Pokazywanie postów oznaczonych etykietą "killarney provincial park" kanu "pływanie na kanu" ontario kanada biwakowanie kemping żółwie przyroda park kanadyjski kanadyjskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą "killarney provincial park" kanu "pływanie na kanu" ontario kanada biwakowanie kemping żółwie przyroda park kanadyjski kanadyjskie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 lipca 2011

Na Kanu w Killarney Provincial Park, Ontario, Canada, 12-16 Sierpień 2009 roku

Więcej zdjęć z tej wycieczki: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157622560580991
English Blog of this Trip: http://ontario-nature.blogspot.com/2010/06/in-polish-weekend-in-bon-echo-park.html

Killarney Park, Ontario, August 2009

O pięknie parku Killarney mógłbym pewnie pisać w nieskończoność—dziesiątki cudownych jezior, unikalne białe góry (La Cloche), piesze szlaki turystyczne i wielodniowe trasy na kanu powodują, że park ten jest prawdziwą perłą nie tylko w Ontario, ale również w Ameryce Północnej. Aby rzeczywiście zobaczyć jego piękno i doświadczyć jego unikalnej atmosfery, trzeba poświęcić przynajmniej tydzień przemierzając go na nogach, a najlepiej wybrać się na dłuższą wycieczkę na kanu. Chociaż większość tras kanu wymaga pokonywania wielu portaży, nieraz ponad kilometrowej długości, to wyniesione wrażenia z pewnością zrekompensują wysiłek. Niemniej jednak istnieje kilka krótszych tras kanu nie wymagających przenoszenia kanu—i właśnie takie nas interesowały.

Paddling on Johnnie Lake

Po kilkugodzinnym studiowaniu mapy Killarney, zdecydowaliśmy się zarezerwować miejsce biwakowe na jeziorze Johnnie Lake. Jezioro to, ani połączone z nim Carlyle Lake, nie wymagało żadnych portaży. Mieliśmy szczęście—gdy zadzwoniliśmy do parku, aby zrobić rezerwację, okazało się, że było tylko jedno wolne miejsce w całym parku, właśnie na jeziorze Johnnie Lake! Killarney jest niezmiernie popularnym parkiem i większość miejsc kempingowych jest rezerwowanych w ciągu kilku dni, a może i godzin. Według mapy, na brzegach jeziora znajdowało się kilka miejsc kempingowych i mogliśmy zatrzymać się na jakimkolwiek z nich, jeżeli było by wolne. Po dokładnym przestudiowaniu mapy parku, a następnie mapy satelitarnej Google, zauważyłem, że miejsce nr 69, położone w ślepym zaułku jeziora, na vis-a-vis wysepki i koło niewielkiej, zarośniętej zatoczki, wydawało się idealne—i chociaż nie byliśmy pewni, czy miejsce to będzie odpowiednie pod innymi względami, nie wspominając o tym, czy w ogóle będzie wolne, to postanowiliśmy tam się skierować.

Blue Heron

Z Toronto wyjechaliśmy dwoma samochodami ponieważ Catherine planowała po zakończeniu wycieczki pojechać do USA przez Sault Ste Marie i słynny most Mackinac Bridge. Jazda do parku zabiera ponad 5 godzin, ale zazwyczaj lubię jechać tą trasą: zazwyczaj nie ma żadnych korków, a po 100 km. od Toronto zaczyna się Tarcza Kanadyjska i jej niezapomniane, surowe widoki. Po drodze zatrzymaliśmy się na dwie noce w parku Oastler Lake Provincial Park na miejscu nr 143, koło ogromnej skały nad jeziorem i następnego dnia wybraliśmy się na krótką przejażdżkę na kanu na jeziorze Oastler Lake.

