Kuba jest oczywiście (dużą) wyspą—być może za
dużą dla nas... dlatego chcieliśmy spróbować czegoś mniejszego i
przytulniejszego. Po kilku godzinach zbierania informacji na Internecie,
podjęliśmy decyzję odwiedzenia Cayo Largo del Sur, wyspy położonej niedaleko
południowych brzegóg Kuby. Wyspa o wymiarach 25 km na 3 km, ma zaledwie kilka
hoteli (w części zachodniej), międzynarodowe lotnisko i jedne z
najpiękniejszych plaży na świecie! Podobno Krzysztof Kolumb zatrzymał się na
niej podczas swojej drugiej podróży.
Tydzień przed wyjazdem zadzwonił do mnie jeden
z klientów i chciał się ze mną umówić na spotkanie—ponieważ wyjeżdżał na
wakacje, poprosił o termin po jego przyjeździe, w końcu stycznia 2014 r.
—
Dokąd się Pan wybiera? — spytałem zaciekawiony.
—
Jedziemy z żoną na Kubę — powiedział
—
W które miejsce?
—
Na taką małą wyspę, Cayo Largo.
—
I kiedy wylatujecie?
—
Siedemnastego stycznia — odpowiedział.
Byłem zaskoczony—co za zbieg okoliczności!
—
Zatem spotkajmy się na lotnisku albo w samolocie — zaproponowałem.
Trochę zdziwił się tą niecodzienną propozycją.
—
Ale dlaczego?
—
Tak się składa — powiedziałem — że będziemy lecieli tym samym samolotem-jak też
przebywali na tej samej wyspie!
Widok ośrodka "Sol Pelicano" z wieży widokowej |
Rzeczywiście, 17 stycznia 2014 r. spotkaliśmy
się na lotnisku w Toronto, po niecałej godzinie weszliśmy do comfortowego
samolotu Airbus 310 i wystartowaliśmy o godzinie 18:00—nawet samolot nie musiał
być odladzany. Podawano bardzo smaczne jedzenie, średniej jakości wino i mogłem
podziwiać przez okno pełnię księżyca. Dokładnie po 3 godzinach i 33 minutach
lotu mieliśmy idealne lądowanie. Nota bene, z moimi klientami nie
dyskutowaliśmy o sprawach biznesowych na pokładzie samolotu!
Szybko przeszliśmy przez kontrolę
paszportowo-celną, dość długo czekaliśmy na bagaże, które były obwąchiwane
przez energicznego i zabawnego szkolonego psa, ale chyba nic podejrzanego nie
znalazł. Jazda autobusem do hotelu zabrała jedynie 10 minut—najkrótsza trasa z
lotniska do hotelu na Kubie! Nasze bagaże zostały wyładowane z autobusu,
podczas gdy staliśmy w kolejce do recepcji hotelowej. Otrzymaliśmy pokój nr
4319 ("Magnolia") i zapłaciliśmy 2 peso dziennie za sejf w pokoju. W
tym samym czasie wymieniliśmy $200 na kubańskie peso, otrzymując około 176
peso.
Pokój znajdował się na drugim piętrze i okna
wychodziły na ocean. Był przestronny i posiadał telefon, telewizor i małą
lodówkę; najbardziej podobał się nam duży balkon z zadaszeniem w razie deszczu.
Mogliśmy na nim siedzieć, spoglądać na ocean, słuchać kojącego szumu fal i
delektować się zachodami słońca.
Następnego dnia wstaliśmy o 8:00 rano,
wykąpaliśmy się i udaliśmy się do restauracji ze 'stołem szwedzkim' ("all-you-can-eat")—zamówiłem 3
jajka, chleb, jogurt, kiełbasę oraz owoce. Wprowadzenie dla turystów miało
miejsce o godzinie 11:00 i prowadzone było przez naszego przedstawiciela,
Samira. Opowiedział nam pokrótce o niedawnym wypadku: według jego wersji,
kanadyjska turystka, po wypiciu kilku drinków alkoholowych, wsiadła na skuter
ze swoim małym dzieckiem i mieli wypadek, na skutek którego dziecko poniosło
śmierć. Turystka była zatrzymana na Kubie przez jakiś czas, ale wreszcie ją
wypuszczono i pozwolono wrócić do Kanady. Również objaśnił nam, w jaki sposób
możemy pojechać do innych hoteli, plaż i do 'miasta'.
Po orientacji poszliśmy na plażę i zajęliśmy
'palapę' w krztałcie litery "A", blisko szopy faceta opiekującego się
plażą. Zauważyłem, że trzymał w szopie psa... z trzema jedno-miesięcznymi
szczeniakami! Czasmi bawiliśmy się z nimi i nawet zabieraliśmy jej do palapy.
Opowiedział nam o huraganie 4 stopnia Michelle,
jaki miał miejsce w listopadzie 2001 r: przed tym huraganem wszyscy turyści
byli ewakuowani i na Cayo Largo pozostała jedynie garstka pracowników. Huragan
przeszedł nad wyspą i została ona zalana w wyniku 6 metrowych fal. Powiedził,
że przedtem plaże były o wiele lepsze, szersze i bardziej piaszczyste i nie
było na nich widocznych żadnych skał—huragan je zdewastował i zmienił ich
wygląd. Hotele, prócz jednego, zostały odbudowane.
