Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blog w języku polskim. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blog w języku polskim. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 października 2025

BIWAKOWANIE W PARKU PROWINCJONALNYM ARROWHEAD W ONTARIO, 20–24 LIPCA 2023 ROKU

Tak wyglądał wjazd do naszego miejsca biwakowego. Szkoda, że nie przywiozłem kanu i sprzętu wędkarskiego, mogliśmy już na biwaku pływać i łowić ryby w kałużach!

INTERAKTYWNA MAPA GOOGLE NASZEJ TRASY


Mapa satelitarna parku Arrowhead, na której widoczna jest rzeka Big East River wraz z jej licznymi meandrami. 
Meandry przesuwają się w miarę upływu czasu ku ujściu rzeki, zwiększając swoją krzywiznę oraz poszerzając dolinę. Mogą wówczas zostać odcięte od głównego biegu rzeki, np. wskutek chwilowego podniesienia się poziomu wody i wymycia nowego koryta; wówczas dawny meander staje się starorzeczem--i na tej mapie świetnie widać wiele z takich starorzeczy, zwanych również jeziorami przyrzecznymi. Zazwyczaj posiadają one kształt sierpowy.
Po pewnym czasie starorzecza stopniowo wypełniają się osadami i przekształcają się w bagna lub trzęsawisk, a ostatecznie wysychają i stają się "bliznami meandrowymi", jako że starorzecza zostały odcięte od głównej rzeki i tracą źródła wody z powodu parowania, a do tego cały czas odkładają się w nich osady i szczątki roślinne. Na mapie można dojrzeć "blizny meandrowe."
Lokacja naszego miejsca biwakowego jest oznaczona czerwonym punktem.


Po dość rozczarowującej wyprawie nad rzekę French River mieliśmy ochotę na spędzenie kilku dni pod namiotem w bardziej „cywilizowanym” parku – łatwo dostępnym samochodem i bez potrzeby pływania na kanu. Jako że zakaz palenia ognisk został wreszcie zniesiony, a prognoza pogody zapowiadała się obiecująco – przynajmniej jak na środek lata – mogliśmy spodziewać się co wieczór uczestniczyć w ważnym dla nas rytuale, którego tak bardzo nam brakowało podczas pobytu w parku French River Provincial Park: ogniska. Park Prowincjonalny Arrowhead wydawał się idealny. Kilka miesięcy wcześniej zarezerwowałem miejsce biwakowe numer 337 (45°22'47.2"N 79°12'25.7"W) – dokładnie to samo, na którym biwakowałem parę lat wcześniej.

Pomimo licznych kałuż, nasze miejsce nr 337 była bardzo przestronne, ustronne i prywatne

Co ciekawe, po raz pierwszy nie było już potrzeby posiadania wydrukowanego pozwolenia, które zawsze otrzymywało się w dwóch egzemplarzach—jeden zawieszało na słupku przy miejscu biwakowym, a drugi kładło na desce rozdzielczej w samochodzie. Napis przy wjeździe do parku informował, że jeśli ma się zrobioną rezerwację, można bez zatrzymywania kierować się na biwak. W duchu pogratulowałem tego nowego systemu, który faktycznie ułatwiał życie, zamiast je utrudniać: ileż to razy musieliśmy czekać w długich kolejkach tylko po to, aby „zameldować” nasz przyjazd i otrzymać pozwolenie. Zresztą mniej więcej w 2010 napisałem do administracji parków prowincjonalnych dość długi i detaliczny list, sugerując liczne usprawnienia i krytykując pewne rzeczy—m. in. proponowałem wyeliminowanie „meldowania się” przy wjeździe do parku, jeżeli ma się zrobioną rezerwację, jak też postulowałem zmianę firmy dostarczającej drzewo na ognisko, dostępne w sprzedaży w parkach—było ono strasznie mokre i z trudem się paliło. Otrzymana odpowiedź negowała wszystkie moje sugestie i zarzuty—chociaż już niebawem park przyznał się, że drzewo rzeczywiście było złej jakości, a po 13 latach wreszcie usprawnił system wjazdu do parków.

Plandeka bardzo się przydała. Jednakże specjalnie nie narzekaliśmy na deszcze-głównie padało w dniu naszego przyjazdu, i stosunkowo krótko. Zresztą dzięki takiej pogodzie można było palić ogniska, czego nie byliśmy w stanie robić podczas naszej ostatniej wycieczce na French River

Po dotarciu na miejsce nr 337, zastaliśmy na nim, a szczególnie przy jego wjeździe, ogromne kałuże po ostatnich deszczach. Ponieważ zapowiadano kolejne opady tego dnia, od razu zabraliśmy się za rozstawianie namiotów i plandeki. Decyzja okazała się słuszna – ledwo skończyliśmy, lunęło jak z cebra. Schroniliśmy się w samochodzie, słuchając rytmicznego bębnienia kropel o dach i czekając, aż deszcz ustanie. Gdy w końcu burza minęła, kałuże jeszcze bardziej się powiększyły. Pomyślałem, że powinienem był przywieźć ze sobą kanu i sprzęt wędkarski—moglibyśmy na nim pływać i łowić ryby nie opuszczając naszego miejsca! Na szczęście drewno, które wcześniej schowałem pod plandeką, pozostało zupełnie suche. Późnym popołudniem pojechaliśmy do pobliskiego miasteczka Huntsville (45°19'35.0"N 79°13'06.2"W). Przeszliśmy się trochę po centrum, zrobiliśmy drobne zakupy wróciliśmy do parku. Wkrótce siedzieliśmy przy ciepłym ognisku, popijając czerwone wino i wsłuchując się w kojące dźwięki lasu.

