Wycieczka na Kanu w Parku Massasauga w Ontario, 30 Czerwiec-8 Lipiec, 2010 r.
English version of this blog/Wersja w języku angielskim: http://ontario-nature.blogspot.com/2010/08/massasauga-provincial-park-june-july.html
Dzień Pierwszy, 30 Czerwiec 2010 r., Środa
W parku Massasauga byłem już trzy razy w ciągu poprzednich 2 lach i w tym roku postanowiłem zorganizować wycieczkę dla członków naszej grupy „GetOut”, będącej częścią organizacji Meetup. Kilka miesięcy naprzód zarezerwowałem miejsce kempingowe nr 509 (to samo, na którym biwakowaliśmy we Wrześniu 2009 r.--zobacz blog http://ontario-nature-polish.blogspot.com/2010/08/pickerel-river-september-2009.html), natomiast Andrea, członkini tejże grupy, zarezerwowała miejsce nr 508, które dzieliła od naszego miejsca mała zatoczka. Ponieważ te miejsca, położone na zatoce Blackstone Harbour, znajdowały się niecałe 30 minut od parkingu, to sądziłem, że więcej osób będzie zainteresowanych tą wycieczką, ale zapisało się jedynie 10. Po zrobieniu rezerwacji zorientowałem się, że popełniono wiele błędów i zajęło mi dużo czasu i wiele telefonów, aby je wyprostować. Zresztą nie tylko ja miałem takie problemy-pod koniec 2010 r. otrzymałem email z dyrekcji parków, że system rezerwacji będzie radykalnie zmieniony i poprawiony właśnie z powodu tego rodzaju problemów. Najwyższy czas!
Zanim się obejrzałem, nadszedł czas wyjazdu. Gdy pakowaliśmy z Catherine mój samochód w dniu wyjazdu, zadzwonił jeden z uczestników wycieczki, Aaron, aby nas poinformować, że jego samochód się popsuł i nie będzie w stanie przyjechać dzisiaj—jak też automatycznie nie przyjedzie Soltera, którą zadeklarował się zabrać. Cóż, takie jest czasem życie! Wyjechaliśmy z Toronto około południa i po 2 godzinach jazdy dotarliśmy do Pete's Access Point w Parku Massasauga. Ponieważ już wcześniej mieliśmy zarezerwowane kanu i miejsce kempingowe, szybko załatwiliśmy sprawy papierkowo-płatnicze. Przed opuszczeniem biura parku dowiedzieliśmy się, że będzie ono zamknięte już o 18:00—a przecież Andrea i Jane mają przybyć dzisiaj do parku około 20:00... tak więc nie będą w stanie wypożyczyć kanu! Na szczęście udało się nam do nich dodzwonić do Toronto (telefony komórkowe działają w całym parku) i zdecydowały się przyjechać następnego dnia rano. Jeszcze jeden kryzys pokonany!
Dzień Drugi, 1 Lipiec 2010 r., Czwartek (Święto Kanady)
Ponieważ wiało, Aaron postanowił samemu do nich dopłynąć, aby ewentualnie udzielić im pomocy—nota bene, Aaron był wybornym kanuistą i dużo można się od niego było nauczyć! Po pewnym czasie udaliśmy się na miejsce #508, gdzie Aaron zademonstrował, jak należy poprawnie zawieszać na drzewie—a raczej pomiędzy drzewami—jedzenie. Niedaleko tego miejsca zobaczyliśmy na skale ciekawy szkielet—być może był to lis, kojot... lub nawet dawno zaginiony turysta! Ale weduług komenarzy czytelników, było to szkielet sarny.
Dzień Trzeci, 2 Lipiec 2010 r., Piątek
Yuri i Victoria przybyli rano i rozbili namiot na miejscu nr 508. Soltera rano spędziła sporo czasu pływając po całej zatoce—musiała być świetną pływaczką! Po śniadaniu wszyscy popłynęliśmy do wodospadu Moon River Falls, około 2 godziny od naszego biwaku. Była to moja już trzecia wycieczka do tych wodospadów—w przeciwieństwie do poprzedniego roku, gdy byłem tam we wrześniu, poziom wody był o wiele wyższy i wodospady wyglądały bardzo atrakcyjnie! Byliśmy tam około godziny, a następnie powiosłowaliśmy z powrotem do naszego biwaku, zatrzymując się po drodze na przystani Moon River Marina, gdzie kupiliśmy piwo i parę innych trunków alkoholowych w tamtejszym sklepie LCBO (i po raz pierwszy zapłaciliśmy nowo-wprowadzony w Ontario podatek HST w wysokości 13%), usiedliśmy na przystani i rozkoszowaliśmy się zimnymi napojami. Gdy dobiliśmy do biwaku, Ian i Sue, brytyjskie małżeństwo, właśnie rozbijali swój namiot.
