More photos from this trip/więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715781556618
Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/french-river-provincial-park.html
|
Trasa naszej wycieczki oraz pływanie dookoła wyspy Boom Island |
Ten przepiękny region Ontario udało mi się odkryć
w 1995 r. i od tego czasu wielokrotnie tam biwakowałem, pływałem na kanu,
wędkowałem i zawsze byłem urzeczony jego pięknem i otaczającym mnie krajobrazem.
Moja ostatnia wycieczka na French River (lipiec,
2018) nie była zbyt udana—panowały upały, z powodu dużej wilgotności powietrza
ledwie można było oddychać, obowiązywał zakaz palenia ognisk, co wieczór hordy
komarów bezlitośnie nas atakowały, a na dodatek po niecałym tygodniu kazano nam
natychmiast opuścić park z powodu szalejącego pożaru lasu ("Parry Sound
33"), który ostatecznie zniszczył 11 tysięcy hektarów lasów. Liczyłem, że ta
wycieczka okaże się pomyślniejsza!
|
Nasze miejsce biwakowe na wyspie Boom Island
|
Z Toronto wyjechaliśmy po godzinie dziewiątej rano
28 lipca 2020 i po kilku godzinach dotarliśmy do przystani Hartley Bay Marina.
Ze względu na COVID-19 musieliśmy sami parkować samochód—poprzednio robili do
za nas pracownicy. Dowiedziałem się również, że pan Mike Palmer, właściciel
przystani Hartley Bay, zmarł w lutym 2020 roku.
|
Wieczorne ognisko
|
Po 30 minutach wiosłowania dotarliśmy do zatoki
Wanapitei Bay i sprawdziliśmy kilka wolnych miejsc biwakowych położonych na jej
wschodnim brzegu (#612 & #613). Nie były najgorsze, ale postanowiliśmy przepłynąć
na drugą stronę zatoki i obejrzeć pozostałe miejsca na przeciwnym brzegu.
Miejsca na "skrzyżowaniu" kanałów Main & Western (#617 &
#618) były zajęte, miejsce #616 wyglądało całkiem dobrze, ale wymagało krótkiej
‘wspinaczki’ po stromych skałach, a na miejscu #611, na którym w przeszłości
chciałem biwakować, już był rozbity namiot. W końcu wpłynęliśmy w małą zatoczkę
z dwoma miejscami (#614 i #615), jedno z nich wydawało się bardzo przyjemne—na
brzegu można było bez problemu rozbić namioty, trochę wyżej na skałach założyć
brezent na wypadek deszczu, na brzegach były ciekawe formacje skalne, a do tego
miejsce to posiadało cztery (!) paleniska na ognisko. Również ze skał mogliśmy
wędkować. Mieliśmy też piękny widok na skalne brzegi zatoczki oraz na wyspy
znajdujące się na zatoce Wanapitei Bay, na których stały dwa niezamieszkałe
zresztą domki letniskowe. Ponieważ 70% wszystkich domków letniskowych na rzece
French River należy do Amerykanów, niemogących z powodu pandemii wirusowej
przekroczyć granicy i wjechać do Kanady, wiele z tych domostw było pustych.
|
Widok z naszego miejsca biwakowego
|
Niedaleko znajdowała się ‘thunderbox’ (to znaczy, prymitywna
toaleta), jednak widać było, że nie wszyscy jej używali—tu i tam były rozrzucone
kawałki papieru toaletowego. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy ludzie nie tylko
nie używają latryny, ale nawet nie umieją po sobie sprzątnąć. W palenisku
ognisk były niedopalone puszki od piwa i szkło. Nota bene, my nie przywieźliśmy
ze sobą żadnych szklanych pojemników i dokładnie zbieraliśmy wszystkie śmieci, zabierając
je ostatniego dnia naszego pobytu ze sobą z powrotem do wyrzucenia w przystani
Hartley Bay Marina.
