niedziela, 30 sierpnia 2020

HOTEL CARISOL LOS CORALES AND SANTIAGO DE CUBA, 8-22 STYCZNIA 2020 ROKU

Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/hotel-carisol-los-corales-and-santiago.html

More photos from this trip/więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715783102422


To już nasza 15 podróż na Kubę od 2009 roku i trzecia do hotelu Carisol los Corales, a więc wiedzieliśmy, czego oczekiwać. Całkowity koszt na 2 tygodnie (z przelotem z Toronto, zakwaterowaniem w ‘junior suite’ w sekcji Carisol, 3 posiłkami dziennie i bezpłatnymi drinkami) wyniósł 1,295 dolarów kanadyjskich na osobę (ok. 950 dolarów USA).

Junior Suite C-3

Przed wylotem 8 stycznia 2020 r. (Toronto—Santiago de Cuba) zarezerwowaliśmy miejsca w samolocie (lecieliśmy liniami ‘Sunwing’) online z 24-godzinnym wyprzedzeniem i otrzymaliśmy kartę pokładową, którą wydrukowałem jeszcze w domu. Sądziliśmy, że na lotnisku będziemy mieli ułatwiony proces oddawania bagaży i załatwiania spraw związanych z lotem. Niestety, tak się nie stało. Po przyjeździe na lotnisko (Pearson w Toronto) musieliśmy jakiś czas zmagać się z automatycznymi kioskami, aby wydrukować przywieszki bagażowe i potem głowić się, jak umieścić je na naszym bagażu, co nie było tak łatwe, jak się wydawało, zresztą wielu zdezorientowanych turystów borykało się z takimi samymi problemami, a dwóch pracowników non-stop musiało wszystkim udzielać pomocy. Następnie natrafiliśmy na problemy z umieszczeniem naszych walizek na taśmie, jakoś nie zostały one „rozpoznane” przez skaner. Musieliśmy przenieść nasz bagaż i ustawić się w kolejce do innego przenośnika taśmowego, często prosząc o pomoc pracowników lotniska. Ogólnie spędziliśmy więcej czasu niż normalnie na odprawę bagażu.

Club Amigo Carisol

Powiedziano, abyśmy poszli do wyjścia numer B26, a tam wsiedli do autobusu. DO AUTOBUSU? Myślałem, że się przesłyszałem i że chodziło o wejście do SAMOLOTU? Jednak nie—rzeczywiście, wsiedliśmy do autobusu (!) i po 10 minutach jazdy dojechaliśmy do ‘Infield Terminal’, o którego istnieniu nie miałem pojęcia! Później dowiedziałem się, że ten rezerwowy terminal był rzadko używany, ale w grudniu 2019 r. linie lotnicze Sunwing Airlines zaczęły go używać. Jest również często wykorzystywany jako lokalizacja filmów i produkcji telewizyjnych. 

Codziennym widokiem były zwierzęta pasące się na terenie hotelu

Samolot był tymczasowo pożyczony z Czech (trudno w to teraz uwierzyć, w okresie COVID-19, ale wtedy brakowało maszyn z powodu uziemienia samolotów Boeing 737 Max) i miał dwujęzyczne oznakowania, po czesku i po angielsku. Start był opóźniony z powodu procedury odladzania. Na pokładzie nie podawano posiłków, tylko kawę i inne napoje, ale można było kupić lub zamówić w przedsprzedaży dodatkowe jedzenie. Lot trwał 3 godziny 41 minut i bezproblemowo wylądowaliśmy w Santiago de Cuba.

Samolot linii lotniczych "Sunwing" na lotnisku w Santiago de Cuba

Dzięki kubańskim forom TripAdvisor wiedziałem, że nieoczekiwanie dolar amerykański stał się popularną i pożądaną walutą na Kubie, dlatego zabraliśmy ze sobą kilka nowiutkich banknotów sto-dolarowych. W ciągu kilku minut od wejścia do autobusu wymieniliśmy 200 dolarów i dostaliśmy 200 CUC - wystarczająco na nasz cały pobyt. Pobiegłem też do pobliskiego kiosku i kupiłem 2 puszki kubańskiego piwa (Cristal). Okazało się, że dostałem ostatnie 2 puszki - i to było jedyne kubańskie piwo (w puszkach lub butelkach), jakie piłem podczas całej podróży. Niektórzy turyści odkryli również, że ich bagaże nie przyleciały wraz z nimi i miały zostać dostarczone do hotelu w ciągu następnych dni. Dojazd do hotelu zajął nam ponad godzinę. Nasz bardzo miły i przystojny przedstawiciel turystyczny, Sahidy, opowiedziała nam wiele interesujących historii na temat Kuby. Nota bene, była ona pochodzenia libańskiego, jej mąż studiował w Hiszpanii i miała zamiar do niego pojechać z wizytą.

