Blog po angielsku/in English: http://ontario-nature.blogspot.ca/2015/12/camping-in-long-point-provincial-park.html
Long Point i okolice |
W ubiegłym roku (2014) przejeżdżaliśmy blisko
parku Long Point i na krótko do niego wpadliśmy. Okazał się niezmiernie
przyjemny i postanowiliśmy w przyszłym roku wybrać się tam na biwak. I
rzeczywiście, rok później ponownie do niego zawitaliśmy, tym razem na prawie
tydzień.
Pomimo że w lato park jest zazwyczaj pełen
turystów, ostatni dzień długiego weekendu (święto królowej Wiktorii-Victoria Day) 18 maja 2015 r. był
idealnym momentem przybycia do parku, jako że większość biwakowiczów właśnie
powracała do domu. Po kilkudziesięciu minutach jazdy po parkowych drogach
wybraliśmy piaszczyste miejsce biwakowe, w zagłębieniu chroniącym nas od
wiatru, kilkadziesiąt metrów od jeziora Erie. Miejsce biwakowe znajdujące się
naprzeciwko naszego było cały czas wolne i mieliśmy całkowita prywatność.
Dookoła rosło dużo trujących bluszczy (Poison
Ivy), toteż musieliśmy uważać, aby przypadkiem ich nie dotknąć, bo
konsekwencje zetknięcia się z tą rośliną mogą okazać się niezmiernie
nieprzyjemne. Miejsce na ognisko było umieszczone w centralnym punkcie biwaku;
niestety, ale było pełne popiołu—szkoda, że pracownicy parku go nie usunęli na
początku sezonu. Nieopodal znajdował się kran z wodą oraz toaleta, codziennie
skrupulatnie utrzymywana w idealnym stanie przez pracowników parku.
Podczas naszego pobytu pogoda była
słoneczno-pochmurna oraz dość mocno wiał wiatr. Na szczęście ani razu nie
padało. Każdego ranka siedzieliśmy na grzbiecie piaszczystych wydm koła naszego
miejsca, skąd mogliśmy obserwować plaże, jezioro i wsłuchiwać się szum rozbijających
się na brzegu fali; w nocy błyskały światła na przeciwnym, południowym brzegu
jeziora Erie, w Stanach Zjednoczonych. Od czasu do czasu pojawiały się na
horyzoncie potężne frachtowce.
Wieczorami robiło się zimno i oboje tuliliśmy
się przy ognisku. Drzewo sprzedawane przez park było świetne. Jak się później
okazało, w nocy temperatura spadało kilka stopni poniżej zera. Catherine nawet
założyła puchową kurtkę i zimową czapkę, co śmiesznie wyglądało, bo gdy
przybyliśmy do parku, pogoda była typowo letnia. Chociaż wiatr był irytujący,
to miał dobre strony: cały czas mogliśmy słyszeć kojący szum fal jak też nie
zauważyliśmy nawet jednego komara czy też innych latających owadów, co było
wspaniałe! Natomiast widzieliśmy dużo ptaków red-winged blackbirds (Epoletnik krasnoskrzydły), bardzo
ciekawskich, często siadały na stole i z zainteresowaniem egzaminowały
pozostawione na nim rzeczy. Również zauważyliśmy kilka efemerycznych małych
ptaszków golden finch (zięba). Tu i
tam pojawiała się wiewióreczka ziemna (chipmunk),
pręgowiec amerykański, ale nie była zainteresowana ani nami, ani naszym
jedzeniem. Jednej nocy odwiedził nas szop pracz (raccoon), dobrał się do zawieszonego na drzewie worka ze śmieciami
i je porozrzucał.
Ponieważ przywieźliśmy ze sobą rowery—właśnie
kupiłem nowy mountain bike—kilkakrotnie
wybraliśmy się na przejażdżki, jak też wjechaliśmy do starej części biwakowej
parku, która nie była jeszcze otwarta. W lokalnej gazecie przeczytaliśmy, że są
propozycje, aby miasto/powiat wykupiły tą część od parku i udostępniły ją do
dziennego użytku turystów. Gdy Catherine wspomniała to pracownikowi parku,
otrzymała odpowiedź, że „z pewnością tak się nie stanie”, bo park niedawno
przeprowadził wiele prac remontowych w tej części i podłączył prąd do 35 miejsc
biwakowych.
