Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arrowhead Pro Provincial Park. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arrowhead Pro Provincial Park. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 października 2025

BIWAKOWANIE W PARKU PROWINCJONALNYM ARROWHEAD W ONTARIO, 20–24 LIPCA 2023 ROKU

Tak wyglądał wjazd do naszego miejsca biwakowego. Szkoda, że nie przywiozłem kanu i sprzętu wędkarskiego, mogliśmy już na biwaku pływać i łowić ryby w kałużach!

INTERAKTYWNA MAPA GOOGLE NASZEJ TRASY


Mapa satelitarna parku Arrowhead, na której widoczna jest rzeka Big East River wraz z jej licznymi meandrami. 
Meandry przesuwają się w miarę upływu czasu ku ujściu rzeki, zwiększając swoją krzywiznę oraz poszerzając dolinę. Mogą wówczas zostać odcięte od głównego biegu rzeki, np. wskutek chwilowego podniesienia się poziomu wody i wymycia nowego koryta; wówczas dawny meander staje się starorzeczem--i na tej mapie świetnie widać wiele z takich starorzeczy, zwanych również jeziorami przyrzecznymi. Zazwyczaj posiadają one kształt sierpowy.
Po pewnym czasie starorzecza stopniowo wypełniają się osadami i przekształcają się w bagna lub trzęsawisk, a ostatecznie wysychają i stają się "bliznami meandrowymi", jako że starorzecza zostały odcięte od głównej rzeki i tracą źródła wody z powodu parowania, a do tego cały czas odkładają się w nich osady i szczątki roślinne. Na mapie można dojrzeć "blizny meandrowe."
Lokacja naszego miejsca biwakowego jest oznaczona czerwonym punktem.


Po dość rozczarowującej wyprawie nad rzekę French River mieliśmy ochotę na spędzenie kilku dni pod namiotem w bardziej „cywilizowanym” parku – łatwo dostępnym samochodem i bez potrzeby pływania na kanu. Jako że zakaz palenia ognisk został wreszcie zniesiony, a prognoza pogody zapowiadała się obiecująco – przynajmniej jak na środek lata – mogliśmy spodziewać się co wieczór uczestniczyć w ważnym dla nas rytuale, którego tak bardzo nam brakowało podczas pobytu w parku French River Provincial Park: ogniska. Park Prowincjonalny Arrowhead wydawał się idealny. Kilka miesięcy wcześniej zarezerwowałem miejsce biwakowe numer 337 (45°22'47.2"N 79°12'25.7"W) – dokładnie to samo, na którym biwakowałem parę lat wcześniej.

Pomimo licznych kałuż, nasze miejsce nr 337 była bardzo przestronne, ustronne i prywatne

Co ciekawe, po raz pierwszy nie było już potrzeby posiadania wydrukowanego pozwolenia, które zawsze otrzymywało się w dwóch egzemplarzach—jeden zawieszało na słupku przy miejscu biwakowym, a drugi kładło na desce rozdzielczej w samochodzie. Napis przy wjeździe do parku informował, że jeśli ma się zrobioną rezerwację, można bez zatrzymywania kierować się na biwak. W duchu pogratulowałem tego nowego systemu, który faktycznie ułatwiał życie, zamiast je utrudniać: ileż to razy musieliśmy czekać w długich kolejkach tylko po to, aby „zameldować” nasz przyjazd i otrzymać pozwolenie. Zresztą mniej więcej w 2010 napisałem do administracji parków prowincjonalnych dość długi i detaliczny list, sugerując liczne usprawnienia i krytykując pewne rzeczy—m. in. proponowałem wyeliminowanie „meldowania się” przy wjeździe do parku, jeżeli ma się zrobioną rezerwację, jak też postulowałem zmianę firmy dostarczającej drzewo na ognisko, dostępne w sprzedaży w parkach—było ono strasznie mokre i z trudem się paliło. Otrzymana odpowiedź negowała wszystkie moje sugestie i zarzuty—chociaż już niebawem park przyznał się, że drzewo rzeczywiście było złej jakości, a po 13 latach wreszcie usprawnił system wjazdu do parków.

Plandeka bardzo się przydała. Jednakże specjalnie nie narzekaliśmy na deszcze-głównie padało w dniu naszego przyjazdu, i stosunkowo krótko. Zresztą dzięki takiej pogodzie można było palić ogniska, czego nie byliśmy w stanie robić podczas naszej ostatniej wycieczce na French River

Po dotarciu na miejsce nr 337, zastaliśmy na nim, a szczególnie przy jego wjeździe, ogromne kałuże po ostatnich deszczach. Ponieważ zapowiadano kolejne opady tego dnia, od razu zabraliśmy się za rozstawianie namiotów i plandeki. Decyzja okazała się słuszna – ledwo skończyliśmy, lunęło jak z cebra. Schroniliśmy się w samochodzie, słuchając rytmicznego bębnienia kropel o dach i czekając, aż deszcz ustanie. Gdy w końcu burza minęła, kałuże jeszcze bardziej się powiększyły. Pomyślałem, że powinienem był przywieźć ze sobą kanu i sprzęt wędkarski—moglibyśmy na nim pływać i łowić ryby nie opuszczając naszego miejsca! Na szczęście drewno, które wcześniej schowałem pod plandeką, pozostało zupełnie suche. Późnym popołudniem pojechaliśmy do pobliskiego miasteczka Huntsville (45°19'35.0"N 79°13'06.2"W). Przeszliśmy się trochę po centrum, zrobiliśmy drobne zakupy wróciliśmy do parku. Wkrótce siedzieliśmy przy ciepłym ognisku, popijając czerwone wino i wsłuchując się w kojące dźwięki lasu.

Główna atrakcja parku, zakole meandrującej rzeki Big East River

Podczas pobytu w parku postanowiliśmy odbyć kilka przejażdżek samochodowych po okolicy. Najpierw pojechaliśmy do głównej atrakcji parku, Big Bend Lookout – krótki spacer prowadzi do punktu widokowego, z którego rozpościera się panorama meandrującej rzeki Big East River (45°23'18.4"N 79°11'30.0"W / 45.388444, -79.191667). W tym miejscu powstało przepiękne zakole rzeki. Niestety, pewnego dnia nastąpi ścięcie zakola lub rozcięcie jego pętli i rzeka popłynie „na skrót”, a obecna część rzeki zostanie opuszczona i przekształci się w starorzecze, stopniowo zarastające i wypełniające się. Otaczające lasy tętniły ptasim śpiewem, szelestem drobnych zwierząt buszujących w podszyciu i intensywnym, ziemistym zapachem, występującym po deszczu.

Słynny sklep "Robinson's General Store" w Dorset, Ontario

Następnie pojechaliśmy do Dorset, niewielkiej miejscowości położonej między Big a Little Trading Bay na jeziorze Lake of Bays, połączone Kanałem Dorset. Naszym pierwszym przystankiem był słynny Robinson’s General Store (45°14'41.0"N 78°53'38.0"W). Sklep, prowadzony przez tę samą rodzinę od 1921 do 2023 roku, zachował swój klasyczny, dawny urok – drewniane półki wypełnione przetworami, rękodziełami i drobiazgami, które sprawiały, że przez chwilę zastanawiałem się, czy w miejskim życiu czegoś mi nie brakuje. Catherine zawsze lubiła tu zaglądać podczas naszych podróży, a potem udać się do pobliskiej lodziarni na porcję lodów. Tym razem wraz z Krzysztofem skusiliśmy się na lody i siedząc na zewnątrz przy wąskim kanale i obserwując łodzie płynące w stronę przesmyku, delektowaliśmy się nimi. Jezioro Lake of Bays wyraźnie przyciągało zamożniejszą klientelę, o czym świadczyły domki letniskowe rozsiane wzdłuż brzegu, drogie łodzie, jakimi przypływali do miasteczka, a nawet ceny w sklepie: zauważyłem steki po niemal 200 dolarów za kilogram! Przekonany jestem, że jeżeli potrzeba by było natychmiast lekarza, dentysty czy adwokata, momentalnie znalazłoby się ich kilkadziesiąt wśród wczasowiczów!

Most na przesmyku w Dorset

W 2017 roku umieszczono tam tablicę historyczną (w języku angielskim i odżibwej) , poświęconą Indianom zamieszkałym na tych terenach:

ANISHINAABEG NAD JEZIOREM LAKE OF BAYS

Anishinaabeg – pierwotni mieszkańcy tego regionu – byli społecznością zbieracko-łowiecką, która często podróżowała do cieśniny w zatoce Trading Bay (na Jeziorze Lake of Bays). Obszar, który obecnie jest częścią Dorset, był specjalnym, duchowym miejscem, bogatym w zasoby naturalne. Przez tysiące lat Anishinaabeg zakładali tu małe obozowiska, zbierając syrop klonowy i korę brzozową, łowiąc ryby i handlując wiosną i latem, a także polując i zakładając pułapki jesienią i zimą. W końcu Anishinaabeg zdali sobie sprawę, że ich prawa do polowań i zbiorów oraz ich terytorium zostały utracone na mocy szeregu traktatów. Nadal podróżowali do tego regionu, pracując jako przewodnicy wędkarscy i myśliwscy oraz handlując z sezonowymi turystami i właścicielami domków letniskowych. Potomkowie Anishinaabeg należą do siedmiu Plemion Indian Kanadyjskich objętych Traktatami Williamsa (1923 r.), z których najbliższym są Indianie Odżibwejowie (Czipewejowie) zamieszkali w Rezerwacie Rama. Ślady pierwotnych mieszkańców przetrwały w licznych zabytkach, rzekach, jeziorach i wyspach, które noszą nazwy geograficzne w języku Anishinaabemowin (Odżibwejów).

Witamy w Dorset!

Później odwiedziliśmy parking i punkt wodowania (tzn. spuszczania kanu na wodę) na jeziorze Herb Lake (45°14'44.8"N 78°47'39.1"W), gdzie Catherine i ja spędziliśmy tydzień na wycieczce na kanu w 2016 roku (https://ontario-nature-polish.blogspot.com/2017/08/haliburton-highlands-ontario-na.html). Wspomnienia natychmiast ożyły – mgła unosząca się nad taflą wody, ciche uderzenia wioseł, nawoływanie nurów w oddali… Nawet bez kanu czułem, jak jezioro szepcze: „Witaj z powrotem, stary przyjacielu.”

Albert Maw, legendarny wytwórca drewnianych kanu

Sądzę, że punktem kulminacyjnym wyjazdu była wizyta u Alberta Maw, legendarnego miejscowego konstruktora drewnianych kanu i właściciela firmy Northland Canoes (45°27'22.5"N 79°13'15.1"W). Pisałem już o nim w innym wpisie na blogu: https://ontario-nature-polish.blogspot.com/2023/05/biwakowanie-w-parku-prowincjonalnym.html. Początkowo myślałem, że nie ma go w domu – na werandzie w lodówce były jajka na sprzedaż, ale pomimo pukania, nikt się nie pojawił. Postanowiłem kupić jedno opakowanie i zostawić pieniądze w kopercie – po kanadyjsku (system bazuje na zaufaniu, ale w Toronto raczej by się nie sprawdził—wkrótce nie byłoby ani jajek, ani pieniędzy). Nieoczekiwanie pojawił się pan Maw. Mimo swoich 89 lat był zadziwiająco żwawy, pełen energii, humoru i gotowy do rozmowy. Z uśmiechem wspominał wypadki, które przeszedł przez lata, pokazując nawet swoje zdeformowane kości – a mimo to emanował siłą i radością życia. Poszliśmy do jego warsztatu, gdzie naprawiał duże, stare kanu, wymieniając żebra i konserwując tu i tam przegniłe lub pęknięte poszycie. Wspomniał, że to ostatnie kanu, nad którym pracuje, bo postanowił przejść na emeryturę – ale jestem pewien, że znajdzie tysiąc innych zajęć, które pozwolą mu pozostać aktywnym i twórczym. Jego wieloletnia praca była inspirująca i stanowiła potwierdzenie, że ciężka praca, optymizm i proste życie z dala od zgiełku miast, pozwala pozostać sprawnym i zdrowym nawet w tak zaawansowanym wieku.

Albert Maw właśnie restaurował to kanu-i powiedział, to jest ostatnie kanu, nad którym pracuje, bo przechodzi na emeryturę!

O 8:30 rano, 24 lipca 2023 roku, namioty były już spakowane, plandeka złożona, a miejsce wyglądała tak, jak je zastaliśmy. Pobyt w Parku Arrowhead pozwolił nam „na luzie” spędzić kilka dni na łonie natury, przy conocnym ognisku, jak też odwiedzić okoliczne atrakcje. Gdy odjeżdżaliśmy, ogarnęła mnie głęboka wdzięczność, że mogłem cieszyć się tymi prostymi przyjemnościami: ogniskiem, przyrodą i wypoczynkiem z dala od miejskiej aglomeracji.


Również jest dostępne wideo/vlog na temat tej wycieczki w języku angielskim.

This blog is available in the English language/ten blog jest dostępny w języku angielskim.

Więcej zdjęć z tej wycieczki.