 5 gniazd znajdujących się na czubkach drzew, w których znajdowały się majestatyczne blue herons, niebieskie czaple, masę gniazd kormoranów i kilka piskląt mew wraz z rodzicami. Ptaki wyfruwały z wyspy i do niej wracały, robiąc wiele krzyku, ale nie przypuszczam, że my byliśmy tego powodem—opłynęliśmy dookoła wyspę i zaczęliśmy oddalać się od wyspy i cały czas dochodziły do nas odgłosy wydawane przez to fruwające towarzystwo.

Muskoka, Ontario, June 2011

Było już ciemno, gdy dotarliśmy do przystani. Atakowani przez chmary komarów, położyliśmy kanu na samochód, zabiliśmy kilkanaście tych, które dostały się do samochodu i wyruszyliśmy do parku. Chociaż komary nie stanowiły specjalnego problemu w parku, stawały się one niezmiernie aktywne pomiędzy 21 i 22:00—właśnie w czasie, gdy kończyliśmy nasze wodne wycieczki! Jadąc do parku, zauważyłem na poboczu drogi kilka saren—starałem się jechać jak najwolniej abym w razie czego mógł zahamować gdyby sarna lub inne zwierzę zdecydowało się przejść przez drogę przed moim samochodem.

W poniedziałek, 20 czerwca 2011 roku zostaliśmy przebudzeni o 6:00 rano przez bardzo głośne mewy, które pewnie walczyły o jedzenie na naszym miejscu biwakowym—jakkolwiek nie zostawiliśmy żadnego jedzenia (nawet gdybyśmy zostawili, to i tak nasz przyjacielski szop pracz pożarłby je w nocy). Spaliśmy do południa; ponieważ było gorąco i parnie, nie mieliśmy nic przeciwko temu dodatkowemu wypoczynkowi. W dalszej części dnia postanowiliśmy pojechać do miasta Gravenhurst (miejsce urodzenia Normana Bethune, kanadyjskiego komunisty który wyjechał do Chin w 1938 roku. Mao Tse Tung napisał esej pt. „Pamięci Normana Bethune'a” w grudniu 1939 r., nie szczędząc dla tego komunisty pochwał. [„Wybitny chirurg Norman Bethune (…) przybył do Chin na wiosnę 1938 r. Przepojony duchem komunizmu, służył armii i ludziom przez prawie dwa lata. Zmarł na posterunku lecząc rannych żołnierzy. Nie miał na względzie żadnych egoistycznych celów i będąc cudzoziemcem poświęcił się całkowicie sprawie wyzwolenia ludu chińskiego. Co go pobudziło do tego? Jego internacjonalizm, jego świadomość komunistyczna, które powinny być przykładem dla każdego komunisty chińskiego”.]. Rzeczywiście, Bethune stał się postacią znaną praktycznie każdemu Chińczykowi, bo esej ten stał się częścią słynnej „Czerwonej Książeczki”, stanowiącą obowiązkową lekturę dla Chińczyków—a muzeum Bethune w Gravenhurst jest nadal odwiedzane przez Chińczyków!

Muskoka, Ontario, June 2011

Odwiedziliśmy Gravenhurst, które jest jednym z trzech głównych miast w Muskoka (Hunstville i Bracebridge to pozostałe dwa). Na brzegu ciągnął się długi parking samochodowy i publiczna rampa dla spuszczania łodzi... jak też duży hotel, drogie bloki mieszkalne (condominiums) i wiele nowych budynków. Pamiętam, że przyjechałem w to samo miejsce około 15 lat temu, parkując na stosunkowo małym parkingu nad jeziorem, a potem łowiłem ryby niedaleko brzegu—jakże od tego czasu zmieniła się ta okolica! I gdy już po przyjeździe spojrzałem na mapę topograficzną, zauważyłem, że widniały na niej tory kolejowe, prowadzące dokładnie do miejsca, gdzie spuściliśmy kanu na wodę. Oczywiście nie zauważyłem żadnych pozostałości po torach kolejowych, jedynie luksusowe budynki i hotel...

Muskoka, Ontario, June 2011

Najpierw skierowaliśmy się w kierunku zacumowanego statku pasażerskeigo „The RMS Segwun”, najstarszego nadal działającego statku w Ameryce Północnej, zbudowanego w 1897 r.. Następnie popłynęliśmy w kierunku północnym, minęliśmy wysepkę Gravette Island (pamiętam, że to właśnie koło tej wysepki 15 lat temu łowiłem ryby i nagle spławik schował się pod wodą; zanim miałem czas zareagować, mocna żyłka pękła i straciłem być może największą rybę, jaką złapałbym w życiu... cóż... zazwyczaj ryby, których się nie potrafi złowić, są największe!) i w końcu dopłynęliśmy do wyglądającego na szpital budynku, który był opuszczony. Pomimo że ogromny napis mówił, aby nie wchodzić na ten teren, Catherine oczywiście od razu udała się na przechadzkę po 'zakazanej' okolicy. Jak się potem dowiedziałem, był to rzeczywiście szpital, jakoby pierwszy szpital-sanatorium dla gruźlików w Kanadzie, a następnie został przerobiony na szpital dla umysłowo chorych. Przynajmniej przez kilkanaście lat był opuszczony i jakoś jego właściciel, tzn. rząd, nie kwapił się go sprzedać—wyobrażam sobie, jak dużo wart był ten teren! Popływaliśmy dookoła szpitala i powoli skierowaliśmy się w drogę powrotną.

