Blog in English/po
angielsku: http://ontario-nature.blogspot.ca/2017/08/the-massasauga-provincial-park-ontario.html
Moja druga wizyta w tym parku w 2016 roku, tym razem na jesieni, gdy nie ma komarów i większości turystów! Zarezerwowaliśmy miejsce na zatoce Blackstone Harbour, niedaleko kanału prowadzącego do zatoki Woods Bay. Na tym miejscu biwakowałem kilka razy w poprzednich latach i uważam, że jest jednym z najlepszych w tej okolicy. Tym razem przybyłem z Krzysztofem i zabraliśmy ze sobą kilka wędek, mając nadzieję, że będziemy codziennie mogli spożywać świeżo złowione ryby na obiad.
Po około 20 minutach
przybiliśmy do naszego miejsca biwakowego; nie zmieniło się zbytnio od mojej
ostatniej wizyty, ale parę drzew wycięto i ognisko znajdowało się w innym
miejscu.
To samo miejsce w 2010 roku |
Dookoła roiło się wręcz od grzybów, głównie maślaków, i nie było co z
nimi robić, tak więc praktycznie ich nie zbieraliśmy. Szybko się rozpakowaliśmy
i rozbiliśmy dwa namioty. Nowo postawione niedźwiedzio-odporne pojemniki na
przechowywanie jedzenia okazały się niezmiernie przydatne, oszczędzając nam
bardzo dużo czasu i wysiłku—inaczej musielibyśmy wieszać jedzenie pomiędzy
drzewami. Ale pal sześć z niedźwiedziami—pomysłowa wiewióreczka ziemna, chipmunk, strategicznie wykopała wejście
do swojej norki koło tego pojemnika i gdy tylko zostawiliśmy na chwilę otwarte
wieko, zaraz tam wchodziła i kradła, co się dało, ładując wszystko w swoje
komórki i zanosząc do swojego mieszkanka.
W parku było bardzo
mało ludzi. Tylko raz widzieliśmy parę osób na przyległym miejscu biwakowym
(które i tak było oddalone od naszego kilkaset metrów-to właśnie na nim
biwakowaliśmy z Catherine na przełomie czerwca i lipca 2016 r., 3 miesiące
temu). Kilka razy motorówka z wędkarzami przepłynęła koło naszego biwaku, ale
nie zauważyliśmy, aby cokolwiek złapali. Prawie każdego wieczora wypływaliśmy
na kanu i w zatoce łowiliśmy ryby, ale zdołaliśmy jedynie złapać kilka
szczupaków. Później dowiedzieliśmy się od innych wędkarzy, którzy spędzili o
wiele więcej czasu na to hobby i posiadali o niebo lepszy sprzęt wędkarski od naszego,
że ich połowy były gorsze na naszych!
Z naszego miejsca
mieliśmy z jednej strony widok na domek letniskowy, który zawsze był pusty, a z
drugiej strony na wysepkę i miejsce biwakowe. Bardzo lubiliśmy ten widok i
często przynosiliśmy krzesła, stawialiśmy je na skałach i spoglądaliśmy na
zatoczkę i wysepkę.
Chociaż wolę czytać
literaturę faktu (non-fiction) niż
beletrystykę (fiction), od czasu do
czasu lubię przeczytać coś lekkiego i dlatego zabrałem ze sobą kilka typowych
opowiadań z dreszczykiem. Według zamieszczonych na pierwszych stronach urywków
recenzji, miały być to bardzo dobre, a nawet wyśmienite pozycje. Niestety, po
przeczytaniu około 50 stron dalej nie byłem w stanie kontynuować, nie były
kompletnie w moim stylu. Wobec tego zabrałem się za lekturę kilku magazynów „The Economist”, które od lat
prenumeruję. Jest to niezmiernie inteligentny tygodnik, który oferuje dogłębną
i wytrawną analizę obecnych wydarzeń politycznych i biznesowych na świecie—ale
również jest on niezwykle liberalny i politycznie poprawny. Cóż, inteligencja i
głupota z powodzeniem mogą iść w parze i się obopólnie nie wykluczają!