Na plaży
HOTEL

Otrzymaliśmy ‘Junior Suite C-3’ (na górnym piętrze). Nie byliśmy specjalnie zachwyceni lokalizacją budynku, ale zdecydowaliśmy się w nim pozostać - bardziej podobała nam się ‘Junior Suite H-4’, w której mieszkaliśmy 2 lata wcześniej. Mieliśmy tę samą pokojówkę sprzed dwóch lat, Martę.

Personel hotelu był ogólnie miły i pomocny, chociaż widziałem wielu nowych, młodych ludzi pracujących w recepcji, a większość z nich słabo mówiła po angielsku - i odniosłem wrażenie, że nie kwapili się zbytnio, aby praktykować swoje skromne umiejętności językowych z turystami. 

W środku naszej "Junior Suite C-3"

Dwupoziomowy pokój był przyjemny, mieliśmy zimną i ciepłą wodę, chociaż w godzinach szczytu ciśnienie było kiepskie. Poza tym wszystko inne działało (klimatyzacja, telewizor, lodówka, suszarka do włosów). W pokoju nie było telefonu. Kilka razy musieliśmy prosić o sejf - w końcu został on przyniesiony (!) do naszego pokoju i przykręcony do ściany (za opłatą 2 CUC dziennie).

Niektóre gniazdka w pokoju były o napięciu 110 V, inne 220 V i NIE były wyraźnie oznaczone, na szczęście przed ich użyciem zapytałem pokojówkę—inaczej mógłbym uszkodzić urządzenia elektryczne! Przywieźliśmy mały ekspres do kawy (i kawę) wraz z listwą przeciwprzepięciową - 2 lata temu, z powodu gwałtownego wzrostu napięcia po przerwie w dostawie prądu, ekspres do kawy się przepalił.

Zachód słońca na plaży

W telewizji nie było kanadyjskiego kanału, tylko CNN, którego nigdy nie lubiłem oglądać. Próbowaliśmy oglądać wiadomości o godzinie 18:00, ale czasami tak „istotne'' wiadomości, jak historia o parze królewskiej ogłaszającej zamiar wycofania się ze swoich tradycyjnych ról zajmowały pierwsze 20 minut, przenosząc inne „nieistotne” wydarzenia (jak katastrofa samolotu na Ukrainie, kryzys irański czy wybuch korona wirusa) na dalszy plan! Dlatego spędzaliśmy zaledwie kilka minut przed telewizorem.

Ruiny budynków hotelowych, przed laty zniszczonych przez huragan

Z naszego balkonu rozciągał się widok na ocean oraz na porośnięte roślinnością ruiny starych budynków hotelowych (dyskoteki), zniszczone przed laty przez huragan. Wokoło na trawie pasły się zawsze różne zwierzęta, głównie konie i osły (a przy nich zwykle stały białe czaple), co nadawało temu miejscu bardzo rustykalny wygląd. Koty i psy nie były tak liczne, jak dawniej.
Plaża była ładna, a pracownicy plażowi szybko przynieśli nam leżaki. Bar „Coco” serwował zimne piwo i inne napoje - barman Frank świetnie znał swoją pracę, a ja szczególnie uwielbiałem piña colada i oczywiście zimne piwo. Na plaży świadczyła usługi masażystka i Catherine codziennie się z nią spotykała. Miałem nadzieję, że uda mi się ponurkować z rurką, ale każdego dnia było dość wietrznie i fale w pobliżu rafy były stosunkowo wysokie, przez co nurkowanie okazało się zbyt ryzykowne. Bliżej brzegu widziałem wiele kolorowych ryb, a nawet murenę, wychylającą się z otworu w skale.
Mieliśmy najlepszą styczniową pogodę w historii naszych wyjazdów na Kubę: każdego dnia było słonecznie, około +30 C i zaledwie kilka razy padało, ale zanim dotarliśmy do naszego pokoju, uciekając przed deszczem, niebo znów było niebieskie. Z powodu wiatru nie było komarów ani innych owadów.

Przywiozłem ze sobą niedawno wydaną książkę autorstwa John’a Grisham’a, „The Reckoning” („Dzień Rozrachunku”). Nie był to jednak typowy thriller prawniczy, którego można było się spodziewać po autorze. Opowieść ma miejsce się w stanie Missisipi, w latach czterdziestych XX wieku. Poza wątkiem prawniczym pojawiają się takie elementy jak bolesne sekrety rodzinne, życie na plantacji bawełny i stosunki rasowe. A z retrospekcji dowiedziałem się sporo nieznanych mi faktów dotyczących inwazji japońskiej na Filipiny, kapitulacji armii amerykańskiej oraz Bataańskiego Marszu Śmierci.

Sztuka jaskiniowa Ameryki Środkowej i Południowej (Exposición Mesoamericana)

Sekcja ośrodka ‘Carisol’ (w której mieszkaliśmy) była znacznie spokojniejsza niż sekcja los Corales, gdzie miały miejsce wszystkie programy rozrywkowe - i był to jeden z głównych powodów, dla którego zdecydowaliśmy się mieszkać w Carisol.

Jadąc autobusem z lotniska do hotelu, spotkaliśmy małżeństwo ze Streetsville, które poznaliśmy w tym samym ośrodku dwa lata temu. Dużo z nimi rozmawialiśmy i bardzo często wspólnie spożywaliśmy obiady. Spotkaliśmy też dwóch znanych członków TripAdvisor, CubaCarol i Coral Queen, których posty na kubańskich forach czytałem od wielu lat i często stosowałem się do ich cennych rad. Właściwie to Coral Queen poleciła nam naszą casa particular w Santiago de Cuba w 2010 roku! Spotkaliśmy też Karen z Quebec, z którą dwa lata temu jeździliśmy na rowerze do Jardin de Cactus i której doskonały hiszpański znacznie wzbogacił naszą wycieczkę! Poza tym często spotykaliśmy się z turystami z Kanady i opowiadaliśmy sobie wiele ciekawych historii z podróży po Kubie i innych krajach.

JEDZENIE / RESTAURACJE

Jedzenie było średnie, ale smaczne i nie miałem powodu do narzekań. Na śniadanie zawsze wybierałem jajka sadzone, kawę i jogurty. Generalnie nie chodziliśmy na lunch, ale kilka razy wpadliśmy do restauracji Ranchon na doskonałe żeberka i ryby. Na obiad/kolację można było wybrać wiele różnych dań. Uwielbiałem grillowaną wieprzowinę, była pyszna - niestety dwukrotnie próbowałem wołowiny, była twarda i żylasta - cóż, przynajmniej smakowało to miejscowym pieskom, które poczęstowałem… Przywieźliśmy ze sobą kilka sosów sałatkowych, które znacznie poprawiły smak sałatek. Jednak po tygodniu doświadczyłem lekkich problemów żołądkowych - nie było nic złego w samym jedzeniu, ale wydaje mi się, że te sałaty kolidowały z moją florą bakteryjną. Chociaż nigdy nie zauważyliśmy w kurorcie braków piwa ani wina, wino było „reglamentowane” - kelnerzy nalewali tylko pół kieliszka wina i nigdy nie zostawiali butelki wina na stole, jak to miało miejsce podczas poprzednich pobytów.

Niezmiernie głośny kubański zespół muzyczny

Każdego wieczoru kubański zespół zapewniał nam muzyczną rozrywkę podczas obiado/kolacji. Miałem naprawdę mieszane uczucia: z jednej strony miło było posłuchać jednej lub dwóch piosenek i podziwiać ich artystyczne talenty, ale po jakimś czasie trochę zaczęli nadużywać swojej gościnności, dosłownie niemożliwe stawało się prowadzenie jakiejkolwiek sensownej rozmowy przy stole. Wykonawcy stali bardzo blisko stolików i ich muzyka była niezmiernie głośna! Nawet gdyby to był sam Frank Sinatra, to po jakimś czasie pewnie miałbym go dosyć. Często odczuwaliśmy ulgę, gdy w końcu muzykanci odeszli w poszukiwaniu innych ofiar ... (tzn. turystów)!