Dojechawszy do parku Killarney, najpierw musieliśmy odebrać biura parku nasze pozwolenia na biwak i na parking. Następnie z powrotem pojechaliśmy drogą nr 637 na północ, skręciliśmy w lewo i wąską drogą dojechaliśmy do parking przy jeziorze Johnnie Lake. Nasze kanu (które przedtem zarezerwowaliśmy i opłaciliśmy) już na nasz czekało. Kilku wędkarzy, którzy właśnie wybierali się na ryby, ostrzegło nas przed biwakowaniem na jednym z miejsc na końcu zatoczki, bo jest bagniste... jak się później okazało, było to miejsce nr 69... nasze miejsce! Po naładowaniu kanu zaczęliśmy wiosłować. Po prawej stronie widzieliśmy kilka cottages, domków letniskowych i niebawem okazało się po lewej stronie pierwsze miejsce kempingowe. Około 30 minut później zrobiliśmy ostry 180° zakręt w lewo i zaczęliśmy wiosłować w przeciwnym kierunku, kierując się w do końca jeziora. Okolica była bardzo malownicza, usiana wieloma wysepkami, zatoczkami i skalistymi brzegami. Minąwszy małą wysepkę z domkiem letniskowym, dotarliśmy do naszego miejsca nr 69. Okazało się ono być takie, jak go sobie wyobrażaliśmy na podstawie mapy satelitarnej: było w lesie, posiadało fajny skalisty brzeg, naprzeciwko była wysepka którą widzieliśmy na mapie—innymi słowy, było to idealne miejsce na biwak!

View from campsite # 69 on Johnnie Lake

Po rozbiciu namiotu wybraliśmy się na przejażdżkę na kanu dookoła wyspy. Bardzo duże żeremie bobrów wyrastało z wody po drugiej stronie wyspy i do niej przylegało. Jak się okazało, bobry regularnie odwiedzały wysepkę, bo zobaczyliśmy wydeptaną ścieżkę prowadzącą do wody. Później widzieliśmy kilkakrotnie pływające bobry, ale głównie słyszeliśmy je wieczorem i w nocy, gdy nurkując, uderzały swoimi płaskimi ogonami w lustro wody.

Beaver Lodge

Powoli zciemniało się; będąc na wodzie, upajaliśmy się panującą ciszą, przerywaną jedynie dzwiękami świata natury—do momentu, gdy kilka kanuistów pojawiło się w okolicy i zaczęło się nas pytać, czy są koło nas jakieś wolne miejsca biwakowe. Ponieważ nie było, popłynęli z powrotem, najwyraźniej niezadowoleni—jedna z nastolatek zaczęła soczyście przeklinać, nie zdając sobie sprawy, że jej głos świetnie roznosił się po wodzie i doskonale ją słyszeliśmy!

Snapping turtle

Po przybyciu na biwak, spróbowałem powędkować, chociaż wiedziałem, że jeziora w parku Killarney nie mają zbyt wielu ryb w wyniku wielu lat kwaśnego deszczu, spowodowanego dymem z hut w okolicy miasta Sudbury (deszcz też również zniszczył bardzo dużo drzew w parku). Jednakże woda była krystalicznie czysta! Po jakimś czasie złapałem kilka catfish (sumów), ale były zbyt małe na patelnię. W pewnym momencie schyliłem się i zacząłem w jeziorze myć ręce... i zobaczyłem OGROMNEGO żółwia snapping turtle [Skorpuchowate (Chelydridae)–rodzina żółwi z podrzędu żółwi skrytoszyjnych], unoszącego się w wodzie może metr ode mnie i powoli płynącego w moim kierunku! Ale to nie wszystko—w wodzie były jeszcze dwa inne żółwie! Cóż, przez wiele lat biwakowania przygotowany jestem na conocne wizyty szopów praczy, starających się ukraść cokolwiek się nadaje do jedzenia, ale po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć ogromne żółwie, które postanowiły naśladować swoich 'ziemnych' przyjaciół, wychodzić z wody i podchodzić pod miejsca biwakowe! Wkrótce żółwie pożerały sumy, kompletnie nie przejmując się światłem latarki i robieniem im zdjęć. Żółwie składały nam conocne wizyty i z przyjemnością je obserwowaliśmy. Ich twarda i gruba skóra, duże łapy, długie i ostre pazury, gruba skorupa, potężne otwory gębowe i długie ogony powodowały, iż wyglądały jak stwory z Jurassic Park!

Portaging, Ruth Roy Lake to Johnnie Lake

Przez kilka następnych dni pływaliśmy po jeziorze Johnnie Lake. Catherine przeniosła kanu (pierwszy raz w życiu) przez stumetrowy portaż prowadzący do małego i malowniczego jeziora Ruth Roy Lake, położonego na północ od Johnnie Lake.