Główna atrakcja parku, zakole meandrującej rzeki Big East River

Podczas pobytu w parku postanowiliśmy odbyć kilka przejażdżek samochodowych po okolicy. Najpierw pojechaliśmy do głównej atrakcji parku, Big Bend Lookout – krótki spacer prowadzi do punktu widokowego, z którego rozpościera się panorama meandrującej rzeki Big East River (45°23'18.4"N 79°11'30.0"W / 45.388444, -79.191667). W tym miejscu powstało przepiękne zakole rzeki. Niestety, pewnego dnia nastąpi ścięcie zakola lub rozcięcie jego pętli i rzeka popłynie „na skrót”, a obecna część rzeki zostanie opuszczona i przekształci się w starorzecze, stopniowo zarastające i wypełniające się. Otaczające lasy tętniły ptasim śpiewem, szelestem drobnych zwierząt buszujących w podszyciu i intensywnym, ziemistym zapachem, występującym po deszczu.

Słynny sklep "Robinson's General Store" w Dorset, Ontario

Następnie pojechaliśmy do Dorset, niewielkiej miejscowości położonej między Big a Little Trading Bay na jeziorze Lake of Bays, połączone Kanałem Dorset. Naszym pierwszym przystankiem był słynny Robinson’s General Store (45°14'41.0"N 78°53'38.0"W). Sklep, prowadzony przez tę samą rodzinę od 1921 do 2023 roku, zachował swój klasyczny, dawny urok – drewniane półki wypełnione przetworami, rękodziełami i drobiazgami, które sprawiały, że przez chwilę zastanawiałem się, czy w miejskim życiu czegoś mi nie brakuje. Catherine zawsze lubiła tu zaglądać podczas naszych podróży, a potem udać się do pobliskiej lodziarni na porcję lodów. Tym razem wraz z Krzysztofem skusiliśmy się na lody i siedząc na zewnątrz przy wąskim kanale i obserwując łodzie płynące w stronę przesmyku, delektowaliśmy się nimi. Jezioro Lake of Bays wyraźnie przyciągało zamożniejszą klientelę, o czym świadczyły domki letniskowe rozsiane wzdłuż brzegu, drogie łodzie, jakimi przypływali do miasteczka, a nawet ceny w sklepie: zauważyłem steki po niemal 200 dolarów za kilogram! Przekonany jestem, że jeżeli potrzeba by było natychmiast lekarza, dentysty czy adwokata, momentalnie znalazłoby się ich kilkadziesiąt wśród wczasowiczów!

Most na przesmyku w Dorset

W 2017 roku umieszczono tam tablicę historyczną (w języku angielskim i odżibwej) , poświęconą Indianom zamieszkałym na tych terenach:

ANISHINAABEG NAD JEZIOREM LAKE OF BAYS

Anishinaabeg – pierwotni mieszkańcy tego regionu – byli społecznością zbieracko-łowiecką, która często podróżowała do cieśniny w zatoce Trading Bay (na Jeziorze Lake of Bays). Obszar, który obecnie jest częścią Dorset, był specjalnym, duchowym miejscem, bogatym w zasoby naturalne. Przez tysiące lat Anishinaabeg zakładali tu małe obozowiska, zbierając syrop klonowy i korę brzozową, łowiąc ryby i handlując wiosną i latem, a także polując i zakładając pułapki jesienią i zimą. W końcu Anishinaabeg zdali sobie sprawę, że ich prawa do polowań i zbiorów oraz ich terytorium zostały utracone na mocy szeregu traktatów. Nadal podróżowali do tego regionu, pracując jako przewodnicy wędkarscy i myśliwscy oraz handlując z sezonowymi turystami i właścicielami domków letniskowych. Potomkowie Anishinaabeg należą do siedmiu Plemion Indian Kanadyjskich objętych Traktatami Williamsa (1923 r.), z których najbliższym są Indianie Odżibwejowie (Czipewejowie) zamieszkali w Rezerwacie Rama. Ślady pierwotnych mieszkańców przetrwały w licznych zabytkach, rzekach, jeziorach i wyspach, które noszą nazwy geograficzne w języku Anishinaabemowin (Odżibwejów).

Witamy w Dorset!

Później odwiedziliśmy parking i punkt wodowania (tzn. spuszczania kanu na wodę) na jeziorze Herb Lake (45°14'44.8"N 78°47'39.1"W), gdzie Catherine i ja spędziliśmy tydzień na wycieczce na kanu w 2016 roku (https://ontario-nature-polish.blogspot.com/2017/08/haliburton-highlands-ontario-na.html). Wspomnienia natychmiast ożyły – mgła unosząca się nad taflą wody, ciche uderzenia wioseł, nawoływanie nurów w oddali… Nawet bez kanu czułem, jak jezioro szepcze: „Witaj z powrotem, stary przyjacielu.”