Podczas naszego pobytu w ośrodku, po kilku dniach artysta-malarz stworzył oto taki mural

SKLEPY HOTELOWE (TIENDAS)

Po raz pierwszy od 11 lat w hotelowych sklepach nie można było kupić żadnego kubańskiego piwa! Co więcej, na drugi dzień po przyjeździe kupiłem jedną butelkę wody mineralnej i 2 butelki trunków kubańskich - okazało się, że od tej pory w sklepie nie ma żadnych kubańskich trunków ani wody mineralnej (jedynie był dostępny rum)! Przywiozłem ze sobą sos tabasco, mając nadzieję, że będziemy robić ‘Krwawą Mary’ - ale w sklepie nie było też wódki ani soku pomidorowego. Na szczęście w barach było piwo z beczki.

Catherine z zepsutym rowerem. Jak widać, pomimo przeciwności nadal jest w świetnym nastroju-na Kubie przeciwności losu to normalna rzecz i trzeba je spokojnie znosić.

WYPOŻYCZALNIA ROWERÓW I SPACERY PO HOTELU

Jadąc do tego hotelu, bardzo byliśmy zainteresowani wypożyczeniem rowerów i zwiedzaniem na nich okolicznych atrakcji. W tym roku do wynajęcia były tylko 4 rowery—reszta pewnie popsuta. Udało się nam wypożyczyć 2 rowery i pojechaliśmy do ‘blow holes,’ (pseudo-gejzery), porobiliśmy trochę zdjęć i wideo, a gdy chcieliśmy wracać, okazało się, że rower Catherine złapał gumę - dosłownie odrywała się od koła, więc nie można było nawet roweru prowadzić. Ja zostałem z tym wrakiem, a Catherine udała się na moim rowerze do hotelu i wysłała po mnie bryczkę konną. Po ponad godzinie dotarłem do hotelu.






Blow holes (pseudo-gejzery) niedaleko hotelu

Otrzymaliśmy nowy rower i następnego dnia rano pojechaliśmy rowerami do wioski Baconao - akurat w samą porę, aby o godzinie 8:00 rano być na rozpoczęciu nauki w szkole podstawowej, gdzie uczniowie śpiewali i recytowali rewolucyjne strofy. 


Zwiedziliśmy małą szkołę i rozmawialiśmy z nauczycielami, dając im kilka dwujęzycznych czasopism. Mieliśmy zwrócić rowery o godzinie 10.00 rano, więc byłem już w wypożyczalni o godzinie 9:45, ale nadal była zamknięta. Czekałem ponad godzinę (w międzyczasie dwie osoby chciały wypożyczyć skuter, a inny turysta niecierpliwie czekał, aby zwrócić skuter), ale wypożyczalnia pozostała zamknięta, jedynego jej pracownika nigdzie nie było. Tuż przed godziną 11:00 z trudem zaciągnąłem rowery do recepcji i mimo protestów recepcjonisty umieściłem je w przechowalni bagażu. Podejrzewam, że hotel będzie bardzo zadowolony, gdy pozostałe rowery w końcu się zepsują - o jeden problem mniej!

Szkoła w wiosce Baconao

Rano spacerowaliśmy po hotelu i dwukrotnie zwiedzaliśmy pobliskie jaskinie wzdłuż nadmorskich klifów, znajdowała się w nich sztuka jaskiniowa Ameryki Środkowej i Południowej (Exposición Mesoamericana). Kilkakrotnie rozmawialiśmy z pracującym tam ogrodnikiem - pokazał nam nietoperze („murciélagos”) wiszące na ścianach jaskini. Zauważyliśmy również, że restauracje, które widzieliśmy dwa lata temu, zniknęły - turysta powiedział nam, że były prywatne i zbyt skutecznie konkurowały z pobliskimi instytucjami rządowymi…

Poranna zbiórka przed rozpoczęciem zajęć w szkole podstawowej w wiosce Bacono

Hotel oferował raz w tygodniu darmowy wyjazd autobusem do Santiago de Cuba. Wyjazd następowało o 10:00 rano w sobotę i skorzystaliśmy dwukrotnie z tej okazji. Za pierwszym razem autobus był pełny, za drugim jechały dwa autobusy, w drugim było jeszcze kilka wolnych miejsc. Za każdym razem Julio, bardzo zabawny człowiek, był przewodnikiem w autobusie i raczył nas wieloma ciekawymi historiami. Autobus podrzucił nas - a później zabrał - z Plaza Dolores. 

Pomnik Francisco Vicente Aguilera

Było tam wiele restauracji i stary kościół Dolores przekształcony w salę koncertową, a także imponujący pomnik Francisco Vicente Aguilera (1821-1877), kubańskiego patrioty, burmistrza Bayamo, wiceprezydenta Republiki i powstańca. 