Crooked Lake (a.k.a. Johnnie Lake)

Znajdował się na nim przynajmniej jeden biwak, na którym były dwie osoby—dokonały świetnego wyboru wybierając to jezioro! Jednego dnia udaliśmy się w kierunku parkingu (gdzie zaparkowaliśmy samochód) i na jezioro Carlyle Lake. Pierwsza część jeziora była całkiem wąska, zarośnięta i obfitowała w żeremia bobrów—jedno z nich było zamieszkałe przez rodzinę wydr. Gdy nas zobaczyły, wydry chowały się w zakamarki w żeremiu i pojawiały się w innych jego miejscach, jak też wydawały niezbyt przyjacielskie odgłosy, starając się zapewne nas odpędzić. Wiosłowaliśmy więc dalej i dopłynęliśmy do bardzo ciekawego miejsca, znajdującego się zaraz koło dużej, mchem pokrytej skały; było dość mroczne, ciche i niezwykle tajemnicze! Popłynęliśmy w prawą stronę, przepłynęliśmy krótką cieśniną i wpłynęliśmy do małej zatoki na południe od jeziora Terry Lake. Na pobliskim kempingu rozbiła się rodzina brytyjska, z którą zamieniliśmy kilka słów. Gdy pływaliśmy dookoła zatoki, usłyszeliśmy szum pobliskiego małego wodospadu lub bystrzyn koło jeziora Terry Lake. Ponieważ było już późno, udaliśmy się w drogę powrotną, jednakże udało się nam jeszcze szybko wysiąść na kilku miejscach biwakowych i je obejrzeć. Gdy wreszcie dopłynęliśmy do tego zakrętu 180 stopni na jeziorze Johnnie Lake, zrobiło się już całkiem ciemno i mgliście; zrobiłem jeszcze kilka zdjęć—jedno z nich otrzymało nawet nagrodę w konkursie w moim klubie fotograficznym!

Paddling on Johnnie Lake

Chciałbym jeszcze przytoczyć całkiem ciekawą, prawie niesamowitą rzecz, jaką doświadczyliśmy podczas naszej wyprawy. Pierwszego dnia, po rozbiciu namiotu, pozostawiliśmy w kanu potrzebne w naszych dziennych wycieczkach rzeczy—aparaty fotograficzne, ubrania przeciw deszczowe, sprzęt wędkarski, lornetę, GPS, itp.--and gdy właśnie szykowaliśmy się do odpłynięcia, nagle oboje wyraźnie USŁYSZELIŚMY TO: niezwykle niesamowite dźwięki, jakby dziecko powoli ćwiczyło granie na wiolonczeli lub podobnym instrumencie... był to rodzaj muzyki, jaki się często słyszy w horrorach! Byliśmy prawie całkowicie przekonani, że dookoła nikogo nie było, jednakże ten dźwięk był tak wyraźny, że zaczęliśmy bojaźliwie rozglądać się dookoła, starając się znaleźć sprawcę tej raczej upiornej muzyki—daremnie! Gdy płynęliśmy następnego dnia wzdłuż drugiego brzegu Johnnie Lake, usłyszeliśmy to znowu—dźwięk nie był tak wyraźny, jak poprzedniego dnia, ale nadal doskonale słyszalny, jakby leniwie płynący gdzieś z dala, wypełniając powietrze tajemniczą i subtelną melodią. Ponieważ oboje to słyszeliśmy, sądziliśmy, że ów dźwięk nie był wytworem naszej fantazji (chyba że staliśmy się ofiarami zbiorowego urojenia...). Tak więc gdy przepływaliśmy koło kempingu, na którym biwakowała rodzina, zapytaliśmy się jej, czy oni też słyszą te dźwięki... i następnie to samo pytanie zadaliśmy samotnemu kanuiście. W obu przypadkach odpowiedzieli, że nic nie słyszą; sądząc po ich minach, nawet nie chcę przypuszczać, co sobie RZECZYWIŚCIE POMYŚLELI o nas! Do końca naszej wyprawy słyszeliśmy co jakiś czas tą 'muzykę' i nie potrafiliśmy odgadnąć jej źródła. Dopiero następnego roku rozwiązaliśmy tą zagadkę: otóż żyłka mojej wędki, smagana wiatrem, stała się prymitywną harfą i wydawała te niesamowite dźwięki! Tak więc jeszcze jedna tajemnica parku Killarney wyjaśniona!

Więcej zdjęć z tej wycieczki: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157622560580991
English Blog of this Trip: http://ontario-nature.blogspot.com/2010/06/in-polish-weekend-in-bon-echo-park.html