Albert Maw, legendarny wytwórca drewnianych kanu

Sądzę, że punktem kulminacyjnym wyjazdu była wizyta u Alberta Maw, legendarnego miejscowego konstruktora drewnianych kanu i właściciela firmy Northland Canoes (45°27'22.5"N 79°13'15.1"W). Pisałem już o nim w innym wpisie na blogu: https://ontario-nature-polish.blogspot.com/2023/05/biwakowanie-w-parku-prowincjonalnym.html. Początkowo myślałem, że nie ma go w domu – na werandzie w lodówce były jajka na sprzedaż, ale pomimo pukania, nikt się nie pojawił. Postanowiłem kupić jedno opakowanie i zostawić pieniądze w kopercie – po kanadyjsku (system bazuje na zaufaniu, ale w Toronto raczej by się nie sprawdził—wkrótce nie byłoby ani jajek, ani pieniędzy). Nieoczekiwanie pojawił się pan Maw. Mimo swoich 89 lat był zadziwiająco żwawy, pełen energii, humoru i gotowy do rozmowy. Z uśmiechem wspominał wypadki, które przeszedł przez lata, pokazując nawet swoje zdeformowane kości – a mimo to emanował siłą i radością życia. Poszliśmy do jego warsztatu, gdzie naprawiał duże, stare kanu, wymieniając żebra i konserwując tu i tam przegniłe lub pęknięte poszycie. Wspomniał, że to ostatnie kanu, nad którym pracuje, bo postanowił przejść na emeryturę – ale jestem pewien, że znajdzie tysiąc innych zajęć, które pozwolą mu pozostać aktywnym i twórczym. Jego wieloletnia praca była inspirująca i stanowiła potwierdzenie, że ciężka praca, optymizm i proste życie z dala od zgiełku miast, pozwala pozostać sprawnym i zdrowym nawet w tak zaawansowanym wieku.

Albert Maw właśnie restaurował to kanu-i powiedział, to jest ostatnie kanu, nad którym pracuje, bo przechodzi na emeryturę!

O 8:30 rano, 24 lipca 2023 roku, namioty były już spakowane, plandeka złożona, a miejsce wyglądała tak, jak je zastaliśmy. Pobyt w Parku Arrowhead pozwolił nam „na luzie” spędzić kilka dni na łonie natury, przy conocnym ognisku, jak też odwiedzić okoliczne atrakcje. Gdy odjeżdżaliśmy, ogarnęła mnie głęboka wdzięczność, że mogłem cieszyć się tymi prostymi przyjemnościami: ogniskiem, przyrodą i wypoczynkiem z dala od miejskiej aglomeracji.


Również jest dostępne wideo/vlog na temat tej wycieczki w języku angielskim.

This blog is available in the English language/ten blog jest dostępny w języku angielskim.

Więcej zdjęć z tej wycieczki.


poniedziałek, 6 października 2025

PARK PROWINCJONALNY "LONG POINT PROVINCIAL PARK" W ONTARIO NAD JEZIOREM ERIE, 22-26 MAJA 2023 ROKU


Kliknij poniżej, aby zobaczyć dokładną mapę całej trasy

KLIKNIJ TUTAJ, ABY ZOBACZYĆ MAPĘ GOOGLE CAŁEJ TRASY

Catherine i ja „odkryliśmy” park Long Point Provincial Park w 2014 roku i biwakowaliśmy w nim w 2015 i 2016 r. Później, kilka lat później, również z Krzysztofem spędziłem w tamże kilka dni też w maju, zawsze biwakując na tym samym przytulnym miejscu kempingowym. Głównym powodem, dla którego regularnie tam powracaliśmy, był brak much meszek, które są istną zmorą w maju i czerwcu na bardziej północnych terenach w Ontario. Po naszej katastrofalnej wycieczce do parku Algonquin w maju/czerwcu 2013 roku – opisanej w moim blogu pod samowyjaśniającym tytułem „Pokonani przez Meszki” – postanowiliśmy nigdy nie wybierać się na północy w tym sezonie.

Zdjęcie naszego miejsca biwakowego w Long Point w 2015 oraz 2023 roku. Prawie nic się nie zmieniło!

Położony nad brzegiem Jeziora Erie, z kempingami wśród piaszczystych wydm, park Long Point zapewniał, że nie musieliśmy się przejmować meszkami ani komarami. A do tego zawsze wietrzna pogoda w maju pomagała odstraszać większość latających insektów. Jednak kleszczy (ticks) było sporo – co Catherine odkryła na sobie w 2016 r. po około 20 minutach leżenia na piasku. Do tego trujący bluszcz (poison ivy) był wszechobecny, i nawet unikałem chodzenia na skróty, aby go nie dotknąć. Pomimo tych drobnych niedogodności, Long Point pozostawał świetnym miejscem na biwakowanie na początku wiosny.

Trujący bluszcz (Poison Ivy) rośnie wszędzie w parku, szczególnie wokoło miejsc kempingowych. Trzeba bardzo uważać, aby go nie dotknąć, bo skutki mogą być niezmiernie nieprzyjemne

Long Point Provincial Park

Tym razem postanowiłem spędzić pięć dni (22–26 maja 2023 r.) w parku samotnie, tuż po długim weekendzie Victoria Day, podczas którego wszystkie miejsca w parku były zajęte. Pogoda była idealna, choć chłodna – co było do przewidzenia. Gdy biwakowaliśmy z Catherine w 2016 roku, było tak zimno, że mogliśmy przysiąc, iż widzieliśmy płatki śniegu! Tak długo, jak nie padało, nie narzekałem! Nota bene, moja ostatnia rezerwacja w tym parku w 2019 roku została skasowana z powodu powodzi spowodowanych intensywnymi opadami deszczu.

Catherine i ja w 2015 roku--zdjęcie nałożone na widok miejsca kempingowego w roku 2023.

Do parku wybrałem dość okrężną drogę przez Port Dover, co okazało się szczęśliwym trafem. Zorientowałem się, że zapomniałem zabrać ręczną wyciskarkę do cytrusów, a miałem ze sobą sporo cytryn i pomarańczy. Na szczęście sklep był otwarty i posiadał solidną wyciskarkę.

Moje bardzo znane miejsce kempingowe (42°34'40.5"N 80°22'46.9"W / 42.577917, -80.379694) było przytulne, w piaszczystym zagłębieniu na wydmach, bardzo blisko Jeziora Erie i stosunkowo osłonięte od wiatru. Jednak podczas mojego pobytu, po raz pierwszy nie było wiatru – i dzięki temu miałem okazję poznania pewnych owadów, o których wcześniej słyszałem, ale nigdy ich nie widziałem.

Mój samochód i namiot były oblepione muszkami!

Na początku myślałem, że to komary, jednak nie kąsały i nie wydawały charakterystycznego bzyczenia. Gdy jednak zobaczyłem mój samochód i namiot całkowicie pokryte tymi owadami, byłem trochę zaszokowany!

Na szczęście muszki "midges" nie kąsają. Inaczej pewnie nikt nie przyjeżdżałby w tym czasie do parku!

Te muszki nazywają się „midges” i pojawiają się, gdy temperatura wody w Jeziorze Erie wzrasta. Żyją od kilku dni do kilku tygodni. Nie kąsają, ale mogą być dość uciążliwe, wydostając się z jeziora w dużych rojach, które widać nawet na radarach! Ich ogromna liczba następnie tworzy zwały martwych owadów. Stanowią istotny element ekosystemu Jeziora Erie, będąc głównym źródłem pożywienia dla ryb, migrujących ptaków i innych zwierząt. Ich obecność jest pozytywnym znakiem zdrowego jeziora, ponieważ wymagają czystej, dobrze natlenionej wody.

W każdym razie wolałem muszki od komarów – a tym bardziej od meszek „black fly” – i bez problemu znosiłem ich obecność. Jednak rozumiem, dlaczego niektórzy biwakowicze są nimi zirytowani i niechętnie odwiedzają park w tym okresie.

"Słynna" Kanadyjska Gęś (Canadian Goose), której każdy ma dosyć

Spotkania z biwakowiczami i z dziką przyrodą

Zabrałem ze sobą rower górski i często jeździłem po drogach parkowych, oraz głównej szosie i ulicach mieszkalnych Long Point. Co ciekawe, rower kupiłem w maju 2015 r., kilka dni przed pierwszym wyjazdem z Catherine do Long Point!

Podczas jazdy rowerem zauważyłem samochód ciągnący małą przyczepę kempingową, który właśnie zatrzymał się na jednym z miejsc biwakowych. Nigdy wcześniej nie widziałem tak oryginalnego domku kempingowego, więc podszedłem do młodego kierowcy i porozmawialiśmy przez jakiś czas. Kupił przyczepę miesiąc wcześniej na Florydzie. Ponieważ była wykonana w Stanach Zjednoczonych, nie musiał płacić ceł w Kanadzie, jedynie 13% podatku HST (Harmonized Sales Tax). Przyczepa była mała, ale zaskakująco przestronna. W tym czasie sam zaczynałem myśleć o zakupie przyczepy kempingowej, więc zadałem mu wiele pytań.

Widok plaży nad Jeziorem Erie z mojego miejsca. Plaża była patrolowana przez strażnika parkowego, ale chyba dużo roboty nie miał, bo było na niej bardzo mało ludzi

Następnego dnia przyjechała para z rozkładaną przyczepą namiotową (pop-up tent trailer) i biwakowali niedaleko mnie. Rozmawiałem z nimi, i choć lubili swoją przyczepę, szczerze powiedzieli, że woleliby kupić „zwykłą” przyczepę (nierozkładaną), która nie wymagała rozkładania/składania, posiadała twarde ściany (a nie częściowo z płótna), była bardziej bezpieczna i wodoodporna, oferowała więcej miejsca do przechowywania różnych rzeczy i lepiej trzymała cenę. Słyszałem wcześniej podobne opinie i był to jeden z powodów, dla których wolałem mniejszą przyczepę nie-rozkładaną. Poza tym podczas podróży i biwakowania w Górach Skalistych, często jedynie przyczepy „twardoskorupowe” były dozwolone na kempingach z powodu aktywnych niedźwiedzi grizzly.

Gęś Kanadyjska (Canadian Goose) popularna w parku i w miastach

Podczas moich przejażdżek po parku zauważyłem bardzo małego żółwia, którego ostrożnie przeniosłem z drogi. Zobaczyłem też węża, który szybko zniknął w krzakach. Raz lub dwa spacerowałem po piaszczystej plaży przylegającej do mojego miejsca kempingowego, jednak było zbyt zimno, by kąpać się w jeziorze. Parę razy rozpaliłem ognisko i z przyjemnością siedziałem koło niego, delektując się czerwonym winem.

Port Rowan i Gallery Art Bistro

Oczywiście odwiedziłem Port Rowan, miasteczko, które z Catherine odwiedzaliśmy wielokrotnie. Najpierw zaparkowałem blisko Boat House Restaurant, gdzie Catherine i ja wpadliśmy wieczorem na kolację w maju 2016, gdy było tak zimno, że zrezygnowaliśmy z gotowania na kempingu, i zrobiłem zdjęcia ikonicznych boat houses (garaży dla łodzi) przy przystani, które stanowią jedna z najbardziej ikonicznych atrakcji fotograficznych Port Rowan.

Kolorowe "garaże" dla łodzi (boat houses) są bardzo częstym obiektem fotografii

Miasto niewiele się zmieniło, choć niektóre sklepy zniknęły. Odwiedziłem Franni's Attic Antiques, Uniques and Collectibles, fascynujący sklep z antykami w starym sklepie z narzędziami. Następnie spędziłem co najmniej 30 minut w Port Rowan Thrift Shoppe, sklepie z używanymi i starymi rzeczami. Od razu przypomniałem sobie poprzednią wizytę i miałem bardzo ciekawą rozmowę z pracującymi tam kobietami. Udało mi się nawet oprzeć pokusie wstąpienia do Twins Ice Cream Parlour, ulubionej lodziarni Catherine, gdzie zawsze kupowała kilka gałek doskonałych lodów.