Ulica Calle Jose Antonio Saco, zwana Enramada

Zaledwie kilka kroków od placu znajdowała się ulica Calle Jose Antonio Saco, a.k.a. Enramada, zamknięta dla ruchu samochodowego, zawsze pełna spacerujących, sklepów, restauracji i hotelików. Przechadzaliśmy się tą ulicą kilka razy, kupiliśmy kilka pysznych „churros” (płacąc CUP lub „Moneda National”, niezmiernie dla nas tanio), a także odwiedziliśmy kilka casas particulares, niektóre były całkiem ładne i z ich tarasów rozciągał się wspaniały widok na miasto. Był nawet sklep oferujący „Las Mascotas” - tak, to był sklep z małymi zwierzątkami!

Antyczny samochód na Plaza Dolores, którego jakoby nie powinienem 'bezpłatnie' fotografować!

Na Plaza Dolores spacerowało, rozmawiało lub siedziało w restauracjach wiele Kubańczyków - niektórzy próbowali żebrać i prosić o pieniądze, ale większość z nich nie kontaktowała się z turystami. Dwa lata temu zrobiłem wideo starszemu kubańskiemu gitarzyście, który grał i śpiewał słynna piosenkę o Komendancie Che Guevara, które później zamieściłem na YouTube.

Zdjęcie z kubańskim gitarzystą

Gdy fotografowałem okoliczne budynki, zauważyłem piękny antyczny samochód, który zacząłem fotografować. Nagle pojawił się rozgorączkowany mężczyzna i szybko machając rękami, krzyczał, że nie mam robić zdjęć samochodu bez zapłacenia (jemu?). Oczywiście całkowicie go zignorowałem i kontynuowałam swoją działalność fotograficzną. Tak szybko, jak się pojawił, zniknął - a żeby było jeszcze zabawniej, samochód nawet nie należał do niego!





Urocza dziewczynka kubańska!

Czekając na Plaza Dolores na autobus, usiedliśmy na patio Restaurante Don Antonio i zamówiliśmy kilka drinków oraz zimne piwo - był to jedyny lokal w okolicy, w którym był ten napój. W pobliżu siedziała kubańska rodzina i zrobiłem serię niezwykłych zdjęć ich uroczej córeczki! Kelnerzy byli uprzejmi i byłem im wdzięczny, że udało im się znaleźć piwo - kto by pomyślał, że piwo okaże się tak rzadkim towarem na Kubie?

Festyn na Plaza de Marte

Dwukrotnie wstąpiliśmy na Plaza de Marte, gdzie odbywały się jakieś festyny, okoliczne ulice były zamknięte dla ruchu i było mnóstwo różnych budek / kiosków z jedzeniem, a dookoła roiło się od spacerujących Kubańczyków. Niestety, w pobliżu nie można było kupić żadnego kubańskiego piwa i dopiero po przeszukaniu kilku sklepów udało mi się kupić niemieckie piwo „Heineken”, wyprodukowane specjalnie z okazji 400-lecia Hawany. Bardzo blisko Placu znajdował się prowincjonalny komitet Komunistycznej Partii Kuby - ponieważ w holu wisiało dużo fotografii (najprawdopodobniej związanych z rewolucją kubańską), zapytałem, czy można je obejrzeć, ale strażnicy mnie nie wpuścili. Zastanawiam się, dlaczego?

Szpital Aniołów ("Los Angeles")

W drodze do koszar Moncada (po angielsku Moncada Barracks, po hiszpańsku Cuartel Moncada) przeszliśmy na skrót przez teren szpitala Los Angeles. Zbudowany kilkadziesiąt lat przed rewolucją, był imponujący. W drodze powrotnej chcieliśmy też przejść przez teren szpitala, ale ochroniarz powiedział „nie” i był bardzo nieugięty, nie chcąc nas przepuścić. Jedynym wyjaśnieniem jest to, że w określonych godzinach turyści nie mają wstępu na teren szpitala, a w innym mają…

Koszary Moncada, na ścianach są widoczne otwory po kulach

Punktem kulminacyjnym wycieczki była wizyta w koszarach Moncada. W rzeczywistości pojechaliśmy tam, choć na krótko, podczas naszej pierwszej wycieczki autobusem do Santiago, ale dopiero podczas drugiej spędziliśmy wewnątrz budynku ponad godzinę, spacerując i oglądając eksponaty.

Koszary Moncada, obecnie znajduje się w nich szkoła podstawowa i muzeum

Ten słynny budynek widziałem wielokrotnie w telewizji, w książkach, magazynach i materiałach propagandowych. Rzeczywiście, jest on zwany kolebką kubańskiej rewolucji. To właśnie tutaj 26 lipca 1953 roku 26-letni Fidel Castro wraz z grupą 111 źle uzbrojonych mężczyzn zaatakował koszary Moncada. Atak zakończył się całkowitą porażką - około 60 bojowników zostało zastrzelonych lub torturowanych na śmierć, a pozostali, w tym Fidel Castro i jego brat Raul, zbiegli. Niebawem Fidel Castro został schwytany. Miał szczęście (ten człowiek miało w ogóle OGROMNE SZCZĘŚCIE)—kapitan kubańskiej armii, Pedro Manuel Sarria Tartabull, który zgodnie z rozkazem zamiast go rozstrzelać na miejscu, postanowił go doprowadzić do więzienia. Castro został uwięziony i sądzony. To podczas tego procesu wypowiedział słynne słowa: „Historia mnie rozgrzeszy”. Został skazany na 15 lat, ale zwolniono go po 2 latach. Wkrótce Fidel i Raul Castro wyjechali do Meksyku, gdzie zaprzyjaźnili się z argentyńskim lekarzem Ernesto „Che” Guevarą. Dwudziestego piątego listopada 1956 roku Castro (nawiasem mówiąc, dokładnie tego samego dnia 60 lat później Castro zmarł) wraz z 81 rewolucjonistami wyruszył z Meksyku na rozpadającej się łodzi „Granma” i wylądował na Kubie 2 grudnia 1956 roku. Podobnie jak atak na koszary Moncada, i ta wyprawa stała się kolejną katastrofą - 62 rebeliantów zostało zabitych lub schwytanych. Po dwuletniej wojnie partyzanckiej Batista opuścił Kubę 31 grudnia 1958 r., a następnego dnia Fidel Castro ogłosił zwycięstwo rewolucji kubańskiej. Dlatego liczba „26,” (dzień ataku na koszary Moncada, 26 lipca) stała się symbolem rewolucji i ciągle się ona pojawia na Kubie—w propagandzie, na sztandarach, szkołach, gazetach, książkach.

Przed koszarami Moncada

Budynek koszar Moncada ma bardzo charakterystyczny musztardowo-biały kolor. Część budynku to muzeum, pozostała część to obecnie szkoła. W muzeum znajduje się mnóstwo zdjęć, mundurów, map, narzędzi tortur i zdjęć bojowników, którzy wzięli udział w ataku. Przy wejściu do koszar znajdowało się szereg fotografii przedstawiających różnych dostojników odwiedzających koszary Moncada, często oprowadzanych przez samego Fidela Castro. 

Profesorek Henryk Jabłoński, Przewodniczący Rady Państwa PRL, składa wizytę w koszarach Moncada, a w roli przewodnika służy mu sam przywódca ataku na te koszary, Fidel Castro

Od razu rozpoznałem na jeden z fotografii Henryka Jabłońskiego, Przewodniczącego Rady Państwa PRL w latach 1972-1985, który złożył tam wizytę w 1979 roku. Niestety, wszystkie opisy w muzeum były po hiszpańsku, a nie po angielsku, więc nie byłem w stanie wiele zrozumieć. Jest to dość zagadkowe, bo przecież w interesie kubańskiego rządu byłoby poinformowanie turystów o rewolucyjnej historii.

Otwory po kulach na ścianach koszar Moncada. Nie są one jednak zbyt autentyczne... Ale za to uśmiech Catherine jest w 100% autentyczny! Z pewnością cieszy się, że Rewolucja Kubańska zakończyła się pomyślnie i dzięki temu możemy często przyjeżdżać na Kubę!

Jedną z pierwszych rzeczy, która się rzuca w oczy, to otwory po kulach, jakoby dokonane przez ostrzał z kiepskiej broni rebeliantów Jednakże według artykułu Stephen’a Hunter w „The Washington Post” (z 2003 roku), jak również według prezentacji Dr Antonio de la Cova z okazji wydania jego nowej książki, “The Moncada Attack: Birth of the Cuban Revolution” (“Atak na Koszary Moncada: Narodziny Kubańskiej Rewolucji”), te otwory nie są prawdziwe—oryginalne otwory były po ataku usunięte przez reżim Batisty. Dopiero po rewolucji zostały one odtworzone przez nowy rząd. Również Dr de la Cova stwierdził, że ów dziury NIE były wynikiem ostrzelania budynku przez rebeliantów, ale przez żołnierzy.

Koszary Moncada

Odkryłem też inną interesującą historię dotyczącą ataku na koszary Moncada. Według Dr de la Cova (oryginalnie pochodzącego z Hawany, adiunkta studiów latynoskich na Uniwersytecie Indiana), w lipcu 1953 r. ponad tuzin żołnierzy zabitych podczas ataku Fidela Castro na koszary Moncada zostało pochowanych w Panteonie Kubańskiej Armii Konstytucyjnej na Cmentarzu Santa Ifigenia w Santiago. Gdy rebelianci przejęli władzę, oczyścili Panteon ze szczątków swoich dawnych wrogów i spalili je, przy wejściu dodali słowo „Rewolucyjny” po „Siłach Zbrojnych” i umieścili w nim żołnierzy komunistycznych. 

Chciałbym jeszcze wspomnieć o Siboney Farm (Farma Siboney), służącej rebeliantom do przygotowywania ataku na baraki Moncada. To właśnie z tej farmy rebelianci wyruszyli, aby zaatakować koszary, a po ataku niektórzy z nich do niej powrócili. Tego samego dnia żołnierze odkryli farmę i ostrzelali jej fasadę z karabinu maszynowego—do dzisiaj widoczne są otwory. Ponieważ farma jest usytuowana kilka metrów od drogi pomiędzy Santiago i naszym hotelem, wielokrotnie ją widzieliśmy z okien autobusu.

Parasolki, parasolki dla dorosłych i dla dzieci!
Parasolki, parasolki, kropla przez nie nie przeleci!
Parasolki, parasolki, parasolki bardzo tanie!
Parasolki, parasolki, proszę brać, panowie, panie!

Ostatniego dnia naszego pobytu pogoda się pogorszyła. Na lotnisku w Santiago nie można było zapłacić w walucie CUC, tylko CUP i dolarami amerykańskimi (i pewnie też innymi walutami, ale wtedy była jakaś dopłata). Szybko kupiłem dwie butelki rumu. Niektórzy turyści nie byli na nowe przepisy gotowi i mieli trudności z zakupami.

Comandante Juan Almeida Bosque, Fidel and Raul Castro

Lot do Kanady przebiegał spokojnie, ponownie wylądowaliśmy na Infield Terminal w Toronto i autobusem dojechaliśmy do Terminalu 3 lotniska Pearson. Nawiasem mówiąc, tego samego dnia (22 stycznia 2020 r.) z Wuhan w Chinach przyleciał na to lotnisko Chińczyk i stał się pierwszym przypadkiem nowego koronawirusa (COVID-19) w Kanadzie.

Na zdrowie! I abyśmy wkrótce powrócili na Kubę!

Ogólnie rzecz biorąc, mieliśmy mniej problemów niż 2 lata temu, pogodę znacznie lepszą i bawiliśmy się świetnie. Oczywiście zawsze podróżujemy na Kubę bez żadnych uprzedzeń i staramy się nie patrzeć na to, czego nie lubimy i co nam nie pasuje - w końcu przyjeżdżamy, aby cieszyć się wakacjami, a NIE narzekać! Jednak jest oczywiste, że ten ośrodek wymaga wielu remontów i ulepszeń - dlatego nie dziwię się, że niektórzy turyści są nim rozczarowani. Niestety, biorąc pod uwagę obecne problemy gospodarcze na Kubie (dodatkowo spotęgowane przez nieoczekiwaną pandemię COVID-19), nie jestem optymistą, że jakakolwiek znacząca poprawa nastąpi w najbliższym czasie. Jeżeli więc jedziesz na Kubę, skup się na pozytywach, przymknij oczy na negatywy i baw się dobrze!

MASSASAUGA PROVINCIAL PARK, ONTARIO—CZERWIEC/LIPCIEC 2019 ROKU

More photos from this trip/więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715782478102 

Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/the-massasauga-provincial-park.html


Park Massasauga znajduje się zaledwie 2 godziny od Toronto i stanowi świetną okolicę do biwakowania i pływania na kanu, niezależnie od posiadanych umiejętności w tym zakresie. Zwykle lubię biwakować na bardziej odległych miejscach, wymagających kilku godzin wiosłowania, ale nie każdy jest gotowy tak długo wiosłować. Dlatego w tym roku zarezerwowałem miejsce na zatoce Blackstone Harbour, blisko parkingu—na tym miejscu wielokrotnie biwakowałem w ostatnich 10 lat.