Również udaliśmy się do Obserwatorium Ptaków,
gdzie mogliśmy przypatrywać się jak jego pracownicy (i woluntariusze)
obrączkowali ptaki i mieliśmy okazję przyjrzeć się z bliska wielu różnym
ptakom. Było to niezmiernie fascynujące, gdy pracownicy ważyli, mierzyli,
identyfikowali i obrączkowali złapane ptaki, a potem je wypuszczali na wolność.
Najbliższe miasteczko, Port Rowan, posiadało
kilka ciekawych sklepów, dobry sklep z artykułami używanymi (thrift shop), stary ‘sklep żelazny (hardware store), przerobiony na sklep z
antykami, restauracje i lodziarnie, sklep LCBO (z alkoholami) oraz wypełniony
po sufit różnorakim towarem sklep dolarowy. Budka informacyjna na głównej ulicy
posiadała wiele informacji i broszur turystycznych na temat miejscowych
atrakcji oraz tras rowerowych w powiecie Norfolk County.
Prawie codziennie udawaliśmy się samochodem na
różne trasy rowerowe (trails) i przez
kilka godzin jeździliśmy po nich na rowerach: Lynn Valley Trail (od miasta
Simcoe do Port Dover), Waterford Heritage Trail i Delhi Rail Trail. Owe szlaki
rowerowe znajdowały się na miejscu starych dróg kolejowych i ciągnęły się wśród
lasów, obszarów trawiastych, pól farmerskich i często łączyły się z innymi
szlakami rowerowymi. Stare mosty kolejowe zostały przysposobione do użytku
rowerowo-pieszego i prawie nie trzeba było jeździć po drogach publicznych.
Uwielbialiśmy ten rodzaj wypoczynku!
Wpadliśmy też do miasteczka Delhi, znanego
jako „Serce Regionu Tytoniowego”; to tu właśnie uprawia się praktycznie 100%
kanadyjskiego tytoniu. W Delhi osiedliło się bardzo dużo emigrantów z różnych
krajów i jest to niezmiernie wielokulturowe miasteczko. Przejeżdżając przez
nie, widzieliśmy polski, niemiecki, belgijski i holenderski dom kultury, a
powiedziano nam, iż w przeszłości istniały tez portugalski i włoski.
Natomiast miasteczko Port Dover roiło się od
turystów i motocyklistów—od 1981 r. corocznie odbywał się w nim słynny rajd
motocyklistów w piątek, 13-tego dnia miesiąca i chociaż nie był to piątek, wszędzie
widzieliśmy potężne motocykle.
W drodze do domu zatrzymaliśmy się przy
elektrowni Nanticoke Generating Station, największej elektrowni węglowej w
Ameryce Północnej, o mocy osiągalnej 4 tysiące MW. Już z daleka zobaczyliśmy
dwa wysokie kominy i masę linii transmisyjnych… a poza tym, to praktycznie nie
było żywej duszy! Nie wiedzieliśmy, że elektrownia została zamknięta w 2011
roku z powodu zanieczyszczenia środowiska, jednakże nadal była utrzymywana w
stanie gotowości, jako że możliwe jest, iż w przyszłości zostanie uruchomiona i
będą używane alternatywne rodzaje paliwa. Gdy dojechaliśmy do głównej bramy, z
budki strażniczej wyszła samotna strażniczka i rozmawialiśmy z nią ponad 10
minut o elektrowni i jej potencjalnym ponownym otwarciu. Jako że ona pracowała
tam przez kilkadziesiąt lat, świetnie się orientowała w temacie—ale co
szczególnie zwróciło naszą uwagę, to jej niezwykle ujmująca i unikalna
osobowość, byliśmy pewni, że z powodzeniem mogłaby być aktorką lub przynajmniej
pracować w public relations!
Ogólnie był to niezmiernie udany wyjazd,
mieliśmy świetne miejsce kempingowe, dobrą pogodę, dużo przejechaliśmy na
rowerach i już teraz planujemy podobny wypad w maju następnego roku!
Blog po angielsku/in English: http://ontario-nature.blogspot.ca/2015/12/camping-in-long-point-provincial-park.html