Historia Port Rowan i zamknięcie Gallery Art Bistro

Za każdym razem, gdy w przeszłości odwiedzaliśmy Port Rowan, wpadliśmy też do Port of Dollars Discount Store, gdzie oprócz robienia zakupów, rozmawialiśmy z właścicielką. Opowiedziała nam o swoim małym synu, który zmagał się z rakiem i był leczony w Hospital for Sick Children w Toronto, gdzie niestety zmarł. Budynek sklepu wcześniej był bankiem i można było nadal zobaczyć pozostałości sejfu.

W 2023 roku sklepu już nie istniał, a ledwie czytelny szyld wskazywał, że od tamtego czasu w tym budynku prosperował inny biznes, który też się zamknął, jako że pusty budynek przechodził spory remont. Trochę poszperałem w Internecie i odkryłem gorzko-słodką historię.

Ledwie czytelny szyld "The Gallery Art Bistro"...

Artykuł w lokalnej gazecie Simcoe Reformer zatytułowany „Long Road to Owning Business” (Długa Droga do Własnego Biznesu) autorstwa Ashley Taylor (04 września 2019 r.) zawierał wiele interesujących szczegółów. Shauna Proctor pracowała jako ratownik medyczny w Mississauga przez 10 lat. Po kontuzji w pracy wróciła do szkoły, uzyskując tytuł Bachelor of Business Administration na Uniwersytecie Laurier, a następnie przez trzy lata studiowała marketing w Conestoga College. Dodatkowo była artystką i ostatecznie porzuciła świat korporacyjny, aby skupić się na malarstwie.

W 2016 roku kupiła nieruchomość w Port Rowan, aby otworzyć The Gallery Art Bistro (Galeria Sztuki Bistro), a po ponad roku renowacji miało miejsce oficjalne otwarcie 25 stycznia 2019 r. Bistro było jednocześnie galerią sztuki i miejscem rozrywki, wspierającym sztukę i lokalnych artystów. Shauna powiedziała: „Mamy open mike, karaoke i występy na żywo. Ludzie naprawdę bardzo lubią atmosferę.” 17 recenzji na Google przyznało galerii 4,9 gwiazdki na 5, potwierdzając jej słowa.

Catherine w 2015 roku w Port Rowan-i to samo miejsce w 2013 roku. Zmienił się jedynie kolor ławki

Miałem nadzieję odwiedzić jej bistro i galerię, ale niestety nie było to możliwe. W 2020 roku nastąpił COVID-19, a zamknięte restauracje i ograniczenia rządowe uniemożliwiły dalszą działalność jej biznesu. Jako właściciel biznesu, mogę sobie wyobrazić, jak to musiało być bolesne, gdy lata planowania, ciężkiej pracy i inwestycji finansowej zostały zniweczone z powodów kompletnie od niej niezależnych.

Zawsze chce mi się śmiać, gdy widzę tego rodzaju znaki. "Littering $1,000 Fine". Tłumacząc to, "Śmiecenie jednotysięcznymi banknotami jest w porządku", nie bardzo ma sens, jako że w Kanadzie od lat jednotysięczne banknoty nie istnieją!

Shauna podsumowała powód zamknięcia w jednym zdaniu na Facebooku: „The Gallery Art Bistro zostało zabite przez komunizm.” Obecnie tworzy i sprzedaje wyroby artystyczne, jednak przeniosła się na stałe do Meksyku, podając jako powód nadmierną ingerencję rządu i naruszenia podstawowych praw człowieka w Kanadzie (https://www.shaunap.net/). Jej historia jest przestrogą, jak okoliczności zewnętrzne mogą zniweczyć nawet najlepiej zaplanowane przedsięwzięcia. Mogę jej tylko życzyć powodzenia.

Courtland, Ontario

Wracając do domu, wybrałem trasę bocznymi drogami, ponieważ zawsze lubię zwiedzać małe miejscowości i zatrzymywać się przy różnych atrakcjach. Tym razem pojechałem drogą 59 na północ, następnie skręciłem w prawo na drogę 38 (Talbot Street). Po przejechaniu torów kolejowych zaparkowałem kilka metrów od nich, przy Courtland Collectables Antique Market, mieszczącym się pod adresem 1 North Street, Courtland (42°50'25.2"N 80°37'59.5"W / 42.840333, -80.633194).

Courtland Collectables Antique Market; po lewej stronie opuszczone tory kolejowe

Zawsze interesowałem się koleją, więc szybko podszedłem do przejazdu i zauważyłem, że tory musiały zostać niedawno porzucone, ponieważ nie kursowały tam pociągi. Podczas przechadzki spotkałem starszego pana z małym pieskiem i rozpoczęliśmy rozmowę. Okazał się być właścicielem sklepu z antykami, który był wystawiony na sprzedaż, i spędziliśmy prawie godzinę na rozmowie na różne tematy. Potwierdził, że linia kolejowa nie była już aktywna i wkrótce miały zostać usunięte tory. Wskazał też pusty teren po drugiej stronie torów, wyjaśniając, że stojące tam budynki zostały zburzone kilka lat temu. W Google Street View z 2012 i 2013 r. widać jeszcze te budynki z silosami.

Podzieliliśmy się też historiami o Kubie, kraju, który oboje odwiedziliśmy podczas wakacji. Było fascynujące porównywać nasze doświadczenia z tego wyjątkowego miejsca.

