Czy można sobie wyobrazić pojechanie GDZIEKOLWIEK takim samochodem???
Przed wyruszeniem w tą stosunkowo długą trasę (ponad 4.000 km) oddałem samochód do mechanika samochodowego na rutynowy przegląd – co było dobrym pomysłem, bo wymagał naprawy hamulców. Czekając, spędziłem 2 godziny spacerując po Kipling Avenue w Toronto oraz wstępując do restauracji i kawiarni. Zobaczyłem zaparkowany bardzo osobliwy pojazd, chyba tylko dla jednej osoby, i to szczupłej. Zrobiłem mu zdjęcie i wysłałem je do Catherine.
— Cześć Catherine, ponieważ mój samochód wymaga bardziej kompleksowej naprawy, mechanik dał mi ten właśnie samochód zastępczy. Mam nadzieję, że będzie wystarczająco dużo miejsca na wszystkie rzeczy, które ze sobą zabieram!”
21 sierpnia 2022 roku, niedziela.
Mississauga — Chutes Provincial Park, Ontario.
Still River
Ponieważ była niedziela, jazda autostradą 400 była prosta—jechałem na północ, a większość ludzi zmierzała w przeciwnym kierunku, powracając do Toronto ze swoich domków letniskowych. Zatrzymałem się w Still River, aby zrobić kilka zdjęć opuszczonego garażu i postoju dla ciężarówek. Catherine i ja zatrzymaliśmy się tam po raz pierwszy w 2008 roku; od tego czasu budynek stopniowo niszczał, a wokół gromadziło się coraz więcej porzuconych pojazdów, łodzi, samochodów, autobusów i innych nikomu już niepotrzebnych rzeczy.
Dotarcie do parku Chutes Provincial Park zajęło mi ponad 5 godzin — w poprzednim dniu zarezerwowałem kemping nr 95 [N46° 13.212' W82° 04.349'], na którym Catherine i ja zatrzymaliśmy się na jedną noc w 2013 r., w drodze do dzikiego parku Matienda Provincial Park. Ponieważ zrobiłem wówczas zdjęcia tego miejsca, byłem bardzo zaskoczony, widząc, że wiele drzew zniknęło. Miejsce było zlokalizowane najbliżej wodospadu, którego kojący szum był wszechobecny. Vis-a-vis stała umieszczona tabliczka informacyjna, jak też przechodził koło niej szlak pieszy, toteż sporo osób tędy przechadzało się. Padał drobny deszcz, ale po 15 minutach ustał; szybko rozbiłem namiot i zszedłem po drewnianych schodkach na skalny brzeg rzeki, gdzie kilka metrów od wodospadu/bystrzyn ulokowałem się w moim ulubionym zagłębieniu w skale, przypominającym wygodny fotel, w którym w poprzednich latach spędziłem wiele godzin czytając książki i obserwując burzliwe wody wodospadu.
Moje ulubione zagłębienie w skale!
W 2017 roku dwukrotnie biwakowaliśmy z Catherine na kempingu nr 98, przedłużając nasz pobyt o ponad tydzień, gdy niespodziewanie jesienna pogoda zamieniła się w letnią, powodując nawet ponowne pojawienie się komarów i meszek! Trzy lata temu, w 2019 roku, dwukrotnie biwakowałem w tym parku, jadąc do i z USA.
Zrobiłem też zdjęcie liścia o wyrazistym pomarańczowym kolorze, pokrytego kroplami deszczu. Akurat napisałem list do mojej znajomej z Polski, Marii Mączyńskiej (byłej polskiej łuczniczki, w 1967 roku zdobyła mistrzostwo świata, zarówno indywidualnie, jak i drużynowe, a na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w 1972 r. zajęła szóste miejsce; poza tym była także mistrzynią Polski i Europy w łucznictwie), włożyłem liść do koperty i wysłałem.
Jak widać, wszystko da się zrobić! Szkoda, że nie miałem okazji porozmawiać z właścicielami tego pojazdu, ponieważ sam myślę o podróżowaniu w taki sposób
22 sierpnia 2022 roku, poniedziałek.
Park Chutes Provincial Park — pole namiotowe AuTrain Lake Campground, Michigan.
Pole biwakowe AuTrain Lake w Michigan
Po spakowaniu się opuściłem park i zatrzymałem się w Blind River, mając nadzieję na przekąskę w restauracji KFC (Kentucky Fried Chicken), ale najwyraźniej restauracji nie było już od lat. Kilka godzin później dotarłem do Sault Ste Marie w Ontario i po przejechaniu międzynarodowego imponującego mostu łączącego Kanadę z USA, dotarłem do punktu granicznego w USA. Amerykański celnik zadał mi kilka zdawkowych pytań i uprzejmie wpuścił mnie do Stanów Zjednoczonych. Od razu pojechałem na pobliską stację benzynową (ceny benzyny w Stanach i w Kanadzie były bardzo podobne), a następnie do Michigan Welcome Center, gdzie wziąłem kilka map i pogadałem z młodą pracowniczką. Na zewnątrz siedziała turystka amerykańska, majstrując przy telefonie komórkowym — próbowała pobrać aplikację ArriveCan, a następnie ją wypełnić, ponieważ bez tej aplikacji nie mogła wjechać do Kanady. Porozmawialiśmy trochę o biwakowaniu i wycieczkach na kanu w Ontario i wręczyłem jej moją prywatną wizytówkę z linkami do moich zdjęć & blogów, zawierających szczegółowe opisy wypraw na kanu oraz jezior i rzek nadających się do tego rodzaju wypoczynku.
Widok z platformy obserwacyjnej w AuTrain Lake Campground
Ograniczenie prędkości na autostradzie M-28 wynosiło 75 mil na godzinę (120 km/h), później 65 km/h, czyli więcej niż w Ontario (chociaż ostatnio wzrosło ze 100 do 110 km/h na niektórych odcinkach autostrady nr 400). Samochodów jechało niewiele, a jazda tą drogą sprawiała mi przyjemność – non-stop musiałem się kontrolować, żeby nie przekroczyć dozwolonej prędkości, bo aż się prosiło jechać jeszcze szybciej. Przed miastem Munising natknąłem się na roboty drogowe, które spowodowały znaczne opóźnienie. Dotarłszy do miasta, w supermarkecie kupiłem sałatkę i pojechałem do kempingu AuTrain Lake Campground w lesie narodowym Hiawatha National Forest. Oczywiście polegałem na moim GPS, że mnie tam bezpiecznie zaprowadzi, ale kiedy w pewnym momencie kazał mi skręcić w bardzo wąską, jednopasmową nieutwardzoną drogę pośrodku bardzo gęstego lasu (County Road nr 531), stałem się trochę sceptyczny co do jego niezawodności. Po przejechaniu około 50 metrów cofnąłem się do głównej drogi, nie chcąc utknąć w środku lasu, bo ta „droga” bardziej przypominała szlak nadający się dla ATVs (All Terrain Vehicles) lub rowerów górskich niż dla samochodów! Na szczęście mój GPS szybko znalazł alternatywną drogę, tym razem asfaltową, i w mgnieniu oka dotarłem do kempingu AuTrain Lake Campground.
„Psia biblioteczka. Weź kijek, zostaw kijek”
Na tablicy informacyjnej była wywieszona lista wolnych miejsc kempingowych i zdziwiłem się, że nie było ich za wiele. Wybrałem pole namiotowe nr 26 [N46° 23.666' W86° 50.210'], blisko jeziora. Rozbiłem namiot, wypełniłem kopertę rejestracyjną i zdeponowałem ją wraz z $22 do metalowego pojemnika. Przeszedłem się do platformy widokowej, z której roztaczał się wspaniały widok na jezioro. Wracając na kemping, minąłem miejsce gospodarza kempingu (campground host): obok drzewa leżała wiązka patyków i napis „Psia biblioteczka. Weź kijek, zostaw kijek”. Oczywiście, była to parafraza popularnego sloganu na „Little Free Library”, małej bezpłatnej biblioteki: „Weź książkę, zostaw książkę”.
To już moja trzecia wizyta na tym kempingu - „odkryliśmy” go z Catherine w 2017 roku, potem zostałem na nim jedną noc we wrześniu 2019 roku i być może rozbiję tu również obóz w drodze powrotnej do Kanady.
23 sierpnia 2022 roku, wtorek.
AuTrain Lake Campground, Michigan — Armstrong Creek — Ada Lake Campground, Wisconsin.
Polski kościół w Armstrong Creek, Wisconsin
Nigdy nie lubiłem rozkładać i składać namiotu w strumieniach deszczu, ale ponieważ deszcz wydawał się być dość stały, nie miałem innego wyjścia, jak tylko szybko to zrobić. Co ciekawe, jakiś czas przedtem na YouTube oglądałem krótki film pokazujący, jam można złożyć namiot „od środka”--tzn. w taki sposób, aby cały czas być przykryty tropikiem i chyba udało mi się to wykonać, bo jedynie przeciwdeszczowy tropik był mokry. Szybko wszystko wrzuciłem do samochodu i opuściłem park. Zatrzymałem się w miasteczku Escanaba nad Little Bay de Noc nad jeziorem Michigan i wszedłem do Walmart. Dowiedziałem się też, że sklepy Walmart oferują darmowe Wi-Fi; ponieważ mój kanadyjski telefon komórkowy nie działał w USA, mogłem komunikować się za pomocą e-maili, What'sUp lub Skype tylko wtedy, gdy dostępne było Wi-Fi. Prawie wszystkie sklepy i restauracje, które odwiedziłem, na gwałt poszukiwały pracowników, a w niektórych brakowało obsługi i do kas tworzyły się kolejki. Niemniej jednak wszyscy pracownicy byli bardzo mili, uprzejmi i niezwykle pomocni, bardziej niż ci w Kanadzie – co zauważyłem też wiele lat temu wcześniej.
Polsko brzmiące nazwy dróg
Z Escanaba pojechałem drogą nr 41 i zjadłem lunch w Veterans Memorial Park w Powers/Spalding. Znajdowało się tam pole namiotowe na kilkanaście miejsce i za jedyne 10 dolarów można było na nim spędzić noc [N45° 41.963' W87° 31.719']. Następnie pojechałem na południe i skręciłem na zachód w Carney na drogę G18, wjechałem do stanu Wisconsin, zrobiłem krótką przerwę w Beecher, a następnie pojechałem drogą numer 8. Tą samą drogą jechałem 3 lata temu, w 2019 r., choć w innym kierunku, i wówczas zauważyłem mnóstwo bocznych dróg noszących polskie nazwy, a także polski cmentarz. Tym razem postanowiłem spędzić więcej czasu na zwiedzaniu okolic Armstrong Creek w stanie Wisconsin. Skręciłem w Cemetery Road, na cmentarz Pine Hill i spędziłem tam ponad 30 minut. Około 80% nagrobków nosiło polskie nazwiska, sporo pochowanych służyło w czasie II Wojny Światowej oraz wojen w Korei i Wietnamie.
Pole biwakowe Ada Lake Campground
W pobliżu skrzyżowania dróg 8 i 101, w Armstrong Creek, znajdował się także kościół św. Stanisława Kostki. Jadąc dalej na zachód, mijałem boczne drogi o nazwach Chitko Road, Janczy Lane, Janczewski Road, Kiszonas Lane, Fatla Road, Woźniak Road, Danielczak Road, Ziółkowski Road i Kadłubek Lane.
Ada Lake, miejsce biwakowe nr 10
Po minięciu miasta Laona dotarłem do kempingu Ada Lake Campground w Chequamegon-Nicolet National Forest. Pogadałem z gospodarzem kempingu, bardzo miłym dżentelmenem, a objechałem wszystkie miejsca kempingowe i wybrałem biwak nr 10 [N45° 22.136' W88° 43.888'], bardzo blisko jeziora. Szybko rozbiłem namiot, poszedłem na krótką wędrówkę po polu namiotowym i brzegiem jeziora, a potem podziwiałem zachód słońca.