Jednego wieczora
wędkowaliśmy pomiędzy naszym biwakiem i domkiem letniskowym; nagle zobaczyliśmy
koło tego domku jakiś czarny kształt. Na początku sądziliśmy, że to był duży
pies, ale bardzo szybko zorientowaliśmy się, że to była niedźwiedzica z dwoma
małymi niedźwiadkami (niestety zapomniałem zabrać ze sobą na kanu aparatu
fotograficznego)! Pomimo że trzymaliśmy się stosunkowo blisko brzegu, niedźwiadki
się nas nie bały i przez przynajmniej pół godziny mogliśmy je obserwować jak
powoli wędrowały po brzegu.
Następnego ranka,
około godziny 7:00 rano, usłyszałem dość niezwykłe odgłosy, przypominające
płacz lub skomlenie bardzo małych dzieci. Ponieważ rano słyszeliśmy sporo
ptaków, myślałem, że to jakiś ptaszek wydaje takie dźwięki. Po cichu otworzyłem
wejście do namiotu i wychyliłem głowę, aby zobaczyć źródło tych odgłosów: otóż
moim oczom ukazała się niedźwiedzica i dwa małe niedźwiedziątka, spacerujące po
naszym biwaku—to właśnie te małe brzdące tak skomlały! Nie sądzę, aby mnie
zobaczyły, ale zanim znalazłem aparat fotograficzny, cało to niedźwiedzie
towarzystwo już opuściło nasze miejsce.
Raz dostrzegaliśmy
lisa, ale szybko uciekł do lasu, bo nie znalazł żadnego jedzenia. Również
ujrzałem na środku biwaku sporej wielkości węża wodnego! Zawołałem Krzysztofa,
aby jemu go pokazać—wąż tymczasem skierował się do otwartego namiotu Krzysztofa
i prawie wszedł do środka, Krzysztof go w ostatnim momencie złapał za ogon i
odrzucił z dala od namiotu.
Dwukrotnie
popłynęliśmy do parkingu (Pete's Place),
przywiązaliśmy kanu łańcuchem do drzewa i pojechaliśmy do miasteczka MacTier, a
drugim razem do Parry Sound. W Parry Sound wstąpiliśmy do sklepu Hart Store i No Frils i spędziliśmy prawie godzinę w sklepie z używanymi
książkami o oryginalnej nazwie „Bearly
Used Books”, naprawdę warto było! Potem pojechaliśmy do przystani, gdzie
pod mostem kolejowym z 1907 r. nad rzeką Seguin River zjedliśmy lunch
(Catherine i ja od wielu lat w tym właśnie miejscu delektowaliśmy się lunchem,
a nawet piwem, obserwując rzekę i przejeżdżające wiaduktem bardzo długie
pociągi towarowe). Nota bene, dokładnie dwa dni przedtem Catherine również
wpadła do Parry Sound, przejeżdżając samochodem do USA; nawet planowaliśmy, aby
odwiedziła nas na biwaku, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że byłoby to za
bardzo skomplikowane.
Jednego popołudnia
siedziałem na skale i czytałem książkę, gdy nagle usłyszałem głosy—i dopiero po
kilku minutach zobaczyłem, jak z kanału wypłynęło kanu z trzema chłopakami,
zmierzające ku Pete's Place. Widać
było, że byli w wyśmienitych humorach! Po jakimś czasie znowu usłyszałem jakieś
krzyki, dochodzące z kierunku ich kanu, które już było blisko Pete's Place—tym razem wywrócone kanu
pływało na wodzie, a dookoła niego wioślarze i ich rzeczy! Myślę, że mieli
założone kamizelki asekuracyjne, toteż ogólnie nic się takiego nie stało.
Niebawem dopłynęła do nich motorówka i zawiozła ich i ich pływające rzeczy do
parkingu, a po paru minutach pojawiła się łódź parkowa i podholowała kanu.
Przez ostatnie kilka
dni nie spostrzegliśmy żadnych innych biwakowiczów na zatoce Blackstone Harbour
(a znajduje się na niej kilkanaście miejsc biwakowych), byliśmy kompletnie
sami. Gdy się ostatecznie spakowaliśmy ostatniego dnia, 5 października 2016 r.
i dopłynęliśmy do Pete’s Place, byłem
wręcz zaszokowany, widząc na tym ogromnym parkingu tylko JEDEN samochód—mój!
Jeżeli pogoda jest w
miarę dobra, to wrzesień i październik są idealnymi miesiącami na biwakowanie i
na wyprawy na kanu!
Blog in English/po angielsku: http://ontario-nature.blogspot.ca/2017/08/the-massasauga-provincial-park-ontario.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz