Więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157675877697576
Blog po angielsku/in English: http://ontario-nature.blogspot.ca/2016/10/camping-in-long-point-provincial-park.html
Druga połowa maja w Ontario jest zazwyczaj idealną porą na rozpoczęcie wyjazdów na biwaki—latające gałgaństwa (tzn. komary) jeszcze nie są zbyt dokuczliwe, dzieciaki nadal pilnie chodzą do szkoły (więc nie rozrabiają w parkach), a pogoda zazwyczaj nie jest najgorsza, przynajmniej w ciągu dnia. Jak wspominałem w jednym z moich blogów, w 2013 r. pojechaliśmy w końcu maja na czterodniową wycieczkę biwakową & kanu do parku Algonquin Park w Ontario i byliśmy zmuszeni po niecałych dwóch dniach pobytu ją skrócić o połowę z powodu zatrzęsienia czarnych much (muchy meszki) i komarów—nie mogliśmy z nimi wytrzymać. Aby zatem uniknąć tych okropnych owadów, postanowiliśmy w maju jeździć nie na PÓŁNOC, ale na POŁUDNIE, gdzie w ogólne nie ma czarnych muszek.
To była nasza
druga wizyta w tym parku w ciągu dwóch lat i udało się nam otrzymać to samo
miejsce biwakowe, co w poprzednim roku (w sekcji ‘Monarch Campground’). Z Toronto wyjechaliśmy w niedzielę, 15 maja
2016 r, tydzień przed długim weekendem święta Victoria Day. Pierwsze dwa dni były chłodne, wietrzne i deszczowe, w
nocy temperatura spadała poniżej zera (gdy opuszczaliśmy Toronto, padał drobny…
śnieg!), ale nie narzekaliśmy—nasze 4 śpiwory przydały się bardzo! Poza tym,
szybko nastąpiła poprawa w pogodzie i przy końcu naszego pobytu było słonecznie
i wręcz gorąco.
Pierwszego
wieczora po przyjeździe było tak chłodno, wietrznie i pochmurnie, że Catherine,
obawiając się, iż może zacząć padać deszcz, postanowiła odpuścić sobie
gotowanie posiłku na ognisku i udać się do restauracji Boathouse Restaurant
(„Boathouse” znaczy ‘hangar łodzi’) w miasteczku Port Rowan. Przed restauracją
udało mi się zrobić wiele zdjęć kolorowych hangarów dla łódek—widok był jak z
obrazka!
Nasz biwak,
zlokalizowany w piaszczystej kotlinie blisko brzegów jeziora Erie, był prywatny
i bardzo przyjemny—a miejsce biwakowe naprzeciwko było cały czas puste. Dookoła
rosło dużo poison ivy, trującego
bluszczu, i trzeba było uważać, szczególnie w nocy, aby go nie dotknąć, bo
konsekwencje mogą być niezmiernie nieprzyjemne. W parku było też trochę domków
kempingowych na kółkach, większość z nich w sekcji Firefly Campground, która była bardzo otwarta, oraz na większych
miejscach biwakowych, położonych bliżej drogi i z daleka od jeziora, toteż
znajdowały się w oddaleniu naszego miejsca. Piaszczysta plaża była długa i
szeroka, jednakże nie korzystaliśmy z niej. W parku ogólnie było niewiele
turystów, ale według komputerowego systemu rezerwacyjnego na zbliżający się
długi weekend już nie było ani jednego wolnego miejsca! Prawie nie widzieliśmy
komarów—po opalaniu się na wydmach, Catherine znalazła bardzo dużo kleszczy na
jej ubraniu i jednego z nich musieliśmy usunąć pincetą. Ponieważ kleszcze są
roznosicielami choroby borelioza/krętkowica kleszczowa (Lyme disease), byliśmy bardzo ostrożni i unikaliśmy chodzenia po
terenach, gdzie było ich najwięcej. Na biwaku kręciło się sporo różnorakich
gatunków ptaków; jeden z nich, bardzo przyjacielski i ciekawski epoletnik
krasnoskrzydły (red winged blackbird),
non-stop przechadzał się po naszym miejscu (i po stole) — na nodze miał przyczepioną
błyszczącą obrączkę, z pewnością pamiątkę po nieplanowanym przystanku w
niedalekiej Stacji Obserwacyjnej Ptaków! W nocy widać było z naszego miejsca
światła miast na drugim brzegu jeziora Erie, w USA—jak też kilka razy
zauważyłem sporej wielkości statki, przemierzające jezioro.