Z mojego miejsca w Ada Lake mogłem oglądać piękny zachód słońca
Jeździłem głównie po drogach powiatowych (county roads), otoczonych lasami, na których rzadko widziało się samochody—było to o wiele przyjemniejsze, niż pędzenie po autostradach. Kilkakrotnie spostrzegłem jelenie czy sarny przebiegające przez drogę – zawsze było ich co najmniej 2 – a także kilka martwych saren na poboczach, najwyraźniej zabitych przez samochody. Dlatego nigdy nie jeździłem nocą, bo wtedy takie „spotkania” na drogach były bardziej prawdopodobne i trudniej było te zwierzęta dostrzec w ciemnościach.
24 sierpnia 2022 roku, środa.
Opuszczam pole kempingowe Ada Lake Campground, Wisconsin — przybywam do Victoria, Minnesota.
Farma Rodziny Urmański niedaleko osady Poniatowski, Wisconsin
Kiedy się obudziłem, wielu biwakowiczów już wyjechało, a na kempingu było bardzo cicho. Skierowałem się w stronę miejscowości Antigo, wpadłem do kilku sklepów i kupiłem też benzynę. Jadąc drogą nr 29, postanowiłem wpaść do osady o nazwie „Poniatowski”.
Mapa rezerwatu „Carver Reserve”, prawie graniczącego z posesją Catherine. Wielokrotnie jeździliśmy w tym rezerwacie po licznych ścieżkach rowerowych
Jechałem wieloma drogami, otoczonymi przez pola farmerskie i niektóre posiadały polskie nazwy. Jedna z nich, Urmański Road, doprowadziła mnie do gospodarstwa; przy wjeździe widniał napis: „Farma Urmański. Rick i Ginger. Brandon, Brittany, Melissa, Melinda i Olivia. Od 1892 r.” Chętnie porozmawiałbym z właścicielem, może opowiedziałby mi jakieś ciekawe historie o przybyciu swoich przodków do USA i założeniu farmy. Pomyślałem też o znanej książce Melchiora Wańkowicza „Tworzywo”, która m. in. świetnie opisała losy polskiej rodziny farmerów przybyłej do Kanady w 1900 roku.
Nasz ulubiony sklep Aldi—nie tylko w stanie Minnesota! Chociaż są to małe sklepy, to jednak zawsze możemy znaleźć prawie wszystko, czego potrzebujemy po bardzo rozsądnych cenach.
Ponieważ nie miałem dostępu do Internetu, a czasu też nie za wiele, nie mogłem znaleźć drogi do Poniatowski (a nigdzie nie spotkałem żywej duszy) i po jakimś czasie ponownie wjechałem na drogę nr 29. Później dowiedziałem się, że znajduje się tam nawet polski kościół i pionierski cmentarz — i rzeczywiście, odwiedziłem je miesiąc później w drodze powrotnej do Kanady.
Kiedy znalazłem się na autostradzie międzystanowej (interstate) nr 94, robił się coraz większy tłok; w pobliżu i w Minneapolis autostrada przypominała parking, tak, jak na co dzień w Toronto autostrada nr 401. O godzinie 18:00 dotarłem do miasta Victoria w stanie Minnesota i zobaczyłem się z Catherine po raz pierwszy od 2 lat i 7 miesięcy!
26 sierpnia – 12 września 2022 roku.
Victoria – Ely, Minnesota. Biwakowanie na różnych kempingach w lesie Superior National Forest. Two Harbors — Duluth — powrót do Victoria.
Po dwóch dniach pakowania, 26 sierpnia 2022 roku wyruszyliśmy na dłuższą wycieczkę namiotową na północnym wschodzie Minnesoty. Nowy samochód Catherine, Honda Pilot, okazał się znacznie mniejszy niż poprzedni przestronny Dodge Grand Caravan i musieliśmy być bardzo kreatywni, aby znaleźć miejsce na wszystkie rzeczy, które ze sobą zabraliśmy—a minimalistami żadne z nas nie jest!
Catherine w sklepie Aldi, pewnie zastanawia się, co kupić, aby nie wydać za dużo pieniędzy...
Wyjechaliśmy rano autostradą I-35, zatrzymaliśmy się w Forest Lake i kupiliśmy trochę artykułów spożywczych w Aldie's (uwielbiam ten sklep!), po czym spędziliśmy godzinę w małym miasteczku Hinckley i wpadliśmy do sklepu z artykułami używanymi, Grandma's Thrift Shop. W oknie widniał napis: „Bezpłatna przejażdżka samochodem szeryfa”; oboje z Catherine przez chwilę myśleliśmy, że miejscowy szeryf oferował turystom darmową przejażdżkę krajoznawczą po miasteczku i okolicach. Catherine była już prawie gotowa poprosić właściciela sklepu o więcej informacji, ale nie było takiej potrzeby, ponieważ druga część napisu zawierała wszystkie potrzebne informacje: „Jeśli kradniesz ze sklepu.” Spędziliśmy trochę czasu w sklepie i nieźle się pośmialiśmy wraz z bardzo miłym właścicielem, kiedy powiedzieliśmy mu o naszym początkowym niezrozumieniu napisu! Niestety, nie otrzymaliśmy darmowej przejażdżki samochodem szeryfa…
Spożyliśmy lunch na przydrożnym postoju Kettle River, posiadającym stoły i krzesła w zalesionym terenie, a jakiś czas później zatrzymaliśmy się na dłużej w miejscowości Tower, MN. Tablica historyczna streściła pokrótce historię miasta:
TOWER
Miasto nazwane na cześć Charlemagne Tower, jednego z twórców Vermilion Range oraz drogi kolejowej Duluth and Iron Range Railroad. Wieś powstała w 1884 r., a miasto w 1889 r. W 1882 r. założono tu tartak.
Nad pobliskim jeziorem Vermilion w zatoce Pike Bay znajdowała się Indiańska osada, a w XIX wieku powstały punkty handlowe kompani North West i American Fur Companies. Był to koniec szlaku Vermilion Trail zbudowanego z Duluth w 1865 roku dla poszukiwaczy gorączki złota napływających do tych okolic. Podczas budowy szlaku znaleziono pierwsze ślady rudy żelaza. Pierwsza kopalnia żelaza w Minnesocie została otwarta niedaleko stąd, w Soudan, w 1884 roku.
Proszę wsiadać—maszynista Catherine będzie prowadzić parowóz!
Znajdowała się tam stacja kolejowa Tower Station (Tower Passenger Depot), obecnie muzeum, a także mogłem podziwiać prawdziwy parowóz – lokomotywę nr 1218 – a nawet zwiedzić kabinę maszynisty. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak strasznie żmudna i niebezpieczna była praca załogi lokomotyw! Pobliska inskrypcja dostarczyła więcej informacji na temat tego imponującego artefaktu:
Mogę sobie tylko wyobrazić, jaka to była ciężka praca w parowej lokomotywie
WITAMY W PAROWOZIE # 1218
Ta lokomotywa parowa była jedną z 12, otrzymanych z fabryki Baldwin Locomotive Works w 1910 roku, używanych przez linię kolejową Duluth i Iron Range Railway (jako numer 218), a później przez linię kolejową Duluth, Missabe i Iron Range Railway (jako numer 1218) do ciągnięcia bogatej rudy żelaza z kopalni Soudan do portów Jeziora Superior. Lokomotywa mogła ciągnąć 48 załadowanych wagonów o masie 50 ton (razem 2700 ton). Została podarowana przez DM&IR miastu Tower w 1962 roku w celach wystawowych i historycznych.
Lokomotywa 1218: typ 2-8-0, rozstaw normalny, 56 cylindrów 22" x 28", całkowita masa silnika 198 850 funtów. Ciśnienie w kotle 200 psi, siła pociągowa 45,553 funtów. Paliwo: węgiel kamienny.
Z czasem lokomotywę tę zastąpiły cięższe i mocniejsze lokomotywy. W 2002 roku firma kolejowa ‘Duluth, Missabe i Iron Range’ była uważana za największą linię kolejową obsługującą rudę żelaza w Ameryce Północnej, z torami o długości 212 mil. Jej misją było przewożenie rudy z fabryk takonitu Mesabi Range w Minnesocie do doków DM i IR w miejscowościach Duluth i Two Harbors lub do połączeń kolejowych w Superior w stanie Wisconsin.
Kawishiwi River Campground in the Superior National Forest, nasze miejsce nr 1
Po przejechaniu 305 mil (491 km) dotarliśmy do pola kempingowego Kawishiwi River Campground w lesie narodowym Superior National Forest (na południowy wschód od miasta Ely, MN), gdzie Catherine zarezerwowała miejsce nr 1 [47.81582°, -91.73029°] na dwie noce. Tydzień wcześniej było to jedyne wolne miejsce, niemniej okazało bardzo dobre i z pewnością wyglądało lepiej niż na zdjęciu na stronie parku.
Jako bonus, posiadało dostęp do prądu i Catherine mogła korzystać z jednego ze swoich wielu szalonych urządzeń, których nazw i przeznaczenia nawet nie próbowałem dociec. A jako podwójny bonus musieliśmy zapłacić tylko połowę wymaganej opłaty (tj. $15,50 za noc) z powodu Golden Lifetime Senior Pass Catherine.
Rano kierownik pola kempingowego, Dan, akurat przejeżdżał na wózku golfowym i zatrzymał się, aby się z nami przywitać i odebrać 8 dolarów za drewno, które wzięliśmy z jego kempingu po przyjeździe (zostawiając mu notatkę, aby nie podejrzewano nas o kradzież!) Następnego dnia spędziliśmy prawie godzinę rozmawiając z nim i Ellen z Florydy, gospodarzem (host) kempingu. Byli to niezwykle pomocni i sympatyczni ludzie, którzy autentycznie lubili swoją pracę.
Orły bieliki
Na drugi dzień udaliśmy się na most pomiędzy rzeką Birch River i jeziorem Birch Lake, rozłożyliśmy krzesła i spędziliśmy kilka godzin delektując się widokiem. Spotkaliśmy tamże bardzo miłego mężczyznę, który właśnie przyjechał i wybierał się na ryby. Opowiedział nam smutną historię o swojej córce, która zginęła w wypadku samochodowym. Podczas rozmowy z nim zauważyłem mnóstwo drapieżnych ptaków unoszących się nad nami — po dłuższym przypatrzeniu się im, odgadłem, co to były za ptaki (a on potwierdził)—orły bieliki amerykańskie! Później widzieliśmy kilka z nich szybujących wysoko na niebie i siedzących na gałęziach drzew po drugiej stronie rzeki. Pierwszy raz w życiu obserwowałem tak dużo orłów w tak krótkim czasie!
Na jednym z miejsc biwakowych znajdowała się spora skała i ogromny pień niedawno powalonego drzewa. Okazało się, że w parę miesięcy temu owo drzewo przewróciło się na przyczepę kempingową, podczas gdy jej pasażerowie w niej spali. To cud, że nikt nie zginął ani nie został ranny! Pamiętam podobny wypadek, który miał miejsce w parku Jaskiń Warszawskich (Warsaw Caves) w Ontario w Kanadzie w 2006 roku. Topola została wyrwana z korzeni przez silny podmuch wiatru, który niespodziewanie się pojawił, i upadła na przyczepę kempingową. W przyczepie spała 5-osobowa rodzina; tragicznie, 42-letnia kobieta została przygwożdżona pod drzewem i zmarła na miejscu.
Dan (i jego piesek), bardzo miły i pomocny gospodarz (host) pola biwakowego
Ponieważ nadal szukaliśmy dobrego miejsca biwakowego na nadchodzący tydzień i długi weekend, zwróciliśmy się o pomoc do Dana, który zadzwonił do Tony'ego, kierownika pola kempingowego Birch Lake Campground, sugerując, żebyśmy natychmiast tam pojechali i obejrzeli 3 istniejące pola biwakowe, na których nie potrzeba robić rezerwacji. Szybko tam dojechaliśmy, przeszliśmy się po wszystkich trzech i jednogłośnie zdecydowaliśmy się zająć biwak numer 3 [N47° 45.542' W 91° 46.864']. Po zarejestrowaniu się i rozmowie z Tonym zostawiliśmy na kempingu mnóstwo rzeczy osobistych i pojechaliśmy się pakować.
