Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hotel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hotel. Pokaż wszystkie posty

piątek, 21 sierpnia 2020

VARADERO, KUBA: DWA TYGODNIE W HOTELU ROC BARLOVENTO, WYCIECZKI DO SANTA MARTA I MATANZAS, LISTOPAD 2018

Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/varadero-cuba-two-weeks-in-hotel-roc.html 

Więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715579022731


Pumpkin i Che

Nigdy nie miałem specjalnie chęci, aby pojechać do Varadero, gdzie spodziewałem się zobaczyć prawie 100 różnych hoteli i kurortów, piaszczyste plaże - i nic więcej. Na szczęście się myliłem! To prawda, że wiele hoteli znajdujących się we wschodniej części Półwyspu Hicacos (na wschód od Calle 64) jest niezmiernie luksusowych, większych i oferujących znacznie wyższy standard, ale znajdują się one ‘w szczerym polu’, poza nimi i pięknymi plażami właściwie niczego nie ma—trzeba brać autobus lub taksówkę, aby coś więcej zobaczyć. Natomiast zachodnia część Varadero przypomina małe miasteczko. Nasz hotel, Roc Barlovento, znajdował się bardzo blisko mostu nad kanałem nawigacyjnym Kawama, na samym początku półwyspu Hicacos. Tak więc okazało się, że jest to DOSKONAŁA lokalizacja! Często spacerowaliśmy kilka kilometrów główną ulicą Varadero (Avenida 1ra) i zaglądaliśmy do różnych restauracji, sklepów, parków, hoteli, domów prywatnych i innych atrakcji—nawet konsulat Kanady znajdował się niedaleko hotelu. Wieczorami przechadzaliśmy się wzdłuż kanału, gdzie Kubańczycy łowili ryby i krewetki, a po drodze zobaczyliśmy rezydencję Al Capone, Casa de Al (chociaż jest prawie pewne, że Al Capone nigdy tam nie był). Jednak najlepsze spacery były do miejscowości Santa Marta, położonej tuż za mostem, który łączył półwysep Hicacos z pozostałym lądem. 

Kubańczycy wędkują pod mostem łączącym Varadero z resztą Kuby

Był to nasz 14 wyjazd na Kubę w ciągu 10 lat (od 4 do 18 listopada, 2018). Wybraliśmy hotel Roc Barlovento głównie z powodu licznych pozytywnych recenzji opublikowanych na TripAdvisor - i na pewno nie zawiedliśmy się. Manager był Niemcem – dlatego może hotel był dość dobrze zarządzany (chociaż potrzeba byłoby o wiele więcej, niż niemiecki zarząd, by rzeczywiście dokonać widocznych i radykalnych zmian na Kubie….). 

W budynku po lewej stronie była restauracja i na zewnątrz spożywaliśmy posiłki, a w budynku po prawej stronie chodziliśmy na codzienną poranną jogę/gimnastykę.

Hotel był całkiem dobrze zaprojektowany, w hiszpańskim stylu, stosunkowo mały i przytulny i przez to nie potrzeba dużo chodzić pomiędzy restauracjami, sklepami, plażą i pokojami hotelowymi. A do tego jest tylko dla dorosłych—nie było więc żadnych płaczących i biegających dzieciaków! Około 60% turystów to Kanadyjczycy (mówiący po angielsku i francusku), 30% Niemcy, jak też spotkaliśmy przybyszów z Hiszpanii, Włoch i innych krajów. 

Poranne ćwiczenia jogi, prowadzone przez Zahilys (z prawej)

Hotel miał 3 baseny, ale nigdy z nich nie korzystaliśmy. Mały sklepik, tienda, posiadał dość dobry wybór napojów, rumów, wódek, szamponów, ubrań, kosmetyków i tym podobnych artykułów. Malutki stoisko w środku hotelu sprzedawało pocztówki i znaczki (skrzynka pocztowa była w hotelu—od razu musze wspomnieć, że wysłałem 10 kartek pocztowych i żadna z nich nie dotarła do adresatów), jak też kilkakrotnie artysta-malarz malował i sprzedawał obrazy. W recepcji hotelowej można było wymienić walutę, ale kurs był bardzo słaby - zaledwie 68 CUC za $100 kanadyjskich, podczas gdy bank oferował około 73,50 CUC. Kilka bardzo przyjaznych (i spasionych) kotów wałęsało się po terenach hotelowych, zwłaszcza podczas posiłków w pobliżu stolików przed restauracją—ale hotel też ustawił specjalną ‘kawiarnię dla kotów’, gdzie turyści mogli zostawiać im przysmaki. Nic dziwnego, że było niezmiernie wybredne! 

