Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Long Point Provincial Park. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Long Point Provincial Park. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 października 2025

PARK PROWINCJONALNY "LONG POINT PROVINCIAL PARK" W ONTARIO NAD JEZIOREM ERIE, 22-26 MAJA 2023 ROKU


Kliknij poniżej, aby zobaczyć dokładną mapę całej trasy

KLIKNIJ TUTAJ, ABY ZOBACZYĆ MAPĘ GOOGLE CAŁEJ TRASY

Catherine i ja „odkryliśmy” park Long Point Provincial Park w 2014 roku i biwakowaliśmy w nim w 2015 i 2016 r. Później, kilka lat później, również z Krzysztofem spędziłem w tamże kilka dni też w maju, zawsze biwakując na tym samym przytulnym miejscu kempingowym. Głównym powodem, dla którego regularnie tam powracaliśmy, był brak much meszek, które są istną zmorą w maju i czerwcu na bardziej północnych terenach w Ontario. Po naszej katastrofalnej wycieczce do parku Algonquin w maju/czerwcu 2013 roku – opisanej w moim blogu pod samowyjaśniającym tytułem „Pokonani przez Meszki” – postanowiliśmy nigdy nie wybierać się na północy w tym sezonie.

Zdjęcie naszego miejsca biwakowego w Long Point w 2015 oraz 2023 roku. Prawie nic się nie zmieniło!

Położony nad brzegiem Jeziora Erie, z kempingami wśród piaszczystych wydm, park Long Point zapewniał, że nie musieliśmy się przejmować meszkami ani komarami. A do tego zawsze wietrzna pogoda w maju pomagała odstraszać większość latających insektów. Jednak kleszczy (ticks) było sporo – co Catherine odkryła na sobie w 2016 r. po około 20 minutach leżenia na piasku. Do tego trujący bluszcz (poison ivy) był wszechobecny, i nawet unikałem chodzenia na skróty, aby go nie dotknąć. Pomimo tych drobnych niedogodności, Long Point pozostawał świetnym miejscem na biwakowanie na początku wiosny.

Trujący bluszcz (Poison Ivy) rośnie wszędzie w parku, szczególnie wokoło miejsc kempingowych. Trzeba bardzo uważać, aby go nie dotknąć, bo skutki mogą być niezmiernie nieprzyjemne

Long Point Provincial Park

Tym razem postanowiłem spędzić pięć dni (22–26 maja 2023 r.) w parku samotnie, tuż po długim weekendzie Victoria Day, podczas którego wszystkie miejsca w parku były zajęte. Pogoda była idealna, choć chłodna – co było do przewidzenia. Gdy biwakowaliśmy z Catherine w 2016 roku, było tak zimno, że mogliśmy przysiąc, iż widzieliśmy płatki śniegu! Tak długo, jak nie padało, nie narzekałem! Nota bene, moja ostatnia rezerwacja w tym parku w 2019 roku została skasowana z powodu powodzi spowodowanych intensywnymi opadami deszczu.

Catherine i ja w 2015 roku--zdjęcie nałożone na widok miejsca kempingowego w roku 2023.

Do parku wybrałem dość okrężną drogę przez Port Dover, co okazało się szczęśliwym trafem. Zorientowałem się, że zapomniałem zabrać ręczną wyciskarkę do cytrusów, a miałem ze sobą sporo cytryn i pomarańczy. Na szczęście sklep był otwarty i posiadał solidną wyciskarkę.

Moje bardzo znane miejsce kempingowe (42°34'40.5"N 80°22'46.9"W / 42.577917, -80.379694) było przytulne, w piaszczystym zagłębieniu na wydmach, bardzo blisko Jeziora Erie i stosunkowo osłonięte od wiatru. Jednak podczas mojego pobytu, po raz pierwszy nie było wiatru – i dzięki temu miałem okazję poznania pewnych owadów, o których wcześniej słyszałem, ale nigdy ich nie widziałem.

Mój samochód i namiot były oblepione muszkami!

Na początku myślałem, że to komary, jednak nie kąsały i nie wydawały charakterystycznego bzyczenia. Gdy jednak zobaczyłem mój samochód i namiot całkowicie pokryte tymi owadami, byłem trochę zaszokowany!

Na szczęście muszki "midges" nie kąsają. Inaczej pewnie nikt nie przyjeżdżałby w tym czasie do parku!

Te muszki nazywają się „midges” i pojawiają się, gdy temperatura wody w Jeziorze Erie wzrasta. Żyją od kilku dni do kilku tygodni. Nie kąsają, ale mogą być dość uciążliwe, wydostając się z jeziora w dużych rojach, które widać nawet na radarach! Ich ogromna liczba następnie tworzy zwały martwych owadów. Stanowią istotny element ekosystemu Jeziora Erie, będąc głównym źródłem pożywienia dla ryb, migrujących ptaków i innych zwierząt. Ich obecność jest pozytywnym znakiem zdrowego jeziora, ponieważ wymagają czystej, dobrze natlenionej wody.

W każdym razie wolałem muszki od komarów – a tym bardziej od meszek „black fly” – i bez problemu znosiłem ich obecność. Jednak rozumiem, dlaczego niektórzy biwakowicze są nimi zirytowani i niechętnie odwiedzają park w tym okresie.

"Słynna" Kanadyjska Gęś (Canadian Goose), której każdy ma dosyć

Spotkania z biwakowiczami i z dziką przyrodą

Zabrałem ze sobą rower górski i często jeździłem po drogach parkowych, oraz głównej szosie i ulicach mieszkalnych Long Point. Co ciekawe, rower kupiłem w maju 2015 r., kilka dni przed pierwszym wyjazdem z Catherine do Long Point!

Podczas jazdy rowerem zauważyłem samochód ciągnący małą przyczepę kempingową, który właśnie zatrzymał się na jednym z miejsc biwakowych. Nigdy wcześniej nie widziałem tak oryginalnego domku kempingowego, więc podszedłem do młodego kierowcy i porozmawialiśmy przez jakiś czas. Kupił przyczepę miesiąc wcześniej na Florydzie. Ponieważ była wykonana w Stanach Zjednoczonych, nie musiał płacić ceł w Kanadzie, jedynie 13% podatku HST (Harmonized Sales Tax). Przyczepa była mała, ale zaskakująco przestronna. W tym czasie sam zaczynałem myśleć o zakupie przyczepy kempingowej, więc zadałem mu wiele pytań.

Widok plaży nad Jeziorem Erie z mojego miejsca. Plaża była patrolowana przez strażnika parkowego, ale chyba dużo roboty nie miał, bo było na niej bardzo mało ludzi

Następnego dnia przyjechała para z rozkładaną przyczepą namiotową (pop-up tent trailer) i biwakowali niedaleko mnie. Rozmawiałem z nimi, i choć lubili swoją przyczepę, szczerze powiedzieli, że woleliby kupić „zwykłą” przyczepę (nierozkładaną), która nie wymagała rozkładania/składania, posiadała twarde ściany (a nie częściowo z płótna), była bardziej bezpieczna i wodoodporna, oferowała więcej miejsca do przechowywania różnych rzeczy i lepiej trzymała cenę. Słyszałem wcześniej podobne opinie i był to jeden z powodów, dla których wolałem mniejszą przyczepę nie-rozkładaną. Poza tym podczas podróży i biwakowania w Górach Skalistych, często jedynie przyczepy „twardoskorupowe” były dozwolone na kempingach z powodu aktywnych niedźwiedzi grizzly.

Gęś Kanadyjska (Canadian Goose) popularna w parku i w miastach

Podczas moich przejażdżek po parku zauważyłem bardzo małego żółwia, którego ostrożnie przeniosłem z drogi. Zobaczyłem też węża, który szybko zniknął w krzakach. Raz lub dwa spacerowałem po piaszczystej plaży przylegającej do mojego miejsca kempingowego, jednak było zbyt zimno, by kąpać się w jeziorze. Parę razy rozpaliłem ognisko i z przyjemnością siedziałem koło niego, delektując się czerwonym winem.

Port Rowan i Gallery Art Bistro

Oczywiście odwiedziłem Port Rowan, miasteczko, które z Catherine odwiedzaliśmy wielokrotnie. Najpierw zaparkowałem blisko Boat House Restaurant, gdzie Catherine i ja wpadliśmy wieczorem na kolację w maju 2016, gdy było tak zimno, że zrezygnowaliśmy z gotowania na kempingu, i zrobiłem zdjęcia ikonicznych boat houses (garaży dla łodzi) przy przystani, które stanowią jedna z najbardziej ikonicznych atrakcji fotograficznych Port Rowan.

Kolorowe "garaże" dla łodzi (boat houses) są bardzo częstym obiektem fotografii

Miasto niewiele się zmieniło, choć niektóre sklepy zniknęły. Odwiedziłem Franni's Attic Antiques, Uniques and Collectibles, fascynujący sklep z antykami w starym sklepie z narzędziami. Następnie spędziłem co najmniej 30 minut w Port Rowan Thrift Shoppe, sklepie z używanymi i starymi rzeczami. Od razu przypomniałem sobie poprzednią wizytę i miałem bardzo ciekawą rozmowę z pracującymi tam kobietami. Udało mi się nawet oprzeć pokusie wstąpienia do Twins Ice Cream Parlour, ulubionej lodziarni Catherine, gdzie zawsze kupowała kilka gałek doskonałych lodów.

Historia Port Rowan i zamknięcie Gallery Art Bistro

Za każdym razem, gdy w przeszłości odwiedzaliśmy Port Rowan, wpadliśmy też do Port of Dollars Discount Store, gdzie oprócz robienia zakupów, rozmawialiśmy z właścicielką. Opowiedziała nam o swoim małym synu, który zmagał się z rakiem i był leczony w Hospital for Sick Children w Toronto, gdzie niestety zmarł. Budynek sklepu wcześniej był bankiem i można było nadal zobaczyć pozostałości sejfu.

W 2023 roku sklepu już nie istniał, a ledwie czytelny szyld wskazywał, że od tamtego czasu w tym budynku prosperował inny biznes, który też się zamknął, jako że pusty budynek przechodził spory remont. Trochę poszperałem w Internecie i odkryłem gorzko-słodką historię.

Ledwie czytelny szyld "The Gallery Art Bistro"...

Artykuł w lokalnej gazecie Simcoe Reformer zatytułowany „Long Road to Owning Business” (Długa Droga do Własnego Biznesu) autorstwa Ashley Taylor (04 września 2019 r.) zawierał wiele interesujących szczegółów. Shauna Proctor pracowała jako ratownik medyczny w Mississauga przez 10 lat. Po kontuzji w pracy wróciła do szkoły, uzyskując tytuł Bachelor of Business Administration na Uniwersytecie Laurier, a następnie przez trzy lata studiowała marketing w Conestoga College. Dodatkowo była artystką i ostatecznie porzuciła świat korporacyjny, aby skupić się na malarstwie.

W 2016 roku kupiła nieruchomość w Port Rowan, aby otworzyć The Gallery Art Bistro (Galeria Sztuki Bistro), a po ponad roku renowacji miało miejsce oficjalne otwarcie 25 stycznia 2019 r. Bistro było jednocześnie galerią sztuki i miejscem rozrywki, wspierającym sztukę i lokalnych artystów. Shauna powiedziała: „Mamy open mike, karaoke i występy na żywo. Ludzie naprawdę bardzo lubią atmosferę.” 17 recenzji na Google przyznało galerii 4,9 gwiazdki na 5, potwierdzając jej słowa.

Catherine w 2015 roku w Port Rowan-i to samo miejsce w 2013 roku. Zmienił się jedynie kolor ławki

Miałem nadzieję odwiedzić jej bistro i galerię, ale niestety nie było to możliwe. W 2020 roku nastąpił COVID-19, a zamknięte restauracje i ograniczenia rządowe uniemożliwiły dalszą działalność jej biznesu. Jako właściciel biznesu, mogę sobie wyobrazić, jak to musiało być bolesne, gdy lata planowania, ciężkiej pracy i inwestycji finansowej zostały zniweczone z powodów kompletnie od niej niezależnych.

Zawsze chce mi się śmiać, gdy widzę tego rodzaju znaki. "Littering $1,000 Fine". Tłumacząc to, "Śmiecenie jednotysięcznymi banknotami jest w porządku", nie bardzo ma sens, jako że w Kanadzie od lat jednotysięczne banknoty nie istnieją!

Shauna podsumowała powód zamknięcia w jednym zdaniu na Facebooku: „The Gallery Art Bistro zostało zabite przez komunizm.” Obecnie tworzy i sprzedaje wyroby artystyczne, jednak przeniosła się na stałe do Meksyku, podając jako powód nadmierną ingerencję rządu i naruszenia podstawowych praw człowieka w Kanadzie (https://www.shaunap.net/). Jej historia jest przestrogą, jak okoliczności zewnętrzne mogą zniweczyć nawet najlepiej zaplanowane przedsięwzięcia. Mogę jej tylko życzyć powodzenia.

Courtland, Ontario

Wracając do domu, wybrałem trasę bocznymi drogami, ponieważ zawsze lubię zwiedzać małe miejscowości i zatrzymywać się przy różnych atrakcjach. Tym razem pojechałem drogą 59 na północ, następnie skręciłem w prawo na drogę 38 (Talbot Street). Po przejechaniu torów kolejowych zaparkowałem kilka metrów od nich, przy Courtland Collectables Antique Market, mieszczącym się pod adresem 1 North Street, Courtland (42°50'25.2"N 80°37'59.5"W / 42.840333, -80.633194).

Courtland Collectables Antique Market; po lewej stronie opuszczone tory kolejowe

Zawsze interesowałem się koleją, więc szybko podszedłem do przejazdu i zauważyłem, że tory musiały zostać niedawno porzucone, ponieważ nie kursowały tam pociągi. Podczas przechadzki spotkałem starszego pana z małym pieskiem i rozpoczęliśmy rozmowę. Okazał się być właścicielem sklepu z antykami, który był wystawiony na sprzedaż, i spędziliśmy prawie godzinę na rozmowie na różne tematy. Potwierdził, że linia kolejowa nie była już aktywna i wkrótce miały zostać usunięte tory. Wskazał też pusty teren po drugiej stronie torów, wyjaśniając, że stojące tam budynki zostały zburzone kilka lat temu. W Google Street View z 2012 i 2013 r. widać jeszcze te budynki z silosami.

Podzieliliśmy się też historiami o Kubie, kraju, który oboje odwiedziliśmy podczas wakacji. Było fascynujące porównywać nasze doświadczenia z tego wyjątkowego miejsca.

Porzucone tory kolejowe w Courtland, kilka metrów od Courtland Collectables Antique Market

Później, patrząc na mapę, zdałem sobie sprawę, że linia (boczny tor) kolejowa, CNR Cayuga Spur, jest mi całkiem dobrze znana. W 2016 roku Catherine i ja jechaliśmy rowerem po szlaku rowerowym Delhi Rail Trail, parkując przy drodze Fertilizer Road, gdzie rozpoczynała się trasa, i jadąc na wschód. Po drugiej stronie drogi Fertilizer Road znajdował się Co-op Fertilizer Plant, a linia kolejowa biegnąca w kierunku zachodnim od Delhi do Tillsonburg była wciąż czynna. Te właśnie tory były częścią linii kolejowej Cayuga Spur, przebiegając przez Courtland. Być może, gdy pozostałe tory zostaną usunięte, droga kolejowa stanie się przedłużeniem szlaku Delhi Rail Trail, oferując nową trasę do pieszych wędrówek, jazdy rowerem i innych aktywności rekreacyjnych. Takie szlaki są doskonałe zarówno dla entuzjastów przyrody, jak i dla lokalnych społeczności.

Fernlea Ivix Non-Profit Used Books

Jadąc drogą 3 między Courtland a Delhi, zauważyłem duży szyld: „Recent Used Books.” Oczywiście, od razu się zatrzymałem i wszedłem do antykwariatu.

Fernlea Ivix Non-Profit Used Books-Antykwariat. Naprawdę warto do niego zajrzeć!

Pełna nazwa sklepu to Fernlea Ivix Non-Profit Used Books, mieszczący się pod adresem 1269-1271 Highway 3, Norfolk (42°50'52.3"N 80°35'19.4"W / 42.847861, -80.588722), w budynku, który kiedyś był motelem. Byłem absolutnie zachwycony tym antykwariatem! Nie tylko wybór książek był eklektyczny, ale wiele pozycji to prawdziwe rzadkości, a wszystkie książki dobrze zorganizowane i łatwe do znalezienia. Cała placówka była wyjątkowo zadbana, przestronna i niezatłoczona, a personel niezwykle uprzejmy i pomocny.

Książki były ułożone według tematów, o wiele staranniej, niż w niejednej bibliotece lub księgarni

Sklep nie przyjmował skondensowanych książek (Readers Digest Condensed Books), podręczników ani encyklopedii, co pozwalało mu uniknąć gromadzenia tomów, których często nikt nie chciał wziąć nawet za darmo. Postrafiłbym spędzić tam wiele godzin, ale celowo ograniczyłem wizytę. Kupiłem jednak jedną fascynującą pozycję: Lódź Ghetto: A Community History Told in Diaries, Journals, and Documents (Getto łódzkie: historia społeczności opowiedziana w pamiętnikach, dziennikach i dokumentach) pod redakcją Alana Adelsona i Roberta Lapidesa.

Antykwariat Fernlea Ivix Non-Profit Used Books był świetnie zorganizowany

Była to znakomita lektura. Choć czytałem już wiele książek i opracowań o Getcie Warszawskim, po raz pierwszy zetknąłem się z kompleksową historią Getta Łódzkiego i niezwykle kontrowersyjnego przywódcy Żydowskiej Rady Starszych, Chajima Mordechaja Rumkowskiego. Jest szczególnie pamiętany za przemówienie „Oddajcie mi swoje dzieci”, wygłoszone, gdy Niemcy żądali deportacji 20 000 dzieci do obozu zagłady w Chełmnie. W swoim przemówieniu z 4 września 1942 roku Rumkowski błagał mieszkańców getta:

„Ponury podmuch uderzył getto. Żądają od nas abyśmy zrezygnowali z tego co mamy najlepszego – naszych dzieci i starszych. Nie mogłem mieć własnych dzieci, więc oddałem swoje najlepsze lata dzieciom. Żyłem i oddychałem z dziećmi, nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę musiał uczynić tę ofiarę na ołtarzu własnymi dłońmi. W moim wieku, muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci!!”

 

Muszę też dodać, że księgarnia była obsługiwana przez zespół wolontariuszy, a jej zyski przeznaczone na pomoc szkołom na Haiti, w szczególności College Pratique i College Normalien w Fort Liberte. Bardzo podziwiam takie inicjatywy, choć również mam mieszane odczucia, biorąc pod uwagę trudne warunki życia na Haiti, w tym przemoc, porwania i bezprawie. Fort Liberte znajduje się na północy kraju, stosunkowo daleko od stolicy, gdzie występuje większość przemocy, więc mam nadzieję, że szkoły tam były stosunkowo bezpieczne.

Refleksje po podróży

Chociaż spędziłem w parku tylko cztery noce, wyjazd był niezwykle satysfakcjonujący. Ponownie odwiedziłem znajome miejsca, wypocząłem na piaszczystym miejscu biwakowym i po drodze spotkałem kilka ciekawych osób. Przejażdżki rowerem, spacery po plaży i ogniska oferowały prostą, a zarazem głęboką radość i kontakt z naturą.

Courtland, Ontario. I tak kończy się pewien rozdział historii...

Odkrywanie Port Rowan i poznanie historii Shauny Proctor przypomniało mi, jak delikatna jest równowaga między pasją, poświęceniem a okolicznościami poza naszą kontrolą. Porzucona linia kolejowa w Courtland i antykwariat ukazały ukryte historie czekające na odkrycie. Fernlea Ivix Non-Profit Used Books oferowała okno na życie i zmagania ludzi mieszkających daleko od mojego kompletnie odmiennego świata, łącząc mnie z globalnymi historiami w osobisty i namacalny sposób.


Wokoło półwyspu Long Point znajdują się rzeczki, bagna, szuwary i rozlewiska wodne

Na koniec, Long Point Provincial Park to więcej niż miejsce biwakowe; to przestrzeń cichego odkrywania, refleksji i niespodziewanych spotkań. Każda wizyta pozwala mi dowiedzieć się czegoś nowego. Ten wyjazd przypomniał mi, że nawet znane miejsca kryją niespodzianki, a podróżowanie w pojedynkę może być równie bogate, jeśli nie bardziej, niż podróż z towarzyszami.

This blog is available in the English language--ten blog jest dostępny w języku angielskim.

niedziela, 30 października 2016

BIWAKOWANIE W PARKU LONG POINT PROVINCIAL PARK W ONTARIO—15-20 MAJA 2016 ROKU


Blog po angielsku/in English: http://ontario-nature.blogspot.ca/2016/10/camping-in-long-point-provincial-park.html

Druga połowa maja w Ontario jest zazwyczaj idealną porą na rozpoczęcie wyjazdów na biwaki—latające gałgaństwa (tzn. komary) jeszcze nie są zbyt dokuczliwe, dzieciaki nadal pilnie chodzą do szkoły (więc nie rozrabiają w parkach), a pogoda zazwyczaj nie jest najgorsza, przynajmniej w ciągu dnia. Jak wspominałem w jednym z moich blogów, w 2013 r. pojechaliśmy w końcu maja na czterodniową wycieczkę biwakową & kanu do parku Algonquin Park w Ontario i byliśmy zmuszeni po niecałych dwóch dniach pobytu ją skrócić o połowę z powodu zatrzęsienia czarnych much (muchy meszki) i komarów—nie mogliśmy z nimi wytrzymać. Aby zatem uniknąć tych okropnych owadów, postanowiliśmy w maju jeździć nie na PÓŁNOC, ale na POŁUDNIE, gdzie w ogólne nie ma czarnych muszek.
 
Long Point
To była nasza druga wizyta w tym parku w ciągu dwóch lat i udało się nam otrzymać to samo miejsce biwakowe, co w poprzednim roku (w sekcji ‘Monarch Campground’). Z Toronto wyjechaliśmy w niedzielę, 15 maja 2016 r, tydzień przed długim weekendem święta Victoria Day. Pierwsze dwa dni były chłodne, wietrzne i deszczowe, w nocy temperatura spadała poniżej zera (gdy opuszczaliśmy Toronto, padał drobny… śnieg!), ale nie narzekaliśmy—nasze 4 śpiwory przydały się bardzo! Poza tym, szybko nastąpiła poprawa w pogodzie i przy końcu naszego pobytu było słonecznie i wręcz gorąco.
 
Boathouses, hangary łodzi
Pierwszego wieczora po przyjeździe było tak chłodno, wietrznie i pochmurnie, że Catherine, obawiając się, iż może zacząć padać deszcz, postanowiła odpuścić sobie gotowanie posiłku na ognisku i udać się do restauracji Boathouse Restaurant („Boathouse” znaczy ‘hangar łodzi’) w miasteczku Port Rowan. Przed restauracją udało mi się zrobić wiele zdjęć kolorowych hangarów dla łódek—widok był jak z obrazka!
 
Nasze miejsce biwakowe w parku
Nasz biwak, zlokalizowany w piaszczystej kotlinie blisko brzegów jeziora Erie, był prywatny i bardzo przyjemny—a miejsce biwakowe naprzeciwko było cały czas puste. Dookoła rosło dużo poison ivy, trującego bluszczu, i trzeba było uważać, szczególnie w nocy, aby go nie dotknąć, bo konsekwencje mogą być niezmiernie nieprzyjemne. W parku było też trochę domków kempingowych na kółkach, większość z nich w sekcji Firefly Campground, która była bardzo otwarta, oraz na większych miejscach biwakowych, położonych bliżej drogi i z daleka od jeziora, toteż znajdowały się w oddaleniu naszego miejsca. Piaszczysta plaża była długa i szeroka, jednakże nie korzystaliśmy z niej. W parku ogólnie było niewiele turystów, ale według komputerowego systemu rezerwacyjnego na zbliżający się długi weekend już nie było ani jednego wolnego miejsca! Prawie nie widzieliśmy komarów—po opalaniu się na wydmach, Catherine znalazła bardzo dużo kleszczy na jej ubraniu i jednego z nich musieliśmy usunąć pincetą. Ponieważ kleszcze są roznosicielami choroby borelioza/krętkowica kleszczowa (Lyme disease), byliśmy bardzo ostrożni i unikaliśmy chodzenia po terenach, gdzie było ich najwięcej. Na biwaku kręciło się sporo różnorakich gatunków ptaków; jeden z nich, bardzo przyjacielski i ciekawski epoletnik krasnoskrzydły (red winged blackbird), non-stop przechadzał się po naszym miejscu (i po stole) — na nodze miał przyczepioną błyszczącą obrączkę, z pewnością pamiątkę po nieplanowanym przystanku w niedalekiej Stacji Obserwacyjnej Ptaków! W nocy widać było z naszego miejsca światła miast na drugim brzegu jeziora Erie, w USA—jak też kilka razy zauważyłem sporej wielkości statki, przemierzające jezioro.
 
Było zimno!
Na rowerach pojechaliśmy do ‘starej’ sekcji parku, Cottonwood Campground (była jeszcze zamknięta). Posiadała ona kilkanaście miejsc biwakowych niewymagających rezerwacji według kolejności przybycia (first-come-first-serve basis). Niektóre z miejsc były dobre, ale ogólnie zbyt blisko drogi i nie takie przytulne jak te w naszej sekcji Monarch. Oddzielna część parku dla dziennego użytku miała rozległe tereny piknikowe i ogromne wydmy.

Pomimo że byliśmy dość zajęci naszymi licznymi zajęciami i wyjazdami, jakoś udało mi się dokończyć lekturę książki „The Courtyard” („Podwórze”). Jej autor, Arkady Lvov, przeszmuglował ją ze Związku Sowieckiego w zestawie do czyszczenia butów. Książka ukazuje życie mieszkańców budynku w Odessie od 1936 r. do 1953 r. Czytelnicy mają okazję z bliska śledzić ich codzienną walkę o przetrwanie w systemie komunistycznym, radzenie sobie z codziennymi absurdami wspólnego zamieszkania i codzienne drobne i większe represje systemu stalinowskiego. Chociaż książka ma prawie 700 stron i czasem zdaje się być nudna, ogólnie z ciekawością przeczytałem tą epopeję, jako że ukazała mi unikalny i pełen specyficznego humoru obraz życia ludzi reprezentujących różne grupy społeczne sowieckiego społeczeństwa wspólnie zamieszkujących w tym samym budynku.
 
"Poison Ivy", trujący bluszcz, na miejscach biwakowych
Półwysep Long Point jest najdłuższą na świecie słodkowodną piaszczystą mierzeją o długości około 40 km i szerokości 1 km w najszerszych miejscach. Wydmy na Long Point stale się przesuwają. Półwysep stanowi też raj dla dzikiej przyrody i licznych zwierząt, szczególnie ptaków.

Kilkaset lat temu w jednym miejscu półwyspu znajdował się portaż i przy wjeździe do parku ustawiona jest tablica z następującymi informacjami:

Portaż Long Point

Tenże portaż, który przecinał przesmyk łączący Long Point ze stałym lądem, był używany przez podróżników, płynących małymi łodziami wzdłuż północnych brzegów jeziora Erie, ażeby uniknąć otwartych wód i skrócić długość podróży dookoła cypla. Pomimo że portaż był wcześniej używany przez Indian, pierwsza wzmianka o nim była dokonana przez dwóch sulpicjańskich misjonarzy, Dollier de Casson i René de Bréhant de Galinée. Przez około 150 lat zwiększał się ruch przez owe miejsce, pierwotnie z powodu ekspansji francuskiej na południowy zachód i założenia miasta Detroit w 1701, a po roku 1783 z powodu ruchów osadników w tym rejonie. Portaż być porzucony w 1833 r., gdy burza wyżłobiła kanał nawigacyjny poprzez przesmyk.

Płytkie wody i przesuwające się linie brzegowe wokół Long Point zabrały wiele ofiar we wczesnych latach XVIII w. i często zdarzały się katastrofy. W 1828 r. rozważano zbudowanie kanału w dolnej części przylądka w celu utworzenia bezpieczniejszej drogi wodnej dla statków i łodzi. W listopadzie 1833 r. potężny sztorm wyżłobił przetokę 400 metrów szeroką i 4 metry głęboką w dolnej części półwyspu i rząd Kanady odtąd utrzymywał ją w dobrym stanie. Przez lata burze i sztormy ustawicznie zmieniały wymiary kanału—jego szerokość oscylowała od kilku metrów do prawie kilometra, a głębokość wahała się od półtora do 7 metrów. W 1879 r. zbudowano drewnianą latarnie morską (Old Cut Lighthouse), naprowadzającą statki do tego trudnego do znalezienia wejścia do kanału. Niektóre burze blokowały jedną przetokę i otwierały inną, toteż statki, szukające schronienia przed szalejącymi na otwartych wodach jeziora burzami, często napotykały wiele problemów w odnalezieniu właściwej drogi. Nic więc dziwnego, że wiele z nich osiadło na mieliźnie koło Long Point. W dodatku jeszcze w połowie XIX w. okolice te stały się centrum piractwa—w tym przypadku nie bazowanego na statkach, ale na lądzie, zwanego ‘blackbirding’. Lokalni mieszkańcy, których nazywano ‘blackbirders’ (czarni ptasiarze), budowali fałszywe latarnie morskie podczas okresów złej widoczności. Statki, starające się wpłynąć do kanału, osiadały na mieliźnie. Gdy załoga je opuszczała, blackbirders plądrowali statki, ogołacając je z ładunków i innych wartościowych przedmiotów.
 
Stara Latarnia Morska
Na szczęście nie wszyscy mieszkańcy byli tak bezduszni. Abigail Becker (1830-1905), znana jako ‘Anioł Long Point’, uratowała życie wielu marynarzy zaskoczonych przez burze w okolicach Long Point. W listopadzie 1854 r. dostrzegła przewróconą szalupę i od razu domyśliła się, że niedaleko musiał się rozbić statek. Sześciu marynarzom udało się doczłapać do latarni morskiej Old Cut Lighthouse (latarnik już ją opuścił na zimę) i pod troskliwą opieką Abigail po paru tygodniach powrócili do zdrowia. Parę dni potem, 23 listopada 1854 r., szkuner „Conductor” został zaskoczony przez oślepiającą nawałnicę śnieżną i kapitan Henry Hackett zadecydował zmienić trasę i skierował się w kierunku bezpiecznego kanału Old Cut. Niestety, próby znalezienia przetoki w tak okropnej pogodzie były prawie niemożliwością i rychło szkuner wpadł na mieliznę. Uwięziony na płytkiej piaszczystej łasze 200 metrów od brzegu, był niemiłosiernie chłostany przez fale i prawie się rozpadał, podczas gdy jego ośmioosobowa załoga kurczowo trzymała się takielunku. Spostrzegłszy rozbity statek, Abigail zawołała swoje dzieci i pobiegła na plażę naprzeciwko wraku, gdzie rozpaliła ogromne ognisko, tym samym zachęcając marynarzy do dopłynięcia do brzegu, co było ich jedyną realną szansą na przeżycie. I rzeczywiście, jeden po drugim wskoczyli do wody i za jej pomocą dotarli do brzegu—Abigail weszła do wody i wlokła pół przytomnych i ledwie żywych mężczyzn na plażę, gdzie buzowało błogosławione ognisko i czekała gorąca herbata! W Port Rowan znajduje się historyczna tabliczka dedykowana Abigail Becker:

Bohaterka Long Point

W listopadzie 1854 roku, szkuner „Conductor” rozbił się przy tym brzegu podczas jednego z wielu gwałtownych sztormów. Jeremiah Becker, który mieszkał nieopodal, akurat udał się do miasta, ale jego dzielna żona, Abigail, narażając swoje życie i zdrowie, wielokrotnie weszła do wody, aby pomóc wyczerpanym marynarzom dotrzeć do lądu. Następnie udzieliła 8 marynarzom gościny i jedzenia w swoim domu do czasu, gdy po tych strasznych przejściach doszli do siebie. W uznaniu bohaterstwa, otrzymała list pochwalny od Królowej Wiktorii, kilka nagród pieniężnych i złoty medal z Dobroczynnego Towarzystwa Ratowania Życia z Nowego Yorku.

Kanał „Old Cut” nadawał się do żeglugi do 1906 roku, gdy został zasypany przez sztormy. Tym samym zakończył się krótki okres, w którym Long Point stanowił wyspę. Latarnia morska została rozebrana w 1916 r., ale na jej fundacjach zbudowano bardzo podobną, jako pamiątkę fascynującej historii działalności natury i człowieka—dla nieznających historii Long Point, jej lokacja nie pasuje do otoczenia (powyższe informacje zostały zaczerpnięte z tabliczki informacyjnej w „Bird Studies”, „Wikipedia” i książki „Lake Erie Stories: Struggle and Survival on a Freshwater Ocean” by Chad Fraser).
 
Wypoczynek na wydmach
Półwysep Long Point jest też znanym miejscem migracji ptaków, toteż odwiedziliśmy (już po raz drugi) Stację Obserwacji Ptaków na ulicy Old Cut Blvd. Mogliśmy zatem przyglądać się jak załoga tej stacji (częściowo złożona z woluntariuszy) łapała, identyfikowała, mierzyła, ważyła, obrączkowała i wypuszczała różne ptaki—było to fascynujące, jak też stanowiło idealną okazję, aby dowiedzieć się więcej o ptakach, bo pracownicy posiadali rozległą wiedzę, którą się chętnie dzielili z odwiedzającymi stację.

Dowiedzieliśmy się, że niektóre ptaki bezustannie kręciły się wokoło stacji (pełne karmy karmniki z pewnością były głównym tego powodem) i były złapane wielokrotnie, czasem nawet i dwukrotnie tego samego dnia! W małym sklepiku można było kupić książki i inne materiały ornitologiczne. Kilkanaście informacyjnych tabliczek umieszczonych wzdłuż niedalekiego szlaku objaśniały historię Long Point i migrację ptaków. Będąc na szlaku trzeba uważać, aby nie zaplątać się w bardzo cienkie i delikatne sieci do łapania ptaków—bo wtedy może zostałoby się zaobrączkowanym… w kajdanki! Pomimo, że nie za bardzo interesuję się ptakami, każda wizyta do tego ośrodka jest niezmiernie edukacyjna i ciekawa.
 
W lodziarni "Twin's Ice Cream Parlour"
Udaliśmy się też kilka razy do pobliskiego miasteczka Port Rowan i za każdym razem wstępowaliśmy na lody do lodziarni „Twin’s Ice Cream Parlour”, jak też spędziliśmy kilka godzin w sklepie dolarowym i w sklepie z artykułami używanymi. Tak jak w poprzednim roku, zabraliśmy ze sobą rowery i mieliśmy okazję pojeździć na licznych szlakach rowerowych w okolicach miast Waterford, Simcoe i Delhi.
 
Szparagi
Port Rowan i Long Point znajdują się w granicach Norfolk County (hrabstwa Norfolk) — znanego rejonu rolniczego, stanowiącego centrum Ontaryjskiej strefy uprawy tytoniu. Z powodu zmniejszającej się konsumpcji tytoniu, wiele farmerów przerzuciło się na inne uprawy, m. in. żeńszenia i szparagów. Nadal można było zobaczyć masę prawie już zabytkowych kilns (małych domków/pieców, w których ‘wędzono’ i suszono liście tytoniowe, często używając w tym celu węgla) — niektóre, pół-opuszczone, były puste, a inne zamieniono na magazynki czy też inne budynki gospodarcze.

Sporo farmerów zdecydowało się też uprawiać żeńszeń, ale wymaga to dużo inwestycji kapitałowych i pierwszego zbioru można się spodziewać nie wcześniej, niż po 3 latach. Jako że żeńszeń jest gatunkiem rosnącym na poszyciu mieszanych twardo-drzewiastych lasów, potrzebuje mało światła. Dlatego też pola, na których jest uprawiany, muszą być odpowiednio zmodyfikowane poprzez ustawienie osłon blokujących większość światła słonecznego, aby przypominały warunki, w jakich normalnie rośnie żeńszeń—już z daleka widać pola, na których uprawia się żeńszeń!
 
"Kilns", w których niegdyś suszono liście tytoniowe
Odwiedziliśmy tez kilka farm kultywujących szparagi—mówi się, że pewnym znakiem nadejścia wiosny jest pojawienie się szparagów w sklepach—lub na lokalnych farmach, gdzie mogliśmy go zakupić bezpośrednio od farmerów. Kupiliśmy parę świeżych pęczków, już na biwaku dodaliśmy do nich masła, zawinęliśmy w folię aluminiową i grillowaliśmy na ognisku. Były miękkie i przepyszne!
Plantacje żeńszeniu, nakryte płachtami

Od wysadzenia szparagów do pierwszego zbioru musi upłynąć kilka lat, ale co jest raczej niesłychane, jest to roślina wieloletnia i jeżeli się o nią dba, to może dawać plony przez 20 do 30 lat. Jeśli łodygi (jadalne pędy) nie są zrywane, urosną niczym wysokie paprocie. Na farmach pracowało sporo robotników—jedni zbierali maszynami szparagi, inni je sortowali, myli i wiązali. Przeważnie to byli sezonowi robotnicy z Meksyku i Karaibów, corocznie przyjeżdżający do Kanady do pracy na farmach, bo niezbyt wielu Kanadyjczyków garnie się do tego rodzaju pracy—o wiele bardziej wolą mieszkać komfortowo w miastach, często w subsydiowanych przez rząd mieszkaniach i pobierać zasiłek społeczny (welfare), którym liberalne rządy w Ottawie i Ontario tak hojnie i z łatwością ich obdarzają. O, Kanada… smutne to!
 
Cmentarz "Morden Cemetery"
W czasie naszych jednodniowych wypadów z parku, często przejeżdżaliśmy koło cmentarza „Morden Cemetery” na skrzyżowaniu dróg Concession Road East i East Quarter Line. Był to jedne z wielu ‘opuszczonych’ cmentarzy, którym się zajmowało Norfolk County (w tym hrabstwie znajdowało się sto jedenaście udokumentowanych cmentarzy lub też miejsc pochówków). Takie cmentarze są dość częstym widokiem w Ontario. Niestety, wiele nagrobków zaginęło, zostało zdewastowanych, potłuczonych i praktycznie nieczytelnych, toteż lokalne władze postanowiły je po prostu zebrać w jedno miejsce i tam je wkopać. Większość pochówków na tym cmentarzu miało miejsce w drugiej połowie XIX w. i na początku XX wieku. Stosunkowo sporo grobów należało do dzieci.

 
Cmentarz "Morden Cemetery"
SZLAK KOLEJOWY DELHI (DELHI RAIL TRAIL)

Chociaż było bardzo wietrzenie, pojechaliśmy samochodem do miasteczka Delhi i znaleźliśmy początek szlaku kolejowego Delhi (ciągnie się około 14 km od Delhi do Simcoe) na drodze Fertilizer Road, przy Kooperatywie Nawozów Sztucznych. Co ciekawe, po drugiej stronie drogi były pół-opuszczone tory kolejowe i przez jakieś 100 metrów szły równolegle do szlaku kolejowego Delhi. Były one częścią kolei Trillium Railway, znanej też jako St. Thomas & Eastern Railway, operującej pomiędzy Delhi i St. Thomas, którą transportowano nawozy sztuczne, zboża, sól, alkohol etylowy, produkty drzewne i inne towary. Linia kolejowa zaprzestała działać w końcu 2013 roku. Oryginalnie te linie kolejowe zostały założone przez Great Western Railway w 1873 r. i linia Simcoe-Delhi była porzucona kilka dobrych dekad temu.
Delhi Rail Trail

Koło drogi Fertilizer Road był mały parking i kilka tablic informacyjnych. Szlak ciągnął się przez pola i lasy, czasem blisko zabudowań farmerskich i przecinał kilka dróg. Napotkaliśmy kilku ludzi na tym szlaku—rowerzystów, turystów pieszych i osoby uprawiające jogging. Na poboczach szlaku rosło dużo poison ivy, trującego bluszczu. Ponieważ było bardzo wietrznie, postanowiliśmy zawrócić kilka kilometrów przed Simcoe. Jest to bardzo łatwy, płaski i malowniczy szlak, idealny dla początkujących.

SZLAK DZIEDZICTWA WATERFORD (WATERFORD HERITAGE TRAIL)

Przy starej stacji kolejowej w Waterford

Szlak Dziedzictwa Waterford (Waterford Heritage Trail) ma prawie 20 km i ciągnie się przez lasy, moczary, pola i łąki. Jego trasa wije się w miejscu byłej trasy kolejowej Lake Erie and Northern Railway (LEN), która rozpoczęła funkcjonować z Galt do Port Dover w 1915 r, przewożąc pasażerów i towary i zatrzymując się w Galt, Brantford, Waterford, Simcoe, Port Dover i na innych pomniejszych stacyjkach. W 1955 r. zaprzestano przewozu pasażerów. Trasa kolejowa pomiędzy Waterford in Simco została porzucona na początku lat dziewięćdziesiątych XX w.
The Black Bridge, Czarny Most

Najbardziej charakterystycznym i nadal istniejącym obiektem linii kolejowej LEN jest niewątpliwie imponujący Czarny Most (Black Bridge)—pod nim przechodziły też linie kolejowe Toronto Hamilton & Buffalo Railway (THB) oraz Canada Southern (CASO). W przeszłości miasto Waterford było ważną częścią węzła kolejowego. Pasażerowie mogli pojechać pociągiem nie tylko do Toronto, Buffalo czy Nowego Yorku, ale też do Detroit, a nawet do Chicago. Ruch pasażerski na linii THB zakończył się w latach sześćdziesiątych XX w., a przewóz towarów w końcu lat osiemdziesiątych XX w., gdy ta linia kolejowa została porzucona. Aż się nie chce wierzyć, ale swego czasu do 120 pociągów dziennie przejeżdżało przez Waterford!
Widok z Black Bridge na inny, mniejszy stary most kolejowy

Po zaparkowaniu samochodu, wyruszyliśmy z parku Lion’s Park z miasta Simcoe. Według tablic informacyjnych ustawionych wzdłuż szlaku, ów szlak był częścią „Brock’s Route”, „Trasy Brock’a”—pokrywa się on w większej części z trasą, jaką maszerował General Isaac Brock pomiędzy Hamilton i Port Dover przez Brantford w czasie wojny 1812-1814 (tak-200 lat temu Kanada i Stany Zjednoczone walczyły ze sobą, zresztą po raz ostatni).
Trasa Brock'a

Po przejechaniu 9 km, przybyliśmy do miasta Waterford. Po prawej stronie (i na końcu ulicy Nichol Steet W.) stały ogromne silosy, najprawdopodobniej obecnie już nieużywane—poboczne wyloty, służące do rozładowywania ich zawartości wprost do wagonów kolejowych, nadal były widoczne. Puste miejsce kilkadziesiąt metrów od silosów było pozostałością stacji kolejowej linii LEN.

Przejechawszy następne 100 metrów, wjechaliśmy na imponujący most Black Bridge (który właśnie obchodził setną rocznicę powstania), obecnie zmodyfikowany i przystosowany dla użytkowników szlaku. Z mostu mogliśmy podziwiać Waterford Ponds (Stawy Waterford) i miasto Waterford. Z daleka był widoczny mały mostek dla pieszych—sądzę, że kiedyś łączył on lnie kolejowe LEN i THB.

Jako że nie mieliśmy czasu kontynuować jazdy na szlaku w kierunku Brantford, cofnęliśmy się po szlaku około 600 metrów, do miejsca, gdzie się on rozdwajał—prawie pewny jestem, że był to kiedyś węzeł kolejowy łączący linie kolejowe LEN i THB. Pojechaliśmy tym drugim, wyasfaltowanym szlakiem, skręciliśmy w prawo pod mostem Black Bridge i zaczęliśmy jechać po byłej trasie linii kolejowej THB i Canada Southern. Kilka minut później dotarliśmy do starej stacji kolejowej kolei Canada Southern Railway Company, na zachodnim końcu ulicy Alice Street (nadal widniał na budynku stacji stary napis „Waterford. 2700 mieszkańców. Wysokość 820”). Ta skromna stacyjka, wybudowana w 1871 r., przypomina stacje kolejowe w USA. Na szczęście nie tylko została ona zachowana, ale całkowicie odnowiona i obecnie mieści się w niej sklep „Quilt Juncion”.
Szlak Waterford Heritage Trail

Po skonsumowaniu dwóch kawałków pizzy w lokalnej pizzerni i przejechaniu się na kilku ulicach miasta, z powrotem wjechaliśmy na szlak i powróciliśmy do Simcoe.

PORT DOVER

Do miasta Port Dover zawitaliśmy kilka dni po celebracjach „Friday the 13th”, „Piątek, trzynastego”, gdy dziesiątki tysięcy motocyklistów zjeżdżają się tradycyjnie do miasta. Przeszliśmy się wolno na molo w stronę latarni morskiej, potem kupiliśmy pizzę w Harbour Pizza, usiedliśmy nad brzegiem przy muzeum w Port Dover nad rzeką Lynn River. Wzdłuż brzegu znajdowało się kilka tabliczek informacyjnych wraz ze zdjęciami, zawierającymi ciekawe informacje o historii Port Dover. Poniższe informacje pochodzą właśnie z tych tabliczek.
Port Dover-pizza już jest gotowa!

W latach 1840 ujście rzeki Lynn River było pogłębione i zbudowano pierwsze mola i latarnię morską. Niebawem pojawiły się przystanie i magazyny wzdłuż brzegów rzeki Lynn River, które były niezbędne do ładowania i rozładowywania statków handlowych (szkunerów), regularnie się tutaj zatrzymujących i przywożących różnego rodzaju wyroby i towary, a zabierając produkty rolnicze, drzewo i wyprawione skóry. Z nadejściem kolei w końcu XIX w. handel za pomocą szkunerów znacznie się obniżył, a port i nadbrzeża stały się domeną floty rybackiej.
Port Dover

W dwudziestym wieku Port Dover stał się centrum kanadyjskiej słodkowodnej floty rybackiej. Ujście rzeki Lynn River roiło się od zabudowań—baraków, zabudowań do sieci, mól i przetwórni rybnych. W latach siedemdziesiątych XX w. Port Dover posiadał największą na świecie słodkowodną flotę rybacką. Obecnie udało mi się zobaczyć tylko jeden stary barak po drugiej stronie rzeki.

Na tabliczkach informacyjnych znajdowało się sporo fotografii, przedstawiających brzegi rzeki Lynn River w końcu XIX w. i na początku XX w.—a czerwone kropeczki znaczyły dokładnie miejsce, w którym obecnie staliśmy. To niesamowite, patrząc na te wszystkie budowle na brzegach rzeki ponad 100 lat temu—obecnie prawie żadna z nich nie istniała! Przypominało mi to wymarłe miasto French River przy ujściu rzeki French River: na starych fotografiach było widać dziesiątki zabudowań na skalnych brzegach rzeki—gdy tam się wybrałem w 1995 r. i 2008 roku, jedynie mogłem zobaczyć latarnię morską i ruiny swego czasu bardzo wysokiego komina. Czas nieubłagalnie posuwa się naprzód...
Port Dover, stary szanty

Gdy w USA wprowadzono prohibicję w 1920 r., akurat rybacy na jeziorze Erie byli świadkami cyklicznego spadku koniunktury—cóż za cudowny zbieg okoliczności! Wkrótce wagony kolejowe wypełnione whisky pojawiły się na bocznicach kolejowych i ich zawartość była ekspediowana w różnorakich statkach i łodziach na jezioro Erie, gdzie już czekały na nią statki amerykańskie i przeładowywały ładunek. Tysiące pojemników z kanadyjską whisky i piwem trafiały do amerykańskich ‘podziemnych barów.’ W 1933 r. prohibicja została zniesiona i automatycznie nastąpił też koniec tego barwnego okresu.
Historia mojego życia

Obok Port Dover wstąpiliśmy na krótko do pierwszej w Kanadzie stacji leśnictwa i pojeździliśmy dookoła niej. Stacja została założona przez rząd prowincji Ontario w 1908 r., na 40 hektarach zerodowanych wiatrem gruntów. W jednym miejscu znajdował się duży pień drzewa ze świetnie widocznymi słojami rocznych przyrostów. Tabliczka informacyjna, „Historia Mojego Życia”, wyjaśniała historię tego mającego 277 lat dębu—jego własnymi słowami!

„Wyrosłem z żołędzia w 1723 r. na brzegach rzeki Lynn River i wówczas jedynie Indianie mieszkali w okolicach ... Gdy miałem 25 lat, w 1750 r., mogłem obserwować, co się działo dookoła mnie ... Widziałem konne bryczki jadące wzdłuż ulicy Norfolk Street ... W 1795 r. popularny gubernator John Graves Simcoe złożył wizytę w naszym hrabstwie i niedaleko rozłożył się ... W 1812 r. wybuchła wojna ze Stanami Zjednoczonymi i mogłem przyglądać się treningom członków rezerwy ... W 1914 r. znowu była wojna i wiele żołnierzy trenowało nieopodal mnie zanim zostali przerzuceni na front w Europie ... Farmerzy wykarczowali zbyt dużo drzew i dobra warstwa ziemi była wywiewana. W 1908 r. kilka osób w St. Williams założyło szkółkę leśną, próbując zatrzymać kurzawy poprzez przesadzanie drzewek ... Około 1980 roku zbliżał się mój koniec: nowe insekty z zamorskich krajów zaatakowały moje liście ... Następnie choroba uderzyła moją korę i obumarłem w roku 2000. Musiano mnie wyciąć i ludzie zrobili ze mnie wiele pięknych rzeczy.”

Jeżdżąc koło miasta Simco, zobaczyliśmy małą gorzelnię w osadzie Green’s Corners, która przez ostatnie 6 lat produkowała bazowaną na ryżu wódkę Silver Lake Vodka. Można było ją kupić (lub też zdegustować) w gorzelni, która była niestety już zamknięta.
Cmentarz "McQueen Cemetery"

W drodze powrotnej w Port Dover spostrzegłem tabliczkę historyczną—na wzgórzu znajdował się mały cmentarz, „McQueen Cemetery”—„Miejsce Pochówku Lojalistów Zjednoczonego Królestwa”. Lojaliści Zjednoczonego Królestwa to osoby zamieszkałe w trzynastu koloniach Ameryki w momencie wybuchu Rewolucji Amerykańskiej, które pozostały lojalnie władzy Wielkiej Brytanii, a po zbiegnięciu ze Stanów Zjednoczonych osiedliły się pod koniec wojny na terytorium obecnej Kanady. Cmentarz McQueen Cemetery znajduje się na miejscu oryginalnej farmy McQueen’a w Port Dover. Jeden z najstarszych i najbardziej rzucających się kamieni nagrobnych należy do Alexandra McQueen, zmarłego w 1804 r. Na jego nagrobku znajduje się następującej treści inskrypcja:
Grób Alaxandra McQueen

Ku czci Alexandra McQueen
Zmarł 10-go lipca 1804 r.
W wieku 93 lat
Jako żołnierz szkocki pod dowództwem dzielnego Wolfe,
Przyczynił się do zdobycia Quebec i
Utrzymaniu Kanady dla Brytanii.

Ten memoriał jest wzniesiony przez jednego z
Jego pra-pra-wnuków
Sędziego Teetzel
1908 r.


Żałowaliśmy, że nie mogliśmy pozostać w parku na długi weekend, ale jak wspominałem wcześniej, wszystkie miejsca były zarezerwowane. To była nasza pierwsza wycieczka biwakowa w 2016 r. i okazała się niezmiernie udana!


Blog po angielsku/in English: http://ontario-nature.blogspot.ca/2016/10/camping-in-long-point-provincial-park.html

środa, 16 grudnia 2015

BIWAKOWANIE W PARKU LONG POINT PROVINCIAL PARK W ONTARIO ORAZ WYCIECZKI SAMOCHODOWO-ROWEROWE DO POBLISKICH OKOLIC, 18-23 MAJA 2015 ROKU








Long Point i okolice
W ubiegłym roku (2014) przejeżdżaliśmy blisko parku Long Point i na krótko do niego wpadliśmy. Okazał się niezmiernie przyjemny i postanowiliśmy w przyszłym roku wybrać się tam na biwak. I rzeczywiście, rok później ponownie do niego zawitaliśmy, tym razem na prawie tydzień.
 
Trujący bluszcz (Poison Ivy)
Pomimo że w lato park jest zazwyczaj pełen turystów, ostatni dzień długiego weekendu (święto królowej Wiktorii-Victoria Day) 18 maja 2015 r. był idealnym momentem przybycia do parku, jako że większość biwakowiczów właśnie powracała do domu. Po kilkudziesięciu minutach jazdy po parkowych drogach wybraliśmy piaszczyste miejsce biwakowe, w zagłębieniu chroniącym nas od wiatru, kilkadziesiąt metrów od jeziora Erie. Miejsce biwakowe znajdujące się naprzeciwko naszego było cały czas wolne i mieliśmy całkowita prywatność. Dookoła rosło dużo trujących bluszczy (Poison Ivy), toteż musieliśmy uważać, aby przypadkiem ich nie dotknąć, bo konsekwencje zetknięcia się z tą rośliną mogą okazać się niezmiernie nieprzyjemne. Miejsce na ognisko było umieszczone w centralnym punkcie biwaku; niestety, ale było pełne popiołu—szkoda, że pracownicy parku go nie usunęli na początku sezonu. Nieopodal znajdował się kran z wodą oraz toaleta, codziennie skrupulatnie utrzymywana w idealnym stanie przez pracowników parku.
 
Nasze miejsce biwakowe w parku Long Point Provincial Park
Podczas naszego pobytu pogoda była słoneczno-pochmurna oraz dość mocno wiał wiatr. Na szczęście ani razu nie padało. Każdego ranka siedzieliśmy na grzbiecie piaszczystych wydm koła naszego miejsca, skąd mogliśmy obserwować plaże, jezioro i wsłuchiwać się szum rozbijających się na brzegu fali; w nocy błyskały światła na przeciwnym, południowym brzegu jeziora Erie, w Stanach Zjednoczonych. Od czasu do czasu pojawiały się na horyzoncie potężne frachtowce.


Wieczorami robiło się zimno i oboje tuliliśmy się przy ognisku. Drzewo sprzedawane przez park było świetne. Jak się później okazało, w nocy temperatura spadało kilka stopni poniżej zera. Catherine nawet założyła puchową kurtkę i zimową czapkę, co śmiesznie wyglądało, bo gdy przybyliśmy do parku, pogoda była typowo letnia. Chociaż wiatr był irytujący, to miał dobre strony: cały czas mogliśmy słyszeć kojący szum fal jak też nie zauważyliśmy nawet jednego komara czy też innych latających owadów, co było wspaniałe! Natomiast widzieliśmy dużo ptaków red-winged blackbirds (Epoletnik krasnoskrzydły), bardzo ciekawskich, często siadały na stole i z zainteresowaniem egzaminowały pozostawione na nim rzeczy. Również zauważyliśmy kilka efemerycznych małych ptaszków golden finch (zięba). Tu i tam pojawiała się wiewióreczka ziemna (chipmunk), pręgowiec amerykański, ale nie była zainteresowana ani nami, ani naszym jedzeniem. Jednej nocy odwiedził nas szop pracz (raccoon), dobrał się do zawieszonego na drzewie worka ze śmieciami i je porozrzucał.
 
W Long Point Bird Observatory
Ponieważ przywieźliśmy ze sobą rowery—właśnie kupiłem nowy mountain bike—kilkakrotnie wybraliśmy się na przejażdżki, jak też wjechaliśmy do starej części biwakowej parku, która nie była jeszcze otwarta. W lokalnej gazecie przeczytaliśmy, że są propozycje, aby miasto/powiat wykupiły tą część od parku i udostępniły ją do dziennego użytku turystów. Gdy Catherine wspomniała to pracownikowi parku, otrzymała odpowiedź, że „z pewnością tak się nie stanie”, bo park niedawno przeprowadził wiele prac remontowych w tej części i podłączył prąd do 35 miejsc biwakowych.
 
Wydmy i jeziora Erie, parę metrów koło naszego miejsca biwakowego
Również udaliśmy się do Obserwatorium Ptaków, gdzie mogliśmy przypatrywać się jak jego pracownicy (i woluntariusze) obrączkowali ptaki i mieliśmy okazję przyjrzeć się z bliska wielu różnym ptakom. Było to niezmiernie fascynujące, gdy pracownicy ważyli, mierzyli, identyfikowali i obrączkowali złapane ptaki, a potem je wypuszczali na wolność.
 
Port Rowan
Najbliższe miasteczko, Port Rowan, posiadało kilka ciekawych sklepów, dobry sklep z artykułami używanymi (thrift shop), stary ‘sklep żelazny (hardware store), przerobiony na sklep z antykami, restauracje i lodziarnie, sklep LCBO (z alkoholami) oraz wypełniony po sufit różnorakim towarem sklep dolarowy. Budka informacyjna na głównej ulicy posiadała wiele informacji i broszur turystycznych na temat miejscowych atrakcji oraz tras rowerowych w powiecie Norfolk County.
 
Mapa szlaku Lynn Valley Trail
Prawie codziennie udawaliśmy się samochodem na różne trasy rowerowe (trails) i przez kilka godzin jeździliśmy po nich na rowerach: Lynn Valley Trail (od miasta Simcoe do Port Dover), Waterford Heritage Trail i Delhi Rail Trail. Owe szlaki rowerowe znajdowały się na miejscu starych dróg kolejowych i ciągnęły się wśród lasów, obszarów trawiastych, pól farmerskich i często łączyły się z innymi szlakami rowerowymi. Stare mosty kolejowe zostały przysposobione do użytku rowerowo-pieszego i prawie nie trzeba było jeździć po drogach publicznych. Uwielbialiśmy ten rodzaj wypoczynku!
 
Kiedyś tędy biegła kolej, obecnie jest to szlak rowerowy i dla pieszych
Wpadliśmy też do miasteczka Delhi, znanego jako „Serce Regionu Tytoniowego”; to tu właśnie uprawia się praktycznie 100% kanadyjskiego tytoniu. W Delhi osiedliło się bardzo dużo emigrantów z różnych krajów i jest to niezmiernie wielokulturowe miasteczko. Przejeżdżając przez nie, widzieliśmy polski, niemiecki, belgijski i holenderski dom kultury, a powiedziano nam, iż w przeszłości istniały tez portugalski i włoski.
 
Dom Związku Polaków w Kanadzie w Delhi, Ontario
Natomiast miasteczko Port Dover roiło się od turystów i motocyklistów—od 1981 r. corocznie odbywał się w nim słynny rajd motocyklistów w piątek, 13-tego dnia miesiąca i chociaż nie był to piątek, wszędzie widzieliśmy potężne motocykle.
 
Port Dover
W drodze do domu zatrzymaliśmy się przy elektrowni Nanticoke Generating Station, największej elektrowni węglowej w Ameryce Północnej, o mocy osiągalnej 4 tysiące MW. Już z daleka zobaczyliśmy dwa wysokie kominy i masę linii transmisyjnych… a poza tym, to praktycznie nie było żywej duszy! Nie wiedzieliśmy, że elektrownia została zamknięta w 2011 roku z powodu zanieczyszczenia środowiska, jednakże nadal była utrzymywana w stanie gotowości, jako że możliwe jest, iż w przyszłości zostanie uruchomiona i będą używane alternatywne rodzaje paliwa. Gdy dojechaliśmy do głównej bramy, z budki strażniczej wyszła samotna strażniczka i rozmawialiśmy z nią ponad 10 minut o elektrowni i jej potencjalnym ponownym otwarciu. Jako że ona pracowała tam przez kilkadziesiąt lat, świetnie się orientowała w temacie—ale co szczególnie zwróciło naszą uwagę, to jej niezwykle ujmująca i unikalna osobowość, byliśmy pewni, że z powodzeniem mogłaby być aktorką lub przynajmniej pracować w public relations!
 
Nanticoke Generating Station (Elektrownia Węglowa) na jeziorze Erie
Ogólnie był to niezmiernie udany wyjazd, mieliśmy świetne miejsce kempingowe, dobrą pogodę, dużo przejechaliśmy na rowerach i już teraz planujemy podobny wypad w maju następnego roku!