Porzucone tory kolejowe w Courtland, kilka metrów od Courtland Collectables Antique Market

Później, patrząc na mapę, zdałem sobie sprawę, że linia (boczny tor) kolejowa, CNR Cayuga Spur, jest mi całkiem dobrze znana. W 2016 roku Catherine i ja jechaliśmy rowerem po szlaku rowerowym Delhi Rail Trail, parkując przy drodze Fertilizer Road, gdzie rozpoczynała się trasa, i jadąc na wschód. Po drugiej stronie drogi Fertilizer Road znajdował się Co-op Fertilizer Plant, a linia kolejowa biegnąca w kierunku zachodnim od Delhi do Tillsonburg była wciąż czynna. Te właśnie tory były częścią linii kolejowej Cayuga Spur, przebiegając przez Courtland. Być może, gdy pozostałe tory zostaną usunięte, droga kolejowa stanie się przedłużeniem szlaku Delhi Rail Trail, oferując nową trasę do pieszych wędrówek, jazdy rowerem i innych aktywności rekreacyjnych. Takie szlaki są doskonałe zarówno dla entuzjastów przyrody, jak i dla lokalnych społeczności.

Fernlea Ivix Non-Profit Used Books

Jadąc drogą 3 między Courtland a Delhi, zauważyłem duży szyld: „Recent Used Books.” Oczywiście, od razu się zatrzymałem i wszedłem do antykwariatu.

Fernlea Ivix Non-Profit Used Books-Antykwariat. Naprawdę warto do niego zajrzeć!

Pełna nazwa sklepu to Fernlea Ivix Non-Profit Used Books, mieszczący się pod adresem 1269-1271 Highway 3, Norfolk (42°50'52.3"N 80°35'19.4"W / 42.847861, -80.588722), w budynku, który kiedyś był motelem. Byłem absolutnie zachwycony tym antykwariatem! Nie tylko wybór książek był eklektyczny, ale wiele pozycji to prawdziwe rzadkości, a wszystkie książki dobrze zorganizowane i łatwe do znalezienia. Cała placówka była wyjątkowo zadbana, przestronna i niezatłoczona, a personel niezwykle uprzejmy i pomocny.

Książki były ułożone według tematów, o wiele staranniej, niż w niejednej bibliotece lub księgarni

Sklep nie przyjmował skondensowanych książek (Readers Digest Condensed Books), podręczników ani encyklopedii, co pozwalało mu uniknąć gromadzenia tomów, których często nikt nie chciał wziąć nawet za darmo. Postrafiłbym spędzić tam wiele godzin, ale celowo ograniczyłem wizytę. Kupiłem jednak jedną fascynującą pozycję: Lódź Ghetto: A Community History Told in Diaries, Journals, and Documents (Getto łódzkie: historia społeczności opowiedziana w pamiętnikach, dziennikach i dokumentach) pod redakcją Alana Adelsona i Roberta Lapidesa.

Antykwariat Fernlea Ivix Non-Profit Used Books był świetnie zorganizowany

Była to znakomita lektura. Choć czytałem już wiele książek i opracowań o Getcie Warszawskim, po raz pierwszy zetknąłem się z kompleksową historią Getta Łódzkiego i niezwykle kontrowersyjnego przywódcy Żydowskiej Rady Starszych, Chajima Mordechaja Rumkowskiego. Jest szczególnie pamiętany za przemówienie „Oddajcie mi swoje dzieci”, wygłoszone, gdy Niemcy żądali deportacji 20 000 dzieci do obozu zagłady w Chełmnie. W swoim przemówieniu z 4 września 1942 roku Rumkowski błagał mieszkańców getta:

„Ponury podmuch uderzył getto. Żądają od nas abyśmy zrezygnowali z tego co mamy najlepszego – naszych dzieci i starszych. Nie mogłem mieć własnych dzieci, więc oddałem swoje najlepsze lata dzieciom. Żyłem i oddychałem z dziećmi, nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę musiał uczynić tę ofiarę na ołtarzu własnymi dłońmi. W moim wieku, muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci!!”

 

Muszę też dodać, że księgarnia była obsługiwana przez zespół wolontariuszy, a jej zyski przeznaczone na pomoc szkołom na Haiti, w szczególności College Pratique i College Normalien w Fort Liberte. Bardzo podziwiam takie inicjatywy, choć również mam mieszane odczucia, biorąc pod uwagę trudne warunki życia na Haiti, w tym przemoc, porwania i bezprawie. Fort Liberte znajduje się na północy kraju, stosunkowo daleko od stolicy, gdzie występuje większość przemocy, więc mam nadzieję, że szkoły tam były stosunkowo bezpieczne.

Refleksje po podróży

Chociaż spędziłem w parku tylko cztery noce, wyjazd był niezwykle satysfakcjonujący. Ponownie odwiedziłem znajome miejsca, wypocząłem na piaszczystym miejscu biwakowym i po drodze spotkałem kilka ciekawych osób. Przejażdżki rowerem, spacery po plaży i ogniska oferowały prostą, a zarazem głęboką radość i kontakt z naturą.

Courtland, Ontario. I tak kończy się pewien rozdział historii...

Odkrywanie Port Rowan i poznanie historii Shauny Proctor przypomniało mi, jak delikatna jest równowaga między pasją, poświęceniem a okolicznościami poza naszą kontrolą. Porzucona linia kolejowa w Courtland i antykwariat ukazały ukryte historie czekające na odkrycie. Fernlea Ivix Non-Profit Used Books oferowała okno na życie i zmagania ludzi mieszkających daleko od mojego kompletnie odmiennego świata, łącząc mnie z globalnymi historiami w osobisty i namacalny sposób.


