czwartek, 30 grudnia 2021

W PARKACH BON ECHO I DARLINGTON W ONTARIO, LIPIEC/SIERPIEŃ 2021 ROKU

Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2021/12/bon-echo-and-darlington-provincial-park.html 

More photos/więcej zdjęć: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72177720295612258/page1


Drugie lato pandemii COVID-19 niewiele różniło się od ubiegłorocznego. Ponownie wielu Kanadyjczyków było zmuszonych spędzić wakacje w Ontario, ponieważ nie wolno było podróżować drogą lądową do USA. W związku z tym dokonałem wielu rezerwacji w parkach z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Moja pierwsza rezerwacja w Parku Long Point, do którego planowałem pojechać w połowie maja 2021 roku, została anulowana z powodu przedłużenia ograniczeń związanych z COVID. Zarezerwowanie dobrych miejsc biwakowych na cały tydzień, zwłaszcza na długie weekendy, nie było łatwe. 

Biwakowanie w Parku Darlington Provincial Park, parę metrów od brzegów jeziora Ontario. Od lewej: Bill, Robin i Peggy

Darlington Provincial Park

 Guy ponownie zaprosił mnie do parku Darlington od 11 do 14 lipca 2021 roku, w którym biwakowaliśmy rok wcześniej. Zarezerwował miejsce nr 159 (N43° 52.117' W78° 46.430'), nad brzegiem jeziora Ontario, natomiast ja biwakowałem na miejscu nr 67, na którym właściwie jedynie spałem, przebywając cały czas na biwaku z Guy i pozostałymi osobami. Również po raz pierwszy przywiozłem nowy namiot – Eureka El Capitan 3 – i myślę, że jest to dobra okazja, aby w tym miejscu napisać więcej o tym najważniejszym elemencie wyposażenia kempingowego. 

Mój nowy namiot, Eureka El Capitan 3 (w parku Bon Echo)

Namiot Eureka El Capitan 3 

Po raz pierwszy kupiłem namiot Eureka El Capitan 3 w 2006 r., po osobistych rekomendacjach Kevina Callan’a, legendarnego kanuisty i autora wielu książek na temat pływania na kanu (którego poznałem w parku Bon Echo w 2003 r.); za niego zapłaciłem C$300. Używałem go intensywnie podczas biwakowania z grupami Meetup i podczas licznych podróży na kanu z Catherine. W 2011 roku Catherine zdecydowała się kupić własny namiot – dokładnie ten sam model (C$280) – i od tego czasu używaliśmy jej namiot, jednakże swój nadal zabierałem ze sobą podczas samotnych wypraw biwakowych czy też jadąc do Catherine do USA. Jednak po 14 latach dość intensywnego użytkowania pojawiały się tu a tam problemy—po prostu nadszedł czas, aby zainwestować w nowy (C$350). Rozważałem zakup innego modelu, innej firmy, ale po przejrzeniu różnych namiotów w podobnej cenie, moim zdaniem El Capitan 3 był najlepszym. Głównymi jego zaletami były dwa bardzo obszerne przedsionki (doskonałe do przechowywania bagaży, zwłaszcza podczas wycieczek na kanu), dwa osobne wejścia, całkowicie wodoodporny tropik i liczne punkty odciągowe do mocowania linek, zabezpieczających go na wypadek silnego wiatru. Wielokrotnie korzystaliśmy z tej ostatniej funkcji; raz rozbiliśmy namiot na szczycie płaskiej skały, i gdy w nocy wiatr dochodził do 75 km/h, namiot wytrzymał taką wichurę—byliśmy osłonięci od wiatru i deszczu. Myślę, że niezawodny namiot to najważniejszy element wyposażenia i nie ma sensu kupować taniego, który przecieka przy pierwszym deszczu. 

Mój oryginalny, kupiony w 2006 roku namiot El Capitan 3. W 2010 opłynęliśmy wyspę Philip Edward Island i kilka nocy spędziliśmy na wyspie Hinks Island. Wiatr dochodził do 75 km/h, jednakże namiot zdał egzamin na piątkę!

Jednak nawet tak renomowana firma jak Eureka czasami wypuszcza produkty niespełniające oczekiwanych standardów – niestety El Capitan 3 zakupiony przez Catherine okazał się być jednym z nich. Od razu po zakupie zorientowałem się, że suwaki nie działają tak, jak te w moim namiocie. Poza tym mogliśmy stwierdzić, że jakość wykonania była gorsza – na przykład szwy w kieszonce, do której wkłada się pałąk zaczęły się rozpruwać przy pierwszym użyciu namiotu. Po zakończeniu naszych licznych wyjazdów wakacyjnych pojechałem do miasta Burlington i oddałem namiot do naprawy w ramach gwarancji. W kolejnym sezonie kempingowym (2012 r.) zauważyliśmy, że siateczka (chroniąca nas od komarów) rozpruwa się w niektórych częściach drzwi. Pojawiły się też trzy małe dziurki, które zakleiliśmy. Również naprężenie suwaka doprowadziło do jego pęknięcia. Catherine była w stanie zaszyć go tak, aby zamek dalej się nie psuł, ale to oznaczało, że nie mogliśmy w pełni otworzyć drzwi. W 2013 roku część siatki drzwiowej całkowicie oddzieliła się od reszty namiotu i musieliśmy przeprowadzić sporą reperację, która uniemożliwiła nam całkowite otwarcie suwakiem drzwi namiotu. Podczas naszej pierwszej wyprawy w 2014 roku w parku Killarney kolejny odcinek siatki na drzwiach zaczął się drzeć i nagle namiot wypełnił się czarnymi muchami i komarami. Na szczęście przywieźliśmy ze sobą taśmę klejącą Gorilla Tape i udało się nam naprawić drzwi poprzez załatanie otworów. Poza tym zauważyliśmy, że drobne szwy/oczka w siatce zaczynają się drzeć; jeśli ten proces będzie kontynuowany, wkrótce czarne muchy, a potem komary będą mogły swobodnie wlatywać do namiotu. W każdym razie namiot stał się właściwie bezużyteczny! 