|
Jedzenie zawsze było zawieszone na drzewie, aby nie dobrały się do niego niedźwiadki i inne czworonożne szkodniki
|
Spędziliśmy prawie godzinę na znalezieniu
odpowiednich gałęzi i przerzuceniu przez nie lin do zawieszenia trzech
pojemników z jedzeniem. Raz jeszcze doceniam specjalne niedźwiedzio-odporne
pojemniki, znajdujące się w parku The Massasauga Provincial Park! Przed
pójściem spać i za każdym razem, gdy opuszczaliśmy biwak, konsekwentnie
zawieszaliśmy beczkę z jedzeniem i dwie podręczne lodóweczki z lodem, aby żadne
zwierzę nie próbowało dobierać się do naszego jedzenia.
|
Typowy krajobraz na rzece French River
|
Nasze miejsce biwakowe—wraz z 10 innymi—znajdowało
się na wyspie Boom Island (o rozmiarach 4,5 x 3,0 km). Zachodnie i północne
wybrzeża wyspy otoczone były rzeką Wanapitei River. Jakoś nigdy nie miałem
okazji zwiedzić tej części parku i pływać po tej rzece, więc pewnego dnia
wyruszyliśmy z rana w kierunku południowym, skręciliśmy w zachodnią część
kanału, a tuż przed wyspą Attwood Island skierowaliśmy się na północ. W pobliżu
ujścia rzeki podziwialiśmy sporych rozmiarów żeremie bobrowe.
|
Solidne żeremie bobrowe przy ujściu rzeki Wanapitei River |
Chociaż
płynęliśmy pod prąd, nie było to zauważalne. Blisko rozwidlenia rzeki
złapaliśmy szczupaka — kilka minut później znaleźliśmy na skale idealne miejsce
na piknik, sprawiliśmy i usmażyliśmy rybę i niebawem delektowaliśmy się
smacznym i bardzo świeżym posiłkiem.
|
Szybki posiłek na skalnym wybrzeżu rzeki Wanapitei River. Złowiony szczupak był bardzo smaczny!
|
Następnie płynęliśmy dalej na północ, aż
dotarliśmy do wodospadów/bystrzyn (Sturgeon Chutes). W pobliżu znajdowały się 3
miejsca biwakowe (#604, #605 i #606), jednakże nie polecałby ich na więcej, niż
jedną noc—nieopodal cumowały dwie łodzie pontonowe, a ich liczni pasażerowie
biegali po brzegu, jak również kilku wędkarzy próbowało szczęścia w okolicach
bystrzyn. Ponadto portaż o długości 240 m był usytuowany bardzo blisko tego
miejsca. Innymi słowy—tłoczno!
|
Bystrzyny "Sturgeon Chutes"
|
Po zrobieniu kilku zdjęć, skierowaliśmy się w
drogę powrotną. Na rozwidleniu rzeki (Forks) skręciliśmy w lewo. Minęliśmy po
prawej samotne miejsce biwakowe (#603) i wkrótce dotarliśmy do wsypy Kentucky
Club Island, skręciliśmy w prawo i wiosłowaliśmy wzdłuż wschodniego brzegu
wyspy Boom Island, mijając kilka miejsc biwakowych. Zatrzymałem się na chwilę
przed miejscem #609 i zrobiłem kilka zdjęć: W 2015 roku tam właśnie obozowałem
w raz z kolegą... i z 4 czarnymi niedźwiedziami—jeden z nich spowodował wiele
szkód, niszcząc m. in. plastikowe butelki z wodą, papierowe kubki, talerze i
pojemniki. W tym roku nie spotkaliśmy niedźwiedzi, bo z powodu ogromnej ilości
jagód (stanowiących ich pożywienie), niedźwiedzie nie interesowały się
konsumowaniem turystów... a raczej, konsumowaniem ich jedzenia! W sumie
przepłynęliśmy 23 km.