Na rowerach
pojechaliśmy do ‘starej’ sekcji parku, Cottonwood
Campground (była jeszcze zamknięta). Posiadała ona kilkanaście miejsc
biwakowych niewymagających rezerwacji według kolejności przybycia (first-come-first-serve basis). Niektóre
z miejsc były dobre, ale ogólnie zbyt blisko drogi i nie takie przytulne jak te
w naszej sekcji Monarch. Oddzielna
część parku dla dziennego użytku miała rozległe tereny piknikowe i ogromne
wydmy.
Pomimo że byliśmy
dość zajęci naszymi licznymi zajęciami i wyjazdami, jakoś udało mi się
dokończyć lekturę książki „The Courtyard”
(„Podwórze”). Jej autor, Arkady Lvov, przeszmuglował ją ze Związku Sowieckiego
w zestawie do czyszczenia butów. Książka ukazuje życie mieszkańców budynku w
Odessie od 1936 r. do 1953 r. Czytelnicy mają okazję z bliska śledzić ich
codzienną walkę o przetrwanie w systemie komunistycznym, radzenie sobie z
codziennymi absurdami wspólnego zamieszkania i codzienne drobne i większe represje
systemu stalinowskiego. Chociaż książka ma prawie 700 stron i czasem zdaje się
być nudna, ogólnie z ciekawością przeczytałem tą epopeję, jako że ukazała mi
unikalny i pełen specyficznego humoru obraz życia ludzi reprezentujących różne
grupy społeczne sowieckiego społeczeństwa wspólnie zamieszkujących w tym samym
budynku.
Półwysep Long
Point jest najdłuższą na świecie słodkowodną piaszczystą mierzeją o długości
około 40 km i szerokości 1 km w najszerszych miejscach. Wydmy na Long Point
stale się przesuwają. Półwysep stanowi też raj dla dzikiej przyrody i licznych
zwierząt, szczególnie ptaków.
Kilkaset lat temu
w jednym miejscu półwyspu znajdował się portaż i przy wjeździe do parku
ustawiona jest tablica z następującymi informacjami:
Portaż Long Point
Tenże portaż, który przecinał przesmyk
łączący Long Point ze stałym lądem, był używany przez podróżników, płynących
małymi łodziami wzdłuż północnych brzegów jeziora Erie, ażeby uniknąć otwartych
wód i skrócić długość podróży dookoła cypla. Pomimo że portaż był wcześniej
używany przez Indian, pierwsza wzmianka o nim była dokonana przez dwóch sulpicjańskich
misjonarzy, Dollier de Casson i René de Bréhant de Galinée. Przez około 150 lat
zwiększał się ruch przez owe miejsce, pierwotnie z powodu ekspansji francuskiej
na południowy zachód i założenia miasta Detroit w 1701, a po roku 1783 z powodu
ruchów osadników w tym rejonie. Portaż być porzucony w 1833 r., gdy burza
wyżłobiła kanał nawigacyjny poprzez przesmyk.
Płytkie wody i
przesuwające się linie brzegowe wokół Long Point zabrały wiele ofiar we
wczesnych latach XVIII w. i często zdarzały się katastrofy. W 1828 r. rozważano
zbudowanie kanału w dolnej części przylądka w celu utworzenia bezpieczniejszej
drogi wodnej dla statków i łodzi. W listopadzie 1833 r. potężny sztorm wyżłobił
przetokę 400 metrów szeroką i 4 metry głęboką w dolnej części półwyspu i rząd
Kanady odtąd utrzymywał ją w dobrym stanie. Przez lata burze i sztormy
ustawicznie zmieniały wymiary kanału—jego szerokość oscylowała od kilku metrów
do prawie kilometra, a głębokość wahała się od półtora do 7 metrów. W 1879 r.
zbudowano drewnianą latarnie morską (Old
Cut Lighthouse), naprowadzającą statki do tego trudnego do znalezienia
wejścia do kanału. Niektóre burze blokowały jedną przetokę i otwierały inną, toteż
statki, szukające schronienia przed szalejącymi na otwartych wodach jeziora
burzami, często napotykały wiele problemów w odnalezieniu właściwej drogi. Nic
więc dziwnego, że wiele z nich osiadło na mieliźnie koło Long Point. W dodatku
jeszcze w połowie XIX w. okolice te stały się centrum piractwa—w tym przypadku
nie bazowanego na statkach, ale na lądzie, zwanego ‘blackbirding’. Lokalni mieszkańcy, których nazywano ‘blackbirders’ (czarni ptasiarze),
budowali fałszywe latarnie morskie podczas okresów złej widoczności. Statki,
starające się wpłynąć do kanału, osiadały na mieliźnie. Gdy załoga je
opuszczała, blackbirders plądrowali
statki, ogołacając je z ładunków i innych wartościowych przedmiotów.
Na szczęście nie
wszyscy mieszkańcy byli tak bezduszni. Abigail Becker (1830-1905), znana jako
‘Anioł Long Point’, uratowała życie wielu marynarzy zaskoczonych przez burze w
okolicach Long Point. W listopadzie 1854 r. dostrzegła przewróconą szalupę i od
razu domyśliła się, że niedaleko musiał się rozbić statek. Sześciu marynarzom
udało się doczłapać do latarni morskiej Old
Cut Lighthouse (latarnik już ją opuścił na zimę) i pod troskliwą opieką
Abigail po paru tygodniach powrócili do zdrowia. Parę dni potem, 23 listopada
1854 r., szkuner „Conductor” został zaskoczony przez oślepiającą nawałnicę
śnieżną i kapitan Henry Hackett zadecydował zmienić trasę i skierował się w
kierunku bezpiecznego kanału Old Cut.
Niestety, próby znalezienia przetoki w tak okropnej pogodzie były prawie
niemożliwością i rychło szkuner wpadł na mieliznę. Uwięziony na płytkiej
piaszczystej łasze 200 metrów od brzegu, był niemiłosiernie chłostany przez
fale i prawie się rozpadał, podczas gdy jego ośmioosobowa załoga kurczowo
trzymała się takielunku. Spostrzegłszy rozbity statek, Abigail zawołała swoje
dzieci i pobiegła na plażę naprzeciwko wraku, gdzie rozpaliła ogromne ognisko,
tym samym zachęcając marynarzy do dopłynięcia do brzegu, co było ich jedyną
realną szansą na przeżycie. I rzeczywiście, jeden po drugim wskoczyli do wody i
za jej pomocą dotarli do brzegu—Abigail weszła do wody i wlokła pół przytomnych
i ledwie żywych mężczyzn na plażę, gdzie buzowało błogosławione ognisko i
czekała gorąca herbata! W Port Rowan znajduje się historyczna tabliczka
dedykowana Abigail Becker:
Bohaterka Long Point
W listopadzie 1854 roku, szkuner
„Conductor” rozbił się przy tym brzegu podczas jednego z wielu gwałtownych
sztormów. Jeremiah Becker, który mieszkał nieopodal, akurat udał się do miasta,
ale jego dzielna żona, Abigail, narażając swoje życie i zdrowie, wielokrotnie
weszła do wody, aby pomóc wyczerpanym marynarzom dotrzeć do lądu. Następnie
udzieliła 8 marynarzom gościny i jedzenia w swoim domu do czasu, gdy po tych
strasznych przejściach doszli do siebie. W uznaniu bohaterstwa, otrzymała list
pochwalny od Królowej Wiktorii, kilka nagród pieniężnych i złoty medal z
Dobroczynnego Towarzystwa Ratowania Życia z Nowego Yorku.
Kanał „Old Cut” nadawał się do żeglugi do 1906
roku, gdy został zasypany przez sztormy. Tym samym zakończył się krótki okres,
w którym Long Point stanowił wyspę. Latarnia morska została rozebrana w 1916
r., ale na jej fundacjach zbudowano bardzo podobną, jako pamiątkę fascynującej
historii działalności natury i człowieka—dla nieznających historii Long Point,
jej lokacja nie pasuje do otoczenia (powyższe informacje zostały zaczerpnięte z
tabliczki informacyjnej w „Bird Studies”, „Wikipedia” i książki „Lake Erie Stories: Struggle and Survival on
a Freshwater Ocean” by Chad Fraser).
Półwysep Long
Point jest też znanym miejscem migracji ptaków, toteż odwiedziliśmy (już po raz
drugi) Stację Obserwacji Ptaków na ulicy Old Cut Blvd. Mogliśmy zatem
przyglądać się jak załoga tej stacji (częściowo złożona z woluntariuszy)
łapała, identyfikowała, mierzyła, ważyła, obrączkowała i wypuszczała różne
ptaki—było to fascynujące, jak też stanowiło idealną okazję, aby dowiedzieć się
więcej o ptakach, bo pracownicy posiadali rozległą wiedzę, którą się chętnie
dzielili z odwiedzającymi stację.
Dowiedzieliśmy
się, że niektóre ptaki bezustannie kręciły się wokoło stacji (pełne karmy
karmniki z pewnością były głównym tego powodem) i były złapane wielokrotnie, czasem
nawet i dwukrotnie tego samego dnia! W małym sklepiku można było kupić książki
i inne materiały ornitologiczne. Kilkanaście informacyjnych tabliczek umieszczonych
wzdłuż niedalekiego szlaku objaśniały historię Long Point i migrację ptaków.
Będąc na szlaku trzeba uważać, aby nie zaplątać się w bardzo cienkie i
delikatne sieci do łapania ptaków—bo wtedy może zostałoby się zaobrączkowanym…
w kajdanki! Pomimo, że nie za bardzo interesuję się ptakami, każda wizyta do
tego ośrodka jest niezmiernie edukacyjna i ciekawa.
Udaliśmy się też
kilka razy do pobliskiego miasteczka Port Rowan i za każdym razem wstępowaliśmy
na lody do lodziarni „Twin’s Ice Cream Parlour”, jak też spędziliśmy kilka
godzin w sklepie dolarowym i w sklepie z artykułami używanymi. Tak jak w
poprzednim roku, zabraliśmy ze sobą rowery i mieliśmy okazję pojeździć na
licznych szlakach rowerowych w okolicach miast Waterford, Simcoe i Delhi.
Port Rowan i Long
Point znajdują się w granicach Norfolk County (hrabstwa Norfolk) — znanego
rejonu rolniczego, stanowiącego centrum Ontaryjskiej strefy uprawy tytoniu. Z
powodu zmniejszającej się konsumpcji tytoniu, wiele farmerów przerzuciło się na
inne uprawy, m. in. żeńszenia i szparagów. Nadal można było zobaczyć masę
prawie już zabytkowych kilns (małych
domków/pieców, w których ‘wędzono’ i suszono liście tytoniowe, często używając
w tym celu węgla) — niektóre, pół-opuszczone, były puste, a inne zamieniono na
magazynki czy też inne budynki gospodarcze.
Sporo farmerów
zdecydowało się też uprawiać żeńszeń, ale wymaga to dużo inwestycji
kapitałowych i pierwszego zbioru można się spodziewać nie wcześniej, niż po 3
latach. Jako że żeńszeń jest gatunkiem rosnącym na poszyciu mieszanych
twardo-drzewiastych lasów, potrzebuje mało światła. Dlatego też pola, na
których jest uprawiany, muszą być odpowiednio zmodyfikowane poprzez ustawienie
osłon blokujących większość światła słonecznego, aby przypominały warunki, w jakich
normalnie rośnie żeńszeń—już z daleka widać pola, na których uprawia się
żeńszeń!
Odwiedziliśmy tez
kilka farm kultywujących szparagi—mówi się, że pewnym znakiem nadejścia wiosny
jest pojawienie się szparagów w sklepach—lub na lokalnych farmach, gdzie
mogliśmy go zakupić bezpośrednio od farmerów. Kupiliśmy parę świeżych pęczków,
już na biwaku dodaliśmy do nich masła, zawinęliśmy w folię aluminiową i
grillowaliśmy na ognisku. Były miękkie i przepyszne!
Plantacje żeńszeniu, nakryte płachtami |
Od wysadzenia
szparagów do pierwszego zbioru musi upłynąć kilka lat, ale co jest raczej
niesłychane, jest to roślina wieloletnia i jeżeli się o nią dba, to może dawać
plony przez 20 do 30 lat. Jeśli łodygi (jadalne pędy) nie są zrywane, urosną
niczym wysokie paprocie. Na farmach pracowało sporo robotników—jedni zbierali
maszynami szparagi, inni je sortowali, myli i wiązali. Przeważnie to byli
sezonowi robotnicy z Meksyku i Karaibów, corocznie przyjeżdżający do Kanady do
pracy na farmach, bo niezbyt wielu Kanadyjczyków garnie się do tego rodzaju
pracy—o wiele bardziej wolą mieszkać komfortowo w miastach, często w
subsydiowanych przez rząd mieszkaniach i pobierać zasiłek społeczny (welfare), którym liberalne rządy w
Ottawie i Ontario tak hojnie i z łatwością ich obdarzają. O, Kanada… smutne to!
W czasie naszych
jednodniowych wypadów z parku, często przejeżdżaliśmy koło cmentarza „Morden
Cemetery” na skrzyżowaniu dróg Concession Road East i East Quarter Line. Był to
jedne z wielu ‘opuszczonych’ cmentarzy, którym się zajmowało Norfolk County (w
tym hrabstwie znajdowało się sto jedenaście udokumentowanych cmentarzy lub też
miejsc pochówków). Takie cmentarze są dość częstym widokiem w Ontario.
Niestety, wiele nagrobków zaginęło, zostało zdewastowanych, potłuczonych i
praktycznie nieczytelnych, toteż lokalne władze postanowiły je po prostu zebrać
w jedno miejsce i tam je wkopać. Większość pochówków na tym cmentarzu miało
miejsce w drugiej połowie XIX w. i na początku XX wieku. Stosunkowo sporo
grobów należało do dzieci.
SZLAK KOLEJOWY
DELHI (DELHI RAIL TRAIL)
Chociaż było
bardzo wietrzenie, pojechaliśmy samochodem do miasteczka Delhi i znaleźliśmy
początek szlaku kolejowego Delhi (ciągnie się około 14 km od Delhi do Simcoe)
na drodze Fertilizer Road, przy Kooperatywie Nawozów Sztucznych. Co ciekawe, po
drugiej stronie drogi były pół-opuszczone tory kolejowe i przez jakieś 100
metrów szły równolegle do szlaku kolejowego Delhi. Były one częścią kolei
Trillium Railway, znanej też jako St. Thomas & Eastern Railway, operującej
pomiędzy Delhi i St. Thomas, którą transportowano nawozy sztuczne, zboża, sól,
alkohol etylowy, produkty drzewne i inne towary. Linia kolejowa zaprzestała
działać w końcu 2013 roku. Oryginalnie te linie kolejowe zostały założone przez
Great Western Railway w 1873 r. i linia Simcoe-Delhi była porzucona kilka
dobrych dekad temu.
Koło drogi
Fertilizer Road był mały parking i kilka tablic informacyjnych. Szlak ciągnął
się przez pola i lasy, czasem blisko zabudowań farmerskich i przecinał kilka
dróg. Napotkaliśmy kilku ludzi na tym szlaku—rowerzystów, turystów pieszych i
osoby uprawiające jogging. Na poboczach szlaku rosło dużo poison ivy, trującego bluszczu. Ponieważ było bardzo wietrznie,
postanowiliśmy zawrócić kilka kilometrów przed Simcoe. Jest to bardzo łatwy,
płaski i malowniczy szlak, idealny dla początkujących.
SZLAK DZIEDZICTWA WATERFORD (WATERFORD HERITAGE TRAIL)
Szlak Dziedzictwa
Waterford (Waterford Heritage Trail)
ma prawie 20 km i ciągnie się przez lasy, moczary, pola i łąki. Jego trasa wije
się w miejscu byłej trasy kolejowej Lake Erie and Northern Railway (LEN), która
rozpoczęła funkcjonować z Galt do Port Dover w 1915 r, przewożąc pasażerów i
towary i zatrzymując się w Galt, Brantford, Waterford, Simcoe, Port Dover i na
innych pomniejszych stacyjkach. W 1955 r. zaprzestano przewozu pasażerów. Trasa
kolejowa pomiędzy Waterford in Simco została porzucona na początku lat
dziewięćdziesiątych XX w.
Najbardziej
charakterystycznym i nadal istniejącym obiektem linii kolejowej LEN jest
niewątpliwie imponujący Czarny Most (Black
Bridge)—pod nim przechodziły też linie kolejowe Toronto Hamilton &
Buffalo Railway (THB) oraz Canada Southern (CASO). W przeszłości miasto
Waterford było ważną częścią węzła kolejowego. Pasażerowie mogli pojechać
pociągiem nie tylko do Toronto, Buffalo czy Nowego Yorku, ale też do Detroit, a
nawet do Chicago. Ruch pasażerski na linii THB zakończył się w latach
sześćdziesiątych XX w., a przewóz towarów w końcu lat osiemdziesiątych XX w.,
gdy ta linia kolejowa została porzucona. Aż się nie chce wierzyć, ale swego
czasu do 120 pociągów dziennie przejeżdżało przez Waterford!
Po zaparkowaniu
samochodu, wyruszyliśmy z parku Lion’s Park z miasta Simcoe. Według tablic
informacyjnych ustawionych wzdłuż szlaku, ów szlak był częścią „Brock’s Route”,
„Trasy Brock’a”—pokrywa się on w większej części z trasą, jaką maszerował
General Isaac Brock pomiędzy Hamilton i Port Dover przez Brantford w czasie
wojny 1812-1814 (tak-200 lat temu Kanada i Stany Zjednoczone walczyły ze sobą,
zresztą po raz ostatni).
Po przejechaniu 9
km, przybyliśmy do miasta Waterford. Po prawej stronie (i na końcu ulicy Nichol
Steet W.) stały ogromne silosy, najprawdopodobniej obecnie już
nieużywane—poboczne wyloty, służące do rozładowywania ich zawartości wprost do
wagonów kolejowych, nadal były widoczne. Puste miejsce kilkadziesiąt metrów od
silosów było pozostałością stacji kolejowej linii LEN.
Przejechawszy
następne 100 metrów, wjechaliśmy na imponujący most Black Bridge (który właśnie obchodził setną rocznicę powstania),
obecnie zmodyfikowany i przystosowany dla użytkowników szlaku. Z mostu mogliśmy
podziwiać Waterford Ponds (Stawy Waterford) i miasto Waterford. Z daleka był
widoczny mały mostek dla pieszych—sądzę, że kiedyś łączył on lnie kolejowe LEN
i THB.
Jako że nie
mieliśmy czasu kontynuować jazdy na szlaku w kierunku Brantford, cofnęliśmy się
po szlaku około 600 metrów, do miejsca, gdzie się on rozdwajał—prawie pewny
jestem, że był to kiedyś węzeł kolejowy łączący linie kolejowe LEN i THB.
Pojechaliśmy tym drugim, wyasfaltowanym szlakiem, skręciliśmy w prawo pod
mostem Black Bridge i zaczęliśmy jechać po byłej trasie linii kolejowej THB i
Canada Southern. Kilka minut później dotarliśmy do starej stacji kolejowej
kolei Canada Southern Railway Company, na zachodnim końcu ulicy Alice Street
(nadal widniał na budynku stacji stary napis „Waterford. 2700 mieszkańców.
Wysokość 820”). Ta skromna stacyjka, wybudowana w 1871 r., przypomina stacje
kolejowe w USA. Na szczęście nie tylko została ona zachowana, ale całkowicie
odnowiona i obecnie mieści się w niej sklep „Quilt Juncion”.
Po skonsumowaniu
dwóch kawałków pizzy w lokalnej pizzerni i przejechaniu się na kilku ulicach
miasta, z powrotem wjechaliśmy na szlak i powróciliśmy do Simcoe.
PORT DOVER
Do miasta Port
Dover zawitaliśmy kilka dni po celebracjach „Friday the 13th”, „Piątek, trzynastego”, gdy dziesiątki tysięcy
motocyklistów zjeżdżają się tradycyjnie do miasta. Przeszliśmy się wolno na
molo w stronę latarni morskiej, potem kupiliśmy pizzę w Harbour Pizza,
usiedliśmy nad brzegiem przy muzeum w Port Dover nad rzeką Lynn River. Wzdłuż
brzegu znajdowało się kilka tabliczek informacyjnych wraz ze zdjęciami,
zawierającymi ciekawe informacje o historii Port Dover. Poniższe informacje
pochodzą właśnie z tych tabliczek.
W latach 1840
ujście rzeki Lynn River było pogłębione i zbudowano pierwsze mola i latarnię
morską. Niebawem pojawiły się przystanie i magazyny wzdłuż brzegów rzeki Lynn
River, które były niezbędne do ładowania i rozładowywania statków handlowych
(szkunerów), regularnie się tutaj zatrzymujących i przywożących różnego rodzaju
wyroby i towary, a zabierając produkty rolnicze, drzewo i wyprawione skóry. Z
nadejściem kolei w końcu XIX w. handel za pomocą szkunerów znacznie się
obniżył, a port i nadbrzeża stały się domeną floty rybackiej.
W dwudziestym
wieku Port Dover stał się centrum kanadyjskiej słodkowodnej floty rybackiej.
Ujście rzeki Lynn River roiło się od zabudowań—baraków, zabudowań do sieci, mól
i przetwórni rybnych. W latach siedemdziesiątych XX w. Port Dover posiadał
największą na świecie słodkowodną flotę rybacką. Obecnie udało mi się zobaczyć
tylko jeden stary barak po drugiej stronie rzeki.
Na tabliczkach
informacyjnych znajdowało się sporo fotografii, przedstawiających brzegi rzeki
Lynn River w końcu XIX w. i na początku XX w.—a czerwone kropeczki znaczyły
dokładnie miejsce, w którym obecnie staliśmy. To niesamowite, patrząc na te
wszystkie budowle na brzegach rzeki ponad 100 lat temu—obecnie prawie żadna z
nich nie istniała! Przypominało mi to wymarłe miasto French River przy ujściu
rzeki French River: na starych fotografiach było widać dziesiątki zabudowań na
skalnych brzegach rzeki—gdy tam się wybrałem w 1995 r. i 2008 roku, jedynie
mogłem zobaczyć latarnię morską i ruiny swego czasu bardzo wysokiego komina.
Czas nieubłagalnie posuwa się naprzód...
Gdy w USA
wprowadzono prohibicję w 1920 r., akurat rybacy na jeziorze Erie byli świadkami
cyklicznego spadku koniunktury—cóż za cudowny zbieg okoliczności! Wkrótce
wagony kolejowe wypełnione whisky pojawiły się na bocznicach kolejowych i ich
zawartość była ekspediowana w różnorakich statkach i łodziach na jezioro Erie,
gdzie już czekały na nią statki amerykańskie i przeładowywały ładunek. Tysiące
pojemników z kanadyjską whisky i piwem trafiały do amerykańskich ‘podziemnych
barów.’ W 1933 r. prohibicja została zniesiona i automatycznie nastąpił też
koniec tego barwnego okresu.
Obok Port Dover
wstąpiliśmy na krótko do pierwszej w Kanadzie stacji leśnictwa i pojeździliśmy
dookoła niej. Stacja została założona przez rząd prowincji Ontario w 1908 r.,
na 40 hektarach zerodowanych wiatrem gruntów. W jednym miejscu znajdował się
duży pień drzewa ze świetnie widocznymi słojami rocznych przyrostów. Tabliczka
informacyjna, „Historia Mojego Życia”, wyjaśniała historię tego mającego 277
lat dębu—jego własnymi słowami!
„Wyrosłem z żołędzia w 1723 r. na brzegach
rzeki Lynn River i wówczas jedynie Indianie mieszkali w okolicach ... Gdy
miałem 25 lat, w 1750 r., mogłem obserwować, co się działo dookoła mnie ...
Widziałem konne bryczki jadące wzdłuż ulicy Norfolk Street ... W 1795 r.
popularny gubernator John Graves Simcoe złożył wizytę w naszym hrabstwie i
niedaleko rozłożył się ... W 1812 r. wybuchła wojna ze Stanami Zjednoczonymi i
mogłem przyglądać się treningom członków rezerwy ... W 1914 r. znowu była wojna
i wiele żołnierzy trenowało nieopodal mnie zanim zostali przerzuceni na front w
Europie ... Farmerzy wykarczowali zbyt dużo drzew i dobra warstwa ziemi była
wywiewana. W 1908 r. kilka osób w St. Williams założyło szkółkę leśną, próbując
zatrzymać kurzawy poprzez przesadzanie drzewek ... Około 1980 roku zbliżał się
mój koniec: nowe insekty z zamorskich krajów zaatakowały moje liście ...
Następnie choroba uderzyła moją korę i obumarłem w roku 2000. Musiano mnie
wyciąć i ludzie zrobili ze mnie wiele pięknych rzeczy.”
Jeżdżąc koło
miasta Simco, zobaczyliśmy małą gorzelnię w osadzie Green’s Corners, która
przez ostatnie 6 lat produkowała bazowaną na ryżu wódkę Silver Lake Vodka. Można było ją kupić (lub też zdegustować) w
gorzelni, która była niestety już zamknięta.
W drodze
powrotnej w Port Dover spostrzegłem tabliczkę historyczną—na wzgórzu znajdował
się mały cmentarz, „McQueen Cemetery”—„Miejsce Pochówku Lojalistów
Zjednoczonego Królestwa”. Lojaliści Zjednoczonego Królestwa to osoby
zamieszkałe w trzynastu koloniach Ameryki w momencie wybuchu Rewolucji
Amerykańskiej, które pozostały lojalnie władzy Wielkiej Brytanii, a po
zbiegnięciu ze Stanów Zjednoczonych osiedliły się pod koniec wojny na
terytorium obecnej Kanady. Cmentarz McQueen
Cemetery znajduje się na miejscu oryginalnej farmy McQueen’a w Port Dover.
Jeden z najstarszych i najbardziej rzucających się kamieni nagrobnych należy do
Alexandra McQueen, zmarłego w 1804 r. Na jego nagrobku znajduje się
następującej treści inskrypcja:
Ku czci Alexandra McQueen
Zmarł 10-go lipca 1804 r.
W wieku 93 lat
Jako żołnierz szkocki pod
dowództwem dzielnego Wolfe,
Przyczynił się do zdobycia
Quebec i
Utrzymaniu Kanady dla
Brytanii.
Ten memoriał jest wzniesiony
przez jednego z
Jego pra-pra-wnuków
Sędziego Teetzel
1908 r.
Żałowaliśmy, że
nie mogliśmy pozostać w parku na długi weekend, ale jak wspominałem wcześniej,
wszystkie miejsca były zarezerwowane. To była nasza pierwsza wycieczka biwakowa
w 2016 r. i okazała się niezmiernie udana!
Więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157675877697576
Blog po angielsku/in
English: http://ontario-nature.blogspot.ca/2016/10/camping-in-long-point-provincial-park.html
Bardzo chciałbym kiedyś odwiedzić Kanadę
OdpowiedzUsuń