|
W środku naszej "Junior Suite C-3" |
Dwupoziomowy pokój był przyjemny, mieliśmy zimną i
ciepłą wodę, chociaż w godzinach szczytu ciśnienie było kiepskie. Poza tym
wszystko inne działało (klimatyzacja, telewizor, lodówka, suszarka do włosów).
W pokoju nie było telefonu. Kilka razy musieliśmy prosić o sejf - w końcu
został on przyniesiony (!) do naszego pokoju i przykręcony do ściany (za opłatą
2 CUC dziennie).
Niektóre gniazdka w pokoju były o napięciu 110 V,
inne 220 V i NIE były wyraźnie oznaczone, na szczęście przed ich użyciem zapytałem
pokojówkę—inaczej mógłbym uszkodzić urządzenia elektryczne! Przywieźliśmy mały
ekspres do kawy (i kawę) wraz z listwą przeciwprzepięciową - 2 lata temu, z
powodu gwałtownego wzrostu napięcia po przerwie w dostawie prądu, ekspres do
kawy się przepalił.
|
Zachód słońca na plaży |
W telewizji nie było kanadyjskiego kanału, tylko
CNN, którego nigdy nie lubiłem oglądać. Próbowaliśmy oglądać wiadomości o
godzinie 18:00, ale czasami tak „istotne'' wiadomości, jak historia o parze królewskiej
ogłaszającej zamiar wycofania się ze swoich tradycyjnych ról zajmowały
pierwsze 20 minut, przenosząc inne „nieistotne” wydarzenia (jak katastrofa
samolotu na Ukrainie, kryzys irański czy wybuch korona wirusa) na dalszy plan!
Dlatego spędzaliśmy zaledwie kilka minut przed telewizorem.
|
Ruiny budynków hotelowych, przed laty zniszczonych przez huragan
|
Z naszego balkonu rozciągał się widok na ocean
oraz na porośnięte roślinnością ruiny starych budynków hotelowych (dyskoteki),
zniszczone przed laty przez huragan. Wokoło na trawie pasły się zawsze różne
zwierzęta, głównie konie i osły (a przy nich zwykle stały białe czaple), co nadawało
temu miejscu bardzo rustykalny wygląd. Koty i psy nie były tak liczne, jak
dawniej.
Plaża była ładna, a pracownicy plażowi szybko
przynieśli nam leżaki. Bar „Coco” serwował zimne piwo i inne napoje - barman
Frank świetnie znał swoją pracę, a ja szczególnie uwielbiałem piña colada i oczywiście zimne piwo. Na
plaży świadczyła usługi masażystka i Catherine codziennie się z nią spotykała.
Miałem nadzieję, że uda mi się ponurkować z rurką, ale każdego dnia było dość
wietrznie i fale w pobliżu rafy były stosunkowo wysokie, przez co nurkowanie okazało
się zbyt ryzykowne. Bliżej brzegu widziałem wiele kolorowych ryb, a nawet
murenę, wychylającą się z otworu w skale.
Mieliśmy najlepszą styczniową pogodę w historii
naszych wyjazdów na Kubę: każdego dnia było słonecznie, około +30 C i zaledwie kilka
razy padało, ale zanim dotarliśmy do naszego pokoju, uciekając przed deszczem, niebo
znów było niebieskie. Z powodu wiatru nie było komarów ani innych owadów.
Przywiozłem ze sobą niedawno wydaną książkę
autorstwa John’a Grisham’a, „The Reckoning” („Dzień Rozrachunku”). Nie był to
jednak typowy thriller prawniczy, którego można było się spodziewać po autorze.
Opowieść ma miejsce się w stanie Missisipi, w latach czterdziestych XX wieku.
Poza wątkiem prawniczym pojawiają się takie elementy jak bolesne sekrety
rodzinne, życie na plantacji bawełny i stosunki rasowe. A z retrospekcji
dowiedziałem się sporo nieznanych mi faktów dotyczących inwazji japońskiej na
Filipiny, kapitulacji armii amerykańskiej oraz Bataańskiego Marszu Śmierci.
|
Sztuka jaskiniowa Ameryki Środkowej i Południowej (Exposición Mesoamericana) |
Sekcja ośrodka ‘Carisol’ (w której mieszkaliśmy)
była znacznie spokojniejsza niż sekcja los Corales, gdzie miały miejsce
wszystkie programy rozrywkowe - i był to jeden z głównych powodów, dla którego
zdecydowaliśmy się mieszkać w Carisol.
Jadąc autobusem z lotniska do hotelu, spotkaliśmy
małżeństwo ze Streetsville, które poznaliśmy w tym samym ośrodku dwa lata temu.
Dużo z nimi rozmawialiśmy i bardzo często wspólnie spożywaliśmy obiady.
Spotkaliśmy też dwóch znanych członków TripAdvisor, CubaCarol i Coral Queen,
których posty na kubańskich forach czytałem od wielu lat i często stosowałem
się do ich cennych rad. Właściwie to Coral
Queen poleciła nam naszą casa
particular w Santiago de Cuba w 2010 roku! Spotkaliśmy też Karen z Quebec,
z którą dwa lata temu jeździliśmy na rowerze do Jardin de Cactus i której doskonały hiszpański znacznie wzbogacił
naszą wycieczkę! Poza tym często spotykaliśmy się z turystami z Kanady i
opowiadaliśmy sobie wiele ciekawych historii z podróży po Kubie i innych
krajach.
JEDZENIE / RESTAURACJE
Jedzenie było średnie, ale smaczne i nie miałem
powodu do narzekań. Na śniadanie zawsze wybierałem jajka sadzone, kawę i
jogurty. Generalnie nie chodziliśmy na lunch, ale kilka razy wpadliśmy do
restauracji Ranchon na doskonałe
żeberka i ryby. Na obiad/kolację można było wybrać wiele różnych dań. Uwielbiałem
grillowaną wieprzowinę, była pyszna - niestety dwukrotnie próbowałem wołowiny,
była twarda i żylasta - cóż, przynajmniej smakowało to miejscowym pieskom,
które poczęstowałem… Przywieźliśmy ze sobą kilka sosów sałatkowych, które
znacznie poprawiły smak sałatek. Jednak po tygodniu doświadczyłem lekkich
problemów żołądkowych - nie było nic złego w samym jedzeniu, ale wydaje mi się,
że te sałaty kolidowały z moją florą bakteryjną. Chociaż nigdy nie zauważyliśmy
w kurorcie braków piwa ani wina, wino było „reglamentowane” - kelnerzy nalewali
tylko pół kieliszka wina i nigdy nie zostawiali butelki wina na stole, jak to
miało miejsce podczas poprzednich pobytów.
|
Niezmiernie głośny kubański zespół muzyczny |
Każdego wieczoru kubański zespół zapewniał nam
muzyczną rozrywkę podczas obiado/kolacji. Miałem naprawdę mieszane uczucia: z
jednej strony miło było posłuchać jednej lub dwóch piosenek i podziwiać ich
artystyczne talenty, ale po jakimś czasie trochę zaczęli nadużywać swojej
gościnności, dosłownie niemożliwe stawało się prowadzenie jakiejkolwiek
sensownej rozmowy przy stole. Wykonawcy stali bardzo blisko stolików i ich
muzyka była niezmiernie głośna! Nawet gdyby to był sam Frank Sinatra, to po
jakimś czasie pewnie miałbym go dosyć. Często odczuwaliśmy ulgę, gdy w końcu muzykanci
odeszli w poszukiwaniu innych ofiar ... (tzn. turystów)!
|
Podczas naszego pobytu w ośrodku, po kilku dniach artysta-malarz stworzył oto taki mural
|
SKLEPY
HOTELOWE (TIENDAS)
Po raz pierwszy od 11 lat w hotelowych sklepach
nie można było kupić żadnego kubańskiego piwa! Co więcej, na drugi dzień po
przyjeździe kupiłem jedną butelkę wody mineralnej i 2 butelki trunków
kubańskich - okazało się, że od tej pory w sklepie nie ma żadnych kubańskich trunków
ani wody mineralnej (jedynie był dostępny rum)! Przywiozłem ze sobą sos
tabasco, mając nadzieję, że będziemy robić ‘Krwawą Mary’ - ale w sklepie nie
było też wódki ani soku pomidorowego. Na szczęście w barach było piwo z beczki.
|
Catherine z zepsutym rowerem. Jak widać, pomimo przeciwności nadal jest w świetnym nastroju-na Kubie przeciwności losu to normalna rzecz i trzeba je spokojnie znosić.
|
WYPOŻYCZALNIA
ROWERÓW I SPACERY PO HOTELU
Jadąc do tego hotelu, bardzo byliśmy
zainteresowani wypożyczeniem rowerów i zwiedzaniem na nich okolicznych
atrakcji. W tym roku do wynajęcia były tylko 4 rowery—reszta pewnie popsuta. Udało
się nam wypożyczyć 2 rowery i pojechaliśmy do ‘blow holes,’ (pseudo-gejzery), porobiliśmy
trochę zdjęć i wideo, a gdy chcieliśmy wracać, okazało się, że rower Catherine
złapał gumę - dosłownie odrywała się od koła, więc nie można było nawet roweru
prowadzić. Ja zostałem z tym wrakiem, a Catherine udała się na moim rowerze do
hotelu i wysłała po mnie bryczkę konną. Po ponad godzinie dotarłem do hotelu.
|
Blow holes (pseudo-gejzery) niedaleko hotelu
|
Otrzymaliśmy nowy rower i następnego dnia rano
pojechaliśmy rowerami do wioski Baconao - akurat w samą porę, aby o godzinie 8:00
rano być na rozpoczęciu nauki w szkole podstawowej, gdzie uczniowie śpiewali i recytowali
rewolucyjne strofy.
Zwiedziliśmy małą szkołę i rozmawialiśmy z nauczycielami,
dając im kilka dwujęzycznych czasopism. Mieliśmy zwrócić rowery o godzinie 10.00 rano, więc byłem już w wypożyczalni o godzinie 9:45, ale nadal była zamknięta.
Czekałem ponad godzinę (w międzyczasie dwie osoby chciały wypożyczyć skuter, a
inny turysta niecierpliwie czekał, aby zwrócić skuter), ale wypożyczalnia pozostała
zamknięta, jedynego jej pracownika nigdzie nie było. Tuż przed godziną 11:00 z
trudem zaciągnąłem rowery do recepcji i mimo protestów recepcjonisty umieściłem
je w przechowalni bagażu. Podejrzewam, że hotel będzie bardzo zadowolony, gdy
pozostałe rowery w końcu się zepsują - o jeden problem mniej!
|
Szkoła w wiosce Baconao
|
Rano spacerowaliśmy po hotelu i dwukrotnie
zwiedzaliśmy pobliskie jaskinie wzdłuż nadmorskich klifów, znajdowała się w
nich sztuka jaskiniowa Ameryki Środkowej i Południowej (Exposición Mesoamericana). Kilkakrotnie rozmawialiśmy z pracującym
tam ogrodnikiem - pokazał nam nietoperze („murciélagos”) wiszące na ścianach
jaskini. Zauważyliśmy również, że restauracje, które widzieliśmy dwa lata temu,
zniknęły - turysta powiedział nam, że były prywatne i zbyt skutecznie konkurowały
z pobliskimi instytucjami rządowymi…
|
Poranna zbiórka przed rozpoczęciem zajęć w szkole podstawowej w wiosce Bacono |
Hotel oferował raz w tygodniu darmowy wyjazd
autobusem do Santiago de Cuba. Wyjazd następowało o 10:00 rano w sobotę i
skorzystaliśmy dwukrotnie z tej okazji. Za pierwszym razem autobus był pełny,
za drugim jechały dwa autobusy, w drugim było jeszcze kilka wolnych miejsc. Za
każdym razem Julio, bardzo zabawny człowiek, był przewodnikiem w autobusie i
raczył nas wieloma ciekawymi historiami. Autobus podrzucił nas - a później
zabrał - z Plaza Dolores.
|
Pomnik Francisco Vicente Aguilera |
Było tam wiele restauracji i stary kościół Dolores
przekształcony w salę koncertową, a także imponujący pomnik Francisco Vicente
Aguilera (1821-1877), kubańskiego patrioty, burmistrza Bayamo, wiceprezydenta
Republiki i powstańca.