|
Przenoszenie kanu przez tamę bobrów
|
Zaledwie kilka metrów od naszego kempingu
zauważyłem małe, dość zarośnięte jeziorko—które okazało się, że zostało stworzone
przez bobry i oddzielone rzeki French River solidną zaporą. Postanowiliśmy go
zwiedzić! Przenieśliśmy kanu przez tamę i spędziliśmy prawie 2 godziny pływając
na tym przepięknym stawie bobrowym!
|
Pływanie na kanu po stawie bobrowym
|
Znajdowało się tam kilka bobrowych żeremi,
mnóstwo obumarłych drzew i pni wystających z wody pokrytej głównie liśćmi i
kwiatami lilii wodnych. W pewnym momencie ujrzeliśmy wspaniałą czaplę modrą (Blue Heron), która przez długi czas, przez
nas niezauważona, przyglądała się nam—majestatycznie wzbiła się w powietrze i z
wdziękiem wylądowała na niedalekim drzewie. Nie udało się nam zauważyć bobrów,
ale w nocy słyszeliśmy rozbrzmiewające, co jakiś czas głośne pluski wody,
powodowane uderzeniami płaskiego ogona bobrów o lustro wody, słyszeliśmy również
tajemnicze stukania, chociaż nie przypuszczam, aby dzięcioły były w nocy
aktywne.
|
Pływanie na kanu po stawie bobrowym |
Gdy wybraliśmy się na przechadzkę, starając się
‘zwiedzić’ pobliskie tereny, okazało się to niezmiernie ciężkim zadaniem.
Dookoła leżało masę upadłych drzew w różnym stanie rozkładu, w ziemię wkopanych
było dużo różnej wielkości skał i kamieni. Różnorodne rośliny, krzewy i
bluszcze niezmiernie utrudniały poruszanie się. Musieliśmy ostrożnie stawiać
każdy krok i w ciągu 2 godzin przeszliśmy zaledwie 2 km. Biorąc pod uwagę, że
dosłownie wszystkie drzewa zostały wycięte w tej w okolicy około 150 lat temu,
a obecny las stanowił jedynie stosunkowo młody odrost, mogłem sobie tylko wyobrazić,
jak niezmiernie trudno — a właściwie niemożliwie — było przemierzyć kanadyjskie
puszcze setki lat temu! Dlatego rzeki, zwłaszcza rzeka French River, stanowiły
jedyne drogi, pozwalające na eksplorację nowych terenów. Podczas naszej
krótkiej wycieczki nie zauważyliśmy żadnych zwierząt, oprócz małego węża.
Widzieliśmy wiele odchodów jeleni (lub łosi), ale nie niedźwiedzi. Krzewy
jagodowe były wszędzie, ale sezon jagód już praktycznie się zakończył. Poza tym
było bardzo sucho i tych kilka jagód, jakie udało nam się zerwać, były
karłowate.
|
Miejsce biwakowe na wyspie Boom Island |
Jedynymi zwierzętami, które zauważyliśmy w
okolicach naszego biwaku, były wszechobecne mewy, zielone żaby, wiewiórki
ziemne (‘chipmunks’), wiewiórki drzewne, sporej wielkości wąż zaskroniec
(‘garter snake’), którego znalazłem w przedsionku namiotu, i kilka dużych żółwi
(‘snapping turtles’), wyłaniających się co jakiś czas z wody w nadziei zdobycia
jedzenia. Gdy płynęliśmy w kierunku miejsca #616, przez jakiś czas
obserwowaliśmy rodzinę norek, baraszkujących na skalnym brzegu. Ostatniego
dnia, wracając do przystani Hartley Bay Marina, spostrzegliśmy orła bielika
amerykańskiego („Bald Eagle”), przelatującego tuż nad naszym kanu.