Dzień Czwarty, 3 Lipiec 2010 r., Sobota
Dzień Piąty, 4 Lipiec, 2010 r., Niedziela
To już ostatni dzień naszej grupowej wycieczki! Ian i Sue opuścili nas rano, Yuri i Victoria spakowali się i pozostawili swoje rzeczy na naszym miejscu, a sami popłynęli do tego wodospadu na vis-a-vis Pete's Place. Ja i Catherine popłynęliśmy do Pete's Place, w którym wrzało jak w ulu, ponieważ większość ludzi w tym dniu zakańczała swoje podróże i wszyscy przybywali do przystani, rozpakowywali kanu, podjeżdżali samochodami i ładowali do nich rzeczy. Położyliśmy kanu w krzakach i przywiązaliśmy go łańcuchem do drzewa i pojechaliśmy samochodem do pobliskiego miasta MacTier, napełniliśmy wodą pojemniki, uzupełniliśmy w sklepie LCBO zapas czerwonego wina i kupiliśmy jedzenie na następne 4 dni. Również Catherine popływała trochę w jeziorze Lake Joseph. Następnie wróciliśmy do Pete's Place, załadowaliśmy kanu nowo-kupionymi rzeczami i popłynęliśmy do tego wodospadu na vis-a-vis Pete's Place—ale wodospadu po prostu... nie było! Jak się okazało, poziom wody się obniżył i zamiast bystrej, szybkiej i kipiącej wody jedynie mały strumyczek niemrawo przelewał się przez skały—wyglądało to, jakby ktoś po prostu wodospad ten zakręcił! Przypłynęliśmy do naszego biwaku—wszyscy już odjechali, pogoda była idealna i gdy leżałem na gorącej skale i rozkoszowałem się krajobrazem, powiedziałem Catherine, że ten moment jest jednym z najprzyjemniejszych momentów mojego życia!
Dzień Szósty, 5 Lipiec 2010 r., Poniedziałek
Poranne pakowanie zajęło nam dwie godziny i już po 1:00 po południu byliśmy gotowi do rozpoczęcia następnej części naszej wycieczki, tzn. dopłynięcia do nowego miejsca biwakowego nr 211. Pogoda była bardzo dobra, wiosłowało się bez problemu, przepłynęliśmy przez kilka jezior, kanałów i zatoczek i po 2.5 godzinach dopłynęliśmy do naszego biwaku. Catherine parę razy powiedziała, że GPS jest niezmiernie pomocne—faktycznie, zamiast marnować czas na zastanawianie się, dokąd płynąć, możemy zająć się wiosłowaniem i oglądaniem widoków dookoła nas.
Nowe miejsce okazało się świetne, znajdowało się na cypelku małego przylądka, bardzo prywatne i świetnie chroniło nas od wiatru. Wieczorem wybraliśmy się na przejażdżkę na kanu, ale przerwaliśmy naszą wycieczkę po 15 minutach gdy Catherine dostrzegła z daleka mewę, która starała się porwać nasz zapakowany w plastikową torebkę obiad—aby ułatwić sobie pracę, wyłożyła nasze jedzenie na skałę koło ogniska. Na szczęście ta torebka okazała się za ciężka dla mewy, która ją upuściła na samym brzegu i udało się nam wszystko odzyskać. Tak więc obiad został uratowany, a dla nas była to dobra lekcja! Resztę czasu spędziliśmy na czytaniu, rozmowach, obserwowaniu zachodu słońca i słuchając mojego radia na fale krótkie. Rozpaliliśmy ognisko i po wypiciu parku kieliszków czerwonego wina, zaczęliśmy widzieć... wyskakujące z wody ryby! Okazało się, że nie były to nasze halucynacje, ale po prostu ryba gar pike (niszczuka) łapała prawdopodobnie latające insekty. Położyliśmy się spać o 3 nad ranem.
Dzień Siódmy, 6 Lipiec, Wtorek
Wstaliśmy o 2:00 po południu. Było tak gorąco, że postanowiliśmy na razie nie wypływać na kanu i zamiast tego pływaliśmy i potem trochę połowiłem ryby, ale nic nie złapałem. Catherine usiadła pod ogromną sosną i zaczęła czytać magazyny z ostatnich 6 miesięcy, które przezornie zabrała na tą wycieczkę. Przez kilka godzin obserwowałem (i robiłem wideo) osom, które polowały na pająki, następnie wstrzykiwały im paraliżującą substancję i składały w nich jajeczka. Gdy nieszczęsne pająki oczekiwały ich losu, osy zawzięcie wykopywały małe otwory w piasku na miejscach namiotowych; gdy otwory wydały się wystarczająco duże, osy przyciągały półprzytomne pająki i zakopywały je. Prawdopodobnie gdy z jajek wylęgają się pająki, małe osy (czy też ich larwy—nie jestem biologiem!) żywią się pająkiem i wreszcie wydostają się na powierzchnię. Mam nadzieję, że znajdę czas, aby edytować moje filmy wideo... i być może sprzedam je dla „National Geographic”! Później raz jeszcze popływaliśmy, a następnie rozpaliliśmy ogromne ognisko i jak zwykle, siedzieliśmy koło niego przez kilka godzin.
Dzień Ósmy, 7 Lipiec 2010 r., Środa
Obudziliśmy się całkiem wcześnie, tzn. około południa i zjedliśmy nasze tradycyjne śniadanie (kawa i płatki owsiane). Następny bardzo gorący dzień... tak więc po śniadaniu rozłożyliśmy rozkładane krzesła na cyplu i obserwowaliśmy przepływające od czasu do czasu łódki. Włączyłem radio i akurat nadawano transmisję meczu Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej pomiędzy Niemcami i Hiszpanią, semi-final, udało się nam posłuchać ostatnich 15 minut—Hiszpania wygrała 1:0! Mogliśmy tylko sobie wyobrazić, co się działo na ulicy College Street w Toronto. W pewnym momencie spostrzegłem kilka jaszczurek na naszym miejscu biwakowym; są one bardzo płochliwe i wzięło mi sporo czasu, zanim udało mi się zrobić kilka zdjęć i filmów wideo tych pięknych stworzeń—nota bene, są to jedyne jaszczurki występujące w Ontario.
Dzień Dziewiąty, 8 Lipiec, 2010 r., Czwartek
Ostatni dzień naszej podróży! Obudziliśmy się z powodu bardzo głośnego dzięcioła, który 'urzędował' na drzewach na naszym miejscu—chociaż inne ptaki były schowane w lesie z powodu gorąca, on pewnie musiał być bardzo głodny! Spakowaliśmy się i o 1:00 byliśmy gotowi do odjazdu, ale nagle poczuliśmy silny podmuch wiatru—ot, tak znikąd! Przedtem sprawdziłem prognozę pogody dla wodniaków i nie było ani jednego słowa na temat wiatru. Wiatr był tak silny i tak niespodziewany, że w ciągu pierwszej minuty przewrócił moją kamerę wideo, która była ustawiona na trójnogu! Zacząłem się niepokoić, jak sobie poradzimy z płynięciem na kanu z powrotem, bo przecież musieliśmy przepłynąć kilka otwartych połaci wodnych—ale tak nagle, jak zaczęło wiać, tak nagle przestało. Do dzisiaj nie znalazłem wyjaśnienia tego niezwykłego zjawiska. Zanim opuściliśmy nasze miejsce, kilka łodzi policyjnych przepłynęło nieopodal i zastanawialiśmy się, czy coś się nie wydarzyło. Następie z daleka zobaczyliśmy helikopter... wreszcie łódź z parku przepłynęła, a na niej spoczywało parkowe kanu i dwie dziewczyny na przodzie. O 2:00 byliśmy na wodzie i o 4:30 przybyliśmy do Pete's Place, rozpakowaliśmy kanu, położyliśmy go specjalnym stojaku i zasypaliśmy młodego pracownika parku pytaniami... ale on kompletnie nic nie wiedział i nie mógł nam udzielić żadnych odpowiedzi.
W drodze powrotnej do Toronto zatrzymaliśmy się w supermarkecie w miejscowości MacTier, gdzie chcieliśmy kupić pieczoną kurę. Byliśmy zdziwieni byliśmy, że w mieście było mokro i wszędzie były ogromne kałuże—my mieliśmy szczęście, bo nie spadła ani jedna kropla deszczu tego dnia! Ponieważ kur nie było, udaliśmy się do pobliskiej restauracji koło lokalnego komisariatu policji OPP (Ontario Provincial Police) i rozmawialiśmy z kelnerką o niedawnym włamaniu przez używającego kokainę młodego faceta oraz o jej sparaliżowanym synu—bardzo przykra historia, która wydarzyła się prawie dokładnie 5 lat temu—samochód, alkohol... Ponieważ jeleń pojawił się w mieście, kilka osób poszło go zobaczyć, ale już gdzieś przepadł. O 7:00 wieczorem byliśmy z powrotem na drodze i dwie godziny później dotarliśmy do Toronto. Już po kilku godzinach zaczęliśmy wspominać o tej wspaniałej podróży—i robić plany następnej wycieczki do tego parku!
English version of this blog/Wersja w języku angielskim: http://ontario-nature.blogspot.com/2010/08/massasauga-provincial-park-june-july.html