|
Ulica Calle Jose Antonio Saco, zwana Enramada
|
Zaledwie kilka kroków od placu znajdowała się
ulica Calle Jose Antonio Saco, a.k.a. Enramada, zamknięta dla ruchu
samochodowego, zawsze pełna spacerujących, sklepów, restauracji i hotelików. Przechadzaliśmy
się tą ulicą kilka razy, kupiliśmy kilka pysznych „churros” (płacąc CUP lub
„Moneda National”, niezmiernie dla nas tanio), a także odwiedziliśmy kilka casas particulares, niektóre były
całkiem ładne i z ich tarasów rozciągał się wspaniały widok na miasto. Był
nawet sklep oferujący „Las Mascotas” - tak, to był sklep z małymi zwierzątkami!
|
Antyczny samochód na Plaza Dolores, którego jakoby nie powinienem 'bezpłatnie' fotografować!
|
Na Plaza Dolores spacerowało, rozmawiało lub
siedziało w restauracjach wiele Kubańczyków - niektórzy próbowali żebrać i
prosić o pieniądze, ale większość z nich nie kontaktowała się z turystami. Dwa
lata temu zrobiłem wideo starszemu kubańskiemu gitarzyście, który grał i
śpiewał słynna piosenkę o Komendancie Che Guevara, które później zamieściłem na
YouTube.
|
Zdjęcie z kubańskim gitarzystą
|
Gdy fotografowałem okoliczne budynki, zauważyłem
piękny antyczny samochód, który zacząłem fotografować. Nagle pojawił się rozgorączkowany
mężczyzna i szybko machając rękami, krzyczał, że nie mam robić zdjęć samochodu
bez zapłacenia (jemu?). Oczywiście całkowicie go zignorowałem i kontynuowałam
swoją działalność fotograficzną. Tak szybko, jak się pojawił, zniknął - a żeby było
jeszcze zabawniej, samochód nawet nie należał do niego!
|
Urocza dziewczynka kubańska! |
Czekając na Plaza Dolores na autobus, usiedliśmy
na patio Restaurante Don Antonio i
zamówiliśmy kilka drinków oraz zimne piwo - był to jedyny lokal w okolicy, w
którym był ten napój. W pobliżu siedziała kubańska rodzina i zrobiłem serię niezwykłych
zdjęć ich uroczej córeczki! Kelnerzy byli uprzejmi i byłem im wdzięczny, że
udało im się znaleźć piwo - kto by pomyślał, że piwo okaże się tak rzadkim
towarem na Kubie?
|
Festyn na Plaza de Marte |
Dwukrotnie wstąpiliśmy na Plaza de Marte, gdzie
odbywały się jakieś festyny, okoliczne ulice były zamknięte dla ruchu i było
mnóstwo różnych budek / kiosków z jedzeniem, a dookoła roiło się od spacerujących
Kubańczyków. Niestety, w pobliżu nie można było kupić żadnego kubańskiego piwa
i dopiero po przeszukaniu kilku sklepów udało mi się kupić niemieckie piwo
„Heineken”, wyprodukowane specjalnie z okazji 400-lecia Hawany. Bardzo blisko
Placu znajdował się prowincjonalny komitet Komunistycznej Partii Kuby -
ponieważ w holu wisiało dużo fotografii (najprawdopodobniej związanych z
rewolucją kubańską), zapytałem, czy można je obejrzeć, ale strażnicy mnie nie
wpuścili. Zastanawiam się, dlaczego?
|
Szpital Aniołów ("Los Angeles")
|
W drodze do koszar Moncada (po angielsku Moncada Barracks, po hiszpańsku Cuartel Moncada) przeszliśmy na skrót
przez teren szpitala Los Angeles. Zbudowany kilkadziesiąt lat przed rewolucją,
był imponujący. W drodze powrotnej chcieliśmy też przejść przez teren szpitala,
ale ochroniarz powiedział „nie” i był bardzo nieugięty, nie chcąc nas przepuścić.