Muskoka, Ontario, June 2011

Ponieważ ściemniało się, założyliśmy na głowę latarki, aby być widocznym dla przepływających łódek (jakimś sposobem kanu nie muszą mieć żadnych przytwierdzonych świateł w nocy, normalna zapalona latarka jest wystarczająca). Podczas gdy światło latarek spowodowało, że łodzie nas widziały i omijały, również przyciągnęło ono uwagę komarów—które niestety nas nie omijały.

Wtorek, 21 czerwca 2011 r. był trochę pochmurny. Prognoza pogody wspominało o opadach deszczu i burzach, ale postanowiliśmy zaryzykować i popływać na kanu. Tym razem udaliśmy się do pobliskiego miasteczka Port Severn i z tamtejszej przystani położyliśmy kanu na wodę.

Muskoka, Ontario, June 2011

Wydawało się, że będzie padać, ale czarne chmury zostały rozwiane przez wiatr i nie musieliśmy zakładać płaszczy przeciwdeszczowych. Skierowaliśmy się w stronę Gloucester Pool, minęliśmy wiele wysepek i imponująco wyglądających domków letniskowych. Zatrzymaliśmy się na przystani koło wyspy Piklington Island. Kupiliśmy czipsy i porozmawialiśmy trochę z właścicielem, bardzo miłym człowiekiem który kupił tą przystań 4 lata temu. Okazało się, ze wyspa Piklington Island została sprzedana jakiś czas temu; developer zbudował most oraz cztery ogromne domki letniskowe, które są na sprzedaż za 1.3 miliona dolarów każdy. Przepłynęliśmy pod mostem, minęliśmy przystań (Narrows Marina), powoli wiosłowaliśmy przez bardzo zarośniętą część jeziora. Minęliśmy jeszcze jeden most prowadzący do wyspy Darling Island i za wyspą Hawkins Island wpłynęliśmy do Gloucester Pool. Jak zwykle, ciągnąłem za kanu błystkę, ale nic nie udało mi się złapać. Rozmawiałem z wędkarzami, których mijaliśmy i też nie mieli szczęścia, mówili, że jakoś ryby ostatnio nie biorą. Cieszyłem się tym, że byłem w dobrym towarzystwie! Gdy dopłynęliśmy z powrotem do przystani, słońce już zaszło, lecz było to najdłuższy dzień w roku i niebo mieniło się czerwonym i różowym kolorem. Dopłynęliśmy jeszcze do śluzy, dookoła wyspy Yellowhead Island i wreszcie od rampy, gdzie powitały nas roje komarów—dosłownie w biegu założyliśmy kanu na dach samochodu i wrzuciliśmy nasz sprzęt na tylne siedzenia, bo nie dało się po prostu wytrzymać! Catherine założyła na siebie siatkę przeciw komarom—jeżeli o mnie chodzi, to uważam, że komary są dokuczliwe, ale zazwyczaj radzę sobie z nimi bez używania siatki. Gdy wreszcie byliśmy bezpiecznie w środku samochodu, zamknęliśmy drzwi i przez następne 10 minut wytłukliśmy dziesiątki tych dokuczliwych owadów, które dostały się do środka.

Muskoka, Ontario, June 2011

Jak oczekiwaliśmy, w nocy padało, tak więc następnego dnia (środa) pojechaliśmy do Bracebridge, parkując samochód koło wodospadów i starej elektrowni wodnej (która właśnie była restaurowana. Spory dok służył do cumowania statków pływających po rzece. Przeszliśmy się główną ulicą (większość sklepów była jednak zamknięta), zobaczyliśmy starą, zabytkową elektrownię wodną i porozmawialiśmy z mieszkańcem Bracebridge który właśnie spacerował z dwoma pieskami. Ponieważ pogoda nadal była niepewna i było już późno, tym razem nie popłynęliśmy na kanu, ale przyrzekliśmy sobie w przyszłości przyjechać do Bracebridge i spędzić parę godzin na kanu na rzece Muskoka River. Gdy jechaliśmy z powrotem do parku zaczęło padać. Dzięki rozłożonej nad naszym ogniskiem i obozowiskiem plandece mogliśmy pomimo deszczu przez kilka godzin siedzieć przy ognisku.

W czwartek, 23 czerwca 2011 r. z powodu padającego deszczu spędziliśmy większość czasu na biwaku; w pewnym momencie zaczęło lać jak z cebra, ogromna kałuża uformowała się koło namiotu, ale namiot w środku był suchy.

Muskoka, Ontario, June 2011

Później pogoda się trochę ustabilizowała i postanowiliśmy popływać na parkowym jeziorze Six Mile Lake (z którego można płynąć na pozostałe jeziora). Tym razem nie musieliśmy jechać daleko, aby zacząć nasza krótką wyprawę—przystań parku była około kilometra od naszego miejsca. Po pewnym czasie dopłynęliśmy do wyspy Maud Island; gdy zawróciliśmy, było już późno i ciemno i w pewnym momencie nie bardzo widzieliśmy, w którą właściwie stronę powinniśmy wiosłować.

Muskoka, Ontario, June 2011

Chociaż mój GPS nie pokazywał mapy topograficznej, cały czas zaznaczał przepłyniętą przez nas trasę, co bardzo pomagało odnaleźć właściwą drogę powrotną—ale za nic nie mogłem tym razem uruchomić jego podświetlenia i musiałem do tego celu używać latarki (nie pierwszy to problem, jaki miałem z moimi GPS-ami). Niebawem zapadły ciemności, oboje mieliśmy na głowach zapalone latarki, które oczywiście przyciągały chmary komarów i wiosłując w ciemnościach głównie kierowaliśmy się trasą pokazywaną przez GPS i ledwie widoczne światełka koło domków letniskowych. Większość z nich była zamknięta w tym czasie i nikogo w nich nie było. Ponieważ coraz więcej ludzi używa dookoła domków nowe lampki ogrodowe na baterie słoneczne, tak więc gdy nawet z oddali widzieliśmy dobrze oświetlony cottage nie oznaczało to, że ktokolwiek go zajmował! Wreszcie dopłynęliśmy do brzegu, znaleźliśmy w ciemności dok i szybko dojechaliśmy na nasz biwak, aby spędzić ostatnią noc przy ognisku.

W piątek, 24 czerwca 2011 r. wstaliśmy dość wcześnie i mieliśmy się zacząć pakować, spodziewając się, że już po południu na nasze miejsce mogą przyjechać następni turyści (normalnie powinniśmy go opuścić do godziny 14:00)--ale cały czas padało i spaliśmy do południa, aż wreszcie się wypogodziło. Powoli jedliśmy śniadanie, czytaliśmy gazety, odkładając pakowanie na później, gdy zobaczyliśmy wolno jadący samochód, który zatrzymał się koło naszego biwaku... i jak się okazało, rzeczywiście byli to nasi 'następcy'! Był to dla nas dobry bodziec i chyba nigdy tak szybko nie spakowaliśmy się i już po 30 minutach opuszczaliśmy nasze wspaniałe miejsce. Pojechaliśmy drogą nr 34 i 17 do Severn Falls. Przejeżdżając przez tory kolejowe, zauważyliśmy dość zdeformowany aluminiowy barak zaraz koło torów—ślad wykolejenia się w tym miejscu pociągu i wielu wagonów kilka miesięcy temu. Kilkanaście metrów od tego miejsca znajduje się przystań, restauracja, domki letniskowe i mały sklepik; w tej właśnie restauracji byliśmy na tradycyjnym obiedzie z indyka w Thanksgiving Day (Dzień Dziękczynienia) w październiku 2010 roku, po powrocie z kilkugodzinnej wycieczki na kanu po rzece Severn River. Tym razem pływaliśmy po tej samej rzece, ale w odwrotnym kierunku, ku zatoce Georgian Bay.

Muskoka, Ontario, June 2011

Po przepłynięciu pod mostem kolejowym, skierowaliśmy się na zachód, zaglądając do różnych małych zatoczek i przesmyków i podziwiając wiele wspaniałych domków letniskowych. Wpłynęliśmy do zatoki Woods Bay, a następnie do ślepej zatoczki koło kanału Copp Channel gdzie natrafiliśmy na zbiorowisko bardzo oryginalnych... mięsożernych roślin (tzn. żywią się małymi owadami), zwanymi 'sun-dew plants'. Chętnie spędzilibyśmy więcej czasu w zatoczce, ale było już późno i musieliśmy zacząć wiosłować z powrotem do przystani; w drodze powrotnej jeszcze 'zwiedziliśmy' ślepą zatoczkę koło Lost Channel Landing i przybyliśmy do przystani Severn Falls Marina po 21:00. Jadąc do Toronto, zatrzymaliśmy się w mieście Barrie i wstąpiliśmy do Tim Horton's coś przegryźć i wypić kawę; ponieważ Catherine nadal była głodna, wpadliśmy do McDonald's na skrzyżowaniu autostrady nr 400 i drogi 89, gdzie w pełni zaspokoiła swój apetyt i już bez żadnych postojów dotarliśmy po północy do domu.

Blog po angielsku/In English: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/07/six-mile-lake-park-on.html