W parku Killarney Provincial Park w Ontario, czerwiec 2013 r. Namiot Eureka El Capitan 3, który kupiła Catherine. Niestety, okazał się kompletnym niewypałem!

Napisałem e-mail do Eureka Tents w Burlington w Ontario, opisując nasze problemy i dołączając kilka zdjęć, wyraźnie przedstawiających opisywany problemy. Ku naszemu zdziwieniu, przedstawiciel firmy Eureka zaoferował nam zupełnie nowy namiot! Pojechaliśmy do Burlington, oddaliśmy wadliwy namiot i otrzymaliśmy nowy! Powiedział, że po przeczytaniu naszego e-mail był pewien, że rzeczywiście, musieliśmy dostać bubel! I najprawdopodobniej miał rację: nowy namiot sprawuje się nienagannie od 2014 roku, ten kupiony w tym roku jest idealny, a mój stary El Capitan 3, mający 15 lat, nadal nadaje się do użytku i nawet nie przecieka! W każdym razie byłem zadowolony, że firma Eureka w taki sposób podeszła do sprawy – niektóre firmy zrobią wszystko, żeby zwalić winę na klienta i „oszczędzić” kilka dolarów nie zdając sobie sprawy, że na dłuższą metę stracą dziesiątki obecnych i potencjalnych klientów!

Czerwiec 2015 roku. Biwakujemy na wyspie Franklin Island w nowym namiocie El Capitan 3. Okazał się niezawodny! Chociaż będąc w sklepach z namiotami często dokładnie je oglądam, nie spotkałem (w podobnej cenie/wymiarach) lepszego namiotu od El Capitan 3. Nota bene, ten model również można kupić w dwóch innych wersjach, na dwie i na cztery osoby (El Capitan 2 i El Capitan 4), które właściwie się tylko różnią rozmiarami. Zawsze uważałem, że trzyosobowy namiot jest idealny dla... jednej osoby!

 

Fajnie było spotkać Guy, Robina, Billa i Peggy, usiąść przy ognisku (lub pod kanopą, kiedy lało jak z cebra) i po prostu się zrelaksować! W przeciwieństwie do poprzedniego roku, obecnie w parkach prysznice były otwarte. Niestety, gdy wieczorem udałem się do łazienki, była zamknięta. Również zamknięte były toalety—na drzwiach wywieszono znak „Nieczynne”. Pojechałem w inne miejsce, ale i tam toalety były nieczynne, podobnie jak prysznice. Wreszcie wpadłem do sklepu parkowego—i sklep, i toalety były zamknięte. W końcu pracownicy parku powiedzieli mi, że było to spowodowane przerwą w dostawie prądu i zalecono mi skorzystanie z prymitywnej toalety znajdującej się w pobliżu kempingu grupowego. Po niedługim czasie, gdy już zapadał zmrok, kilku sfrustrowanych turystów pytało się o toalety, ponieważ wszystkie były pozamykane i nie mieli pojęcia, gdzie znajduje się działająca toaleta – która, nawiasem mówiąc, była około 1 km od naszego pola namiotowego – niczego sobie spacerek, szczególnie w nocy! Przede wszystkim uważam, że park powinien był być przygotowany na przerwy w dostawie prądu i posiadać awaryjne generatory; po drugie, zamiast umieszczania znaków „Nieczynny”, o wiele lepszym pomysłem byłoby podanie informacji i mapki na temat działających toalet. Następnego ranka łazienki i prysznice nadal były zamknięte i nie mogłem się wykąpać. 

Trochę padało... na szczęście Bill przywiózł ze sobą kanopę, która chroniła nas od deszczu

W czasie pobytu w parku pojechałem na parę godzin do najbliższego miasta, Bowmanville, do ogromnego centrum handlowego przy autostradzie 2 i Bowmanville Avenue (znanej też jako droga 57). Znajdowały się tam liczne sklepy, w tym Loblaws, Walmart, Canadian Tire, Shoppers Drug Mart, Dollarama, The Home Depot i wiele innych. 

Bon Echo Provincial Park

Normalnie dojechanie do parku Bon Echo z Mississauga (350 km) zabiera ponad 4 godziny-jeżeli nie ma korków-ale to się rzadko zdarza. Gdy jechałem do Bon Echo, wszystkie linie autostrady nr 401 w kierunku wschodnim były zablokowane wypadkiem dwóch ciężarówek i byłem zmuszony wybrać alternatywne i wolniejsze drogi. Jadąc do domu też nie pojechałem autostradą nr 401-z powodu licznych wypadków zrobił się ogromny korek! Musiałem jechać drogami drugorzędnymi i wiejskimi, co nawet było przyjemne, aczkolwiek o wiele wolniejsze.


Park Bon Echo jest jednym z większych parków w południowym Ontario. Oba moje miejsca biwakowe znajdowały się 6 km na zachód od drogi nr 41 i wjazdu do parku, prawie w sercu parku. Na wschód od drogi nr 41 jest parę setek miejsce biwakowych, bliżej jeziora Mazinaw, ale niezbyt je lubię.

Moja kolejna wyprawa biwakowa rozpoczęła się 14 lipca 2021 roku—bezpośrednio z parku Darlington udałem się do parku Bon Echo. Nie było możliwe zarezerwowanie któregoś z moich ulubionych miejsc i miałem szczęście, kiedy ‘złapałem’ miejsce nr 495 (N44° 53.672' W77° 15.251'). Przed przybyciem do parku przeczytałem kilka recenzji na TripAdvisor. Jeden z recenzentów, biwakujący w parku w 2018 roku, opisał miejsce nr 495 jako „prywatne, w pełni zacienione i posiadające taką masę komarów”, że on i jego żona „musieli przenieść się na inne miejsce, aby nie zostali pożarci żywcem przez komary”. Tak więc przywiozłem ze sobą dodatkowy sprej na komar, spodziewając się conocnych ataków tych paskudnych latających insektów. Nawiasem mówiąc, autorami tej recenzji okazali się moi przyjaciele, Lynn i Wayne, z którymi wielokrotnie biwakowałem, m. in. w parku Bon Echo – świat jest mały!
Również zrobiłem krótkie wideo, pokazujące, jak można rozłożyć i złożyć namiot w ciągu jednej minuty! 