Birch Lake Campground, miejsce nr 3
Biwak był jednym z lepszych miejsc, na których biwakowaliśmy. Był bardzo przestronny, prywatny i znajdował się nad jeziorem Birch Lake, na którego brzegu często siedzieliśmy, wypoczywając, czytając książki i obserwując zachody słońca. Ponieważ nasze pole biwakowe było bardzo rozlegle i stały na nim dwa stoły piknikowe. Nad jednym z nich rozłożyliśmy dużą plandekę, służącą jako schronienie przed deszczem. Nasz namiot znajdował się ponad 10 metrów od centrum kempingu, parę kroków od jeziora. Kilka razy rozmawialiśmy z gospodarzem kempingu, Tonym, który służył w armii amerykańskiej i który okazał się również bardzo pomocny.
Gospodarz (host) pola biwakowego
Chociaż nie widzieliśmy żadnych większych zwierząt (czarnych niedźwiedzi czy szopów praczy), kręciło się mnóstwo sójek błękitnych, wiewiórek drzewnych i wiewiórek ziemnych, jak też na naszym miejscu rezydował niejadowity wąż. O dziwo, komary prawie nam nie przeszkadzały — nigdy nie używałem spreju na te latające insekty! Mieliśmy jeden deszczowy i pochmurny dzień, a raz nad okolicą przetoczyła się szybka burza, lecz ogólnie cały czas było gorąco i parno. Znalazłem trochę grzybów jadalnych (kurki), które zbierałem, suszyłem i albo jadłem na surowo, albo dodawałem do zup – nie było jednak dobrym pomysłem gotowanie ich, kurki nie smakują w zupach. Przyniosłem ze sobą kilka książek; jedna z nich, „Apel” Johna Grishama, była całkiem niezła.
Ten niegroźny wąż „zaskroniec” (Garter Snake) musiał mieszkać w pobliżu naszego miejsca biwakowego, bo bardzo często go widzieliśmy
Dość często jeździliśmy do Ely, położonego zaledwie 26 km na południe od granicy z Kanadą. To małe miasteczko, liczące nieco ponad 3000 mieszkańców, jest największym miastem, w którego wyruszają wyprawy na kanu na obszarze Boundary Waters Canoe Area Wilderness (Graniczne Połacie Wodne Dzikiego Obszaru Kanu) oraz parku Quetico Provincial Park, znajdującego się po drugiej stronie granicy, w Ontario. Obszar wód granicznych jest znany jako miejsce wycieczek na kanu i raju dla wędkarzy i jest najczęściej odwiedzanym obszarem ‘dzikiej przyrody’ w kraju. Dzięki bogatemu wyposażeniu i innym usługom dostępnym w miasteczku Ely można przypuszczać, że obsługuje ono największą ilość wodniaków na dzikich terenach ze wszystkich miast na świecie.
Oczywiście odwiedziliśmy renomowane Bear Center, Centrum Niedźwiedzi, https://bear.org/ ($15 za osobę), gdzie zobaczyliśmy 4 czarne niedźwiedzie, poznaliśmy ich historię, a także dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek o tych masywnych i popularnych zwierzętach. Przez szybę, jak też z platform obserwacyjnych, mogliśmy obserwować niedźwiadki. Często przychodziły się pożywić jedzeniem wystawionym dla nich przez pracowników Bear Center. Aczkolwiek jednak miały dużą kompetycję—wokoło kręciło się sporo ptaków i wiewiórek. Szczególnie aktywne były wiewióreczki ziemne, chipmunk (po polsku „tamias”), które wyładowywały swoje komórki jedzeniem, pędem biegły do norek i po niecałej minucie pojawiały się z powrotem, zaczynając cały proceder od początku. Co ciekawe, kompletnie nie przejmowały się obecnością niedźwiedzi! Czasami były tak buńczuczne, że dosłownie po nich skakały i w czasie, gdy niedźwiadki jadły, podchodziły pod ich mordy—do tego stopnia, że parę razy zaskoczone i skonsternowane niedźwiedzie odskoczyły! Pracownicy powiedzieli, że corocznie zdarzają się ofiary wśród wiewióreczek ziemnych—zostają one zadeptane przez niedźwiedzie, które w pewnym momencie mają dość zachowania tych natrętnych gryzoni, braku respektu i ich lekceważącego podejścia! Niemniej jednak nigdy nie widziano, aby niedźwiedzie zjadły wiewiórki.
Wiele przedstawionych w Centrum informacji o czarnych niedźwiedziach zaprzeczało temu, co czytałem, zwłaszcza w tabloidach wydawanych przez parki w Ontario. Jeden z najpowszechniejszych mitów, który według Bear Center był nieprawdziwy: „Kiedy niedźwiedzie tracą strach przed ludźmi, stają się bardziej skłonne do ataku” Witryna internetowa Centrum Niedźwiedzi przytacza wiele faktów, obalając ten mit (i wiele innych):
• W jednym miasteczku mieszkańcy przez lata karmili niedźwiedzie i straciły one strach przed ludźmi, ale nikt nie został zaatakowany.
• W sanktuarium niedźwiedzi w Minnesocie przez dziesięciolecia ludzie karmili z ręki i głaskali setki dzikich czarnych niedźwiedzi, a rzesze turystów mogły obcować z dzikimi niedźwiedziami bez żadnego nadzoru: ludzie drażnili niedźwiedzie, dając i zabierając im jedzenie, aby mogli zrobić dobre zdjęcia, małe dzieci opierały się na 500 - funtowych niedźwiedziach, ludzie z niezrozumiałych powodów podnosili dzieci do pysków niedźwiedziom. Od czasu do czasu zdarzały się uszczypnięcia i zadrapania, ale żadnych ataków.
• Przez dziesięciolecia ludzie obcowali z czarnymi niedźwiedziami na wysypiskach śmieci, gdzie niedźwiedzie przestały bać się ludzi. W 1989 roku na Międzynarodowej Konferencji Niedźwiedzi pracownik naukowy przepytał setki biologów zajmujących się niedźwiedziami, czy kiedykolwiek słyszeli o ataku na wysypisku śmieci. Żaden z nich nie słyszał.
Na stronie internetowej Bear Center jest zamieszczonych wiele dodatkowych przykładów, a także kilka doskonałych artykułów na temat niedźwiedzi: https://bear.org/bear-facts/black-bears/myths-and-misconceptions/.
Z mojej strony mogę dodać, że wielokrotnie wizytowałem wysypiska śmieci, na których kręciło się po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt niedźwiedzi i rozmawiałem z lokalnymi ludźmi oraz pracownikami wysypisk. NIGDY NIKT nie wspomniał o ataku niedźwiedzi na ludzi. Niektórzy nawet opowiadali, że nawiązali z niedźwiedziami pewnego rodzaju kontakt i niedźwiedzie niemalże oczekiwały ich przybycia. Gdy jeden z pracowników przyjechał pewnego dnia innym samochodem, od razu zauważył konsternację niedźwiedzi, które sądziły, że to przyjechał ktoś inny—dopiero gdy go zobaczyły, uspokoiły się.
Również wielokrotnie niedźwiedzie przychodziły na nasze pola biwakowe (kiedyś były 4) i NIGDY nie okazały żadnego znaku agresji. Niektóre szybko uciekły w las, inne bezustannie podchodziły do naszych beczek z jedzeniem i musieliśmy je odpędzać—pojawiały się za parę minut z powrotem. Gdy opuszczaliśmy na jakiś czas biwak, jedzenie zawieszaliśmy na drzewie i chociaż niedźwiadki próbowały się do niego dostać, nie udawało im się to, jednakże narobiły sporo szkód, przedziurawiając zębami pojemniki z wodą, gryząc papierowe talerze i kubki i robiąc duży rozgardiasz. Na szczęście nigdy nie weszły do naszych namiotów. Dlatego wiele ludzi nazywa niedźwiedzie „overgrown raccoons”, takimi dużymi szopami praczami (te ostatnie też są znane z wyrządzania wielu szkód i podkradania biwakującym turystom jedzenia).
Dwukrotnie spotkałem stosunkowo małe niedźwiadki, które zapewne od niedawna odłączyły się od matki. Łączyły ich dwie cechy: były płochliwe, ale też niezmiernie ciekawskie. Kiedyś zobaczywszy takiego niedźwiadka, gdy przebiegał pustą leśną drogę, zatrzymaliśmy się i wyszliśmy z samochodu. Po kilkunastu minutach zobaczyliśmy go, jak powoli zbliżał się do nas, cały czas nam się przyglądając. Wreszcie podszedł do nie na ok. 1 metr—gdy ruszyłem ręką, od razu uciekł. Drugi raz, w stanie Georgia w USA, mały niedźwiadek przez jakiś czas jak pies przyglądał się nam na naszym biwaku, zafascynowany wszystkim, co robiliśmy.
Dwa razy na nasze miejsce biwakowe przyszły niedźwiedzice—jedna z małym niedźwiadkiem, druga z dwoma bardzo małymi brzdącami. I chociaż taka niedźwiedzica może być niesamowicie agresywna w przypadku, gdy poczuje, że jej młode są zagrożone, to normalnie ona unika jakiejkolwiek konfrontacji z ludźmi. W naszych przypadkach równie niedźwiedzice kompletnie ignorowały naszą obecność.
W 2022 roku, biwakując w parku Grundy Lake Provincial Park w Ontario, non-stop niedźwiadek przychodził na miejsca biwakowe. Jednego poranka przyszedł i na moje miejsce i zaczął konsumować moje śniadanie (podczas gdy ja piłem kawę). Chociaż waliłem kijem w stół, trąbiłem samochodem i krzyczałem, niedźwiadek kompletnie mnie ignorował i kontynuował swój posiłek. W pewnym momencie prawie go trąciłem kijem, ale nie wykazał żadnej reakcji i absolutnie nie był agresywny (http://ontario-nature-polish.blogspot.com/2022/11/grundy-lake-provincial-park-ontario.html).
Pomimo tego zawsze mam respekt dla tych zwierzaków, starannie zabezpieczam przed nimi jedzenie i staram się jak najdalej od nich trzymać. I oczywiście, zawsze mam ze sobą sprej na niedźwiedzie, który jest niezmiernie efektywny.
Drugą atrakcją było zwiedzanie domku i muzeum Dorothy Molter. Znana jako „Root Beer Lady”, Dama Korzennego Piwa (1907-1986), przez 56 lat mieszkała na jeziorze Knife Lake (Isle of Pines), na północny wschód od Ely, MN, na południe od granicy z Kanadą. Zyskała rozgłos w całym kraju i ukazały się o niej obszerne relacje w mediach, książkach i filmach dokumentalnych, a przez lata dziesiątki tysięcy kanuistów odwiedzało ją i delektowało się jej domowym piwem korzennym. Molter po raz pierwszy odwiedziła swój przyszły dom (The Isle of Pines Resort) na jeziorze Knife Lake w 1930 r., a na stałe w nim zamieszkała w 1934 r. Do połowy / późnych lat czterdziestych XX wieku kurort Isle of Pines był typowy dla wielu kurortów w północnych lasach. Można było do niego dotrzeć wodnosamolotami i motorówkami, a później też skuterami śnieżnymi.
Po wyznaczeniu BWCAW (Boundary Waters Canoe Area Wilderness) prawie cały transport zmotoryzowany do domu Molter został wyeliminowany, a rezydencje, budynki, sklepy, biznesy i drogi usunięto z tego obszaru, pozostawiając Dorothy Molter jako jedynego pełnoetatowego mieszkańca na obszarze dzikiej przyrody trzy razy większym niż stan Rhode Island. Po jej śmierci jej chatka została rozebrana i przeniesiona do Ely. Tam zrekonstruowano jej rezydencję i drugą chatkę, a także utworzono Muzeum Dorothy Molter, aby zachować jej dziedzictwo. Podobało nam się to muzeum i jego eksponaty. Im więcej czytałem o tej dzielnej kobiecie, tym bardziej podziwiałem ją i jej styl życia, który musiał jej dostarczać dużo zadowolenia i radości! W jej domku można było zobaczyć kawałki kory brzozowej, których Dorothy używała do robienia notatek; czasami i ja używam kory do pisania listów do moich znajomych!
Więcej informacji o tej niesamowitej kobiecie można znaleźć na stronie muzeum: https://www.rootbeerlady.com/dorothy/.
Oczywiście poszliśmy też do miejscowego sklepu z używanymi rzeczami, Thrift Store, gdzie Catherine udało się znaleźć trochę ciekawych rzeczy, w tym oryginalną parę kolczyków, a ja kupiłem interesującą książkę.
Przed deszczową pogodą schroniliśmy się w pięknej bibliotece publicznej z nowo zainstalowanymi witrażami przedstawiającymi historię Ely. Biblioteka oferowała bezpłatne WiFi. Gdy przestało padać, przeszliśmy się po głównej ulicy i weszliśmy do kilku sklepów, a potem samochodem pojechaliśmy do dużego lokalnego supermarketu ZUP’s (https://zups.com/) i odbyliśmy interesującą pogawędkę z jednym z jego właścicieli, Jim Zupancich.
Jego żona, Andrea Zupancich, była burmistrzem pobliskiego miasta Babbit i kandydowała do Zgromadzenia Minnesoty, aby zostać republikańskim senatorem tego stanu (przegrała zaledwie 700 głosami). Opowiedział nam historię swojej rodziny (czwarte pokolenie właścicieli rodzinnego sklepu spożywczego Zup’s, który działa na rynku od ponad 100 lat), a także powiedział, że w sklepach brakuje personelu – wszędzie był to nagminny problem. Sąsiednia restauracja typu fast food „Subway” wywiesiła informację, że jest zamykana o godzinie 16:00 z powodu braku pracowników.
Byłem zdumiony, że przez tyle lat rodzina zachowała oryginalne nazwisko, choć z pewnością ze „zamerykanizowaną” pisownią – myślę, że oryginalne nazwisko, najprawdopodobniej pochodzenia słoweńskiego, brzmiało „Zupančič”.
Nic dziwnego, że ona przegrała—obecnie zdrowy rozsądek (Common Sense) staje się coraz rzadszy
Wielokrotnie odwiedzaliśmy ZUP’s, był jedynym supermarketem w mieście. Jak zwykle rozmawiałem z wieloma jego pracownikami — zawsze byli niezmiernie pomocni i uprzejmi. Kiedy spojrzałem na wywieszoną licencję (pozwolenie), wydaną sklepowi ZUP’s przez miasto Ely, byłem trochę zaintrygowany nazwiskami dwóch urzędników, którzy podpisali ten dokument: burmistrza — Robert Skraba i urzędnika/skarbnika — Harold R. Langowski! Do supermarketu przylegał sklep monopolowy, też zwany ZUP’s, w którym często robiłem zakupy. Wybór i ceny były zupełnie inne niż w Kanadzie (jak we wszystkich sklepach monopolowych w Minnesocie).
Rodzina Zupancich
Po pierwsze, bardzo trudno było znaleźć różnorodność europejskich piw, które były tak powszechne w sklepach alkoholowych w Ontario; kiedy w końcu je znalazłem, ceny były zwykle znacznie wyższe od tych w Ontario. Jednak większość napojów alkoholowych w Minnesocie była tańsza niż w Ontario, zwłaszcza amerykańskie wódki, piwo lub inne napoje o wysokiej zawartości alkoholu 12% (np. Four Loko). Udało mi się jednak kupić 1,7 l. butelkę 40% wódki za jedyne 10 dolarów (około 14 dolarów kanadyjskich). W Ontario kosztowałaby 65 dolarów kanadyjskich—kolosalna różnica! To właśnie w sklepie ZUP’s dowiedziałem się o śmierci królowej Elżbiety II w dniu 08 września 2022 roku.
Catherine przeczytała w Internecie, że w Ely znajduje się słynna publiczna sauna, zbudowana w 1912 roku, jedna z ostatnich nadal działających łaźni publicznych w Minnesocie, ale tylko przez 3 dni w tygodniu. Zarezerwowała dla nas jedną sesję. Byliśmy trochę rozczarowani, kiedy zobaczyliśmy jej lokalizację i wiszący szyld. Była stara, ale czysta i działała całkiem dobrze. Byliśmy wdzięczni, że mogliśmy wziąć prysznic, który znajdował się w prywatnej saunie. Sesja ($16 za osobę) trwała 90 minut, co było wystarczające. Rzeczywiście, czułem się tak czysty i zrelaksowany, że prawie chciałem się na chwilę położyć i przespać!
Zamiast tego pospacerowaliśmy po mieście, a później pojechaliśmy do Pillow Rock. Zgodnie z opisem na starej pocztówce: „W Ely znajduje się wychodnia skały Greenstone. Greenstone jest jedną z najstarszych znanych skał w Minnesocie i znajduje się zaledwie kilka przecznic od ulicy Camp Street w Ely w stanie Minnesota. Nazywa się Pillow Rock ze względu na widoczne zaokrąglone kształty utworzone w tej masie lawy”.
Hotel Grand Ely Lodge był najlepszym hotelem w mieście. Zbudowany w 2006 roku, posiadał wszystkie cechy dostojnego hotelu w parku narodowym. Przeszliśmy się po nim, ponieważ Catherine rozważała zatrzymanie się w nim ze swoimi psotnymi wnukami (i dziećmi). Tuż naprzeciwko hotelu znajdowała się ostatnia kopalnia żelaza, od dawna już nie działająca.
Pewnego wieczoru poszliśmy do restauracji Ely’s Steakhouse Restaurant – była dość popularna, bo musieliśmy czekać ponad godzinę, aż zwolni się stolik. Postanowiliśmy pójść w tym czasie na spacer. Dotarliśmy do bardzo osobliwego, zabitego deskami i zniszczonego budynku. Okazało się, że był to szpital Tanner Hospital, później znany jako Carpenter Hospital. Zbudowany w 1901 roku, został zaadaptowany na mieszkania, które funkcjonowały od lat 50. do 80. XX wieku. Posiadał unikalną architekturę i miałem nadzieję, że pewnego dnia zostanie przywrócony do dawnej świetności. Miejscowi powiedzieli nam, że budynek jest nawiedzony i w nim straszy! W pobliżu znajdował się dość nowoczesny kościół katolicki, ale był zamknięty.
Stary szpital
Z oddali dochodziła bardzo przyjemna muzyka i dotarliśmy do jej źródła – zwała się „Muzyka w Tiki Hut” i bardzo mi się podobała! W końcu dostaliśmy telefon z restauracji. Spędziliśmy w niej trochę czasu i skonsumowaliśmy pyszny obiad. Przy sąsiednim stoliku siedziało parę osób, a jedna z nich co jakiś czas spoglądała w moją stronę. Gdy wychodziliśmy, podeszła do mnie— niezmiernie zaintrygował ją mój akcent i nie potrafiła rozgryźć jego pochodzenia! Gdy poprosiłem, aby zgadła, wymieniła sporo narodowości, zanim otrzymałem poprawną odpowiedź.
Kilkakrotnie odwiedziliśmy lokalne lotnisko miejskie w Ely; w pobliżu pasa startowego stało kilka małych samolotów, raz wystartował taki mały samolocik z kilkoma osobami. A poza tym był tam jeden dżentelmen, najwyraźniej manager. Najprawdopodobniej inne samoloty znajdowały się w ogromnych hangarach.
Nie natrafiliśmy na żadne niedźwiedzie — chociaż na krótko przed naszym przybyciem pojawiły się ostrzeżenia, że je widziano — kilka razy zauważyliśmy dużego węża na naszym kempingu — oczywiście Catherine nie przepadała za jego towarzystwem. Pewnego razu natknęła się na niego na ścieżce prowadzącej do namiotu – o dziwo, właśnie zaczął pożerać żabę – którą wypuścił, gdy przerwała mu rytuał jedzenia! Innym razem, gdy obserwowaliśmy węża, przy nim kręcił się mały ptaszek i podążał za nim! Ptak był z pewnością zbyt mały, aby upolować i zjeść węża (jeśli już, to może być odwrotnie) i zastanawiam się, czy ktoś może posiada więcej informacji na temat tego zjawiska.
Opuszczamy nasze przepiękne i rozległe miejsce biwakowe i udajemy się do Fenske Lake Campground. Nie było proste zmieścić wszystkich rzeczy do samochodu!
5 września 2022 pojechaliśmy do pola biwakowego Fenske Lake Campground, porozmawialiśmy ze Stevem, bardzo miłym „host”, objechaliśmy okolice i na kilka następnych dni zarezerwowaliśmy kemping numer 13 [47°59'46.84"N 91°54'56.59"W]. Tak więc następnego dnia spakowaliśmy się – w pewnym momencie myśleliśmy, że nie damy rady upchnąć wszystkiego do samochodu, ale jakoś się udało – i pojechaliśmy do Fenske Lake Campground.
Miejsce była doskonałe: parking znajdował się na poboczu drogi, i żeby dotrzeć do miejsca biwakowego, musieliśmy skorzystać z wielu schodów. Biwak był bardzo przestronny, zapewniał czarowny widok na malownicze jezioro i był bardzo prywatny – nie widzieliśmy żadnych innych biwakowiczów, tylko od czasu do czasu zauważyliśmy kogoś przechodzącego wijącą się w pobliżu ścieżką. Na tym miejscu rosło ogromne drzewo, pod którym Catherine i ja lubiliśmy siedzieć i spoglądać na jezioro lub czytać.
Niedaleko znajdowała się mała plaża i następnego dnia poszliśmy popływać, a potem udaliśmy się na miejsce biwakowe Steve'a (gospodarza-host), aby zapłacić i kupić drzewo na ognisko, a przy okazji odbyliśmy z nim bardzo interesującą rozmowę. Pokazał nam wnętrze swojego samochodu kempingowego (motorhome), który był prawie tak duży jak mieszkanie w condominium; zapytałem go, czy przypadkiem posiada piwnicę! Chociaż i w Fenske Campground na tablicy ogłoszeniowej wisiało ostrzeżenie przed niedźwiedziami (niedawno je zauważono), nigdy nie dokuczały nam żadne zwierzęta.
Strasznie, niedawno widziano tutaj niedźwiedzia!!!
Ponieważ samochód był zaparkowany na poboczu, blisko krawędzi „urwiska”, poprosiłem Catherine, żeby zaciągnęła hamulec ręczny, tak na wszelki wypadek – jeśli, nie daj Boże, samochód się potoczy, może zjechać prosto na nasz namiot!
— Nie wiem, jak to zrobić — powiedziała.
Oczywiście Honda Pilot była napakowana licznymi elektronicznymi i mechanicznymi gadżetami (widziałem jej instrukcję w Internecie i nawet nie próbowałem jej przeczytać), a ona nie miała pojęcia o większości z nich – spodziewałem się jednak, że będzie wiedzieć o hamulcu postojowym ! Z drugiej strony cieszyłem się, że znała lokację pedału gazu i hamulca oraz kierownicy… Na szczęście wreszcie wydedukowała, jak zaciągnąć hamulec.
Następnego dnia rozmawialiśmy ze Stevem i powiedział, że musiał wyciągać samochody z naszego biwaku – bo zjechały z klifu!!!
Widok z naszego miejsca biwakowego—przepiękny!
Spotkałem też Jessego, który mieszkał z żoną w kamperze. Nie tak dawno posiadali łódź, a w 2015 roku pokonali amerykańską trasę Great Loop Route (ponad 7500 mil: http://abamadream.blogspot.com/). Żałuję, że nie miałem czasu czytać tego bloga w parku i porozmawiać z nimi.
Na kilku znakach „Adoptuj autostradę” widniało kilka polskich nazwisk; znaki miały też dziury po kulach — domniemywam, że strzelanie do przydrożnych znaków, najwyraźniej z poruszających się pojazdów, jest jedną z rozrywek niektórych Amerykanów!
Parędziesiąt metrów od naszego miejsca biwakowego na Fenske Lake Campground
7 września 2022 roku spakowaliśmy się i opuściliśmy nasz bardzo malowniczy kemping i pojechaliśmy do pola kempingowego Sullivan Lake Campground, który oferował 11 „prymitywnych” miejsc kempingowych – ale czy my kiedykolwiek potrzebowaliśmy dodatkowego komfortu? Wszystkie miejsca były na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy”, ale tylko 2 były zajęte. Zdecydowaliśmy się wybrać miejsce nr 4 [N47° 22.788' W91° 40.190'] nad jeziorem Sullivan. Było bardzo prywatne i miało kilka drewnianych schodków wzdłuż brzegu, na których mogliśmy usiąść i podziwiać jezioro.
Pogoda nie dopisała, ale szybko rozbiłem namiot – a także rozłożyliśmy plandekę (świetna decyzja, jak się później okazało) – i oczywiście rozpaliliśmy ognisko. Za 2 noce zapłaciliśmy 34 dolary (niestety bez zniżek, bo to był park stanowy!)
Następnego dnia padał deszcz, toteż postanowiliśmy przejechać się po okolicy. Po chwili zobaczyliśmy bezludnym na rozstaju dróg restaurację Hugo's Bar (1898 Hwy 44, Brimson, MN 55602), prowadzoną przez bardzo miłych ludzi, serwujący świetne jedzenie. Najprawdopodobniej to było główne miejsce spotkań i życia towarzyskiego lokalnych mieszkańców! Skorzystałem też z darmowego Wi-Fi. Coś przekąsiliśmy, porozmawialiśmy z kilkoma gośćmi i przez jakiś czas oglądaliśmy bardzo eklektyczną kolekcję starych płyt winylowych.
Następnie jechaliśmy głównie bocznymi drogami wijącymi się w lasach, po których rzadko kiedy przejeżdżały samochody. Wiele dróg i osad miało fińskie nazwy, ponieważ ponad 100 lat temu fińscy emigranci osiedlili się na tych terenach. Ponownie na pustkowiu (a raczej w lesie) zobaczyliśmy kilka budynków, w jednym mieścił się zakład garncarski o nazwie „Coyote Lake Pottery” [47°11'56.8"N 91°49'29.0"W / 47.199107, -91.824725] (https://www.claycoyote.com). Przez chwilę rozmawiałem z Brucem i jego żoną Jaci. Pokrótce zreferował mi historię tego miejsca. Cóż, musi być naprawdę niesamowicie tam mieszkać – choć obawiam się, że zimą dość trudno!
Zaledwie 5 minut dalej zatrzymaliśmy się na garage sale, wyprzedaży garażowej. Niektóre gadżety były zdumiewające (np. bardzo stare wnyki, pułapki na zwierzęta i narzędzia z warsztatu kowalskiego) i prawdopodobnie stałyby się wspaniałymi artefaktami muzealnymi! Oczywiście zarówno Catherine, jak i ja kupiliśmy kilka rzeczy, choć bardziej nowoczesnych. Niedługo po tym zauważyliśmy kolejną wyprzedaż garażową i PONOWNIE kupiliśmy kilka rzeczy — jakbyśmy już nie mieli dość!
Tuż przy drodze znajdowała się szkoła Toimi School [N 47° 23.977 W 091° 45.365], która działała od 1914 do 1942 roku. Fińscy imigranci byli bardzo inteligentnymi ludźmi i jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobili po przybyciu do USA, było założenie szkoły, aby kształcić swoje dzieci! Cóż, na dłuższą metę była to chyba jedna z najlepszych inwestycji! Zastanawiam się, czy imigranci z innych środowisk zrobili to samo...
-- Patrz, następna „garage sale” -- idziemy na zakupy!
Nawiasem mówiąc, podczas sowieckiej inwazji na Finlandię 30 listopada 1939 r. (zwanej wojną zimową lub pierwszą wojną radziecko-fińską) Finowie dzielnie walczyli przez ponad trzy miesiące. Pomimo przewagi militarnej Związek Radziecki poniósł dotkliwe straty. Kolejny przykład na to, że dobre wykształcenie, wyśmienite przygotowanie i najprawdopodobniej wysoki stopień IQ liczą się bardziej, niż bezmyślna masa, napędzana idiotyczną ideologią i strachem!
Na tabliczce historycznej widniał następujący opis szkoły:
SZKOŁA TOIMI
„Skuszeni możliwością posiadania ziemi fińscy imigranci zasiedlili obszar Toimi na początku XX wieku. Finowie przywiązywali dużą wagę do edukacji, więc ich dzieci uczęszczały na zajęcia w prywatnych domach, zanim Justinus Beck zbudował pierwszą szkołę Toimi w 1914 roku.
Piękny jednoizbowy budynek szkolny z drewnianymi podłogami, tablicami i biblioteką rozrósł się ostatecznie do dwóch sal lekcyjnych i pomieszczeń mieszkalnych dla nauczyciela. Klasy od pierwszej do czwartej spotykały się w jednej sali, a klasy od piątej do ósmej w drugiej. Osadnicy byli dumni z budynku szkolnego, który stał się miejscem spotkań towarzyskich.
Do czasu zbudowania dróg dla zmotoryzowanych autobusów szkolnych z wynajętymi kierowcami rodzice przewozili dzieci do szkoły na saniach lub wozach pokrytych brezentem. Studenci przynosili swoje obiady z domowego chleba, mięsa, sera lub fińskiego płaskiego chleba w wiaderkach ze smalcem. Jednym z najtrwalszych wspomnień uczniów jest kuszący zapach jedzenia rozmrażającego się zimą przy piecu opalanym drewnem.
Szkoła Toimi została zamknięta w 1942 roku z powodu spadku liczby zapisów. Przywrócona do swojego historycznego miejsca jako tętniąca życiem społeczność, szkoła nadal odzwierciedla ciepłe wspomnienia społeczności pionierów, którzy uczęszczali tutaj na zajęcia”.
Na naszym kempingu mogliśmy podziwiać piękny zachód słońca! Potem zjedliśmy obiad, spędziliśmy jakiś czas siedząc przy ognisku i popijając wino, aż w końcu udaliśmy się na spoczynek.
Kiedy wstaliśmy rano 10 września 2022 r., padał deszcz, ale przynajmniej mogliśmy nacieszyć się unoszącą się znad jeziora mgłą! Plandeka rozłożona nad stołem biwakowym okazała się bardzo przydatna – nie dość, że mogliśmy pod nią zjeść śniadanie, również położyliśmy na stole nasze rzeczy przed zapakowaniem ich do samochodu.
Ten dzień był dla Catherine bardzo specjalny: dokładnie 10 lat temu, 10 września 2012 roku w Toronto zmarł jej ojciec.
Przed opuszczeniem tego obszaru zatrzymaliśmy się w Bassett Town Hall [47°23'13.1"N 91°49'40.8"W 47.386973, -91.828001]. Budynek stanowił dawną szkolną salę gimnastyczną – sama szkoła spłonęła wiele lat temu. I proszę zagadnąć, dlaczego się tam zatrzymaliśmy? Oczywiście - była w nim organizowana wyprzedaż różnych używanych rzeczy i po raz kolejny dokonaliśmy zakupów! Ponieważ Catherine miała naprawdę duże trudności ze znalezieniem miejsca w samochodzie na swoje nowo nabyte skarby (moje mieściły się dosłownie w kieszeni), zasugerowałem, żeby przyczepiła je linami do dachu samochodu!
Tuż przy Brimstone Road zobaczyliśmy osobliwy kościółek, Bassett Community Church [47.3868674 -91.841838]. Napis głosił: „Pastor Belle Westman”. Może to zbieg okoliczności, ale jedna z kobiet w Bassett Town Hall miała plakietkę z imieniem i nazywała się „Belle” — zastanawialiśmy się, czy to właśnie ona przypadkiem nie jest pastorem. Kilka dni później starałem się na Internecie dowiedzieć dalszych informacji o kościele i znalazłem artykuł napisany w 2014 roku o pastorze Johnie Reppe, który właśnie skończył 90 lat i nadal przybywał do tego kościoła, aby prowadzić nabożeństwa. A kilka miesięcy później znalazłem nekrolog Pastora Reppe – zmarł prawdopodobnie w dniu, w którym o nim czytałem – 12 września 2022 r., w wieku 98 lat.
Mimo, że był to ostatni dzień naszej podróży, nie pojechaliśmy bezpośrednio do domu. Najpierw zatrzymaliśmy się w Two Harbors, mieście nad jeziorem Superior. Zaledwie kilka metrów od parkingu znajdowała się stacja kolejowa i muzeum pociągów, a część parkingu została zablokowana na pokaz samochodowy. Mimo że nigdy nie byłem fanem zabytkowych samochodów, niektóre modele mnie zafascynowały i spędziłem dużo czasu na rozmowach z ich właścicielami. Prawdopodobnie najbardziej niezapomnianym eksponatem był oryginalny, niemalże stuletni Ford Model T — został zakupiony przez dziadka obecnego właściciela i nadal posiadał oryginalny certyfikat własności! Kiedy z nim rozmawialiśmy, zapalił reflektory samochodu — używając zapalniczki!
Myślałem, że po torach kolejowych nie jeżdżą już pociągi – jednak ku mojemu zdziwieniu nieoczekiwanie na stację wjechał pociąg pasażerski! Był to pociąg turystyczny, ze starymi wagonami, kursujący po malowniczej trasie kolejowej między Duluth a Two Harbors. Większość pasażerów stanowili Mennonici i niezwykle miły i czarujący konduktor pomagał im wychodzić z wagonu. Pociąg zatrzymał się w mieście na ponad dwie godziny, pozwalając pasażerom na zwiedzenie miasta—po tym czasie usłyszeliśmy serię bardzo głośnych gwizdów dochodzących z lokomotywy (niestety, nie parowej, ale dieslowej) i wkrótce odjechał do Duluth.
Lokomotywa „Duluth and Iron Range Railroad Locomotive # 3, zwana „The 3 Spot”
Wokół stacji znajdowało się w plenerze kilka eksponatów, a dwa z nich wydały mi się szczególnie interesujące. Jednym z nich była mała lokomotywa „Duluth and Iron Range Railroad Locomotive # 3, zwana „The 3 Spot”. Znacznik historyczny zawierał następujące informacje:
LOKOMOTYWA KOLEJOWA DULUTH I IRON RANGE #3
3 Spot został zbudowany w 1883 roku przez firmę Baldwin Locomotive Works z Filadelfii. Kolejka 3 Spot została pierwotnie zbudowana dla kolei Tehuantepec Interoceanic Railway w Meksyku. Tehuantepec Interoceanic nigdy nie przyjął dostawy, pozostawiając lokomotywę do dyspozycji D&IR, który w tamtym czasie potrzebował siły napędowej.
Wzdłuż granicy Minnesoty
Firma John S. Wolf and Company z Ottumwa w stanie Iowa otrzymała kontrakt na budowę 68-milowej linii kolejowej. Firma została zobowiązana do ułożenia torów z miejsca nad jeziorem Superior, zwanego Agate Bay, do kopalni rudy żelaza w pobliżu miasta znanego później jako Soudan. Pierwszą lokomotywą zakupioną przez Duluth and Iron Range Railroad była lokomotywa nr 3, nazywana Three Spot. Zapłacili za niego gotówką w wysokości 9750 dolarów.
Niebezpieczna podróż nad jezioro
Przetransportowanie Three Spot z Filadelfii do Duluth było stosunkowo łatwe. Lokomotywa dotarła do portu Lake Superior na istniejących liniach kolejowych o własnym napędzie. Trzydziesto-kilometrowa podróż z Duluth do Zatoki Agate, znanej później jako Two Harbors (Dwa Porty), to zupełnie inna historia. W Duluth lokomotywa Three Spot została starannie przywiązana do szalupy pod kierownictwem inżyniera budownictwa lądowego D&IR, Williama McGonagle. Holowane na barce przez holownik parowy D&IR Ella G. Stone, statki opuściły Duluth na krótką podróż w górę brzegu. Kapitanem holownika był Cornelius O. Flynn.
Wszystko było dobrze, dopóki nie zaczął wiać północno-wschodni wiatr i zagroził zatopieniem łodzi i lokomotywy w jeziorze. Wielu kapitanów jeziora Lake Superior w podobnych warunkach kazałoby przeciąć liny holownicze, aby obie łodzie nie zostały wywrócone. W swoich wspomnieniach McGonagle przypisał ich bezpieczne przybycie do Zatoki Agatowej umiejętnościom żeglarskim i opatrzności Flynna. 3 Spot przybył do Agate Bay 29 sierpnia 1883 roku.
Usługi kolejowe Duluth i Iron Range
Three Spot został wciągnięty do służby spedytorów, zaopatrzenia, szyn i całego niezbędnego sprzętu z Agate Bay do miejsca układania torów i służył jako lokomotywa budowlana dla kolei. Three Spot był idealną lokomotywą do tej misji. Był maszyną opalaną drewnem, zdolną zbierać drewno i wodę wzdłuż pustkowia. Wbrew powszechnemu mitowi 3 Spot nie ściągnął pierwszego ładunku rudy żelaza z Gór Vermilion. 3 Spot był po prostu zbyt lekki, aby ciągnąć ciężkie ładunki surowej rudy.
Późniejsze lata
W 1899 roku Three Spot został sprzedany firmie Alger-Smith Logging Company Duluth and Northern Minnesota Railroad z siedzibą w Knife River za $3000. Zmieniona numeracja D&NM nr 2 miała być używana do ciągnięcia kłód, do zadania, do którego idealnie się nadawała, będąc wystarczająco lekką, aby pokonywać często lekko zbudowane tory kolejki do pozyskiwania drewna.
Powrót do domu
Po kilkukrotnym sprzedaniu i prawie zezłomowaniu, mały 2-6-0 został przywieziony do domu. Stowarzyszenie Trzydziestoletnich Weteranów Towarzystwa Kolejowego Duluth i Iron Range otrzymało pozwolenie na wystawienie Three Spot przy zajezdni D&IR, gdzie pozostaje od 1923 roku.
Jednak druga lokomotywa była o wiele bardziej imponująca i była OGROMNA, jedna z najpotężniejszych lokomotyw, jakie kiedykolwiek zbudowano! Ponownie pozwolę sobie wkleić opis znacznika historycznego:
DULUTH MISSABE I IRON RANGE YELLOWSTONE MALLET #229
Lokomotywa DM&IR Yellowstone Mallet #229, która jest wystawiona naprzeciwko antycznej lokomotywy Duluth & Iron Range Railroad 3 Spot, była jedną z osiemnastu lokomotyw tego typu. Zostały otrzymane w ramach dwóch oddzielnych kontraktów na osiem lokomotyw w 1941 r. i dodatkowych dziesięciu lokomotyw w 1943 r. Wszystkie zostały zbudowane przez zakłady Baldwin Locomotive Works w ich fabryce Eddystone w Pensylwanii.
Szalała II wojna światowa, a amerykańskie zasoby rudy żelaza były absolutnie niezbędne do budowy statków, czołgów i innego sprzętu wojskowego. Jak można się było spodziewać, stal do budowy sprzętu wojskowego miała pierwszeństwo przed wszelkim pozamilitarnym zastosowaniem stali. Te lokomotywy były jednak tak ważne, jeśli chodzi o transportowanie rudy żelaza, że przypisano im ocenę preferencji A-1-A dla materiałów potrzebnych do budowy. Innymi słowy, Yellowstones miały wyższy priorytet niż stal wojskowa na czołgi i statki. Nic dziwnego, że często nazywa się je „Lokomotywami, które pokonały Hitlera”.
Lokomotywa nr 229 była drugą lokomotywą w drugiej grupie Mallets (228-237), które zostały zbudowane w 1943 r. Lokomotywa 229 została ukończona i uruchomiona próbnie 5 stycznia 1943 r., a następnie miała opuścić fabrykę Baldwin 9 stycznia. To było w środku zimy i sezon rudy był zamknięty w Minnesocie. Zamiast jechać do Duluth lub Two Harbours, nr 229 została wysłana do Denver w Kolorado w celu wydzierżawienia Denver Rio Grande & Western Railroad do otwarcia następnego sezonu żeglugowego rudy. Tej zimy 229 ciągnął długie pociągi towarowe przez Góry Skaliste i dział wodny tworzony przez Góry Skaliste . Inne ‘siostry’ z Yellowstone co roku pomagały na Wielkim Północnym i Północnym Pacyfiku, a także na Zachodnim Denver i Rio Grande.
Kiedy 229 wrócił z Kolorado w 1943 roku, został wysłany bezpośrednio do Two Harbors, aby rozpocząć pracę w Iron Range Division.
Tylko 72 lokomotywy Yellowstone zostały kiedykolwiek zbudowane w Stanach Zjednoczonych. Były obsługiwane przez Baltimore i Ohio, Northern Pacific, Southern Pacific oraz Duluth Missabe & Iron Range.
DM&IR Yellowstones miały 128 stóp długości i ważyły ponad 400 ton bez węgla i wody. Wypełnienie wagonu na węgiel i wodę za lokomotywą parową zajęło 26 ton węgla i 25 000 galonów wody. W sumie masa robocza wynosiła prawie milion funtów. Ciśnienie pary wynosiło 240 funtów na cal kwadratowy, co dawało siłę pociągową 140 000 funtów.
Często porównywane do lokomotyw Big Boy firmy Union Pacific, DM&IR Mallet miały mniejsze koła napędowe, co zapewniało im niesamowitą moc przy mniejszych prędkościach. Ograniczenie prędkości na kolei ciężkiej wynosiło 45 mil na godzinę. Yellowstones były w stanie ciągnąć pociągi, które dziś wymagałyby czterech lokomotyw spalinowych.
Ostatnim Mallet Yellowstone, który wykonał regularną eksploatację rudy, był nr 222 5 lipca 1960 r. W dywizji Missabe. Został wysłany do Two Harbours i wystawiony na bardzo krótki czas, zanim został wymieniony na numer 221. Ta lokomotywa zepsuła się pod wpływem pogody i został zastąpiony w 1967 roku przez nr 229, która do tego czasu była przechowywana w parowozowni Proctora. W 2011 roku #229 przeszła kompletną kosmetykę, aby zachować ją dla przyszłych pokoleń.
Lokomotywy 3 Spot i Yellowstone Mallet # 229 reprezentują pierwszą i ostatnią ewolucję lokomotywy parowej na Iron Range w Minnesocie.
Przez dobrze ponad godzinę włóczyliśmy się po mieście, które miało kilka okazałych budynków. Jednym z nich – właściwie bardzo zwyczajnym – był budynek biurowy John Dwan, w którym w 1902 roku powstała firma 3M Company (pierwotnie Minnesota Mining and Manufacturing Company)! Swoją drogą od 2020 roku ja jestem współwłaścicielem (a raczej udziałowcem) tej renomowanej firmy.
Spędziliśmy też trochę czasu na obiedzie i odpoczynku w parku z widokiem na doki załadunkowe, jezioro i latarnię morską. Na redzie stał kanadyjski statek czekający na załadunek (lub rozładunek), Paul J. Martin, samo rozładowujący się masowiec zbudowany w 1973 roku.
Później pojechaliśmy do Duluth, bardzo przemysłowego miasta, gdzie spędziliśmy około godziny na plaży i wreszcie udaliśmy się prosto do domu Catherine w Victoria!
Wycieczki rowerowe na szlaku Dakota Rail Regional Trail
Następny dzień był dość pracowity – musieliśmy rozładować i wyczyścić samochód, zrobić pranie, a także ręcznie wyprać namiot i materace oraz wysuszyć je na ogródku.
W Victorii spędziłem około 2 tygodnie i często odwiedzałem pobliskie miejscowości – Chaska, Waconia (którą nazwałem „Draconią”), Excelsior, Chanhassen i kilku innych. Wielokrotnie jeździliśmy na rowerach po kilku okolicznych szlakach rowerowo-pieszych — jeden z nich znajduje się zaledwie minutę od domu Catherine: Szlak regionalny LRT Lake Minnetonka ma 15,92 mil (25,62 km) i znajduje się na miejscu linii kolejowej pierwotnie zbudowanej w latach 90. XIX wieku i opuszczonej w 1980 r.
Eagan, Minnesota—Park „Caponi Art Park”
Podobała nam się również jazda na szlakiem Dakota Rail Trail. Szlak ten ma długość 28,1 mil (42,6 km) z Wayzata do Lester Prairie w stanie Minnesota. Jest położony na części dawnego podtorza Hutchinson Spur of the Great Northern Railway. Ta linia kolejowa transportowała pszenicę i surowce z Centralnej Minnesoty do młynów, fabryk i magazynów w Minneapolis od 1885 do 2001 roku. Jako że z tej linii kolejowej rozpościera się piękny widok na okolicę, pociągi przewoziły turystów na Jezioro Minnetonka pod koniec lat 80. XIX wieku. W mieście Mound widzieliśmy budynki, w których mieściła się Fabryka Tonka (producent słynnej ciężarówki Tonka i podobnych zabawek dla dzieci—w latach 80. XX wieku ciągle ukazywały się w telewizji reklamy, zachwalające zabawki Tonka), z wciąż widocznymi starymi torami kolejowymi i bocznicami. Ponadto członkinie słynnej grupy wokalnej The Andrews Sisters - Patty, Maxene i LaVerne - spędzały wakacje w Mound jako dzieci od 1918 do 1931 roku i wracały z wizytą co najmniej na tydzień w lipcu. Odwiedzały swoich wujków Pete'a i Eda Solliego w ich małym sklepie spożywczym, często bywały w kasynie Mound i relaksowały się na plaży Mound, wspominając swoje dzieciństwo.
Kilka razy jeździłem do miasta Chaska. Lokalny sklep Dollar Tree był zamknięty jeden lub dwa dni w tygodniu z powodu braku pracowników. W Chaska spotkałem bardzo miłą, zamożną starszą kobietę (miała 70 lat i wyglądała na 50) i odbyłem z nią długą rozmowę. Powiedziała, że w Minneapolis jest bardzo niebezpiecznie i że ostatnio gang kradnie ludziom telefony komórkowe, a następnie wyciąga dziesiątki tysiące dolarów z ich kont bankowych (jej historia została później potwierdzona w artykule w gazecie – najwyraźniej policja złapała sprawców) i że Chaska też nie jest taka bezpieczna (chyba była trzecią osobą, która o tym wspomniała). Ponieważ interesowała się pływaniem na kanu (miała 10 tych łódeczek!), żeglarstwem i biwakowaniem, zasugerowałem, żeby odwiedziła Ontario, zwłaszcza parki prowincjonalne Killarney i French River, które doskonale nadają się do wycieczek na kanu. Oczywiście wręczyłem jej swoją wizytówkę z linkami do blogów i zdjęć.
Szlak (po dawnej kolei) „The Lake Minnetonka LRT Regional Trail” w Victoria, MN
W innym parku rozmawialiśmy chwilę z bardzo sympatycznym, młodym zastępcą szeryfa, który opowiedział nam o swojej pracy i sprawach, którymi najczęściej się zajmuje.
Kłęk kanadyjski (Kentucky Coffe Tree) kłęk amerykański (Gymnocladus dioicus) przy szlaku rowerowym LTR w Victoria, MN. Gatunek drzewa z rodziny bobowatych. Pochodzi z Ameryki Północnej. W Europie, w tym w Polsce, jest uprawiany. Dawniej nasiona wykorzystywano jako surogat kawy.
Udaliśmy się także do miasta New Ulm, założonego w 1854 roku przez German Land Company of Chicago. Miasto zostało nazwane na cześć miasta Neu-Ulm w Bawarii w południowych Niemczech. Zwiedziliśmy browar August Schell Brewing Company, drugi najstarszy rodzinny browar w Ameryce, który w 2010 roku obchodził 150-lecie istnienia. Zwiedzanie obejmowało degustację różnych piw – mnie najbardziej smakowało piwo IPA, India Pale Ale.
Podczas wojny w Dakocie w 1862 roku miasto zostało dwukrotnie zaatakowane przez siły Mdewakanton z rezerwatu Dakota nad rzeką Minnesota. W centrum osady mieszczanie wznieśli barykady. Wraz z ochotniczą milicją z innych miejscowości odparli oba ataki. Jednak większość miasta poza barykadami została spalona, a większość ludzi ewakuowano do Mankato.