|
Ciekawski i z pewnością głodny żółw (snapping turtle)
|
Pogoda była ogólnie dobra—nie za ciepło, nie za wilgotno—i
na szczęście, można było palić ogniska. Padało kilka razy, w tym przez całą
niedzielę. Większość tego deszczowego dnia spędziliśmy siedząc pod plandeką,
pijąc gorącą herbatę i czytając książki — udało mi się skończyć "The
Rooster Bar" („Bar Pod Kogutem”) John Grisham—niezła książka na takie wycieczki—dość
interesująca i niezbyt głupia.
|
Rzeka Wanapitei River
|
Co ciekawe, było niewiele komarów! Uaktywniały się
o godzinie 21:15 i znikały o 22:00. Pewnego wieczoru, gdy było chłodniej niż
zwykle, nie musieliśmy nawet używać żadnego spreju na komary, ponieważ prawie w
ogóle się nie pojawiły. Po przyjeździe do domu odkryłem jedno ugryzienie
czarnej muszki—chociaż sezon występowania tego dokuczliwego owada powinien się
skończyć na początku lipca, to jednak sporadycznie występują one przez całe
lato, a nawet i na jesieni.
|
Na kanu po stawie bobrowym |
Niemal każdego dnia łowiliśmy rybę lub dwie (bass i szczupak), wystarczające z
powodzeniem na kolację lub obiad. Bülent złapał pierwszą rybę, stosunkowo
dużego okonia (bass), który okazał
się wyśmienity! Niemniej jednak byłem rozczarowany wędkowaniem: po raz pierwszy
na rzece French River złapanie ryby zajęło mi ponad godzinę (a czasami znacznie
dłużej) i pomimo ciągłego wędkowania w naszej zatoczce i innych okolicach,
żaden z nas nie zdołał złapać nawet jednej ryby w sobotę i niedzielę. Nie
widzieliśmy też ani razu wyskakujących z wody ryb. Biwakowicze przebywający na
sąsiednim miejscu też łowili ryby z brzegu i z kanu przez kilka dobrych godzin,
ale bez powodzenia.
|
Ostatnią noc spędziliśmy w parku Grundy Lake Provincial Park, na miejscu nr 419
|
Po tygodniu pobytu na rzece French River,
powróciliśmy do przystani Hartley Bay Marina i postanowiliśmy spędzić naszą
ostatnią noc w parku Grundy Lake Provincial Park. Ze względu na COVID-19
wszystkie miejsca biwakowe w większości parków w Ontario były zarezerwowane w
weekendy w prawie 100%, ale od poniedziałku do czwartku można było zawsze coś znaleźć,
przynajmniej na jedną noc.
|
Widok z naszego miejsca biwakowego na przeciwny brzeg zatoczki |
Najpierw pojechaliśmy do miasta Alban, około 30 km
na północ od parku. Wpadliśmy do sklepu spożywczo/mięsnego ("Lemieux Meat
and Grocery") i kupiłem parę steków na kolację. W mieście znajduje się też
sklep LCBO (z alkoholem), ale z powodu COVID-19 w poniedziałki sklepy
alkoholowe są pozamykane. Potem skierowaliśmy się drogą nr 69 na południe i
niebawem dotarliśmy do parku Grundy Lake.
|
Korona wirus-takie tablice ostrzegawcze były w porcie w Parry Sound. Chociaż nie bardzo zgadzam się z tą ostatnią (z kanu). Według niej, kanu ma wymiar 12 stóp. Być może w Parry Sound są jakieś małe kanu, bo dwuosobowe kanu zwykle są od 14 do 16 stóp, a moje ma 17! Co do długości łosia i trzech gęsi, raczej nie będę ich mierzył, bo byłoby to zbyt niebezpieczne.
|
Pracownicy szybko znaleźli dla nas miejsce #419, usytuowane
na terenie kempingowym Red Maple. Nawet niezłe, graniczyło z jednej strony z
jeziorem Grundy Lake i nieopodal była plaża. Powiedziano nam, że w tym roku w
parku nie było czarnych niedźwiedzi. Dookoła latało ze sześć zabawnych i
przyjaznych wiewióreczek ziemnych (‘chipmunks’), nieustannie szukających
jedzenia i często nawzajem ścigających się. Na szczęście w ogóle nie odczuliśmy
obecności komarów. W parku biwakowało wiele rodzin z dziećmi i być może z tego
powodu około godziny 22:00 park stał się bardzo cichy, ponieważ większość ludzi
poszła spać, co wkrótce i my zrobiliśmy.