Wokoło półwyspu Long Point znajdują się rzeczki, bagna, szuwary i rozlewiska wodne

Na koniec, Long Point Provincial Park to więcej niż miejsce biwakowe; to przestrzeń cichego odkrywania, refleksji i niespodziewanych spotkań. Każda wizyta pozwala mi dowiedzieć się czegoś nowego. Ten wyjazd przypomniał mi, że nawet znane miejsca kryją niespodzianki, a podróżowanie w pojedynkę może być równie bogate, jeśli nie bardziej, niż podróż z towarzyszami.

This blog is available in the English language--ten blog jest dostępny w języku angielskim.

poniedziałek, 29 maja 2023

PARK LAKE SAINT PETER, MUZEUM KARCZOWANIA LASÓW W PARKU ALGONQUIN ORAZ PARK EGAN CHUTES, ONTARIO, 28 LIPCA - 3 SIERPNIA 2022 ROKU

Park Lake Saint Peter Provincial Park w Ontario, miejsce biwakowe nr 14. Wygląda nieźle, ale prywatności  to za dużo nie miało!
Po raz pierwszy od wielu lat zdecydowałem się udać do parku, w którym nigdy przedtem nie byłem. Z Internetu dowiedziałem się, że park Lake Saint Peter, położony nad jeziorem Saint Peter na północ od Bancroft i stosunkowo blisko ogromnego parku Algonquin, jest dość mały i specjalnie nie posiada zbyt wielu atrakcji, jednakże odpowiadała mi jego lokacja. Z mapy wynikało, że niektóre miejsca biwakowe były usytuowane nad jeziorem i prawie udało mi się zarezerwować jedno z nich, ale prawdopodobnie ktoś inny musiał zrobić rezerwację sekundę przede mną Zmuszony byłem zarezerwować jedyne wolne miejsce nr 14.
 
Park Lake Saint Peter Provincial Park w Ontario, miejsce biwakowe nr 14. Wygląda nieźle, ale prywatności  to za dużo nie miało!
Gdy wyjeżdżałem z domu, nie było żadnych problemów na autostradzie nr 401, lecz wkrótce w radiu usłyszałem o przewróconej przyczepie na tejże autostradzie, która zablokowała wszystkie pasy – i żeby tą kraksę ominąć, skręciłem na autostradę nr 404, a potem na płatną autostradę nr 407, na której jechało się jak po maśle i z przyjemnością zwiększyłbym szybkość ze 100 na przynajmniej 150 km na godzinę. Ta przyjemność jechania płatną autostradą kosztowała mnie prawie $40! Dojechawszy do miasta Peterborough, wstąpiłem do banku oraz do sklepu Bell Mobility, gdzie po 10 minutach aktywowałem swój pierwszy w życiu smartfon! Zatrzymałem się jeszcze po drodze w Bancroft w supermarkecie Food Mart, kupiłem 2 steki (były pyszne!) i dotarłem do parku Lake Saint Peter. Miejsce nr 14 okazało małe i otwarte, niczym nie odseparowane od sąsiednich miejsc. Po rozbiciu namiotu opróżniłem samochód i pojechałem z powrotem do Bancroft po drzewo na ognisko.

Drzewo na ognisko
Dwa lata temu, biwakując w pobliskim parku Silent Lake, odkryłem w Bancroft punk sprzedaży drzewa, który operował w „systemie honorowym” i nigdy nie widziałem jego właścicieli—po prostu naładowałem drzewo do samochodu i zostawiłem płatność w skrzynce. W tym roku drewna było pod dostatkiem, a gdy ładowałem je do samochodu, z pobliskiego domu wyszła kobieta – i oczywiście zaczęliśmy rozmawiać. Niedawno zmarł jej mąż i teraz ona prowadziła ten biznes. Zapytałem ją, czy ludzie kiedykolwiek zabierali drewno bez pozostawienia zapłaty – odpowiedziała, że nigdy, co wydało się dość zdumiewające: jak już wspomniałem na moim blogu o parku Silent Lake, jeśli prowadziłaby ona taki biznes w Toronto, i pieniądze, i drewno zniknęłyby w mgnieniu oka!

Szlak raczej nie-rowerowy, Hastings Heritage Trail, przy wjeździe do parku. Kiedyś tędy przebiegała linia kolejowa, ale to już stare czasy...

Wzdłuż drogi nr 27, na miejscu dawnej trasy kolejowej, ciągnął się szlak Hasting Heritage Trail. Myślałem nawet o przywiezieniu roweru i przejechaniu się nim, ale na Internecie wiele osób twierdziło, że nawierzchnia szlaku była nieutwardzona lub pokryta żwirem, jak też bardzo wyboista i nierówna z powodu jeżdżących po niej licznych pojazdów terenowych (all-terrain vehicles) i motocykli crossowych. Rzeczywiście, mieli rację: prawdopodobnie do przejechania tego szlaku potrzebny byłby rower górski z bardzo grubymi oponami – a kiedy zobaczyłem na szlaku kilka pędzących pojazdów terenowych i motocyklistów, pozostawiających za sobą ogromne chmury kurzu, od razu wiedziałem, że zdecydowanie to NIE jest trasa rowerowa w moim stylu!

Słynny wodno-ziemny 'Aligator', potrafiący się przemieszczać po wodzie i po lądzie


Tak dawniej mieszkali drwale

Pewnego dnia pojechałem do Logging Museum (Muzeum Karczowania Lasów) w parku Algonquin, które od dawna pragnąłem odwiedzić. Karczowanie, przetwarzanie i następnie transpirowanie drewna było swego czasu jednym z najważniejszych zajęć w Ontario i zawsze podziwiałem ludzi, którzy pracowali w tym niezmiernie niebezpiecznym i ciężkim fachu. Główną część muzeum stanowił skansen i spędziłem w nim ponad 2 godziny, oglądając wszystkie obiekty. Mam nadzieję, w przyszłości będę w stanie napisać znacznie więcej na ten arcyciekawy temat.

Bystrzyny Egan Chutes 

W zeszłym roku (2021), podczas pobytu w parku Silent Lake, wybrałem się do parku Egan Chutes Provincial Park, którego malownicze wodospady i bystrzyny przyciągają wiele turystów. Niestety, mój samochodowy Garmin GPS zaprowadził mnie do kompletnie innej lokalizacji. Po manualnym wprowadzeniu właściwej lokacji do GPS dojechałem do niego, ale nie mogłem odnaleźć drogi prowadzącej do samego parku – krótko mówiąc, nie trafiłem do niego. Gdybym o rok wcześniej kupił smartfon, to oczywiście znalazłbym to miejsce!

Bystrzyny Egan Chutes

W tym roku byłem lepiej przygotowany i wpisałem dokładne współrzędne do GPS w moim samochodzie. Trafiłem od razu—przy drodze wjazdowej znajdowała się bardzo mała i ledwie widoczna tabliczka z napisem „Egan Chutes Provincial Park”, ale była dostrzegalna tylko dla samochodów jadących ze wschodu – a nawet i wtedy bardzo łatwo było ją przegapić. Już będąc na szlaku, spotkałem dwie dziewczyny, które również miały problem ze znalezieniem parku, bo nie dostrzegły tabliczki! Krótki odcinek drogi prowadzącej do parkingu był dość wyboisty i posiadał wiele kolein i wyżłobień—z pewnością okazałby się nieprzejezdny dla samochodów o bardzo niskim prześwicie. Na końcu drogi było parę miejsc do parkowania samochodów.


Od razu zauważyłem w środku rzeki podpory starego, nieistniejącego już mostu, który prawdopodobnie był lata temu zastąpiony mostem na drodze numer 28. Szlak prowadzący do wodospadów/bystrzyn stanowił malowniczą ścieżkę ciągnącą się wzdłuż rzeki. Dopiero w pobliżu wodospadów stał się się wyboisty – a na końcu musiałem ostrożnie chodzić po skałach — co mogło być dość ryzykowne i niebezpieczne, jeśli byłyby mokre. Wodospady były malownicze i zrobiłem sporo zdjęć. W drodze powrotnej zauważyłem solidne drzewo, częściowo nadgryzione przez bobry – chyba nawet i te pracowite stworzonka w pewnym momencie się poddały, zdając sobie sprawę, że zadanie jest dla nich zbyt trudne!

Nawet pracowite bobry czasami zaniechają dalszej pracy

W mieście Bancroft nadal stał budynek startego dworca kolejowego, przekształcony w urzędy miejskie. Na miejscu trasy kolejowej ciągnął się szlak Hasting Heritage Trail, o którym już wcześniej wspominałem, i zauważyłem na nim kilka pojazdów terenowych i motocyklistów.

Muzeum w Bancroft
W pobliżu znajdowało się bardzo ciekawe muzeum, do którego oczywiście wstąpiłem. Dość długo rozmawiałem z pracownicą w muzeum — poprzednio pracowała jako pielęgniarka w Toronto, ale miała też dyplom z historii Kanady i studiów indiańskich — posiadała zatem dużą wiedzę na tematy związane z lokalną historią. Żałowałem, że nie mogę z nią dłużej porozmawiać! W muzeum było wiele naprawdę fascynujących eksponatów związanych z pionierami w okolicach miasta Bancroft i historią lokalnych Indian.


Jednym z eksponatów była prosta, ale efektywna pułapka na niedźwiedzie, wykonana ze starej beczki nabitej gwoździami. Pamiętam podobne urządzenie, prawdopodobnie z XVII lub XVIII wieku, w starym kościele w Polsce – ale nie służyło ono łapaniu w pułapkę niedźwiedzi, lecz złodziei, którzy próbowali ukraść pieniądze ze skarbonek kościelnych: gdy włożyli rękę do drewnianej puszki na datki, aby wyciągnąć z niej pieniądze, podczas jej wyjmowania wbite pod kątem gwoździe wbijały się w rękę.


Być może na dzisiejsze standardy takie urządzenia wydają się być okrutne, ale zawsze byłem przeciwny ocenianiu działań naszych przodków według obecnych standardów, co stało się ostatnio niezmiernie modne. I biorąc pod uwagę obecne wyjątkowo łagodne lub nawet nieistniejące kary za drobne przestępstwa, wiele osób prawdopodobnie byłoby całkiem zadowolonych z powrotu takiego przestarzałego urządzenia antykradzieżowego!


Opuściwszy Bancroft, udałem się do domu, jadąc po różnych pomniejszych i bocznych drogach. Spodziewałem się, że zatrzymam się w kilku miastach i zwiedzę inne ciekawe miejsca. Niestety, wkrótce zaczął padać rzęsisty deszcz i zatrzymałem się dopiero na pierwszy postój w mieście Barrie, gdzie nawet po przebiegnięciu kilku metrów od samochodu do sklepu wystarczyło, że zmokłem! O dziwo, niebo nad Toronto było błękitne i od tygodni nie nie spadła tam ani jedna kropla deszczu!!!

Słynny artysta-malarz kanadyjski Tom Thomson uwiecznił karczowanie i spławy drzewa na kilku swoich przepięknych obrazach. Obecnie są one warte miliony dolarów!