Jedynym wyjaśnieniem jest to, że w określonych godzinach turyści nie mają
wstępu na teren szpitala, a w innym mają…
|
Koszary Moncada, na ścianach są widoczne otwory po kulach
|
Punktem kulminacyjnym wycieczki była wizyta w
koszarach Moncada. W rzeczywistości pojechaliśmy tam, choć na krótko, podczas naszej
pierwszej wycieczki autobusem do Santiago, ale dopiero podczas drugiej
spędziliśmy wewnątrz budynku ponad godzinę, spacerując i oglądając eksponaty.
|
Koszary Moncada, obecnie znajduje się w nich szkoła podstawowa i muzeum
|
Ten słynny budynek widziałem wielokrotnie w
telewizji, w książkach, magazynach i materiałach propagandowych. Rzeczywiście, jest
on zwany kolebką kubańskiej rewolucji. To właśnie tutaj 26 lipca 1953 roku
26-letni Fidel Castro wraz z grupą 111 źle uzbrojonych mężczyzn zaatakował
koszary Moncada. Atak zakończył się całkowitą porażką - około 60 bojowników
zostało zastrzelonych lub torturowanych na śmierć, a pozostali, w tym Fidel
Castro i jego brat Raul, zbiegli. Niebawem Fidel Castro został schwytany. Miał szczęście (ten człowiek miało w ogóle
OGROMNE SZCZĘŚCIE)—kapitan kubańskiej armii, Pedro Manuel Sarria Tartabull, który
zgodnie z rozkazem zamiast go rozstrzelać na miejscu, postanowił go doprowadzić
do więzienia. Castro został uwięziony i sądzony. To podczas tego
procesu wypowiedział słynne słowa: „Historia mnie rozgrzeszy”. Został skazany
na 15 lat, ale zwolniono go po 2 latach. Wkrótce Fidel i Raul Castro wyjechali
do Meksyku, gdzie zaprzyjaźnili się z argentyńskim lekarzem Ernesto „Che”
Guevarą. Dwudziestego piątego listopada 1956 roku Castro (nawiasem mówiąc, dokładnie
tego samego dnia 60 lat później Castro zmarł) wraz z 81 rewolucjonistami wyruszył
z Meksyku na rozpadającej się łodzi „Granma” i wylądował na Kubie 2 grudnia
1956 roku. Podobnie jak atak na koszary Moncada, i ta wyprawa stała się kolejną
katastrofą - 62 rebeliantów zostało zabitych lub schwytanych. Po dwuletniej
wojnie partyzanckiej Batista opuścił Kubę 31 grudnia 1958 r., a następnego dnia
Fidel Castro ogłosił zwycięstwo rewolucji kubańskiej. Dlatego liczba „26,”
(dzień ataku na koszary Moncada, 26
lipca) stała się symbolem rewolucji i ciągle się ona pojawia na Kubie—w propagandzie,
na sztandarach, szkołach, gazetach, książkach.
|
Przed koszarami Moncada
|
Budynek koszar Moncada ma bardzo charakterystyczny
musztardowo-biały kolor. Część budynku to muzeum, pozostała część to obecnie
szkoła. W muzeum znajduje się mnóstwo zdjęć, mundurów, map, narzędzi tortur i
zdjęć bojowników, którzy wzięli udział w ataku. Przy wejściu do koszar
znajdowało się szereg fotografii przedstawiających różnych dostojników
odwiedzających koszary Moncada, często oprowadzanych przez samego Fidela
Castro.
|
Profesorek Henryk Jabłoński, Przewodniczący Rady Państwa PRL, składa wizytę w koszarach Moncada, a w roli przewodnika służy mu sam przywódca ataku na te koszary, Fidel Castro
|
Od razu rozpoznałem na jeden z fotografii Henryka Jabłońskiego, Przewodniczącego
Rady Państwa PRL w latach 1972-1985, który złożył tam wizytę w 1979 roku.
Niestety, wszystkie opisy w muzeum były po hiszpańsku, a nie po angielsku, więc
nie byłem w stanie wiele zrozumieć. Jest to dość zagadkowe, bo przecież w
interesie kubańskiego rządu byłoby poinformowanie turystów o rewolucyjnej
historii.
|
Otwory po kulach na ścianach koszar Moncada. Nie są one jednak zbyt autentyczne... Ale za to uśmiech Catherine jest w 100% autentyczny! Z pewnością cieszy się, że Rewolucja Kubańska zakończyła się pomyślnie i dzięki temu możemy często przyjeżdżać na Kubę!
|