|
W Parry Sound można zafundować sobie przelot samolotem nad zatoką Georgian Bay. Odbyłem taki lot ponad 20 lat temu-było warto, widoki naprawdę przecudowne!
|
Tuż przed wjazdem do parku znajduje się Grundy
Lake Supply Post, oferujący kajaki, lody i mnóstwo różnych materiałów kempingowych
i pamiątek. To właśnie tutaj nabyłem 10 lat temu, w 2010 roku, moje
kanu—okazało się to jedną z najlepszych inwestycji, jakie kiedykolwiek
dokonałem!
|
Parry Sound
|
Już po powrocie do domu dowiedziałem się, że 2 dni
przed naszym przyjazdem, w parku miał miejsce straszny wypadek: 2-letnia
dziewczynka przypadkowo wpadła do ogniska i doznała bardzo ciężkich oparzeń. Na
parkingu parku wylądował helikopter medyczny i najprawdopodobniej została
przetransportowana do jednego z najlepszych na świecie szpitali dla dzieci w
Toronto, „The Hospital for Sick Children”.
|
Tego rodzaju samoloty są całkiem popularne w Ontario
|
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Parry
Sound, kupiliśmy kawę i tradycyjnie na nabrzeżu pod wiaduktem kolejowym zatrzymaliśmy
się na skromny posiłek. O godzinie pierwszej zobaczyliśmy, jak statek wycieczkowy
„Island Queen Cruise” odpływał z turystami w kilkugodzinny rejs po okolicy 30
tysięcy wysp. W tym momencie w radiu usłyszeliśmy wiadomość o strasznej
eksplozji w Bejrucie, która kompletnie zdewastowała to miasto. Następnie
spacerowaliśmy wzdłuż wybrzeża, obserwowaliśmy start i lądowanie wodnosamolotu
oraz zajrzeliśmy do Charles W. Stockey
Centre, które było niestety zamknięte.
|
W antykwariacie "Bearly Used Books". Nic dziwnego, że chłopaczek jest zmęczony--właśnie zakończył czytać te wszystkie książki!
|
Wizyta w Parry Sound nigdy nie jest kompletna bez odwiedzenia
księgarni „Bearly Used Book” (moim zdaniem jest to najlepszy antykwariat pomiędzy
Toronto, Vancouver, Alaską i wyspą Ellesmere Island)! Byłem zafascynowany
zarówno ilością, jak i jakością książek. W mojej ulubionej sekcji szybko przejrzałem
wiele unikalnych książek niebeletrystycznych o historii, konfliktach wojennych,
Chinach, szpiegostwie, polityce zagranicznej, komunizmie, podróżach… Kupiłem 6
naprawdę zajmujących pozycji, które z pewnością niedługo przeczytam. Miałem też
okazję porozmawiać z właścicielką księgarni i pogratulować jej tego
przedsięwzięcia—i życzyć jej sukcesów w przyszłości. Powiedziała, że księgarnia
dobrze prosperuje i wkrótce znacznie się powiększy.
|
Parry Sound--mój samochód i błyszczący motor Harley Davidson. Wolę jednak mój samochód-na motorze nie byłoby możliwe przewożenie kanu!
|
Ogólnie wyjazd był udany i z przyjemnością
powróciłbym w te okolice!Ten przepiękny region Ontario udało mi się odkryć
w 1995 r. i od tego czasu wielokrotnie tam biwakowałem, pływałem na kanu,
wędkowałem i zawsze byłem urzeczony jego pięknem i otaczającym mnie krajobrazem.