Na plaży znajdował się bar (Beach Ranchon) gdzie można było poza
drinkami i przekąskami, zjeść lunch—uwielbiałem serwowane w nim sałaty! Również
raz mieliśmy w nim smaczną kolację a'la
carte.
W centrum ośrodka wyrastała dość wysoka wieża
obserwacyjna i parę razy weszliśmy na jej szczyt, rozciągał się z niej
imponujący widok!
Również przeszliśmy się do pobliskich hotelli:
na wschodzie była Villa Lindamar i mieszkali w niej głównie turyści z Włoch; po
leewj stronie był Hotel Sol Cayo Largo, który też odwiedziliśmy—według Trip
Advisor, był on na pierszym miejscu w rankingu hoteli na Cayo Largo; nasz był
na drugim. Rzeczywiście, był on o wyższym standarcie (posiadał 4 gwiazdki, nasz
3) i wystrój wnętrza był o wiele ciekawszy—jednakże bardzo lubiliśmy nasz
hotel! Moi klienci zatrzymali się w hotelu Sol Cayo Largo i jednego dnia się z
nimi spotkaliśmy i potem poszliśmy nurkować z rurką na przeciwko ich hotelu.
Lokalną 'kolejką' pojechaliśmy na plażę Playa
Paradiso, brodziliśmy w płytkiej wodzie i przeszliśmy się w stronę plaży Playa
Sirena. Obie plaże były niezkazitelne i dość dzikie; gdy oddaliliśmy się od
plażowego baru, spotykaliśmy bardzo mało ludzi. Prawie przez godzinę chodziłem
w płytkiej wodzie, podczas gdy Catherine poszła o wiele dalej eksplorować
pozostałe części plaży.
Niestety, hotel nie posiadał żadnych rowerów,
toteż pieszo przeszliśmy się pobliską drogą. Niebawem doszliśmy do Tower Gardens (koło starej wieży
ciśnień)—prawdopodobnie była zniszczona przez huragan i wydawała się od lat
nieużywana. Dwie kobiety zdawały się opiekować ogrodem i jedna pokazała nam
dziką iguanę, która wygrzewała się na słońcu koło ogrodu. Potem posługując się
hiszpańskim oraz językiem migowym dała znać, aby za nią iść i zaprowadziła nas
do stawu, wskazując na wygrzewającego się krokodyla! Przez jakiś czas się na
niego patrzyliśmy i gdy znienacka otworzył ogromną paszczę, dobrze nas
wystraszył! Zobaczyliśmy jeszcze jedną iguanę i białą czaplę.
Autobusem pojechaliśmy do wioski Cayo Largo
(zwanej 'Pueblito'), która jest całkowicie zamieszkana przez Kubańczyków
zatrudnionych w sektorze turystycznym. Powiedziano nam, że pracują oni przez
kilka tygodni, a potem mają kilka wolnych i wracają do domu; większość z nich
mieszka na stałe na wyspie "Isla de la Juventud", Wyspie Młodości.
Zaopatrzenie wyspy jest transportowane na wyspę barką i raz ją z daleka
widzieliśmy, jak była holowana.
Udaliśmy się do restauraci, do doku, pod
którym widzieliśmy wiele dużych i egzotycznie wyglądających ryb oraz do farmy
żółwi, "Centro de Rescate de Tortugas Marinas". Zobaczyliśmy wiele
kolorowych żółwi, pływających w basenie. Jajka żółwi, żłożone na wyspie, są
nastęnie zbierane i przynoszone do tej farmy do inkubacji; gdy się wylęgają,
nowonarodzone żółwie przez jakiś czas są trzymane na farmie i potem wypuszczane
do oceanu.
Ponieważ lotnisko było zaraz koło hotelu,
słyszeliśmy (i widzieliśmy) przylatujące i odlatujące samoloty; te mniejsze
latały do Hawany i ich piloci często spożywali posiłki w restauracji, parę razy
z nimi rozmawiałem.
W dniu odlotu zamiast czekać na bezpłatny
autobus, wzięliśmy taksówkę i po paru minutach byliśmy na lotnisku—w ten sposób
byliśmy jedni z pierwszych i udało się nam usiąść w restauracji przy wolnym
stoliku. Później dołączyli się do nas moi klienci i przed odlotem przez ponad
godzinę rozmawialiśmy—restauracja były pełna ludzi! Jak zwykle, zakupy zrobiłem
na lotnisku; na szczęście miałem gotówkę, bo sklep nie akceptował kart
kredytowych z powodu problemów technicznych. Lot był bezproblemowy i
wylądowaliśmy w Toronto o godzinie 2:00 nad ranem.
Zazwyczaj gdy podróżujemy na Kubę, staramy się
zwiedzić pobliskie miasta i zobaczyć jak najwięcej ciekawych atrakcji
turystycznych oraz 'mieszać się' z lokalnymi mieszkańcami. Ale do Cayo Largo
przyjechaliśmy głównie w celu wypoczynku na plaży—i mieliśmy udaną wycieczkę!
Więcej
zdjęć: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157660631657901
Blog in English/w języku angielskim: http://ontario-nature.blogspot.ca/2015/10/cayo-largo-cubaone-week-at-hotel.html
Blog in English/w języku angielskim: