Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuba. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuba. Pokaż wszystkie posty

piątek, 21 sierpnia 2020

VARADERO, KUBA: DWA TYGODNIE W HOTELU ROC BARLOVENTO, WYCIECZKI DO SANTA MARTA I MATANZAS, LISTOPAD 2018

Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/varadero-cuba-two-weeks-in-hotel-roc.html 

Więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715579022731


Pumpkin i Che

Nigdy nie miałem specjalnie chęci, aby pojechać do Varadero, gdzie spodziewałem się zobaczyć prawie 100 różnych hoteli i kurortów, piaszczyste plaże - i nic więcej. Na szczęście się myliłem! To prawda, że wiele hoteli znajdujących się we wschodniej części Półwyspu Hicacos (na wschód od Calle 64) jest niezmiernie luksusowych, większych i oferujących znacznie wyższy standard, ale znajdują się one ‘w szczerym polu’, poza nimi i pięknymi plażami właściwie niczego nie ma—trzeba brać autobus lub taksówkę, aby coś więcej zobaczyć. Natomiast zachodnia część Varadero przypomina małe miasteczko. Nasz hotel, Roc Barlovento, znajdował się bardzo blisko mostu nad kanałem nawigacyjnym Kawama, na samym początku półwyspu Hicacos. Tak więc okazało się, że jest to DOSKONAŁA lokalizacja! Często spacerowaliśmy kilka kilometrów główną ulicą Varadero (Avenida 1ra) i zaglądaliśmy do różnych restauracji, sklepów, parków, hoteli, domów prywatnych i innych atrakcji—nawet konsulat Kanady znajdował się niedaleko hotelu. Wieczorami przechadzaliśmy się wzdłuż kanału, gdzie Kubańczycy łowili ryby i krewetki, a po drodze zobaczyliśmy rezydencję Al Capone, Casa de Al (chociaż jest prawie pewne, że Al Capone nigdy tam nie był). Jednak najlepsze spacery były do miejscowości Santa Marta, położonej tuż za mostem, który łączył półwysep Hicacos z pozostałym lądem. 

Kubańczycy wędkują pod mostem łączącym Varadero z resztą Kuby

Był to nasz 14 wyjazd na Kubę w ciągu 10 lat (od 4 do 18 listopada, 2018). Wybraliśmy hotel Roc Barlovento głównie z powodu licznych pozytywnych recenzji opublikowanych na TripAdvisor - i na pewno nie zawiedliśmy się. Manager był Niemcem – dlatego może hotel był dość dobrze zarządzany (chociaż potrzeba byłoby o wiele więcej, niż niemiecki zarząd, by rzeczywiście dokonać widocznych i radykalnych zmian na Kubie….). 

W budynku po lewej stronie była restauracja i na zewnątrz spożywaliśmy posiłki, a w budynku po prawej stronie chodziliśmy na codzienną poranną jogę/gimnastykę.

Hotel był całkiem dobrze zaprojektowany, w hiszpańskim stylu, stosunkowo mały i przytulny i przez to nie potrzeba dużo chodzić pomiędzy restauracjami, sklepami, plażą i pokojami hotelowymi. A do tego jest tylko dla dorosłych—nie było więc żadnych płaczących i biegających dzieciaków! Około 60% turystów to Kanadyjczycy (mówiący po angielsku i francusku), 30% Niemcy, jak też spotkaliśmy przybyszów z Hiszpanii, Włoch i innych krajów. 

Poranne ćwiczenia jogi, prowadzone przez Zahilys (z prawej)

Hotel miał 3 baseny, ale nigdy z nich nie korzystaliśmy. Mały sklepik, tienda, posiadał dość dobry wybór napojów, rumów, wódek, szamponów, ubrań, kosmetyków i tym podobnych artykułów. Malutki stoisko w środku hotelu sprzedawało pocztówki i znaczki (skrzynka pocztowa była w hotelu—od razu musze wspomnieć, że wysłałem 10 kartek pocztowych i żadna z nich nie dotarła do adresatów), jak też kilkakrotnie artysta-malarz malował i sprzedawał obrazy. W recepcji hotelowej można było wymienić walutę, ale kurs był bardzo słaby - zaledwie 68 CUC za $100 kanadyjskich, podczas gdy bank oferował około 73,50 CUC. Kilka bardzo przyjaznych (i spasionych) kotów wałęsało się po terenach hotelowych, zwłaszcza podczas posiłków w pobliżu stolików przed restauracją—ale hotel też ustawił specjalną ‘kawiarnię dla kotów’, gdzie turyści mogli zostawiać im przysmaki. Nic dziwnego, że było niezmiernie wybredne! 

Front hotelu Roc Barlovento

O 10 rano odbywały półgodzinne ćwiczenia ‘stretching’ i jogi, prowadzone przez Zahilys, bardzo przyjemną Kubankę, która pracowała przy animacji i prowadziła również inne zajęcia. Jednak nie było zbyt wielkiego zainteresowanie tą aktywnością i dość często byliśmy jedynymi uczestnikami. W małej budce można było otrzymać ręczniki plażowe—w niej mieściła się też mała biblioteka z książkami w językach angielskim, francuskim i niemieckim, do której dotowaliśmy nasze 4 przeczytane pozycje. Każdego wieczoru odbywały się różne występy rozrywkowe, ale uczestniczyliśmy tylko w jednym, który miał miejsce w basenie i był imponujący! W hotelu można też wykupić różne wycieczki. Pod koniec naszego pobytu pojawiła się informacja o bardzo tanim przejeździe autobusowym do Hawany - myślę, że kosztował 40 CUC w obie strony lub 25 CUC w jedną stronę na osobę. 

Plaża w hotelu Roc Barlovento

Dwa tygodnie przed przyjazdem wysłaliśmy do hotelu e-mail, prosząc o cichy pokój na najwyższym piętrze i rzeczywiście nasza prośba została spełniona - otrzymaliśmy pokój nr 333. Z okna widzieliśmy część kortu tenisowego i dużo zieleni. Od czasu do czasu czuliśmy zapach ropy / benzyny - około 1 km od naszego hotelu, w Santa Marta, znajdowały się dwie wieże wiertnicze. 

Nasz pokój nr 333 w hotelu Roc Barlovento

Balkon był mały, ale wystarczający, aby na nim usiąść i wygrzewać się na słońcu. Pokój posiadał 2 podwójne łóżkami, telewizor HD z około 25 kanałami—jednym z nich był kanał CNN (przeznaczający ponad 95% czasu antenowego na wiadomości związane z osobą prezydenta Trumpa, co było niezmiernie nudne—pozostałe 4% na sprawy dotyczące USA i tylko 1% na wiadomości międzynarodowe – zapewne w Związku Radzieckim telewizja było bardziej interesująca!) Sejf było płatny (2 CUC dziennie, 28 CUC przez 2 tygodnie). Zawsze mieliśmy ciepłą i zimną wodę, klimatyzator działał idealnie i łatwo było zdalnie zmienić przepływ powietrza lub temperaturę. Mała lodówka dobrze chłodziła nasze napoje. Trzy razy mieliśmy drobne problemy (z sejfem i zasłoną) - w ciągu 10 minut od ich zgłoszenia przyszedł technik i je naprawił. Kilka razy nasze karty magnetyczne przestały działać i musieliśmy iść do lobby, aby je ponownie zaprogramować. Pokojówka, Norian, była bardzo dokładna i zawsze po powrocie z plaży zastawaliśmy nasz pokój wysprzątany. 

Zawsze spożywaliśmy śniadania, obiady i kolacje na zewnątrz, taka możliwość była jedną z bardzo dla nas ważnych zalet tego hotelu

Plaża była rozległa i piaszczysta, było na niej dużo zawsze wolnych krzeseł i palapas. Mogliśmy też obserwować romantyczne zachody słońca. Często kąpałem się w oceanie—pierwsze 30 metrów było bardzo płytkie. Pod koniec naszego pobytu zrobiło się wietrznie, fale stały się dość spore i pojawiła się żółta, a następnie czerwona flaga (zakaz pływania). Pewnego razu niespodziewanie pokaźna fala przetoczyła się przez plażę, zaskakując wielu relaksujących urlopowiczów (i zalewając ich rzeczy). 

Catherine zawsze na śniadania jadła owoce-i oczywiście na świeżym powietrzu!

Innym bardzo istotnym powodem, dla którego wybraliśmy ten właśnie hotel, była możliwość spożywania wszystkich posiłków na świeżym powietrzu—zresztą nie korzystało z tej sposobności zbyt wiele turystów. My natomiast ani razu nie jedliśmy wewnątrz! Jedzenie było ogólnie podobne każdego dnia, ale urozmaicone i smaczne - często nawet pyszne. Na śniadanie zawsze jadłem jajka z boczkiem, a czasem omlety, a także mnóstwo owoców, soków i jogurt. Zwykle nie jedliśmy lunchu, ale dwukrotnie się skusiliśmy i był doskonały - oprócz regularnych posiłków, rozstawiono na powietrzu ogromny grill i serwowany wyśmienite steki, hamburgery, hot dogi i inne dania z grilla. Podczas kolacji kucharz serwował wspaniałą wieprzowinę i wołowinę z grilla, a także kilka rodzajów ryb, krewetek, kalmarów i małży. Można też było zamówić spaghetti i pizzę. Były też przepyszne gulasze, kurczak, szynka parmeńska, ser i sałatki. Nie natknąłem się jednak na pomidory, które uwielbiam. Kelnerzy zawsze przynosili do naszego stołu kawę, soki, wino lub piwo. W pobliżu plaży znajdował się bar przekąskowy, serwujący podstawowe jedzenie - hamburgery (bardzo dobre), hot dogi, kanapki z szynką i serem, owoce i sałatę. Obok znajdował się bar z zimnym piwem i napojami alkoholowymi. 

Widok z naszego pokoju numer 333

W lobby hotelowym znajdował się mały barek, ale z powodu podjeżdżających samochodów, taksówek i autobusów było tam gwarno i zalatywało spalinami. Wieczorem można było posłuchać muzyki na żywo—uwielbiałem skrzypka i gitarzystę, byli fantastyczni. Bar na centralnym placu (w sąsiedztwie restauracji meksykańskiej) był doskonały, posiadał dużo stołów i krzeseł i nigdy nie było do niego kolejek - często zatrzymywaliśmy się w nim na drinka w drodze z plaży. Ogrodnicy często przynosili na plażę orzechy kokosowe i od razu je odpowiednio obierali dla turystów. 

Case de Al niedaleko hotelu Roc Barlovento. Jakoby mieszkał tutaj Al Capone, ale według mojego 'research' najprawdopodobniej ten słynny gangster nigdy nawet nie odwiedził Varadero!

Podczas naszego piętnastodniowego pobytu, 12 lub 13 dni było dość słonecznych i gorących (ponad +30 ° C). Ponieważ często pozostawialiśmy otwarte drzwi balkonowe, widzieliśmy w naszym pokoju kilka komarów, ale poza tym nie spostrzegłem żadnych innych owadów. 

Słynny PRL-owski 'maluch', Polski Fiat 126p, nadal jest stosunkowo popularny na Kubie. W latach siedemdziesiątych XX w. pamiętam bardzo podobne scenki z ulic warszawskich - widocznie samochody owego okresu nie były zbyt dobre

Często przechadzaliśmy się z hotelu do miejscowości Santa Marta - dojście do mostu zajmowało nam około 2 minuty, po jego przejściu skręciliśmy w lewo i już szliśmy ulicami miasteczka. Było one całkiem ładne, z mnóstwem restauracji, kawiarni i casas particulares. Większość restauracji oferowała bardzo urozmaicone dania po rozsądnych cenach. W niedzielny poranek udaliśmy się na targ—warto było! Farmerzy sprzedawali mnóstwo owoców i warzyw, wszystkie ceny były w CUP (tj. Moneda National, 25 CUP = 1 CUC = 1 USD) i produkty były bardzo tanie. Kupiłem ‘swojskie’ piwo za około 6 CUP od szklanki, całkiem dobre, bardzo różniło się od sprzedawanego komercyjnie. Nabyliśmy także pyszne jedzenie od sprzedawcy ulicznego. 

W niedzielę w mieście Santa Marta farmerzy sprzedawali swoje wyroby. Ceny były ogólnie niskie, szczególnie za owoce i warzywa. Tu na przykład mięso kosztuje 25 CUP za funta, tzn. jednego amerykańskiego dolara za prawie pół kilograma

Miasteczko miało dużo casas particulares i odwiedziliśmy jedno z nich. Właściciel mówił po angielsku, odwiedził nawet Kanadę (na zaproszenie turystów, z którymi się zaprzyjaźnił) i opowiedział nam wiele ciekawych historyjek o tym mieście. Ponieważ wielu jego mieszkańców pracowało w hotelach w Varadero, powodziło im się nie najgorzej, co było widać po wielu zadbanych i dużych domach prywatnych.

Santa Marta, farmerzy sprzedają swoje wyroby na 'wolnym rynku'.

Kilka razy wstąpiliśmy do prywatnej kawiarenki na bardzo dobrą kawę i ciasteczka. Otworzyła się zaledwie rok temu, całe wyposażenie było fabrycznie nowe, a na błyszczących aparatach do parzenia kawy i cappuccino widniały napisy, „Made in Italy”. 

Catherine w sklepie tytoniowo-alkoholowym, nad którym patronuje wszechobecny Che

Wieczorem wielokrotnie spacerowaliśmy wzdłuż kanału - zwykle gromadziły się tam grupy kubańskich wędkarzy. Chodziliśmy także po Avenida 1ra, nawet doszliśmy do słynnego baru „The Beatles Bar”, wchodząc po drodze do restauracji, kawiarni i sklepików, ‘tiendas’. 

Tego rodzaju antyczne samochody są częstym widokiem na Kubie

Gdy poszliśmy do banku, aby wymienić pieniądze, w środku znajdowało się ponad 10 turystów i musieliśmy czekać prawie godzinę - paszport był również wymagany do sfinalizowania transakcji. 

Słynny "The Beatles" bar w Varadero

Staraliśmy się jak najwięcej chodzić pieszo, ale kiedy byliśmy zmęczeni, zawsze czekało mnóstwo taksówek, ‘coco taxi’ i dorożek konnych, gotowych na podwiezienie nas do hotelu. Dwukrotnie skorzystaliśmy z autobusu hop-on-hop-off. Ostatni przystanek znajdował się prawie vis-a-vis naszego hotelu (w pobliżu restauracji La Sangria), kursował co 20 minut (rzadziej wieczorem), kosztował 5 CUC za osobę i zabierał nas do samego końca półwyspu Hicacos. 

Atrakcyjna Casa Particular (prywatny hotel/kwatera) w Santa Marta

Hotel oferował wycieczki do Hawany, ale ponieważ 10 lat temu spędziliśmy tydzień na zwiedzaniu tego pięknego miasta, postanowiliśmy odwiedzić jedynie miasto Matanzas, znajdujące się pomiędzy Hawaną a Varadero. Udało nam się znaleźć wygodną taksówkę za 30 CUC, która wysadziła nas w Matanzas na placu Libertad Square. Catherine poszła do Muzeum Farmaceutycznego, a ja zwiedziłem budynek rządowy, bodajże ratusz. 

Matanzas, Kuba-Libertad Square

Początkowo pracownicy nie chcieli mnie do niego wpuścić, ale wyjaśniłem, że tylko chciałem obejrzeć zdjęcia na ścianach. Przedstawiały wizytę Fidela Castro w tym mieście. Pośrodku placu znajdowała się statua Jose Marti. Następnie poszliśmy do restauracji w hotelu Velasco, sąsiadującym z Teatro Velasco, a potem ulicą Calle Milanes w kierunku morza, mijając Catedral de San Carlos Boromeo. 

Teatro Velasco

W końcu dotarliśmy do teatru Sauto, który był w remoncie. Na placu przed teatrem znajdowały się stare szyny tramwajowe—na Kubie swojego czasu w wielu miastach kursowały tramwaje, ale to już dawna historia. Teatr został otwarty w 1863 roku i był symbolem miasta. Takie sławy jak francuska aktorka Sarah Bernhardt, rosyjska tancerka Anna Pavlova, włoska piosenkarka operowa Enrico Caruso i hiszpański gitarzysta Andrés Segovia występowały na jego scenie. 

Teatro Sauto

W pobliżu teatru znajdowało się Museo de los Bomberos (Muzeum Strażaków), ale nie poszliśmy do niego. Spędziliśmy trochę czasu w Cafe i Cremeria Atenas vis-a-vis teatru i wypiliśmy kilka drinków, które były w dość przystępnej cenie. Siedząc na patio, mieliśmy wspaniały widok na budynek teatru i mogliśmy obserwować życie miasta. W pobliżu znajdowały się dwa mosty nad rzeką Rio San Juan. Nawiasem mówiąc, było bardzo gorąco i wilgotno i przez cały dzień wypiłem 9 puszek piwa Bucanero! 

Teatro Sauto, Pałac Sprawiedliwości i inne historyczne budynki.

Obeszliśmy dookoła budynku teatru w nadziei, że być może uda nam się zajrzeć do środka, ale był zamknięty na cztery spusty. Poszliśmy ulicą Calle 272 wzdłuż wybrzeża. Równolegle do brzegu i na środku ulic znajdowały się tory kolejowe - byłem pewien, że dawno temu zostały porzucone, wyglądały na stare i raczej zepsute, ale powiedziano nam, że pociągi wciąż jeżdżą! Jeśli rzeczywiście to prawda, w takim razie to cud techniki! Tuż obok ulicy Calle 270 na małym „półwyspie” znajdowała się kubańska knajpka, wszystkie ceny podano w CUP. Zamówiliśmy pudełko smażonych krewetek - o ile pamiętam, 10 z nich kosztowało około 30 CUP i były wyśmienite! Sądzę, że było to haitańska część miasta Matanzas—kilkakrotnie spostrzegłem Kubańczyków z dość osobliwymi rysami twarzy - być może byli oni potomkami haitańskich przybyszów.

Matanzas-prawdopodobnie to jest 'haitańska' część miasta

Wieczorem spacerowaliśmy ulicą Calle 97, wzdłuż rzeki Rio San Juan i zatrzymaliśmy się w galerii „Lolo Galeria-Taller”. Niesamowita! W środku znajdowało się mnóstwo dzieł sztuki - rzeźby, obrazy, posągi, wyroby ceramiczne – wykonane przez różnych artystów. 

Lolo Galeria Taller

Niektóre prace były trochę przerażające, ale niezmiernie kreatywne. Podobało mi się wiele obrazów i nie zawahałbym się je powiesić w domu lub biurze. Niestety ceny (przynajmniej te oficjalne) były dość wysokie—z pewnością możliwe byłoby wytargowanie się z artystami. 

Lolo Galeria Taller

Ponownie znaleźliśmy się w pobliżu katedry, odbywały się tam jakieś uroczystości i grupa ludzi, ubranych w fantazyjne stroje, udała się na główny plac. Odwiedziliśmy także klub szachowy, nazwany na cześć słynnego kubańskiego ‘cudownego dziecka’ szachowego, José Raúla Capablanca y Graupera (1888–1942), który był mistrzem świata w szachach od 1921 do 1927 roku. 

Klub szachowy, nazwany na cześć słynnego kubańskiego ‘cudownego dziecka’ szachowego, José Raúla Capablanca y Graupera

Robiło się późno i zaczęliśmy się rozglądać za taksówką. Podczas naszych poszukiwań nawinął się jakiś Kubańczyk i zaczął z nami rozmawiać i domyślając się, że szukamy środka transportu, natychmiast zaoferował nam swoją pomoc, prawdopodobnie oczekując od nas napiwku. Chodziliśmy z nim przez chwilę i ostatecznie zobaczyliśmy prywatną taksówkę; po krótkiej dyskusji wynegocjowaliśmy cenę 25 CUC (kierowca nie był zbyt zachwycony taką ceną) i daliśmy kilka CUC naszemu pośrednikowi. 

Ulice miasta Matanzas w nocy

Samochód był bardzo stary, jedyne, co wydawało się w nim działać, to silnik oraz światła przednie i tylne. W całkowitej ciemności nie mogliśmy nawet prowadzić rozmowy ze względu na hałas, a do tego wnętrze samochodu zalatywało spalinami, które musiały przedostawać się przez liczne pęknięcia. Przed wjazdem do Varadero znajdował się policyjny punkt kontrolny—policja zatrzymała taksówkę. Kierowca wysiadł z samochodu, a policjant oficjalnie strzelił obcasami i zasalutował. Rozmawiali przez chwilę i mogliśmy jechać dalej. Zapytałem go, czy policjant chciał łapówki—odpowiedział, że nie. W każdym razie wróciliśmy do hotelu i daliśmy mu 30 CUC. Nawiasem mówiąc, jeśli zatrzymalibyśmy się w hotelu położonym dalej na półwyspie, z pewnością cena byłaby znacznie wyższa, dotarcie tam zajęłoby więcej czasu - nasza lokalizacja ma wiele zalet! 

Stary człowiek na Libertad Square

Przez wiele lat bardzo niechętnie odnosiłem się do wyjazdu do Varadero, nie chcąc być otoczonym jedynie kurortami i hotelami. Tak się nie stało – lokalizacja Hotelu Roc Barlovento spowodowała, że nie byliśmy w enklawie turystycznej. Niezmiernie polubiliśmy ten hotel i jego miły personel—mieliśmy udane wakacje! Ostatniego dnia pobyty, w autobusie jadącym na lotnisko, rozmawialiśmy z jadącymi turystami o ich wrażeniach na temat hoteli, w których mieszkali. Okazało się, że większość z nich nie była specjalnie zadowolona, a wręcz rozczarowana hotelami, które były droższe i o wyższych standardach od tego, w którym mieszkaliśmy.

P.S.--22 grudnia 2021 roku

Od czasu naszej wycieczki do Varadero, raz jeszcze pojechaliśmy na Kubę, po raz 15-ty, do hotelu Carisol los Corales niedaleko Santiago de Cuba w styczniu 2020 roku (zamieściłem obszerny blog o tej wycieczce). W dniu, gdy powróciliśmy do Toronto, 22 stycznia 2020 roku, również do Toronto przybył z Chin pierwszy pacjent zarażony COVID-19... Jednakże byliśmy pełni optymizmu i liczyliśmy, że pojawimy się ponownie w hotelu Roc Barlovento w listopadzie 2020 roku; oczywiście, okazało się to niemożliwe. Nie były również możliwe udać się tamże w listopadzie 2021 roku. Mieliśmy nadzieję, że może odwiedzimy Kubę w styczniu 2022 roku, ale na szczęście nie zrobiliśmy żadnych rezerwacji z powodu szalejącego varianu Omicron. Nasza następna potencjalna wycieczka na Kubę--najprawdopodobniej do hotelu Roc Barlovento--możliwa jest w listopadzie 2022 roku. Ale biorąc pod uwagę zmieniającą się prawie z dnia na dzień sytuację, nie chcemy na chwilę obecną robić żadych planów.

Do zobaczenia wkrótce, Varadero!


Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/varadero-cuba-two-weeks-in-hotel-roc.html 

Więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715579022731




niedziela, 20 października 2019

DWA TYGODNIE W HOTELU CARISOL LOS CORALES NA KUBIE ORAZ WIZYTA W SANTIAGO DE CUBA—STYCZEŃ 2018 ROKU







Naszą trzynastą wycieczkę na Kubę w ostatnich 9 latach i drugą do ośrodka Carisol Los Corales (pierwszy raz byliśmy w nim w listopadzie 2010 roku) rozpoczęliśmy w Toronto, 4 stycznia 2018 roku. Na lotnisku od razu poznaliśmy znajomo-wyglądający samolot Kubańskich Linii Lotniczych “Air Cubana”—kadłub był pomalowany na czarno i lecieliśmy nim do Cienfuegos w styczniu 2016 roku (LY-COM). Po trzy i półgodzinnym locie przed godziną szóstą wieczorem wylądowaliśmy w Santiago de Cuba. Udało mi się wymienić dwieście dolarów kanadyjskich na lokalną walutę i otrzymałem 153 peso (CUC), tzn. 75.60 CUC za sto dolarów—hotel oferował jedynie 74 CUC za $100. Wymiana przebiegła bezproblemowo, ale nagle koło kasy pojawiła się kilkuosobowa grupa muzyczna i zaczęła grać głośną muzykę, podczas gdy byłem zaabsorbowany przeliczaniem pieniędzy—nie mogli wybrać gorszego miejsca i czasu na ów występ! A na dodatek jeszcze oczekiwali, że dam im napiwek—chyba żartowali! Po godzinie dojechaliśmy autobusem do hotelu i jeszcze udało się nam zjeść obiad.

Nasz "Junior Suite", H-4, Carisol, w którym spędziliśmy następne 13 nocy (górne piętro, po lewej stronie). Pomimo licznych problemów, było fajnie!

Dwa tygodnie przed wyjazdem posłaliśmy do hotelu email, prosząc o cichy pokój, z daleka od basenu i sceny rozrywkowej albo też o przydzielenie nam za dodatkową opłatą ‘bungalow’ (domek parterowy), który nie był oferowany w ofercie Hola Sun. Niestety, otrzymaliśmy pokój w sekcji nr 500 w Los Corales, numer 520, który prawie kompletnie spełniał warunki, o które NIE prosiliśmy. Okna wychodziły na basen i scenę rozrywkową, toteż pierwszej nocy było trochę głośno z powodu występów, a później wiele ludzi gromadziło się koło baru i głośno rozmawiali. Tył budynku wychodził na opuszczone budynki i pole, po którym chodziły różne zwierzęta z pobliskich farm. Następnego dnia rano o godzinie 10 zaczęła grać muzyka koło basenu. Nota bene, w 2010 roku parę nocy spędziliśmy w pokoju numer 516!

Widok z naszego pokoju. Tak, to konik-często widzieliśmy przechodzące koło naszego domku konie, osiołki, a nawet i krowy i kozy!

Postanowiliśmy zmienić pokój. Z rana poszliśmy do recepcji hotelowej, ale dość nieprzyjemny i oficjalny urzędnik powiedział nam, że nie było wolnych żadnych bungalows lub pokoi. Zażądaliśmy rozmawiać z managerem, który okazał się o wiele bardziej wyrozumiały i powiedział, że za opłatą 20 CUC za pokój za noc możemy otrzymać bungalow w sekcji Los Corales lub też junior suite w Carisol.


Widok z naszego pokoju-nadchodziła burza i deszcze!

Co ciekawe, od razu po przyjeździe do hotelu spytaliśmy się w recepcji, ile kosztowałby bungalow i powiedziano nam, że 30 CUC na osobę za pokój—jakimś cudem w ciągu nocy cena poszła w dół ;). Poszliśmy więc do Carisol, porozmawialiśmy z pracownikiem hotelu w recepcji i otrzymaliśmy junior suite na 2 piętrze w sekcji “H” i po niedługim czasie się tam przenieśliśmy—Angel, bardzo miły pracownik hotelu, zabrał nas i nasze 5 walizek wózkiem golfowym.

Widok z balkonu naszego pokoju na podobne domki, w jakim mieszkaliśmy.

Następnego dnia dopłaciliśmy prawie $400 kanadyjskich za ‘upgrade’ oraz po 2 CUC za dzień za sejf w pokoju. Jakkolwiek od samego początku mieliśmy bardzo dużo problemów (o których piszę w dalszej części) i Catherine zażądała zwrotu pieniędzy tych extra pieniędzy, jakie zapłaciliśmy za upgrade. Na szczęście je otrzymała, jakkolwiek w walucie kubańskiej.

Na plaży. Jak widać, nasi rodacy z Polski licznie (a przynajmniej Danuta i Bronek Klimukowski) odwiedzają Kubę i zostawiają po sobie takie pamiątki!

Nigdy nie mieliśmy na Kubie tak fatalnej pogody, jak podczas pierwszych siedmiu dni naszego pobytu—było zimno, wietrznie, pochmurne i deszczowo (jednego wieczora tak bardzo lało, że nie byliśmy w stanie iść na obiad) i nie spędziliśmy ani jednej minuty na plaży. Współczułem tym, którzy przyjechali na wakacje tylko na jeden tydzień! Pogoda znacznie się poprawiła podczas drugiego tygodnia, było słonecznie i gorąco (do +30 C) i tylko raz padało.

Niepomyślna pogoda niemalże zmusiła mnie do poświęcenia czasu na czytanie książek (obie w języku angielskim). Pierwsza pozycja, jaką przeczytałem, to “Stalin: The Court of the Red Tsar” (“Stalin: Dwór Czerwonego Cara”) autorstwa Simon Sebag Montefiore. Ogólnie wstrząsająca książka. Stalin-potwór i morderca, psychopata, mistrz manipulowania ludźmi, którego się wszyscy boją i posłusznie wykonują jego najbardziej krwawe i absurdalne rozkazy—i często sami stają się ofiarami tego systemu.


Druga pozycja to “The Kite Runner” („Chłopiec z Latawcem”) autorstwa Khaled Hosseini. Świetna książka, posiadająca niesamowitą fabułę, lecz niezmiernie przykra—tak bolesna, że w pewnym momencie aż trudno było mi ją czytać. Ale zadowolony jestem, że ją przeczytałem.

Na plaży z pracownikami hotelu

Z pewnością sekcja Carisol jest o wiele spokojniejsza niż sekcja Los Corales, jako że ta druga posiada conocne występy rozrywkowe i inne aktywności. Mogliśmy swobodnie używać wszystkie obiekty i restauracje w obu hotelach i absolutnie nie przeszkadzało nam, że trzeba było iść pieszo około 5 minut z hotelu do hotelu. O godzinie 10:30 rano bardzo zabawna i pełna energii Kubanka prowadziła ćwiczenia rozciągania się (stretching) na plaży. Catherine zawsze z ochotą partycypowała w nich i bardzo je lubiła. Plaża była całkiem fajna, ale nie miała wystarczającej ilości palapas lub drzew zapewniających cień, toteż musieliśmy je ‘rezerwować’ wcześnie rano. 


Czyżby to rzeczywiście był pająk Tarantula?

W hotelu Carisol zauważyliśmy po deszczu dookoła basenu bardzo dużo żab-ropuch, które dały niezmiernie głośny i unikalny wieczorny ‘koncert’. Innego wieczora, gdy szliśmy na obiad, zauważyliśmy ogromnego pająka—powiedziano nam, że to była tarantula. Kilka dni później Catherine zobaczyła identycznego pająka w toalecie hotelowej i powiedziała, że było to bardzo nieprzyjemne spotkanie. Wszędzie biegały jaszczurki z zakręconym ogonem, często ganiały się po plaży podobnie, jak wiewióreczki ziemne (chipmunks) ganiają się w lasach w Kanadzie.


Jak wspominałem poprzednio, po pierwszej nocy przeprowadziliśmy się do hotelu Carisol, do junior suite w budynku “H”. Nasz pokój znajdował się na piętrze (upper floor), posiadał balkon z dwoma krzesłami i mogliśmy z niego spoglądać na ocean i otaczające góry. Każdy domek miał 4 pokoje, dwa na parterze i dwa na pierwszym piętrze. Nigdy nie słyszeliśmy hałasu z hotelu Los Corales czy też innych odgłosów i nigdy w pokoju nie znaleźliśmy żadnych insektów, oprócz maleńkich mrówek, które zazwyczaj gromadziły się na balkonie dookoła kropli słodkich likierów. Na balkonie zauważyliśmy dużego zielonego pasikonika i małego gekona. Z balkonu często obserwowaliśmy konie i osły pasące się na trawie kilka metrów od naszego budynku (co za doskonały pomysł na koszenie trawy bez użycia maszyn spalinowych!). Dwukrotnie byliśmy zaskoczeni, widząc koła naszego domku przechodzące stado 10 ogromnych byków krów, jak też stadko kóz. Niektóre konie miały przyczepione dzwoneczki i w nocy przez jakiś czas słyszeliśmy je, zanim się wynurzyły z ciemności. Bardzo lubiliśmy te zwierzęta, dodawały one hotelowi specyficzny rustykalny akcent.

Z naszego pokoju nr 520 w sekcji Los Corales mogliśmy oglądać takie oto pasące się zwierzęta, jak też opuszczone budynki, które jakoby kiedyś miały spełniać rolę hotelu dla pracowników.

Niestety, doświadczyliśmy też wiele problemów podczas naszego pobytu:

  • Nie było W OGÓLE gorącej wody przez pierwsze 7 (siedem) dni.
  • Zimna woda ledwie kapała z kranu/prysznica przez pierwsze 7 dni, tak więc nawet użycie zimnego prysznica nie było proste.
  • My (jak też wiele innych turystów) trzy razy nie mieliśmy ŻADNEJ wody (ani zimnej, ani gorącej) i takie awarie trwały od 3 do 20 godzin. Nowo przybyli turyści byli niezmiernie niezadowoleni, bo bardzo pragnęli się wykąpać po długiej podróży.
  • Jednego wieczora przestały działać światła na balkonie, w sypialni i w łazience. Technik nie był w stanie ich naprawić, ale na szczęście działały następnego dnia po południu.
  • Klimatyzator nie działał przez pierwsze 2 dni (nie było pilota), ale ponieważ było na zewnątrz chłodno, nie stanowiło to problemu. Później zaczął działać, ale co jakiś czas przestawał (najprawdopodobniej wysiadały korki i trzeba było je zresetować).
  • Drugiego tygodnia nie mieliśmy klimatyzacji przez 2 noce, pomimo że kilkakrotnie zgłaszaliśmy ten problem na recepcji. Wreszcie pojawił się technik, zresetował korki i pokazał mi, jak to w przyszłości robić. Jednakże klimatyzator przestał pracować po kilku minutach. Pomimo, że wielokrotnie resetowałem korki, co jakiś czas się przepalały i po godzinie dałem sobie z tym spokój. Było dość gorąco, toteż otworzyliśmy drzwi, ale niebawem w pokoju pojawiły się komary i musieliśmy zamknąć drzwi, śpiąc w dusznym i gorącym pokoju. Wreszcie technik naprawił coś innego i klimatyzator działał dobrze, jak też w środku nocy z powrotem zapaliły się wszystkie światła.
  • Sześć razy nie mieliśmy prądu, ale jedynie przez kilkadziesiąt sekund. Jednak z powodu przepięcia maszyna do robienia kawy, przywieziona z Kanady, popsuła się.
  • Telewizor działał, lecz dźwięk był bardzo zniekształcony i napisy (closed captioning) nie działały, toteż nigdy więcej go nie oglądaliśmy (w naszym przypadku nie był to duży problem, bo i tak nie mamy i nie oglądamy telewizji w Kanadzie).
  • W pokoju nie było telefonu—za każdym razem, gdy mieliśmy jakikolwiek problem (a było ich niemało), musieliśmy się na piechotę udać do recepcji i zgłosić usterki.
Jedzenie było nawet całkiem znośne i pewnie oboje przybraliśmy na wadze

W resorcie było bardzo dużo jedzenia i z pewnością nikt nie głodował, ale było one dość prozaiczne i powtarzające się. Cóż, nigdy nie jadę na Kubę, oczekując wyśmienitej kuchni—niemniej jednak i tak przytyłem 5 funtów! Posiłki spożywaliśmy w obu hotelach, Carisol i Los Corales—ten ostatni był bardziej zatłoczony. Możliwość jedzenia na zewnątrz była jednym z powodów, że wybraliśmy właśnie ten resort i jeżeli było to możliwe, zawsze wybieraliśmy stolik na wolnym powietrzu, a nie w środku. Na śniadania można było otrzymać jajka i omlety, robione ‘na zamówienie’ przez kucharzy, ale były do nich kolejki i trzeba było stosunkowo długo czekać, niektórzy kucharze byli bardzo niedoświadczeni i nieudolni, nawet nie potrafili rozbić jajek! Lunch i obiad: kucharze przygotowywali wieprzowinę, wołowinę, hamburgery, hot-dogi, indyczki—ale nigdy nie widziałem krewetek i ryb. Bufet był całkiem smaczny i zdrowy, ale praktycznie codziennie identyczny. Na obiad zamawialiśmy czerwone wino, które było poniżej średniej, czym nie byłem zaskoczony. Obsługa była niejednolita—niektórzy kelnerzy byli bardzo dobrzy, inni kiepscy. W hotelu Carisol siedmioosobowa grupa muzyczna grała muzykę kubańską, ale za głośno i nie można było przez to w ogóle prowadzić rozmowy. Poza tym, gdy orkiestra grała wewnątrz restauracji, akustyka była okropna, kakofoniczne dźwięki były ogłuszające! W hotelu Los Corales grała inna kapela—jednego wieczora usłyszałem przepiękną kubańską muzykę jazzową, która mi się ogromnie podobała. W Los Corales do głównej restauracji przylegała mniejsza, serwująca pizzę i spaghetti; raz zamówiliśmy pizzę, która była OK.

Krótka wycieczka tą łajbą po lagunie Baconao była całkiem przyjemna

Do znajdującej się w hotelu Carisol na zewnątrz restauracji a’la carte La Piazza poszliśmy tylko raz. Czekaliśmy godzinę na jedzenie—i okazało się, że nasze zamówienie nie było takie, jak powinno i już nie mogło być zmienione. Wołowina przypominała skórę od buta, a deser składał się z… roztopionych lodów. W dodatku siedmio- czy ośmioosobowa orkiestra stała bardzo blisko naszego stołu i była niesamowicie głośna; chętnie dałbym im napiwek, aby PRZESTALI grać. Ogólnie byliśmy rozczarowani tą restauracją i z ulgą ją opuściliśmy—regularny bufet był o wiele lepszy.

Catherine oczywiście nie przepuściłą okazji zrobienie sobie zdjęcia z takim archaicznym samochodem!

Szkoda, że natknęliśmy się na tyle problemów—tym bardziej, że niektóre z nich były naprawione PO naszych (często wielokrotnych) prośbach—innymi słowy, one mogły być naprawione SZYBCIEJ! Poza tym, wiele gości hotelowych, z którymi rozmawialiśmy, mieli podobne (a nawet gorsze) problemy, niektórzy musieli zmienić kilkakrotnie pokoje, szczególnie po ulewnych deszczach, które zalały ich pokoje. Sądzę, że prewencja nie jest mocną stroną tego ośrodka.

Osiołek się codziennie pasł na terenach hotelu

Pomimo wszystkich tych kłopotów, z jakimi się musieliśmy zmagać, pojechaliśmy na Kubę z (bardzo) otwartym umysłem i dlatego mieliśmy miłe wakacje, nie bacząc na te negatywy. Do tego bardzo podobały się nam otaczające nas górskie widoki, nasze jazdy na rowerach, przechadzki do pobliskich wsi, jak też obserwowanie oceanu, gór, koni, osiołków, krów i kóz z naszego balkonu.

Czy byśmy powrócili do tego miejsca? Odpowiedź może brzmieć niewiarygodnie, ale tak, pod warunkiem, że moglibyśmy otrzymać dobrze funkcjonujący pokój junior suite z widokiem na ocean w hotelu Carisol.

Pseudo-gejzery (Blow Holes), całkiem interesujące

Nasz all-inclusive Hola Sun package oferował bezpłatną wycieczkę (konną dorożką) do Laguny Baconao i farmy z krokodylami. Również wybraliśmy się po lagunie na 20 minutową przejażdżkę łodzią—widoki były piękne, była otoczona górami. Farma z krokodylami składała się z 4 klatek z dużymi, śpiącymi krokodylami—nie oczekujcie wycieczki w stylu ekoturystyki!

Catherine w ogrodzie Jarden de Cactus z naszymi wypożyczonymi jedno-biegowymi rowerami

Hotel (Los Corales) też dawał możliwość wypożyczenia (bezpłatnie) rowerów na 24 godziny, które musiały być zwrócone o godzinie 10 rano następnego dnia, ale ich ilość była bardzo ograniczona i często już wszystkie były wcześniej wypożyczone. Ale przynajmniej były regularnie reperowane przez faceta zajmującego się ich wypożyczaniem. Trzykrotnie je wypożyczyliśmy i pojechaliśmy do wioski Baconao, Laguny Baconao, ogrodu Jarden de Cactus, Hotelu Costa Morena, Pseudo-gejzery (blowholes) i Akwarium. Łatwe, ale fantastyczne wypady!

Szkoła podstawowa w wiosce Baconao. Oczywiście popiersie Marti i flaga kubańska

Gdy po raz pierwszy byliśmy w wiosce Baconao w 2010 roku (dojechaliśmy tam konną dorożką), zrobiłem tamtejszym mieszkańcom wiele zdjęć. Tym razem je przywiozłem—i spotkałem 2 kobiety, które były na tych fotografiach! Obecnie wioska posiadała całkiem przyjemną restaurację, gdzie wypiliśmy piwo. Przeszliśmy się wąską ścieżką pomiędzy domkami, od czasu do czasu rozmawiając z mieszkańcami. Spotkaliśmy też faceta, który rozmawiał po angielsku, pogadaliśmy z nim, jego matką i bratem. Spytał się, czy moglibyśmy mu dać jakieś kapelusze—przyrzekliśmy, że mu przywieziemy i rzeczywiście, po paru dniach ponownie zawitaliśmy do wioski i daliśmy mu 2 kapelusze. Zaraz koło jego domu znajdowała się szkoła; ponieważ było wcześnie rano, bardzo dużo dzieciaków szło do niej. Niedaleko była budka strażnicza ze strażnikiem w środku—droga była zamknięta dla nie-Kubańczyków ponieważ prowadziła w kierunku znajdującej się stosunkowo niedaleko amerykańskiej bazy wojskowej w Guantanamo. Podobno teren dookoła bazy jest zaminowany.

Ta droga prowadzi do okolic bazy amerykańskiej w Guantanamo i dalej turystom nie wolno się poruszać; rok temu w tej budce strażniczej był wartownik, ale pewnie z powodu cięć budżetowych zwolniono go. Oczywiście, Catherine od razu chciała wykorzystać tą sytuację i pojechać tą drogą.

W hotelu spotkaliśmy bardzo miłą kobietę z Quebec, która również świetnie mówiła po hiszpańsku. Nota bene, miała dość poważny problem lecąc na Kubę liniami kubańskimi Air Cubana—kazano jej opuścić samolot i przyleciała na Kubę innym samolotem, wylądowała w Cienfuegos, a następnie autobusem i taksówką dojechała do hotelu o dzień później. Kilkakrotnie z nią rozmawialiśmy i jednego dnia wszyscy troje pojechaliśmy rowerami do ogrodu Jarden de Cactus (co było jej sugestią). Co za piękny ogród! Ogrodnik pokazał nam rozmaite rośliny i następnie udaliśmy się na szczyt wzgórza, z którego rozciągał się przepiękny widok na ocean i hotel Costa Morena, do którego wpadliśmy i wypiliśmy kilka drinków.

Pseudo-gejzery (blow holes) niedaleko hotelu

Również oglądaliśmy pseudo-gejzery (blowholes), znajdujące się zaraz za Akwarium. Zostawiliśmy przy drodze rowery i zeszliśmy na skalisty brzeg, gdzie się one znajdowały. Blowholes są uformowane, gdy jaskinie morskie kierują się ku lądowi i tworzą pionowe szyby, z których nagle wystrzelają pióropusze wody lub powietrza. Było ich sporo i mogliśmy słyszeć, jak ‘oddychały’; następnie co mniej więcej minutę, gdy fale rozbijały się o skały brzegowe, woda i powietrze wpadały do tych szybów i zostały nagle wyrzucane w postaci słupów wody. Znalazłem jeden taki otwór, stosunkowo daleko od brzegu, z którego zamiast wody, tylko wybijało powietrze. Przykryłem go orzechem kokosowym—i gdy fala uderzyła w brzeg, nagle wzniósł się on jakieś 3 metry do góry! Przed kilkanaście minut obserwowaliśmy to ciekawe zjawisko.




Kózki w wiosce vis-a-vis hotelu

Vis-a-vis hotelu znajdowała się mała wioska. Ostatniego dnia naszego pobytu poszliśmy do niej i wpadliśmy do kilku farm. Jedna z nich miała bardzo śliczne, malutkie koźlątka. Potem inną drogą wróciliśmy do hotelu.

Ulica tylko dla pieszych!

Jeszcze w Toronto planowaliśmy wybrać się do Santiago de Cuba i przenocować się tam 1-2 noce w casa particular. Ponieważ przed wyjazdem nabawiłem się bardzo poważnej grypy, która prawie-że spowodowała odwołanie całej naszej wycieczki, postanowiliśmy skrócić nasz wypad do tego przepięknego miasta i wybrać się tam na jeden dzień. Ponieważ hotel oferował bezpłatny przejazd autobusem do Santiago w niedziele, oczywiście skorzystaliśmy z tej okazji—i była ona z pewnością główną atrakcją naszych wakacji. 


Akurat minęła nas grupa muzyczna (?), kręcąca uliczne wideo

Autobus wyjechał z hotelu o godzinie 10 rano, przyjechał do miasta o 11:30 i odjechał z powrotem do hotelu o godzinie 16:00, dając nam ponad 4 godziny czasu na zwiedzanie miasta. Poszliśmy z Plaza Dolores głównym deptakiem dla pieszych (Francisco Vicente Aquilera) do Parque Cespedes, gdzie mieściło się bardzo dużo sklepów, a cała ulica wypełniona była pieszymi. Zrobiłem kilka zdjęć na froncie budynku z niebieskim balkonem—to właśnie z tego balkonu Fidel Castro ogłosił zwycięstwo Rewolucji Kubańskiej dnia 1 stycznia 1959 roku! Następnie porozmawialiśmy z taksówkarzem—jego antyczny, amerykański samochód Willy Jeep z 1942 roku był, jak nam powiedział, bardzo unikalny, bardzo ograniczona ilość egzemplarzy jeszcze pozostała na świecie, a ten był jedyny na Kubie. W roku 2010, w tym samym miejscu, zrobiłem zdjęcie miłej kobiety kubańskiej - miałem go ze sobą i kierowca od razu ją poznał. Nie było jej na placu, ale powiedział, że jej odda. 


Nowy taksówkarz w Santiago de Cuba! Po prawej stronie hotel, a u góry po lewej budynek z niebieskim balkonem—to właśnie z tego balkonu Fidel Castro ogłosił zwycięstwo Rewolucji Kubańskiej dnia 1 stycznia 1959 roku!

Chcieliśmy też zwiedzić katedrę, ale była zamknięta, jedynie poszliśmy schodkami na górny ‘taras’, skąd rozciągał się piękny widok na cały plac.

Budynek z niebieskim balkonem—to właśnie z tego balkonu Fidel Castro ogłosił zwycięstwo Rewolucji Kubańskiej dnia 1 stycznia 1959 roku!
...i w tym samym miejscu ponad 7 lat wcześniej, w listopadzie 2010 roku!

Chodząc uliczkami, spotkaliśmy 37-letniego, mówiącego po angielsku młodego Kubańczyka, Alfredo, który stał się naszym nieoficjalnym przewodnikiem—tym bardziej, że Catherine przypomniała bardzo mądre powiedzenie—„Zatrudnij lokalnego przewodnika i w ten sposób nie będziesz napastowany przez żebraków”! Poszliśmy z nim do dzielnicy Tivoli i nadbrzeża. Widać było sporo budynków przemysłowych, ale w porcie nie zauważyliśmy większych statków. Przy okazji zrobiłem zdjęcia dzieciom, bawiącym się na froncie domu. 




Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy dorożkę konną i spytaliśmy się, ile kosztować będzie dojazd do cmentarza Cementerio Santa Ifigenia i z powrotem do centrum miasta. Potargowaliśmy się, ustaliliśmy cenę na 10 CUC i po niecałej pół godziny dojechaliśmy do parkingu cmentarza. Jakiś Kubańczyk powiedział nam, abyśmy szybko szli, bo o godzinie 14:00 odbywa się zmiana warty koło grobu Fidela Castro. 






Jego grób, składający się z prostej, granitowej skały, jest udekorowany metalową plakietką z napisem “Fidel”. Znajdował się on nieopodal grobów Jose Marti i innych bohaterów kubańskich. Niedaleko były też groby uczestników Rewolucji Kubańskiej, ale niestety nie wolno było do nich podchodzić, jedynie widziałem metalowe tabliczki z nazwiskami. Koło grobu stał strażnik i instruował turystów, gdzie mogą stać i robić zdjęcia. Żołnierze w mundurach stali na warcie pod granitowymi ‘parasolami’ chroniącymi ich od słońca. O godzinie 14:00 kilkunastu żołnierzy wyszło z pobliskiego budynku i pomaszerowało w kierunku różnych grobów, a z głośników zaczęła płynąć muzyka. Ogólnie był to interesujący spektakl. Po jego zakończeniu szybko udaliśmy się do czekającej na nas dorożki i pojechaliśmy do centrum miasta. Nasz przewodnik był cały czas z nami; zaprosiliśmy go do małego baru na piwo i potem daliśmy mu 10 CUC i 2 golarki, które chętnie przyjął. 




O godzinie 15:30 byliśmy z powrotem na Plaza de Dolores, gdzie trochę pochodziłem, porobiłem zdjęcia oraz zrobiłem wideo Kubańczykowi grającemu na gitarze i śpiewającemu—i prawie autobus odjechał by beze mnie!


Santiago de Cuba jest pięknym miastem i chciałbym spędzić kilka dobrych dni zwiedzając go—prawdopodobnie po samym cmentarzu Cementerio Santa Ifigenia mógłbym spacerować przez cały dzień, bo jest on bardzo ważną częścią historii Kuby.