Front hotelu Roc Barlovento

O 10 rano odbywały półgodzinne ćwiczenia ‘stretching’ i jogi, prowadzone przez Zahilys, bardzo przyjemną Kubankę, która pracowała przy animacji i prowadziła również inne zajęcia. Jednak nie było zbyt wielkiego zainteresowanie tą aktywnością i dość często byliśmy jedynymi uczestnikami. W małej budce można było otrzymać ręczniki plażowe—w niej mieściła się też mała biblioteka z książkami w językach angielskim, francuskim i niemieckim, do której dotowaliśmy nasze 4 przeczytane pozycje. Każdego wieczoru odbywały się różne występy rozrywkowe, ale uczestniczyliśmy tylko w jednym, który miał miejsce w basenie i był imponujący! W hotelu można też wykupić różne wycieczki. Pod koniec naszego pobytu pojawiła się informacja o bardzo tanim przejeździe autobusowym do Hawany - myślę, że kosztował 40 CUC w obie strony lub 25 CUC w jedną stronę na osobę. 

Plaża w hotelu Roc Barlovento

Dwa tygodnie przed przyjazdem wysłaliśmy do hotelu e-mail, prosząc o cichy pokój na najwyższym piętrze i rzeczywiście nasza prośba została spełniona - otrzymaliśmy pokój nr 333. Z okna widzieliśmy część kortu tenisowego i dużo zieleni. Od czasu do czasu czuliśmy zapach ropy / benzyny - około 1 km od naszego hotelu, w Santa Marta, znajdowały się dwie wieże wiertnicze. 

Nasz pokój nr 333 w hotelu Roc Barlovento

Balkon był mały, ale wystarczający, aby na nim usiąść i wygrzewać się na słońcu. Pokój posiadał 2 podwójne łóżkami, telewizor HD z około 25 kanałami—jednym z nich był kanał CNN (przeznaczający ponad 95% czasu antenowego na wiadomości związane z osobą prezydenta Trumpa, co było niezmiernie nudne—pozostałe 4% na sprawy dotyczące USA i tylko 1% na wiadomości międzynarodowe – zapewne w Związku Radzieckim telewizja było bardziej interesująca!) Sejf było płatny (2 CUC dziennie, 28 CUC przez 2 tygodnie). Zawsze mieliśmy ciepłą i zimną wodę, klimatyzator działał idealnie i łatwo było zdalnie zmienić przepływ powietrza lub temperaturę. Mała lodówka dobrze chłodziła nasze napoje. Trzy razy mieliśmy drobne problemy (z sejfem i zasłoną) - w ciągu 10 minut od ich zgłoszenia przyszedł technik i je naprawił. Kilka razy nasze karty magnetyczne przestały działać i musieliśmy iść do lobby, aby je ponownie zaprogramować. Pokojówka, Norian, była bardzo dokładna i zawsze po powrocie z plaży zastawaliśmy nasz pokój wysprzątany. 

Zawsze spożywaliśmy śniadania, obiady i kolacje na zewnątrz, taka możliwość była jedną z bardzo dla nas ważnych zalet tego hotelu

Plaża była rozległa i piaszczysta, było na niej dużo zawsze wolnych krzeseł i palapas. Mogliśmy też obserwować romantyczne zachody słońca. Często kąpałem się w oceanie—pierwsze 30 metrów było bardzo płytkie. Pod koniec naszego pobytu zrobiło się wietrznie, fale stały się dość spore i pojawiła się żółta, a następnie czerwona flaga (zakaz pływania). Pewnego razu niespodziewanie pokaźna fala przetoczyła się przez plażę, zaskakując wielu relaksujących urlopowiczów (i zalewając ich rzeczy). 

Catherine zawsze na śniadania jadła owoce-i oczywiście na świeżym powietrzu!

Innym bardzo istotnym powodem, dla którego wybraliśmy ten właśnie hotel, była możliwość spożywania wszystkich posiłków na świeżym powietrzu—zresztą nie korzystało z tej sposobności zbyt wiele turystów. My natomiast ani razu nie jedliśmy wewnątrz! Jedzenie było ogólnie podobne każdego dnia, ale urozmaicone i smaczne - często nawet pyszne. Na śniadanie zawsze jadłem jajka z boczkiem, a czasem omlety, a także mnóstwo owoców, soków i jogurt. Zwykle nie jedliśmy lunchu, ale dwukrotnie się skusiliśmy i był doskonały - oprócz regularnych posiłków, rozstawiono na powietrzu ogromny grill i serwowany wyśmienite steki, hamburgery, hot dogi i inne dania z grilla. Podczas kolacji kucharz serwował wspaniałą wieprzowinę i wołowinę z grilla, a także kilka rodzajów ryb, krewetek, kalmarów i małży. Można też było zamówić spaghetti i pizzę. Były też przepyszne gulasze, kurczak, szynka parmeńska, ser i sałatki. Nie natknąłem się jednak na pomidory, które uwielbiam. Kelnerzy zawsze przynosili do naszego stołu kawę, soki, wino lub piwo. W pobliżu plaży znajdował się bar przekąskowy, serwujący podstawowe jedzenie - hamburgery (bardzo dobre), hot dogi, kanapki z szynką i serem, owoce i sałatę. Obok znajdował się bar z zimnym piwem i napojami alkoholowymi. 

Widok z naszego pokoju numer 333

W lobby hotelowym znajdował się mały barek, ale z powodu podjeżdżających samochodów, taksówek i autobusów było tam gwarno i zalatywało spalinami. Wieczorem można było posłuchać muzyki na żywo—uwielbiałem skrzypka i gitarzystę, byli fantastyczni. Bar na centralnym placu (w sąsiedztwie restauracji meksykańskiej) był doskonały, posiadał dużo stołów i krzeseł i nigdy nie było do niego kolejek - często zatrzymywaliśmy się w nim na drinka w drodze z plaży. Ogrodnicy często przynosili na plażę orzechy kokosowe i od razu je odpowiednio obierali dla turystów. 

Case de Al niedaleko hotelu Roc Barlovento. Jakoby mieszkał tutaj Al Capone, ale według mojego 'research' najprawdopodobniej ten słynny gangster nigdy nawet nie odwiedził Varadero!

Podczas naszego piętnastodniowego pobytu, 12 lub 13 dni było dość słonecznych i gorących (ponad +30 ° C). Ponieważ często pozostawialiśmy otwarte drzwi balkonowe, widzieliśmy w naszym pokoju kilka komarów, ale poza tym nie spostrzegłem żadnych innych owadów. 

Słynny PRL-owski 'maluch', Polski Fiat 126p, nadal jest stosunkowo popularny na Kubie. W latach siedemdziesiątych XX w. pamiętam bardzo podobne scenki z ulic warszawskich - widocznie samochody owego okresu nie były zbyt dobre

Często przechadzaliśmy się z hotelu do miejscowości Santa Marta - dojście do mostu zajmowało nam około 2 minuty, po jego przejściu skręciliśmy w lewo i już szliśmy ulicami miasteczka. Było one całkiem ładne, z mnóstwem restauracji, kawiarni i casas particulares. Większość restauracji oferowała bardzo urozmaicone dania po rozsądnych cenach. W niedzielny poranek udaliśmy się na targ—warto było! Farmerzy sprzedawali mnóstwo owoców i warzyw, wszystkie ceny były w CUP (tj. Moneda National, 25 CUP = 1 CUC = 1 USD) i produkty były bardzo tanie. Kupiłem ‘swojskie’ piwo za około 6 CUP od szklanki, całkiem dobre, bardzo różniło się od sprzedawanego komercyjnie. Nabyliśmy także pyszne jedzenie od sprzedawcy ulicznego. 

W niedzielę w mieście Santa Marta farmerzy sprzedawali swoje wyroby. Ceny były ogólnie niskie, szczególnie za owoce i warzywa. Tu na przykład mięso kosztuje 25 CUP za funta, tzn. jednego amerykańskiego dolara za prawie pół kilograma

Miasteczko miało dużo casas particulares i odwiedziliśmy jedno z nich. Właściciel mówił po angielsku, odwiedził nawet Kanadę (na zaproszenie turystów, z którymi się zaprzyjaźnił) i opowiedział nam wiele ciekawych historyjek o tym mieście. Ponieważ wielu jego mieszkańców pracowało w hotelach w Varadero, powodziło im się nie najgorzej, co było widać po wielu zadbanych i dużych domach prywatnych.

Santa Marta, farmerzy sprzedają swoje wyroby na 'wolnym rynku'.

Kilka razy wstąpiliśmy do prywatnej kawiarenki na bardzo dobrą kawę i ciasteczka. Otworzyła się zaledwie rok temu, całe wyposażenie było fabrycznie nowe, a na błyszczących aparatach do parzenia kawy i cappuccino widniały napisy, „Made in Italy”. 

Catherine w sklepie tytoniowo-alkoholowym, nad którym patronuje wszechobecny Che

Wieczorem wielokrotnie spacerowaliśmy wzdłuż kanału - zwykle gromadziły się tam grupy kubańskich wędkarzy. Chodziliśmy także po Avenida 1ra, nawet doszliśmy do słynnego baru „The Beatles Bar”, wchodząc po drodze do restauracji, kawiarni i sklepików, ‘tiendas’. 

Tego rodzaju antyczne samochody są częstym widokiem na Kubie

Gdy poszliśmy do banku, aby wymienić pieniądze, w środku znajdowało się ponad 10 turystów i musieliśmy czekać prawie godzinę - paszport był również wymagany do sfinalizowania transakcji. 

Słynny "The Beatles" bar w Varadero

Staraliśmy się jak najwięcej chodzić pieszo, ale kiedy byliśmy zmęczeni, zawsze czekało mnóstwo taksówek, ‘coco taxi’ i dorożek konnych, gotowych na podwiezienie nas do hotelu. Dwukrotnie skorzystaliśmy z autobusu hop-on-hop-off. Ostatni przystanek znajdował się prawie vis-a-vis naszego hotelu (w pobliżu restauracji La Sangria), kursował co 20 minut (rzadziej wieczorem), kosztował 5 CUC za osobę i zabierał nas do samego końca półwyspu Hicacos. 

Atrakcyjna Casa Particular (prywatny hotel/kwatera) w Santa Marta

Hotel oferował wycieczki do Hawany, ale ponieważ 10 lat temu spędziliśmy tydzień na zwiedzaniu tego pięknego miasta, postanowiliśmy odwiedzić jedynie miasto Matanzas, znajdujące się pomiędzy Hawaną a Varadero. Udało nam się znaleźć wygodną taksówkę za 30 CUC, która wysadziła nas w Matanzas na placu Libertad Square. Catherine poszła do Muzeum Farmaceutycznego, a ja zwiedziłem budynek rządowy, bodajże ratusz. 

Matanzas, Kuba-Libertad Square

Początkowo pracownicy nie chcieli mnie do niego wpuścić, ale wyjaśniłem, że tylko chciałem obejrzeć zdjęcia na ścianach. Przedstawiały wizytę Fidela Castro w tym mieście. Pośrodku placu znajdowała się statua Jose Marti. Następnie poszliśmy do restauracji w hotelu Velasco, sąsiadującym z Teatro Velasco, a potem ulicą Calle Milanes w kierunku morza, mijając Catedral de San Carlos Boromeo. 

Teatro Velasco

W końcu dotarliśmy do teatru Sauto, który był w remoncie. Na placu przed teatrem znajdowały się stare szyny tramwajowe—na Kubie swojego czasu w wielu miastach kursowały tramwaje, ale to już dawna historia. Teatr został otwarty w 1863 roku i był symbolem miasta. Takie sławy jak francuska aktorka Sarah Bernhardt, rosyjska tancerka Anna Pavlova, włoska piosenkarka operowa Enrico Caruso i hiszpański gitarzysta Andrés Segovia występowały na jego scenie. 

Teatro Sauto

W pobliżu teatru znajdowało się Museo de los Bomberos (Muzeum Strażaków), ale nie poszliśmy do niego. Spędziliśmy trochę czasu w Cafe i Cremeria Atenas vis-a-vis teatru i wypiliśmy kilka drinków, które były w dość przystępnej cenie. Siedząc na patio, mieliśmy wspaniały widok na budynek teatru i mogliśmy obserwować życie miasta. W pobliżu znajdowały się dwa mosty nad rzeką Rio San Juan. Nawiasem mówiąc, było bardzo gorąco i wilgotno i przez cały dzień wypiłem 9 puszek piwa Bucanero! 

Teatro Sauto, Pałac Sprawiedliwości i inne historyczne budynki.

Obeszliśmy dookoła budynku teatru w nadziei, że być może uda nam się zajrzeć do środka, ale był zamknięty na cztery spusty. Poszliśmy ulicą Calle 272 wzdłuż wybrzeża. Równolegle do brzegu i na środku ulic znajdowały się tory kolejowe - byłem pewien, że dawno temu zostały porzucone, wyglądały na stare i raczej zepsute, ale powiedziano nam, że pociągi wciąż jeżdżą! Jeśli rzeczywiście to prawda, w takim razie to cud techniki! Tuż obok ulicy Calle 270 na małym „półwyspie” znajdowała się kubańska knajpka, wszystkie ceny podano w CUP. Zamówiliśmy pudełko smażonych krewetek - o ile pamiętam, 10 z nich kosztowało około 30 CUP i były wyśmienite! Sądzę, że było to haitańska część miasta Matanzas—kilkakrotnie spostrzegłem Kubańczyków z dość osobliwymi rysami twarzy - być może byli oni potomkami haitańskich przybyszów.

Matanzas-prawdopodobnie to jest 'haitańska' część miasta

Wieczorem spacerowaliśmy ulicą Calle 97, wzdłuż rzeki Rio San Juan i zatrzymaliśmy się w galerii „Lolo Galeria-Taller”. Niesamowita! W środku znajdowało się mnóstwo dzieł sztuki - rzeźby, obrazy, posągi, wyroby ceramiczne – wykonane przez różnych artystów. 

Lolo Galeria Taller

Niektóre prace były trochę przerażające, ale niezmiernie kreatywne. Podobało mi się wiele obrazów i nie zawahałbym się je powiesić w domu lub biurze. Niestety ceny (przynajmniej te oficjalne) były dość wysokie—z pewnością możliwe byłoby wytargowanie się z artystami. 

Lolo Galeria Taller

Ponownie znaleźliśmy się w pobliżu katedry, odbywały się tam jakieś uroczystości i grupa ludzi, ubranych w fantazyjne stroje, udała się na główny plac. Odwiedziliśmy także klub szachowy, nazwany na cześć słynnego kubańskiego ‘cudownego dziecka’ szachowego, José Raúla Capablanca y Graupera (1888–1942), który był mistrzem świata w szachach od 1921 do 1927 roku. 

Klub szachowy, nazwany na cześć słynnego kubańskiego ‘cudownego dziecka’ szachowego, José Raúla Capablanca y Graupera

Robiło się późno i zaczęliśmy się rozglądać za taksówką. Podczas naszych poszukiwań nawinął się jakiś Kubańczyk i zaczął z nami rozmawiać i domyślając się, że szukamy środka transportu, natychmiast zaoferował nam swoją pomoc, prawdopodobnie oczekując od nas napiwku. Chodziliśmy z nim przez chwilę i ostatecznie zobaczyliśmy prywatną taksówkę; po krótkiej dyskusji wynegocjowaliśmy cenę 25 CUC (kierowca nie był zbyt zachwycony taką ceną) i daliśmy kilka CUC naszemu pośrednikowi. 

Ulice miasta Matanzas w nocy

Samochód był bardzo stary, jedyne, co wydawało się w nim działać, to silnik oraz światła przednie i tylne. W całkowitej ciemności nie mogliśmy nawet prowadzić rozmowy ze względu na hałas, a do tego wnętrze samochodu zalatywało spalinami, które musiały przedostawać się przez liczne pęknięcia. Przed wjazdem do Varadero znajdował się policyjny punkt kontrolny—policja zatrzymała taksówkę. Kierowca wysiadł z samochodu, a policjant oficjalnie strzelił obcasami i zasalutował. Rozmawiali przez chwilę i mogliśmy jechać dalej. Zapytałem go, czy policjant chciał łapówki—odpowiedział, że nie. W każdym razie wróciliśmy do hotelu i daliśmy mu 30 CUC. Nawiasem mówiąc, jeśli zatrzymalibyśmy się w hotelu położonym dalej na półwyspie, z pewnością cena byłaby znacznie wyższa, dotarcie tam zajęłoby więcej czasu - nasza lokalizacja ma wiele zalet! 

Stary człowiek na Libertad Square

Przez wiele lat bardzo niechętnie odnosiłem się do wyjazdu do Varadero, nie chcąc być otoczonym jedynie kurortami i hotelami. Tak się nie stało – lokalizacja Hotelu Roc Barlovento spowodowała, że nie byliśmy w enklawie turystycznej. Niezmiernie polubiliśmy ten hotel i jego miły personel—mieliśmy udane wakacje! Ostatniego dnia pobyty, w autobusie jadącym na lotnisko, rozmawialiśmy z jadącymi turystami o ich wrażeniach na temat hoteli, w których mieszkali. Okazało się, że większość z nich nie była specjalnie zadowolona, a wręcz rozczarowana hotelami, które były droższe i o wyższych standardach od tego, w którym mieszkaliśmy.

P.S.--22 grudnia 2021 roku

Od czasu naszej wycieczki do Varadero, raz jeszcze pojechaliśmy na Kubę, po raz 15-ty, do hotelu Carisol los Corales niedaleko Santiago de Cuba w styczniu 2020 roku (zamieściłem obszerny blog o tej wycieczce). W dniu, gdy powróciliśmy do Toronto, 22 stycznia 2020 roku, również do Toronto przybył z Chin pierwszy pacjent zarażony COVID-19... Jednakże byliśmy pełni optymizmu i liczyliśmy, że pojawimy się ponownie w hotelu Roc Barlovento w listopadzie 2020 roku; oczywiście, okazało się to niemożliwe. Nie były również możliwe udać się tamże w listopadzie 2021 roku. Mieliśmy nadzieję, że może odwiedzimy Kubę w styczniu 2022 roku, ale na szczęście nie zrobiliśmy żadnych rezerwacji z powodu szalejącego varianu Omicron. Nasza następna potencjalna wycieczka na Kubę--najprawdopodobniej do hotelu Roc Barlovento--możliwa jest w listopadzie 2022 roku. Ale biorąc pod uwagę zmieniającą się prawie z dnia na dzień sytuację, nie chcemy na chwilę obecną robić żadych planów.

Do zobaczenia wkrótce, Varadero!


Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/varadero-cuba-two-weeks-in-hotel-roc.html 

Więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715579022731




sobota, 31 października 2015

Cayo Largo, Kuba—Tydzień w Hotelu Pelicano, Styczeń 2014 r.

Kuba jest oczywiście (dużą) wyspą—być może za dużą dla nas... dlatego chcieliśmy spróbować czegoś mniejszego i przytulniejszego. Po kilku godzinach zbierania informacji na Internecie, podjęliśmy decyzję odwiedzenia Cayo Largo del Sur, wyspy położonej niedaleko południowych brzegóg Kuby. Wyspa o wymiarach 25 km na 3 km, ma zaledwie kilka hoteli (w części zachodniej), międzynarodowe lotnisko i jedne z najpiękniejszych plaży na świecie! Podobno Krzysztof Kolumb zatrzymał się na niej podczas swojej drugiej podróży.

Tydzień przed wyjazdem zadzwonił do mnie jeden z klientów i chciał się ze mną umówić na spotkanie—ponieważ wyjeżdżał na wakacje, poprosił o termin po jego przyjeździe, w końcu stycznia 2014 r.

            — Dokąd się Pan wybiera? — spytałem zaciekawiony.

            — Jedziemy z żoną na Kubę — powiedział

            — W które miejsce?

            — Na taką małą wyspę, Cayo Largo.

            — I kiedy wylatujecie?

            — Siedemnastego stycznia — odpowiedział.

Byłem zaskoczony—co za zbieg okoliczności!

            — Zatem spotkajmy się na lotnisku albo w samolocie — zaproponowałem.

Trochę zdziwił się tą niecodzienną propozycją.

            — Ale dlaczego?

            — Tak się składa — powiedziałem — że będziemy lecieli tym samym samolotem-jak też przebywali na tej samej wyspie!

Widok ośrodka "Sol Pelicano" z wieży widokowej
Rzeczywiście, 17 stycznia 2014 r. spotkaliśmy się na lotnisku w Toronto, po niecałej godzinie weszliśmy do comfortowego samolotu Airbus 310 i wystartowaliśmy o godzinie 18:00—nawet samolot nie musiał być odladzany. Podawano bardzo smaczne jedzenie, średniej jakości wino i mogłem podziwiać przez okno pełnię księżyca. Dokładnie po 3 godzinach i 33 minutach lotu mieliśmy idealne lądowanie. Nota bene, z moimi klientami nie dyskutowaliśmy o sprawach biznesowych na pokładzie samolotu!

Szybko przeszliśmy przez kontrolę paszportowo-celną, dość długo czekaliśmy na bagaże, które były obwąchiwane przez energicznego i zabawnego szkolonego psa, ale chyba nic podejrzanego nie znalazł. Jazda autobusem do hotelu zabrała jedynie 10 minut—najkrótsza trasa z lotniska do hotelu na Kubie! Nasze bagaże zostały wyładowane z autobusu, podczas gdy staliśmy w kolejce do recepcji hotelowej. Otrzymaliśmy pokój nr 4319 ("Magnolia") i zapłaciliśmy 2 peso dziennie za sejf w pokoju. W tym samym czasie wymieniliśmy $200 na kubańskie peso, otrzymując około 176 peso.
 
Plaża na vis-a-vis hotelu
Pokój znajdował się na drugim piętrze i okna wychodziły na ocean. Był przestronny i posiadał telefon, telewizor i małą lodówkę; najbardziej podobał się nam duży balkon z zadaszeniem w razie deszczu. Mogliśmy na nim siedzieć, spoglądać na ocean, słuchać kojącego szumu fal i delektować się zachodami słońca.

Następnego dnia wstaliśmy o 8:00 rano, wykąpaliśmy się i udaliśmy się do restauracji ze 'stołem szwedzkim' ("all-you-can-eat")—zamówiłem 3 jajka, chleb, jogurt, kiełbasę oraz owoce. Wprowadzenie dla turystów miało miejsce o godzinie 11:00 i prowadzone było przez naszego przedstawiciela, Samira. Opowiedział nam pokrótce o niedawnym wypadku: według jego wersji, kanadyjska turystka, po wypiciu kilku drinków alkoholowych, wsiadła na skuter ze swoim małym dzieckiem i mieli wypadek, na skutek którego dziecko poniosło śmierć. Turystka była zatrzymana na Kubie przez jakiś czas, ale wreszcie ją wypuszczono i pozwolono wrócić do Kanady. Również objaśnił nam, w jaki sposób możemy pojechać do innych hoteli, plaż i do 'miasta'.
Codziennie się bawiliśmy ze trzeba szczeniakami; ich mama nie miała nic przeciwko temu

Po orientacji poszliśmy na plażę i zajęliśmy 'palapę' w krztałcie litery "A", blisko szopy faceta opiekującego się plażą. Zauważyłem, że trzymał w szopie psa... z trzema jedno-miesięcznymi szczeniakami! Czasmi bawiliśmy się z nimi i nawet zabieraliśmy jej do palapy. Opowiedział nam o huraganie 4 stopnia Michelle, jaki miał miejsce w listopadzie 2001 r: przed tym huraganem wszyscy turyści byli ewakuowani i na Cayo Largo pozostała jedynie garstka pracowników. Huragan przeszedł nad wyspą i została ona zalana w wyniku 6 metrowych fal. Powiedził, że przedtem plaże były o wiele lepsze, szersze i bardziej piaszczyste i nie było na nich widocznych żadnych skał—huragan je zdewastował i zmienił ich wygląd. Hotele, prócz jednego, zostały odbudowane.

Na plaży znajdował się bar (Beach Ranchon) gdzie można było poza drinkami i przekąskami, zjeść lunch—uwielbiałem serwowane w nim sałaty! Również raz mieliśmy w nim smaczną kolację a'la carte.

W centrum ośrodka wyrastała dość wysoka wieża obserwacyjna i parę razy weszliśmy na jej szczyt, rozciągał się z niej imponujący widok!
 