Rzeczywiście, owe miejsce było bardzo prywatne i zacienione i wymagało kilkunastometrowego spaceru pod górkę od zaparkowanego samochodu. Rzadko rozświetlało go słońce, na co nie narzekałem: było bardzo gorąco i wilgotno, prognoza pogody przewidywała burze, deszcze i nawet wydano ostrzeżenie o tornado dla tego obszaru (i rzeczywiście tornado miało miejsce w mieście Barrie). Przeszło kilka burz i padało, ale nie trwało to długo i żadnych szkód z tego powodu w parku nie było. 

Witajcie w parku Bon Echo!

Początkowo sądziłem, że komary będą dużym problemem. Byłem jednak zdumiony ich minimalną aktywnością — użyłem spray na komary tylko kilka razy, głównie spryskując lekko krawędzie mojego kapelusza. Podczas drugiego pobytu w Bon Echo ani ja, ani moi znajomi ani razu nie użyli spray’u z tej prostej przyczyny, że komarów nie było! W sierpniu i wrześniu biwakowałem w 3 innych parkach i NIGDY go użyłem! Myślałem, że pogoda jest idealna dla komarów (bardzo gorąco, dużo wilgoci i stosunkowo częste deszcze), ale na szczęście się myliłem. Zapytałem kilku strażników parkowych, czy może coś na ten temat wiedzą, ale nikt nie miał zielonego pojęcia. W każdym razie nigdy nie doświadczyłem takiego ‘bez komarowego’ lata podczas moich ponad 30-letnich wycieczek pod namiotem. Czyżby wirus przetrzebił też i komary? 

Imponująca skała Mazinaw Rock i jezioro Mazinaw Lake

Oprócz dzięciołów i puszczyków kreskowanych (które słyszałem, lecz nie widziałem) jedynym zwierzątkiem, jakie odwiedziło moje pole namiotowe, był zajączek, który niespodziewanie podszedł do mnie o północy, kiedy jeszcze siedziałem przy ognisku. Nie widziałem szopów praczy, które w przeszłości były wszechobecne. Ponieważ jagód było dużo, w parku nie zaobserwowano czarnych niedźwiedzi—nie musiały nic podbierać turystom! 

Wypoczynek na miejscu biwakowym nr 495! Gniazdko drozda było pod grillem

Dużo czasu spędziłem odpoczywając, czytając gazety, magazyny i książki. Jedna z nich była niezmiernie fascynująca, „Prokurator Stalina: Życie Andrieja Wyszyńskiego” autorstwa Arkadija Waksberga. Andriej Wyszyński (1883-1954) był akademikiem, dyplomatą, prawnikiem, politykiem (wicepremierem Związku Sowieckiego w latach 1939-1944 i ministrem spraw zagranicznych w latach 1949-1953) i też naczelnym prokuratorem, a także zawodowym mordercą, wykorzystującym przepisy prawne do gnębienia, uwięzienia i uśmiercania niewinnych ludzi. Był naczelnym prokuratorem i architektem procesów pokazowych w Moskwie w latach 30. XX wieku. Oskarżeni byli torturowani i zastraszani, aby przyznali się do winy; niektórym Wyszyński obiecał pobłażliwość z powodu przyznania się do winy, ale ostatecznie nie dotrzymywał słowa i zostawali rozstrzelani lub wysyłani do gułagów. Po śmierci Stalina w 1953 r. Wyszyński został wyznaczony na stałego delegata Związku Radzieckiego przy ONZ. Zmarł w Nowym Jorku w 1954 roku, unikając w ten sposób jakiejkolwiek kary za swoje zbrodnie. Został pochowany na Placu Czerwonym w sercu Moskwy, a jego szczątki nadal spoczywają w Kremlowskiej Nekropolii wraz ze Stalinem i innymi sowieckimi mordercami. Cóż, nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem iście masochistycznej mentalności Rosjan… 

Miejsce nr 495

Chciałbym przytoczyć bardzo ciekawy fragment tej książki, który chyba najlepiej ukazuje prawdziwe oblicze Wyszyńskiego: 

Skandaliczność Wyszyńskiego nie znała granic. Raz jednak został publicznie „zapukany na szóstkę” w tak niepowtarzalnym stylu, że wszyscy obecni go zapamiętali na długo. 

Pewnego razu dyskutowano nad jakimś dokumentem prawa międzynarodowego w ONZ-cie. Podczas dyskusji Wyszyński zaczął wygłaszać szydercze uwagi na temat stałego delegata Argentyny w ONZ, Arce, który próbował zakwestionować zredagowanie rezolucji przez Wyszyńskiego: 

O ile się nie mylę, jest pan lekarzem - położnikiem, natomiast ja jestem adwokatem i dlatego ewidentnie lepiej rozumiem sprawy dotyczące prawa międzynarodowego”. 

Na co ów lekarz-dyplomata odparł: 

„Pańscy informatorzy się mylą. Rzeczywiście, bylem lekarzem ogólnym, ale nie położnikiem i bardzo rzadko zajmowałem się przyjmowaniem ludzi na ten świat—natomiast o wiele częściej wysyłaniem ich z tego świata. Tak więc w tym przypadku, panie ministrze, ja i pan mamy podobne kwalifikacje.” 

Usłyszawszy to, Wyszyński dosłownie zaniemówił i nie zgłaszał już żadnych zastrzeżeń. 

Drugą książką, którą przeczytałem, była „Oszust” (“The Racketeer”) Johna Grishama. Przyjemne ‘czytadło’, muszę przyznać, z nieprzewidywalnymi zwrotami w akcji, idealne na biwakowanie. 

Guy przy biwakowym ognisku

Chociaż nie planowałem wycieczki łodzią po jeziorze Mazinaw, poinformowano mnie, że stateczek nie pływa w tym roku z powodu COVID-19. Zamknięto również muzeum (dawny dom Merrilla Denisona, który podarował tę posiadłość rządowi Ontario w celu przekształcenia jej w park). W sąsiednim budynku, prowadzonym przez Przyjaciół Parku Bon Echo (Friends of Bon Echo), było na sprzedaż trochę książek, pamiątek i ubrań, a także pojawiła się kawiarnia Greystones. Wypiłem filiżankę świeżo zaparzonej kawy i kupiłem masę karmelową (fudge); ceny obu produktów były znacznie zawyżone, ale ich zakup uznałem za rodzaj darowizny dla tej dynamicznej organizacji. 

To ogromne "krzesło" pamiętam jeszcze z 1991 roku, gdy po raz pierwszy przyjechałem do Bon Echo. Wtedy znajdował się tutaj mały sklepik, obecnie jest stacja benzynowa i o wiele większy sklep

Kilka razy jeździłem do osad Cloyne i Northbrook, a także do Flinton, gdzie szybko odnowiłem rejestracje samochodowe, prawo jazdy i kartę zdrowia bez żadnego czekania – co w Toronto byłoby nie do pomyślenia! Odwiedziłem też Wodospady Flinton. Był tam mały park z parkingiem na kilka samochodów i poza mną nikogo nie było. Wodospady musiały przez lata ulec wielu zmianom, ponieważ znajdowały się tam pozostałości starej tamy i elektrowni, zbudowanej na początku XX wieku. Tu i tam leżały stare turbiny i można było przejść się korytem, którym kiedyś płynęła rzeka, aby napędzać turbinę. 

Flinton-kościół katolicki Św. Jana Ewangelisty

Jadąc po wiejskich drogach często zatrzymywałem się i szukałem grzybów – w mgnieniu oka udało mi się znaleźć kurki, maślaki, a nawet borowikowate! Dwukrotnie kupiłem bardzo suche drzewo na ognisko w sklepiku „The Maz”, znajdującego się na skrzyżowaniu autostrady 41 i Snider Road. Przed laty działała tu restauracja, warsztat samochodowy i stacja benzynowa Petro Canada, prowadzona przez braci Snider. Pamiętam, jak kiedyś zobaczyłem wszystkich trzech braci stojących przed warsztatem – powinienem był zrobić ich zdjęcie. 

Zdjęcie zrobione w latach siedemdziesiątych XX w. Ted Snider przed swoim warsztatem samochodowym i restauracją. W latach dziewięćdziesiątych i nawet później warsztat i restauracji nadal działały, prowadzone przez jego synów. Obecnie znajduje się tam wypożyczalnia kajaków, kanu, desek do pływania, jak też można kupić drzewo na ognisko i lody.  Ciekawe, co się będzie mieściło w tym miejscu za następne 30 lat?
Copyright © by the Cloyne and District Historical Society (CDHS). Żródło: https://www.flickr.com/photos/cdhs/

Pojechałem też drogą Head Road do jeziora Shabomeka, gdzie natrafiłem na tzw. „Little Free Library”—drewnianą biblioteczkę, gdzie można podrzucić książki, a także wziąć dla siebie interesujące pozycję. Akurat tak się składało, że miałem w samochodzie kilka przeczytanych już książek i tam je zostawiłem. Znajdowało się też tam publiczne miejsce do wodowania łodzi, a na wodzie kołysał się dok z kilkoma krzesłami i torbami. Zastanawiałem się, dlaczego ktoś zostawił tam te rzeczy, ale po chwili zobaczyłem przytwierdzony do tego „doku” silnik zaburtowy i zdałem sobie sprawę, że to pływający dok/tratwa, prosty w budowie, ale całkiem praktyczny! Rozmawiałem krótko z jego właścicielem, który właśnie udawał się do swojego domku letniskowego na tym urządzeniu. 

Napędzana silnikiem tratwa/dok. Proste, ale bardzo praktyczne urządzenie!

Ale teraz przejdę do najciekawszego punktu mojej podróży. Po przybyciu do parku na moje miejsce biwakowe, zobaczyłem przypiętą notatkę: „Drodzy obozowicze, pod grillem na ognisko znajduje się ptasie gniazdo. Uważaj na nie! Carly i Henry”. 



Rzeczywiście, na ziemi pod metalowym grillem (który pewnie Carly i Henry wspaniałomyślnie wyciągnęli z ogniska i umieścili nad gniazdkiem) znajdowało się małe i bardzo dobrze zakamuflowane gniazdko z dwoma malutkimi pisklętami i jednym niebieskawym jajkiem. Spędziłem dużo czasu, obserwując rodziców przynoszących pisklętom jedzenie. Wkrótce jajko zniknęło i wykluło się kolejne pisklę. Nie chciałem im przeszkadzać, więc szybko ustawiłem aparat w pobliżu gniazda i rzadko do niego podchodziłem. Rodzicom chyba to nie przeszkadzało, bo zaledwie kilka minut później wrócili, karmiąc pisklęta, a czasem nawet siadali (!) na ustawionym aparacie fotograficznym i statywie! 

Gdy później obejrzałem wideo i proces karmienia, okazało się, że po każdym karmieniu pisklęta wyrzucały „worki kałowe” (tak jakby ich pieluchy), wypełnione tylko częściowo połkniętym pokarmem, a rodzice wynosili je i prawdopodobnie wyrzucali w pewnej odległości od gniazda. Po powrocie do domu zidentyfikowałem ptaka jako „Hermit Thrush”, Catharus guttatus (Drozdek Samotny). Wyjeżdżając z parku umieściłem na biwaku notatkę o gnieździe dla turystów zajmujących po mnie miejsce. Podczas mojej drugiej wizyty w parku (27.07 - 3.08.2021) sprawdziłem gniazdo, ale było puste — zwykle młode opuszczają go około 14 dni po wykluciu, więc miejmy nadzieję, że wszystkie trzy pisklęta przeżyły i już zadomowiły się w parku! Na YouTube zamieściłem 7 minutowy film, pokazujący gniazdo, pisklęta i proces karmienia. 


Biwakującym po mnie turystom pozostawiłem taką notatkę, zabezpieczoną od deszczu folią i kamieniami od wiatru

Park Bon Echo opuściłem 19 lipca, a osiem dni później, 27 lipca 2021 r., ponownie do niego powróciłem. Moje drugie miejsce biwakowe nr 436 (N44° 54.043' W77° 15.070') było znacznie bardziej wyeksponowane i nie potrzebowałem do niego dochodzić z samochodu. Jednak sąsiednie miejsce WYMAGAŁO około pięćdziesięciometrowego spacerku od samochodu, po dość wąskiej ścieżce, a przebywający na nim turyści zmuszeni byli parę razy dziennie wykonywać ową nieoczekiwaną ‘ścieżkę zdrowia’! Rozmawiałem z niektórymi z nich i powiedzieli, że są dość zaskoczeni tą dodatkową „atrakcją”. Ale za to przynajmniej byli dość daleko od drogi i innych kempingów i mieli więcej prywatności, niż my. W przedostatnim dniu mojego pobytu na to sąsiednie miejsce przybyła trzyosobowa rodzina. Zacząłem rozmawiać z Ravim, który bardzo pasjonował się ptakami, a nawet wielokrotnie wygłaszał prelekcje o ptakach w różnych prowincjonalnych parkach, w tym w Bon Echo. Wspomniałem mu o gnieździe drozda pustelnika, procesie karmienia i „tajemniczych” białych kulkach, które rodzic zbierał po każdym karmieniu, a Ravi powiedział, że to są „worki kałowe”. Wieczorem Ravi i jego syn przyszli na moje miejsce biwakowe i spędziliśmy kilka godzin na rozmowach na różne ciekawe tematy.

Miejsce nr 436, o wiele bardziej otwarte i słoneczne, ale też mniej prywatne

Park Bon Echo zawsze uważałem za wyjątkowe miejsce i zawsze uwielbiam do niego przyjeżdżać. Na początku sierpnia 1991, dokładnie 30 lat temu, wraz z kolegą z uniwersytetu, Dr Derkiem P. biwakowaliśmy w Bon Echo na pobliskim miejscu nr 433. Nie tylko była to moja pierwsza wizyta w parku Bon Echo, ale również po raz pierwszy pojechałem pod namiot do parku w Kanadzie! Nigdy nie zapomnę naszej pierwszej nocy — gdy siedzieliśmy przy ognisku, delektując się piwem i prowadząc ożywioną rozmowę, szopy pracze niespostrzeżenie ukradły większość naszego jedzenia — jajka, masło, bułki, hot dogi i cukier! 

Bon Echo Park, sierpień 1991 roku, miejsce biwakowe nr 433--biwakowanie z Dr Derkiem P. Moja pierwsza wizyta w parku Bon Echo i pierwszy wyjazd na biwak w Kanadzie.

To samo miejsce biwakowe nr 433 w 2021 roku, trzydzieści lat później! Drzew już nie ma, ale miejsce na ognisko jest chyba to samo!

Znalazłem kilka zdjęć z tego pobytu, zrobionych na miejscu nr 433 i próbowałem zobaczyć, czy uda mi się zlokalizować któryś z „punktów orientacyjnych”, ale większość drzew od tego czasu została wycięta. Od 1991 roku odwiedziłem Park Bon Echo prawie 30 razy, z wieloma przyjaciółmi, grupami Meetup i z Catherine. Trzykrotnie byłem w parku z Tadeuszem Paskiem, prekursorem jogi w Polsce-ostatni raz biwakowaliśmy na miejscu nr 488 w sierpniu 2002 roku. Wiem, że p. Tadeusz Pasek był zafascynowany parkami w Kanadzie, a szczególnie parkiem Bon Echo i możliwościami, jakie one oferują w zakresie relaksacji i wypoczynku. Będąc na biwaku, opisywał to i miał następnie opublikować artykuł w jakimś piśmie naukowym w Polsce, ale nie wiem, czy to zrobił.

To bardzo ciekawe drzewko, rosnące pomiędzy szczeliną skalną, pamiętam jeszcze z roku 1991. Nic się od tamtego czasu nie zmieniło!

Guy biwakował przez kilka dni i przywiózł wielką plandekę, która bardzo się przydała—gdy kilka razy padało, zabezpieczała nas od deszczu. Po kilku dniach Guy wyjechał (pozostawiając mi plandekę) i przybyła Patrizia, oczywiście swoją Teslą! 

Tesla Patrizi-rzeczywiście, nie ma rury wydechowej! Dwie pierwsze litery tablicy rejestracyjnej, "GV", znaczą "Green Vehicle", "Zielony Pojazd"--ale samochód jest czerwony... 

Musiała trochę bardziej obliczać robione kilometry, ponieważ w pobliżu parku nie było żadnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych, a wszystkie miejsca biwakowe na naszym polu namiotowym (Hardwood Hill) były nieelektryczne. Przywiozła też składany kajak i popłynęła nim po jeziorze Mazinaw, wokół imponującej skały Mazinaw Rock. 

Ten malutki espresso maker robi najlepszą kawę, jaką kiedykolwiek robiłem, a poza tym jest prosty w obsłudze, nie wymaga elektryczności i może z powodzenie być używany podczas biwakowania

Na śniadanie Patrizia robiła kawę espresso, używając „Stovetop Espresso Maker”, idealnie nadający się na biwak. Tak mi smakowała robiona w nim kawa, że po powrocie do domu kupiłem podobny i podczas następnego biwakowania mogłem ją poczęstować aromatyczną kawą. 

Szlak pieszy "The Shield Trail" w parku Bon Echo o długości 5 km

Park posiada szereg bardzo ciekawych i malowniczych szlaków pieszych; większość z nich zaliczyłem w przeszłości, ale w tym roku nie mogłem się doczekać ponownego odwiedzenia szlaku „Shield Trail” (5 km) i przejścia się po nim wraz z Patrizią. 

Na szlaku "Shield Trail"

Ontario Parks opublikowało bardzo ciekawy przewodnik „Shield Trail Guide”, który znacznie wzbogaca wrażenia poznawcze podczas wędrówki tym szlakiem, zapoznając czytelników z różnymi interesującymi faktami dotyczącymi lokalnej historii i otaczającego nas środowiska naturalnego. Szlak jest w kształcie pętli i prowadzi przez kamieniste połacie, wśród dość surowego krajobrazu. Na szlaku znajduje się kilkanaście ‘przystanków’, odpowiadających ponumerowanym znakom w przewodniku. 

Szlak pieszy "The Shield Trail"-krótka część szlaku stanowi stara droga kolonizacyjna Addington Colonization Road. Oczywiście ponad 100 lat temu wyglądała ona o wiele gorzej i niezmiernie ciężko było nią przejechać zaprzęgami konnymi. Ciągle wymagała napraw, szczególnie po zimie lub po deszczach.

Pierwsza część szlaku prowadzi starą drogą Addington Colonization Road, pierwszą drogą zbudowaną przez zalesione pustkowia ponad 160 lat temu. Rząd stworzył wiele takich dróg kolonizacyjnych, aby zachęcić imigrantów do osiedlania się i uprawiania ziemi. Każdy mężczyzna powyżej 18 roku życia, który zgodził się wybudować chatę lub dom w ciągu jednego roku, uprawiać 5 hektarów (12 akrów) w ciągu czterech lat i pomóc w utrzymaniu drogi Addington Road, otrzymał od rządu darmową działkę o powierzchni 40 hektarów (100 akrów). Niestety Tarcza Kanadyjska (Canadian Shield) nie nadawała się do celów rolniczych — mimo że mogły na niej rosnąć ogromne drzewa (notabene, wszystkie zostały już dawno wycięte), realistycznie NIE było możliwe prowadzenie na niej działalności rolniczej i uprawianie pól, zwłaszcza gdy po wycięciu drzew nastąpiła erozja. Większość farmerów w końcu poniosła porażkę, spędziwszy na tych terenach wiele lat bezowocnej harówki!

Jeden z wielu głazów narzutowych na szlaku Shield Trail. Takich głazów, jak też kamieni, jeste na tych terenach zatrzęsienie. I tutaj właśnie farmerzy mieli za zadanie oczyścić teren i uprawiać pola! Wielu próbowały, większość porzuciła te tereny, niektórzy pozostali i jakoś udawało im się wiązać koniec z końcem niezmiernie ciężką pracą

Do tej pory można nagle natknąć się w środku gęstego lasu na stos poukładanych kamieni: ponad 100 lat temu farmerzy próbowali oczyścić tę okropną ziemię, zbierając z niej ręcznie wszystkie kamienie! Wzdłuż szlaku znajdują się również pozostałości dawnych kopalni, które niestety w większości upadły, gdyż złoża były zazwyczaj rudami niskiej jakości. 

Park Bon Echo, sierpień 1992 roku - szlak "Shield Trail"

Park Bon Echo, 1994 roku, szlak "Shield Trail"

W niektórych miejscach można było ujrzeć masywne lodowcowe głazy narzutowe, przyniesione przez ogromne tafle lodu, które kiedyś pokrywały większość Ameryki Północnej. Jeden z takich głazów narzutowych rozpadł się na dwie części, prawdopodobnie z powodu wody, która przez lata sączyła się do jego szczelin, zamarzając zimą i powoli rozsadzając skałę, i w końcu powodując pęknięcie części głazu. W przeszłości zrobiłem sobie zdjęcie na tym głazie i tym razem poprosiłem Patrizie, aby mi zrobiła kolejne, ponad 29 lat później! 

Park Bon Echo, szlak "Shield Trail", sierpień 2021 roku-to samo miejsce 29 i 27 lat później. Specjalnie się nie zmieniło, jedynie ja się zmieniłem...

Wraz z Krzysztofem Paskiem odwiedziliśmy Bon Echo w 1992, 1993 i 1994 roku i za każdym razem przechadzaliśmy się szlakiem „Shield Trail”. W 1991 i 1992 roku często zatrzymywaliśmy się na brzegach stawu bobrowego/mokradłach i robiliśmy dużo zdjęć. Gdy szliśmy szlakiem w 1993 roku, Krzysztof szedł jakieś 15 metrów za mną, więc jako pierwszy dotarłem do tego akwenu – i nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem!

Widok, jaki zobaczyliśmy w 1993 roku--jeziorko bobrowe zniknęło!

— Nie ma jeziora! — krzyknąłem. 

Krzysztof spojrzał na mnie, roześmiał się i popatrzył, jakby chciał powiedzieć: „OK Jacek, znowu sobie żartujesz”. Ale kilka sekund później i jego czekała wielka niespodzianka — staw bobrowy dosłownie zniknął! Okazało się, że jednego dnia tama bobrowa została przerwana, woda uszła do pobliskiego jeziora i przez noc staw bobrowy zamienił się w pustą, błotnistą nieckę. To miejsce odwiedziliśmy ponownie w 1994 roku i w zagłębieniu pojawiła się już roślinność. 

Były staw bobrowy w 1994 roku. Szybko pojawiła się roślinność w zagłębieniu.

Byłem więc bardzo ciekawy, co stało się ze stawem bobrowym 27 lat później. Ucieszyłem się widząc nową, solidną tamę bobrową w tym samym miejscu, a sam staw ponownie pełen wody! Wraz z Patryzją spędziliśmy około 30 minut oglądając zdjęcia tego miejsca zrobione prawie 30 lat temu i porównując je z obecnym widokiem. Następnie szliśmy wzdłuż jeziora Bon Echo i w końcu dotarliśmy do końca szlaku. Przejście 5 km było dla mnie sporym wyzwaniem, ale dla większości powinien być to raczej prosty i przyjemny szlak, którym z pewnością warto się przejść! 

Rok 2021: Dwadzieścia osiem lat później, dzięki naprawionej przez bobry tamy, jeziorko z powrotem jest pełne wody!

Rok 2021: Dwadzieścia osiem lat później, dzięki naprawionej przez bobry tamy, jeziorko jest pełne wody!

Kilkanaście metrów od miejsca, gdzie swego czasu znajdował się hotel Bon Echo Inn dostrzegłem drzewo, pokryte charakterystycznym grzybem o mocno-pomarańczowym kolorze „Chicken Mushroom”, Laetiporus (żółciak siarkowy). I nagle zdałem sobie sprawę, że w sierpniu 2007 roku, w czasie wycieczki z grupą Meetup podczas Długiego Weekendu Święta Pracy (23 uczestników, 4 pola namiotowe—była to jedna z najlepszych imprez, jakie kiedykolwiek zorganizowałem-zdjęcia tutaj: www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157601883376312 i blog: http://ontario-nature-polish.blogspot.com/2010/06/in-polish-weekend-in-bon-echo-park.html). 

Park Bon Echo, Ontario, sierpień 2007 roku. Nick zrobił mi to zdjęcie koło drzewa, pokrytego bardzo charakterystycznym i z daleka widocznym grzybem żółciakiem siarkowym (Chicken Mushroom).

Park Bon Echo, Ontario, sierpień 2021 roku. To samo miejsce, w którym 14 lat temu było zrobione poprzednie miejsce. Drzewo nadal rośnie (chociaż jego górna część już nie istnieje), grzyb też, tylko że "powędrował" na jego inną część. Drzewo widoczne na oryginalnym zdjęciu za moimi plecami zostało wycięte

Nick zrobił mi zdjęcie, gdy stałem obok tego drzewa – a jego pień też był porośnięty tym samym grzybem, jedynie w jego innej części! ( To zdjęcie tak mi się spodobało, że stało się moim głównym zdjęciem na polskiej stronie „Nasza Klasa”, będącej prekursorem Facebooka, do której zapisałem się w ostatnim dniu grudnia 2007 roku. Dzięki tej stronie mogłem dowiedzieć się i porozmawiać ze znajomymi ze szkoły podstawowej i liceum ogólnokształcącego, z którymi nie miałem kontaktu od 40 lat! Niestety, 27 lipca 2021 (dzień mojego przybycia do parku) witryna „Nasza Klasa” zakończyła swoją działalność. 

Sierpień, 2021 roku. Nick robi zdjęcie "selfie", gdy jeszcze prawie ta technika nie była znana

I jeszcze zamieszczam zdjęcie Nick’a przy tym drzewie—bardzo często on robił zdjęcia samemu sobie, tzw. „selfie”, gdy właściwie jeszcze nikt ich w ten sposób nie robił. Niedawno rozmawialiśmy na jego temat i stwierdziliśmy, iż Nick był, przynajmniej w naszych kręgach, prekursorem tego rodzaju techniki autoportretowej. 

Flinton, kościół Św. Jana Ewangelisty

Patrizia wyjechała w niedzielę 1 sierpnia 2021 r. i tego samego dnia pojechałem do Flinton, gdzie uczestniczyłem w niedzielnej mszy św. w kościele katolickim św. Jana Ewangelisty. Przed mszą pochodziłem chwilę po cmentarzu przylegającym do kościoła. Zauważyłem, że jednym z bardziej powszechnych nazwisk było „Lessard”. Flinton, dawniej nazywany Flint’s Mills, został założony i nazwany na cześć Billa Flinta (1805-1894), biznesmena i liberalnego członka Senatu Kanady. Mszę odprawiał czarnoskóry ksiądz—nie pamiętam już, z jakiego kraju afrykańskiego pochodził—ale ponieważ Ewangelia (J 6, 24-35) była na temat „chleba z nieba”, podczas kazania mówił o poszanowaniu chleba w jego kraju i nawet kilka zdań powiedział w swoim języku. Ponieważ w Kanadzie brakuje księży, jeden ksiądz często przypada na ogromne obszary i odprawia kilka mszy niedzielnych—np. dwie w sobotę i następne dwie lub więcej w niedzielę w różnych kościołach, często oddalonych od siebie o dziesiątki kilometrów. Sprawny i niezawodny samochód w tym przypadku jest absolutną koniecznością! 

Flinton, kościół Św. Jana Ewangelisty w 1902 roku. Według opisu, to zdjęcie było zrobione w święto Trzech Króli w 1902 roku-a więc 6 stycznia 1902 roku--co do dnia 120 lat temu (6 stycznia 2022 r.)! Obawiam się, że żadna z tych osób już nie jest na tym świecie...
Copyright © by the Cloyne and District Historical Society (CDHS). Źródło: https://www.flickr.com/photos/cdhs/

We wrześniu 2007 roku grupa „Toronto Urban Exploration and Adventure Meetup” (TUEAM) biwakowała w Bon Echo. W parku było kilka grupowych miejsc biwakowych, wszystkie odległe od pozostałych „zwykłych” biwaków. Rozłożyliśmy się na miejscu grupowym nr 7 – a ponieważ wszystkie inne grupowe biwaki były puste, siedzieliśmy wokół ogniska aż do świtu, rozmawiając, pijąc, śpiewając i świetnie się bawiąc i nie przeszkadzając nikomu innemu spać. Grupa TUEAM, założona i kierowana przez Tammy Hoy, była kiedyś jedną z najpopularniejszych i najlepiej prowadzonych grup Meetup i zorganizowała wiele niezwykłych wypraw (np. zwiedzanie takich zabytków jak opuszczone podziemne metro w Rochester w stanie Nowy Jork, dawnego szpitala psychiatrycznego i bazy wojskowej w pobliżu Picton, Ontario i ruin cegielni Barber Mills w Georgetown, Ontario). Wtedy też wybraliśmy się na zwiedzanie opuszczonej osady Newfoundout w hrabstwie Renfrew, a także opuszczonej stacji RCAF w Foymount (zdjęcia: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157602148116734). 


Guy na tle skały Mazinaw Rock

Jedno z najbardziej popularnych miejsce do robienia zdjęć w parku Bon Echo na tle skały Mazinaw Rock

Byłem ciekawy, jak wyglądały grupowe miejsca biwakowe po 14 latach. Gdy do nich dojechałem, byłem zaskoczony... bo żadnego z nich już nie było! Na ich miejscu wzniesiono 12 nowo wybudowanych chatek kempingowych z rustykalnym drewnianym wnętrzem, które mogli wynająć ci, którzy potrzebowali więcej komfortu niż mogły zaoferować zwykłe namioty! 

Bon Echo Park, wrzesień 2007 roku. Nasza grupa biwakowała na grupowym miejscu biwakowym nr 7. Czternaście lat później, w 2021 roku, wszystkie miejsca grupowe zostały zlikwidowane i postawiono drewniane chatki dla turystów. Poniższe zdjęcie przedstawia to samo miejsce obecnie (2021 r.)

Według informacji przekazanych przez Park „rustykalny jednopokojowy domek z rustykalnym drewnianym wnętrzem. Kabina może pomieścić pięć osób na łóżku typu queen i podwójnym/pojedynczym łóżku piętrowym, posiada małą kuchenkę, kuchenkę mikrofalową, mini-lodówkę, czajnik i blat. Na zewnątrz znajduje się stół jadalny i krzesła, a także grill propanowy, stół piknikowy i miejsce na ognisko. Dodatkowo kabiny wyposażone są w elektryczne ogrzewanie cokołowe”. 

Park Bon Echo, 2021 rok. Czternaście lat potem-miejsce naszego grupowego biwaku w 2007 roku

Myślę, że park zarobi więcej na wynajmie domków niż grupowych miejsc biwakowych! Niemniej jednak uważam, że kempingi grupowe są doskonałe dla większych grup, które nie chcą kłaść się spać o godzinie 23:00. Biwakowałem na grupowych miejscach w parkach Sandbanks i MacGregor i wciąż je świetnie wspominam! 

Nowa popularna metoda pływania na desce... i z pieskiem!

Ponieważ przywiozłem ze sobą kilka zdjęć z poprzednich podróży, mogłem szybko zidentyfikować położenie naszego grupowego kempingu nr 7: teraz stał tam domek 620. Zrobiłem kilka zdjęć, pokazujących tę samą lokalizację w 2007 i w 2021 roku. 

Nowa popularna metoda pływania na desce... i z pieskiem!

Pakowanie się i powrót do domu zawsze stanowią najsmutniejsza część moich podróży. Zwykle dojeżdżam do autostrady 401 i podążam nią prawie do samego domu. Tym razem byłem „zmuszony” wybrać inne drogi, bo na autostradzie było sporo wypadków i wszystkie samochody właściwie stały lub poruszały się w żółwim tempie. Później dowiedziałem się, że wiele pojazdów było uwięzionych w korkach przez 3 godziny. Osobiście nie znoszę stania w korkach i wolałbym jechać dużo wolniejszą i często nieasfaltowaną ‘wiejską’ czy boczną drogą niż autostradami, które często z powodu wypadków zamieniają się w parkingi. 

Pionierski cmentarz "Walker Cemetery" dosłownie w szczerym polu!

Pojechałem więc drogą County Road 2 przez Cobourg, Port Hope, a następnie droga skręciła na północ i znowu na zachód. Tuż za drogą Kellog Road, po mojej prawej stronie, spostrzegłem zaorane pole z niewielkim wzniesieniem około 30 metrów od drogi. Rosło na nim drzewo, jak też znajdowało się kilka starych grobów (dokładna lokalizacja: N 43 58.200, W 78 21.625 / 43.9700039,-78.3604136). 

Można sobie tylko wyobrazić, jak ciężko pracowali pochowani tutaj pionierzy, karczując lasy i uprawiając ziemię. Ponieważ te tereny nie są położone na Tarczy Kanadyjskiej (Canadian Shield), nie musieli przynajmniej usuwać kamieni i skał

Szybko zawróciłem, zaparkowałem samochód na poboczu i poszedłem na ten mały cmentarz. Były tam trzy nagrobki z kilkoma inskrypcjami. Wszyscy pochowani tam ludzie nosili nazwisko „Walker”. Według moich zdjęć Hugh Walker zmarł w 1807 r., Mary Johnston (przypuszczalnie Walker) zmarła w 1850 r., a Rose Mary Roseborough, żona Jamesa Walkera, zmarła w 1872 r. Według strony internetowej „Find a Grave” (https://www.findagrave.com/cemetery/2662856/memorial-search#srp-top), na grobach znajdują się inskrypcje na temat 7 zmarłych osób. Żałowałem, że nie miałem więcej czasu, aby udać na pobliską farmę i uzyskać od właściciela więcej informacji o tym bardzo nietypowym cmentarzu. 

Rose Mary Roseborough, żona Jamesa Walkera, zmarła w 1872 r. w wieku 66 lat

Historia Parku Bon Echo i jego okolic jest tak bogata, że wymaga osobnego wpisu na blogu – i to bardzo obszernego! Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się napisać o wiele więcej na ten temat.

Więcej informacji na temat parku Bon Echo znajduje się w tym blogu: http://ontario-nature-polish.blogspot.com/2010/06/in-polish-weekend-in-bon-echo-park.html


Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2021/12/bon-echo-and-darlington-provincial-park.html 

More photos/więcej zdjęć: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72177720295612258/page1