Miasto nadal posiada bardzo wyraźny niemiecki charakter i spędziliśmy dużo czasu spacerując po głównej ulicy, robiąc zdjęcia i rozmawiając z mieszkańcami. Zatrzymaliśmy się w parku Schonlau, gdzie stała dzwonnica Glockenspiel (jedna z nielicznych na świecie wolno stojących carillonowych wież zegarowych) i o godzinie 18.00 mogliśmy oglądać tańczące figury oraz słuchać muzyki – dzwony biły, a figurki tańczyły do rytmu dzwonków.
Kiedy jeździliśmy po mieście i podziwialiśmy historyczne budynki i innych ciekawe miejsca, powoli robiło się ciemno. Nagle zauważyłem bardzo imponujący pomnik; chociaż przed naszą wizytą nie miałem o nim pojęcia, od razu wiedziałem, że przedstawia Arminiusa (Hermann po niemiecku). Dojechaliśmy do parkingu i podszedłem bliżej pomnika, ale było już za późno, aby wspiąć się po spiralnych schodach na platformę widokową.
Co sprawiło, że od razu rozpoznałem pomnik? Historia jest trochę długa, ale moim zdaniem warta przypomnienia.
POMNIK HERMANNA NA WZGÓRZACH, JÜRGEN STROOP I KAZIMIERZ MOCZARSKI
W latach 70. w Warszawie miałem wielkie szczęście kupić niedawno wydaną książkę „Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego. Autor był oficerem Armii Krajowej, bardzo aktywnym w antyhitlerowskim ruchu oporu podczas II Wojny Światowej. Po wojnie, w 1945 roku, został schwytany i osadzony w więzieniu o zaostrzonym rygorze przez osławioną polską tajną policję w czasach stalinowskich. Przez pewien czas dzielił tę samą celę z nazistowskim zbrodniarzem wojennym Jürgenem Stroopem, który miał wkrótce zostać stracony.
Kazimierz Moczarski
Umieszczenie Moczarskiego w jednej celi z czołowym nazistowskim mordercą było niezwykle tragiczne i upokarzające – w końcu Moczarski walczył PRZECIWKO nazistom. Ale w tym czasie komunistom to nie przeszkadzało: Józef (Jacek) Różański (ur. Józef Goldberg), pułkownik polskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (UB), komunistycznej tajnej policji, osobiście zapewnił Moczarskiego: „Zawsze możemy udowodnić dokumentami, że byłeś agentem Gestapo. Posiadamy odpowiednie niewypełnione blankiety, pieczęcie itp., a ponadto mamy w rękach byłych gestapowców, którzy podpiszą, że byłeś agentem gestapo.”
Jürgen Stroop (pośrodku, w czapce polowej) w płonącym getcie warszawskim, 1943 rok, zdjęcie koloryzowane (Wikipedia). Zdjęcie było zrobione na rogu ulic Nowolipki i Smoczej w Warszawie, dosłownie 2-3 minuty od mojego miejsca zamieszkania w Warszawie. Po lewej widać płonący balkon kamienicy Nowolipie 62 róg Smocza 2 i fragment muru getta.
Moczarski i Stroop w celi prowadzili serię rozmów. Książka jest powtórzeniem tych wywiadów. SS-Gruppenführer (generał dywizji) Jürgen Stroop był odpowiedzialny, między innymi, za stłumienie powstania w getcie warszawskim w 1943 r. oraz przygotował niesławny raport dla szefa SS Heinricha Himmlera, w którym dokładnie opisuje stłumienie powstania w getcie warszawskim i likwidację getta.
Po wojnie Stroop był ścigany podczas procesów w Dachau i skazany za zamordowanie dziewięciu amerykańskich jeńców wojennych. Następnie został wydany Polsce. W oczekiwaniu na proces w warszawskim więzieniu na Mokotowie Stroop spędził 255 dni w celi z Kazimierzem Moczarskim. Zanim się poznali, Moczarski był więziony przez ponad trzy lata po skazaniu go przez komunistycznych sędziów 18 stycznia 1946 r.
Podczas ich uwięzienia Stroop szczegółowo opowiedział o swoim życiu. Dzielił się też z Moczarskim listami od matki, żony i dzieci z Niemiec Zachodnich.
Jürgen Stroop przed polskim sądem (1951)
Proces Stroopa rozpoczął się 18 lipca 1951 r. w warszawskim Sądzie Karnym Okręgu i trwał trzy dni. 23 lipca 1951 r. Sąd skazał Stroopa na śmierć przez powieszenie. Stroop został powieszony w więzieniu na Mokotowie o siódmej wieczorem 6 marca 1952 r.
Moczarski zebrał notatki i napisał wspomnienie o swoim 255-dniowym pobycie w więzieniu od 2 marca 1949 do 11 listopada 1949 w jednej celi z Jürgenem Stroopem po zwolnieniu z więzienia i rehabilitacji w 1956 roku podczas anty-stalinowskiego polskiego października . Jego pierwszy szkic został napisany w tajemnicy. Piętnaście lat po zakończeniu męki więziennej Moczarski publikował swoje wspomnienia w odcinkach w polskim miesięczniku Odra w latach 1972–74. Nie doczekał się publikacji swojej pracy w formie książkowej. Pierwsza skrócona wersja książkowa ukazała się w 1977 roku, dwa lata po śmierci Moczarskiego. Pełen tekst bez komunistycznej cenzury został opublikowany w 1992 r. po rozpadzie Związku Radzieckiego przez Polskie Wydawnictwo Naukowe PWN. Moczarski zmarł 27 września 1975 r. w Warszawie, osłabiony latami tortur fizycznych podczas komunistycznych „przesłuchań” przez UB.
Stroop urodził się w Księstwie Lippe. Jak napisał Moczarski w swojej książce: „Oboje jego rodzice byli entuzjastycznymi monarchistami. Podczas parad w Detmold ojciec Stroopa często zwracał uwagę na Leopolda IV, księcia Lippe i mówił: „Zawsze o tym pamiętaj. To nasz Książę. Bądź mu posłuszny i służ mu tak, jak ja”. Poczucie niemieckiego patriotyzmu młodego Josefa zostało wzmocnione przez dorastanie w cieniu Hermannsdenkmal”.
Pomnik Arminiusza Hermana w Detmold (niem. Hermannsdenkmal) – pomnik wzniesiony w 1875 dla uczczenia wodza Cherusków Arminiusza, który w 9 roku n.e. wciągnął w zasadzkę i pokonał w Lesie Teutoburskim wojska rzymskie pod wodzą Warusa, niszcząc trzy legiony (później został pokonany podczas rzymskiej wyprawy odwetowej Germanika). Znajduje się on 6 km na południe od miejscowości Detmold w Nadrenii Północnej-Westfalii (Niemcy). Stoi na wzgórzu Teutberg (386 m n.p.m.) w kompleksie fortyfikacji Grotenburg w Lesie Teutoburskim. Budowę pomnika według projektu Ernsta von Bandela rozpoczęto w 1838 roku, ale została ostatecznie ukończona w roku 1875, po zwycięskiej dla Królestwa Prus wojnie z Francją w 1871 roku i zjednoczeniu Niemiec w Cesarstwo Niemieckie (źródło: Wikipedia).
Tak, Hermannsdenkmal (po niemiecku „pomnik Hermanna”), o którym Stroop wspomniał w książce, to pomnik położony na południowy zachód od Detmold w powiecie Lippe (Nadrenia Północna-Westfalia) w Niemczech. Pomnik został wzniesiony w latach 1838-1875 dla upamiętnienia wodza Cherusków Arminiusza (po niemiecku Hermann) i jego zwycięstwa nad Rzymem w bitwie w Lesie Teutoburskim w 9 rne. Uważano, że kiedy budowano posąg, znajdował się w pobliżu pierwotnego miejsca bitwy, chociaż obecnie eksperci uważają, że bardziej prawdopodobne jest, że bitwa miała miejsce w pobliżu Kalkriese, około 100 km na północny zachód.
Oczywiście Pomnik Hermana w New Ulm w stanie Minnesota był podobny do tego oryginalnego pomnika — i chociaż nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek przedtem widział zdjęcie niemieckiego pomnika, momentalnie domyśliłem się, co przedstawia pomnik w New Ulm!
(Wyżej wymienione informacje pochodzą z Wikipedii i innych źródeł:
Wiele razy mówiłem Catherine, że mieszka w raju! Rzeczywiście, mimo że miasto Victoria jest stosunkowo blisko St. Paul-Minneapolis, to wciąż wystarczająco daleko, aby uniknąć większości problemów tak znamiennych dla większości większych aglomeracji. Zaledwie kilka kilometrów od jej domu znajduje się Minnesota Arboretum — niesamowite miejsce! Poniższe informacje pochodzą ze strony internetowej https://arb.umn.edu/about/about-us:
Założone w 1958 r. Minnesota Landscape Arboretum to publiczny ogród o powierzchni 1200 akrów w Chaska w stanie Minnesota, który przyciąga ponad 500 000 odwiedzających rocznie. Arboretum, najbardziej znane ze swoich pięknych ogrodów wystawowych, uznanych w całym kraju kolekcji drzew, chronionych obszarów naturalnych i działalności badawczej, jest łatwe do zwiedzania dzięki utwardzonym ścieżkom, takim jak Three-Mile Walk i Three-Mile Drive, które są otwarte przez cały rok. Wiele kilometrów leśnych szlaków, kamiennych ścieżek i tras dla narciarzy biegowych i rakiet śnieżnych zapewnia dostęp do uzdrawiającej mocy natury o każdej porze roku.
Arboretum rozrosło się dramatycznie na przestrzeni lat i obejmuje 28 specjalistycznych ogrodów, 44 kolekcje roślin, ponad 150 stałych dzieł sztuki, 200 pracowników i oszałamiającą gamę 5900 unikalnych gatunków, odmian i mieszańców.
W ramach swojej misji Arboretum oferuje co roku zajęcia edukacyjne — stacjonarne i internetowe — dla ponad 20 000 dorosłych i dzieci. Dedykowane centrum edukacyjne na terenie Arboretum — i kontakt z lokalnymi szkołami — zapewnia dzieciom zabawne, praktyczne programy szkolne oparte na standardach nauki od klas pierwszej do szóstej, które wykorzystują rośliny i przyrodę jako inspirację. Popularne programy online i programy popularyzatorskie rozszerzają zasięg Arboretum w całym stanie wśród wszystkich grup wiekowych.
Na szczęście Catherine była członkiem Arboretum, a jej członkostwo dało jej prawo przyprowadzić kilku gości! Odwiedzaliśmy go więc wiele razy, m.in. na rowerach oraz na zajęciach jogi w plenerze („Joga w Ogrodach”) i „Rodzinnej Zabawie na Farmie” (ostatnia impreza pozwoliła mi się spotkać z jej córką, zięciem i dwójką wnucząt Catherine, Autumn i Everett). Mieliśmy okazję porozmawiać z PRAWDZIWYMI farmerami o różnych roślinach, pracy na roli, żniwach i innych tematach związanych z rolnictwem. To wspaniałe miejsce dla każdego — a dla osób szczególnie zainteresowanych poznaniem różnych roślin i drzew może to być jedyna organizacja, do której mogą należeć!
W dniu 25 września 2022 roku pożegnałem się z Catherine i opuściłem Victorię, spodziewając się spędzić co najmniej dwie noce biwakując w USA i jedną w Kanadzie. Tym razem zabrałem ze sobą rower (zostawiłem go u niej we wrześniu 2019 roku, mając nadzieję, że przywiozę go do Kanady w maju następnego roku). Przedtem na Amazon.ca kupiłem nośnik na 2 rowery „Allen Sports Deluxe”, który nie wymagał żadnych modyfikacji mojego samochodu. Trochę się obawiałem, że w czasie jazdy rower się poluzuje i odpadnie, więc dodatkowo zabezpieczyłem go dwoma paskami, przymocowanymi do relingów dachowych. Jednak nośnik sprawował się idealnie i nigdy nie miałem żadnych problemów! Jedynym potencjalnym problemem z tego rodzaju nośnikiem jest to, że rower nie jest przymocowany do samochodu i łatwo byłoby szybko przeciąć paski i go ukraść. Jednak zabezpieczyłem go dodatkowo zamkiem rowerowym.
Na początku pojechałem drogą 29 na wschód i zjechałem z niej na północ do maleńkiej społeczności Poniatowski w stanie Wisconsin, której nie mogłem znaleźć ponad miesiąc temu. Tym razem wprowadziłem wszystkie istotne informacje do mojego GPS, który zaprowadził mnie do samego centrum owej osady! Znajdował się tam kościół Świętej Rodziny, założony w 1877 r., proboszczem był ks. Alan Wierzba, a w soboty i niedziele odprawiano msze święte. Opodal znajdował się cmentarz, który zamierzałem zwiedzić, ale zaczął padać deszcz i zdążyłem tylko zrobić kilka zdjęć.
Osada Poniatowski jest szczególnie znana ze swojego wyjątkowego położenia: mianowicie punkty 45×90 to cztery punkty na Ziemi, które znajdują się zarówno w połowie drogi między biegunami geograficznymi a równikiem, jak i w połowie drogi między Południkiem Zerowym i 180 Południkiem 180 °. Oba północne punkty 45 × 90 znajdują się na lądzie, podczas gdy oba południowe punkty 45 × 90 znajdują się w odległych miejscach od lądu na otwartym oceanie.
Najbardziej znanym i najczęściej odwiedzanym takim punktem jest 45 ° 0′0 ″ N 90 ° 0′0″ W, położonym 410 m (1345 stóp) nad poziomem morza w pobliżu nieposiadającej osobowości prawnej społeczności Poniatowski w stanie Wisconsin. Nic dziwnego – drugi taki punkt, położony na lądzie [45°00'00"N 90°00'00"E], znajduje się w Chinach, na bardzo odległym i niegościnnym terenie.
Pojechawszy na parking, pomimo lekkiego deszczu ruszyłem ścieżką prowadzącą dokładnie do środka półkuli północnej, gdzie 45 równoleżnik szerokości geograficznej przecina się z 90 południkiem długości geograficznej.
Po 10-minutowym spacerze dotarłem do tego „słynnego” miejsca [45°00'00"N 90°00'00"W]. Znajdowała się dokładnie w tym miejscu okrągła tablica/znacznik z brązu z napisem: „Hrabstwo Marathon, Wisconsin. 45° szerokości geograficznej północnej i 90° długości geograficznej zachodniej”. Stanąłem w tym miejscu, spodziewając się, że zostanę wciągnięty w głąb ziemie (co oglądałem na niektórych filmach), ale nic takiem się nie wydarzyło!
Było tam kilka tablic informacyjnych i jedna została poświęcona John Gęsicki:
JOHN GESICKI
John Gęsicki był przez całe życie mieszkańcem osady Poniatowski i przez ponad 50 lat właścicielem i pracownikiem Sklepu i Tawerny Gęsickiego oraz Moonlight Gardens w Poniatowski. Przypisuje mu się promowanie znaczenia geograficznego punktu 45-90 szerokości i długości geograficznej, który jest dokładnym środkiem półkuli północno-zachodniej.
W 1969 roku hrabstwo Marathon umieściło tablicę z brązu i założyło na tym obszarze park - najmniejszym w stanie. Następnie pan Gęsicki założył Klub 45x90, który zebrał tysiące podpisów gości z całego świata, umieszczając osadę Poniatowski na oficjalnej mapie państwa.
Postanowiłem spędzić noc w Lesie Narodowym Ottawa National Forest, na polu kempingowym Marion Campground. Już się ściemniało, gdy do niego zawitałem. Było w nim kilka oddzielnych „pętli” z miejscami biwakowymi i żadnych innych biwakowiczów nie widziałem, wszystkie pola namiotowe były wolne—byłem tam kompletnie sam! Ponieważ planowałem spędzić tylko jedną noc, nie miało znaczenia, jakie pole biwakowe wybiorę – ostatecznie ulokowałem się na miejscu numer 15 (N46° 16.017' W89° 05.100'), z widokiem na jezioro (co nie robiło żadnej różnicy!) Cały czas padał deszcz i szybko rozbiłem namiot, spędziłem trochę czasu w samochodzie, czytając książkę, aż w końcu wślizgnąłem się do namiotu i niebawem zasnąłem. Na wszelki wypadek miałem ze sobą 2 pojemniki spreju na niedźwiedzie, ale żadne stworzenie nie próbowało zakłócić mojego snu.
Rano 26 września 2022 roku opuściłem biwak i w krótkim czasie zatrzymałem się w małej osadzie Bruce Crossing, na skrzyżowaniu autostrad nr 45 i 28. Była tam stacja benzynowa i sklep Settler's Co-Op Inc który posiadał również artykuły wędkarskie i myśliwskie. Następnie jechałem autostradą nr 28 wzdłuż brzegu jeziora Lake Superior. Było niezwykle wietrznie, a fale na jeziorze tak burzliwe i wysokie, że przypominały te, które widziałem na Kubie! Nic dziwnego, że Jezioro Superior może stanowić spore wyzwanie dla wodniaków — zwłaszcza tych pływających na mniejszych łodziach!
Rozważałem spędzenie nocy w Narodowym Lesie Hiawatha National Forest, na terenie pola kempingowego Three Lakes Campground, gdzie Catherine i ja biwakowaliśmy przez kilka nocy w 2017 roku, ale zdecydowałem się udać na nowe pola pole kempingowe w tym samym lesie, Soldier Lake.
Przejechałem się po nim kilka razy, oglądając różne miejsca biwakowe – biwakowiczów było niedużo, ale miejsca nad jeziorem były zajęte lub zarezerwowane. Chciałem porozmawiać z hosts (zawsze stanowią doskonałe źródło wszelkiej informacji), ale czasowo byli nieobecni. Ostatecznie wybrałem pole namiotowe nr 44 [N46° 20.793' W84° 51.862'], znajdujące się na stosunkowo otwartym terenie, płacąc $20 (przynajmniej nie musiałem się martwić spadającymi gałęziami na mój namiot, co zdarzało się już kilka razy). Kiedy kończyłem rozbijać namiot, minęła mnie furgonetka pełna Mennonitów i wkrótce całe to towarzystwo zajęło dwa pola namiotowe nad jeziorem.
Opuściwszy rano Soldier Lake, po niecałej godzinie dotarłem do Sault Ste Marie w stanie Michigan. Zaparkowałem samochód na ulicy W. Portage Avenue, naprzeciwko wejścia do Centrum Turystycznego Soo Locks (Śluz), które od dawna planowałem odwiedzić. Znajdowało się w nim mnóstwo informacji o śluzach Soo, a także posiadało platformę obserwacyjną, z której można było obserwować przepływające przez śluzy statki. Podczas mojej bytności statek MANITOULIN wpływał do śluzy (masowiec samowyładowczy zbudowany w 1991 r. o ładowności 27550 t, zanurzeniu 7,8 m, długości 202 m i szerokości 23 m). Dostępne były również wycieczki turystyczne łodziami i żałowałem, że nie skorzystałem z nich, ale niestety nie miałem czasu.
Przejechawszy się przez kilkanaście minut po ulicach miasta, wjechałem na imponujący most i znalazłem się w Kanadzie. Kanadyjski celnik zapytał mnie o długość pobytu w USA, ilość przywożonego alkoholu oraz łączną wartość wszystkich przedmiotów, które przywożę do Kanady. Przedtem sporządziłem szczegółową listę – w każdym razie legalnie mogłem wwieźć do Kanady, nie płacąc cła i podatków, towary o wartości do 750 dolarów; wartość wwożonych przez mnie była grubo poniżej 400 dolarów.
Skierowałem się prosto do parku Chutes Provincial Park — podczas jazdy mój licznik w samochodzie wybił 222.222 km!
Nasze ulubione pole namiotowe nr 98 [N46° 13.251' W82° 04.382'] było wolne, więc od razu je zająłem i po rozbiciu namiotu poszedłem na spacer, a później w dół do wodospadu, przez jakiś czas odpoczywając w moim wyrzeźbionym w skale „fotelu”! Wreszcie mogłem zatelefonować do domu, ponieważ moja komórka zaczęła działać w Kanadzie. Na jednym z biwaków zauważyłem bardzo mały kamper w kształcie łezki („teardrop”) i porozmawiałem z parą, która w nim biwakowała. Mimo że był malutki, chwalili jego liczne zalety. Od jakiegoś czasu rozważam zakup takiego minimalistycznego kampera, który posiadałby sypialnię i małą kuchnię. Gdybym jeszcze kupił dobry, wysoki namiot, w którym można siedzieć, czytać, gotować i po prostu przebywać w czasie deszczu czy też chronić się przed komarami, to mógłbym z takim prostym sprzętem przejechać całą Amerykę i Kanadę i prawie wszędzie biwakować.
Następnego dnia złożyłem namiot i przez ponad godzinę jeździłem rowerem po całym parku. Kiedy wróciłem, para z kampera właśnie opuszczała park i mieliśmy okazję raz jeszcze porozmawiać. Podążali do parku Awenda Provincial Park – w którym nigdy nie byłem – i rozważałem spędzenie tam następnej nocy.
Park „Six Mile Lake Provincial Park”, Ontario
Niestety, niedługo po tym, jak minąłem most na rzece Key River (którą swego czasu płynąłem na kanu z Catherine do zatoki Georgian Bay), ruch na autostradzie nagle się zatrzymał. Po długim oczekiwaniu stopniowo samochody ruszyły, ale z powodu robót drogowych musieliśmy zrobić objazd: skierowano nas na drogę nr 529 i po jakimś czasie ponownie wjechaliśmy na autostradę nr 400, w miejscu na północ od Pointe au Baril. Straciłem ponad 2 godziny przez to opóźnienie i było już za późno na pojechanie do parku Awenda – postanowiłem trzymać się pierwotnego planu i zatrzymać się na noc w świetnie mi znanym parku Six Mile Lake Provincial Park. Ponieważ pogoda była bardzo dobra, spędziłem w nim aż 3 noce. Pierwszą noc biwakowałem na naszym ulubionym miejscu nad stawem/jeziorkiem bobrowym, a do tego na całym polu kempingowym („loop”) nie było żadnej innej żywej duszy! Jako że to miejsce było wolne tylko przez jedną noc, rano musiałem przenieść się na inny biwak nad tym samym jeziorkiem bobrowym. W przeszłości wielokrotnie pragnąłem zarezerwować to właśnie miejsce—wiedziałem, że jest bardzo prywatne, malownicze i pięknie położone, ale zawsze było zajęte. Rzeczywiście, okazało się wyśmienite! Mogłem odpoczywać na pół-kamienistym brzegu bobrowego jeziorka i podziwiać rozciągający się przede mną widok, w tym żeremie bobrowe. W nocy słyszałem mnóstwo plusków – dzięki latarce o mocy 1000 lumenów szybko dostrzegłem kilka bobrów pływających wokół żeremi.
Kilka razy jeździłem też na rowerze po drogach parku, a także po drogach Joe King's Road i Lake Road. Gdy jechałem (samochodem) do wodospadu White's Falls i Big Chute, zauważyłem coś intrygującego na drodze. Cofnąłem się — na środku asfaltowej drogi leżał zwinięty mały grzechotnik Eastern Massasauga Rattlesnake, jedyny jadowity wąż w Ontario! Zrobiłem kilka zdjęć, a następnie próbowałem delikatnie przenieść go na pobocze. Początkowo zwinął ciało w spiralę i cały czas grzechotał, wreszcie parę razy zaatakował, uderzając gwałtownie w moim kierunku, ale gdy tylko zorientował się, że nie może mnie pokonać, pospiesznie wycofał się w gęstą roślinność. Zapytałem strażnika parku, czy w samym parku spotyka się grzechotniki – powiedział, że nie ze względu na rzesze turystów, ale dość często można je spotkać w pobliżu okolicach parku.
W piątek 30 września 2022 opuściłem park Six Mile Lake i udałem się prosto do domu, zakańczając tą bardzo przyjemną międzynarodową wycieczkę!