Catherine pod 'palapą' z jednym z trzech szczeniaczków
Również przeszliśmy się do pobliskich hotelli: na wschodzie była Villa Lindamar i mieszkali w niej głównie turyści z Włoch; po leewj stronie był Hotel Sol Cayo Largo, który też odwiedziliśmy—według Trip Advisor, był on na pierszym miejscu w rankingu hoteli na Cayo Largo; nasz był na drugim. Rzeczywiście, był on o wyższym standarcie (posiadał 4 gwiazdki, nasz 3) i wystrój wnętrza był o wiele ciekawszy—jednakże bardzo lubiliśmy nasz hotel! Moi klienci zatrzymali się w hotelu Sol Cayo Largo i jednego dnia się z nimi spotkaliśmy i potem poszliśmy nurkować z rurką na przeciwko ich hotelu.

Lokalną 'kolejką' pojechaliśmy na plażę Playa Paradiso, brodziliśmy w płytkiej wodzie i przeszliśmy się w stronę plaży Playa Sirena. Obie plaże były niezkazitelne i dość dzikie; gdy oddaliliśmy się od plażowego baru, spotykaliśmy bardzo mało ludzi. Prawie przez godzinę chodziłem w płytkiej wodzie, podczas gdy Catherine poszła o wiele dalej eksplorować pozostałe części plaży.
 
Iguana
Niestety, hotel nie posiadał żadnych rowerów, toteż pieszo przeszliśmy się pobliską drogą. Niebawem doszliśmy do Tower Gardens (koło starej wieży ciśnień)—prawdopodobnie była zniszczona przez huragan i wydawała się od lat nieużywana. Dwie kobiety zdawały się opiekować ogrodem i jedna pokazała nam dziką iguanę, która wygrzewała się na słońcu koło ogrodu. Potem posługując się hiszpańskim oraz językiem migowym dała znać, aby za nią iść i zaprowadziła nas do stawu, wskazując na wygrzewającego się krokodyla! Przez jakiś czas się na niego patrzyliśmy i gdy znienacka otworzył ogromną paszczę, dobrze nas wystraszył! Zobaczyliśmy jeszcze jedną iguanę i białą czaplę.
 
Prawdziwy krokodyl!
Autobusem pojechaliśmy do wioski Cayo Largo (zwanej 'Pueblito'), która jest całkowicie zamieszkana przez Kubańczyków zatrudnionych w sektorze turystycznym. Powiedziano nam, że pracują oni przez kilka tygodni, a potem mają kilka wolnych i wracają do domu; większość z nich mieszka na stałe na wyspie "Isla de la Juventud", Wyspie Młodości. Zaopatrzenie wyspy jest transportowane na wyspę barką i raz ją z daleka widzieliśmy, jak była holowana.



Udaliśmy się do restauraci, do doku, pod którym widzieliśmy wiele dużych i egzotycznie wyglądających ryb oraz do farmy żółwi, "Centro de Rescate de Tortugas Marinas". Zobaczyliśmy wiele kolorowych żółwi, pływających w basenie. Jajka żółwi, żłożone na wyspie, są nastęnie zbierane i przynoszone do tej farmy do inkubacji; gdy się wylęgają, nowonarodzone żółwie przez jakiś czas są trzymane na farmie i potem wypuszczane do oceanu.

Ponieważ lotnisko było zaraz koło hotelu, słyszeliśmy (i widzieliśmy) przylatujące i odlatujące samoloty; te mniejsze latały do Hawany i ich piloci często spożywali posiłki w restauracji, parę razy z nimi rozmawiałem.
 
Catherine na plaży Sirena
W dniu odlotu zamiast czekać na bezpłatny autobus, wzięliśmy taksówkę i po paru minutach byliśmy na lotnisku—w ten sposób byliśmy jedni z pierwszych i udało się nam usiąść w restauracji przy wolnym stoliku. Później dołączyli się do nas moi klienci i przed odlotem przez ponad godzinę rozmawialiśmy—restauracja były pełna ludzi! Jak zwykle, zakupy zrobiłem na lotnisku; na szczęście miałem gotówkę, bo sklep nie akceptował kart kredytowych z powodu problemów technicznych. Lot był bezproblemowy i wylądowaliśmy w Toronto o godzinie 2:00 nad ranem.

Zazwyczaj gdy podróżujemy na Kubę, staramy się zwiedzić pobliskie miasta i zobaczyć jak najwięcej ciekawych atrakcji turystycznych oraz 'mieszać się' z lokalnymi mieszkańcami. Ale do Cayo Largo przyjechaliśmy głównie w celu wypoczynku na plaży—i mieliśmy udaną wycieczkę!