Widok z naszego miejsca nr 508 na zatoczkę i wyspę

Z powodu wysokiego poziomu wody, niektóre miejsca biwakowe zostały częściowo zalane i praktycznie nie można było ich używać. Chociaż wiedziałem, że moje miejsce nie będzie miało tego problemu, to jednak spora część skał na brzegu była pod wodą. Niedaleko znajdowały się dwa żeremia bobrowe—trzy lata temu przylegały do lądu, a obecnie przypominały małe ‘wysepki’. Również wiele drzew, od kilku lat rosnących w wodzie, zupełnie umarło.

W połowie czerwca 2020 roku nie spodziewałem się już czarnych muszek, ale niestety myliłem się: z powodu deszczowej pogody nadal były aktywne i pomimo używania spreju na komary, podczas mojego 12-dniowego pobytu naliczyłem 20 bardzo paskudnych ugryzień. Co ciekawe, nie było specjalnie problemów z komarami, pewnie przegonił je wiatr. Gdy jednak spacerowałem po lesie, zbierając drzewo na opał, momentalnie atakowały mnie chmary komarów.

Na tym miejscu wielokrotnie biwakowałem w ciągu ostatnich 10 lat. To 'zdjęcie w zdjęciu' pokazuje to samo miejsce 3 lata temu, w 2016 roku. Od tego czasu ubyło jedno drzewo.

Łodzie motorowe stanowią integralny element parku i już zdołałem się przyzwyczaić do ich obecności. Jednak dość dokuczliwe były niezmiernie głośnie skutery wodne—moim zdaniem, powinny być zakazane w parkach i na niektórych jeziorach. Również często słyszeliśmy odgłosy lądujących i startujących na wodzie samolotów dochodzące z niedalekiej zatoki Woods Bay—jeden z nich nawet wylądował na zatoce Blackstone Harbour i przy starcie narobił ogromnego jazgotu. Strażnik parku powiedział, że na tej zatoce samoloty nie mają prawa lądować.

Niegroźny wąż zamieszkiwał na naszym miejscu biwakowym

Pogoda było bardzo dobra—raz czy dwa padało, nie było zbyt gorąco i z przyjemnością pływaliśmy na kanu lub po prostu spędzaliśmy czas siedząc na naszym miejscu i czytając książki, delektowaliśmy się otaczającą nas przyrodą.

Żółwie upatrzyły sobie miejsce na parkingu do znoszenia jajek

Będąc na parkowym parkingu (Pete’s Place) koło podjazdu do wodowania łódek, zobaczyliśmy liczne żółwie, które kopały w ziemi zagłębienia i w nich znosiły jajka. Pracownicy parku postawili pylony i tabliczki informacyjne, aby turyści je omijali. Ciekawe, dlaczego sobie wybrały właśnie to miejsce?
Czapla modra (Blue Heron)

Wędkowanie na zatoce Blackstone Harbour okazało się bardzo kiepskie. Przez kilka dni obserwowałem rybę ‘bass’ (coś w rodzaju polskiego okonia), pływającą przy brzegu i po wielu zmaganiach wreszcie ją złapałem—była pyszna! Nasza druga—i ostatnia ryba—to był mały szczupak. Często obserwowaliśmy wędkarzy, pływających na motorówkach niedaleko naszego miejsca i zawzięcie zarzucających wędki, ale nigdy nie spostrzegliśmy, aby cokolwiek wyciągali z wody. Spędziliśmy też kilka godzin wędkując na zatoce Woods Bay, ale i tam nie mieliśmy szczęścia. Przynajmniej nie musieliśmy się martwić, że naruszymy przepisy wędkarskie, łowiąc powyżej dziennego limitu...


Podczas mojej poprzedniej wizyty w parku, w 2016 roku, widzieliśmy kilka niedźwiadków buszujących po naszych miejscach biwakowych. Tym razem jedyny niedźwiadek, jakiego dostrzegliśmy, przebiegał przez drogę Healy Road—był dość mały, płochliwy i szybko zniknął w lesie—a poruszał się tak śmiesznie i niezręcznie, że oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

Wąż wodny

Jednakże mieliśmy okazję zobaczyć wiele innych zwierząt na naszym miejscu biwakowym. Codziennie widzieliśmy wiele węży wodnych, niektóre bardzo duże, albo pływające w wodzie (jeden z nich nawet z ciekawości podpłynął do mnie, gdy kąpałem się w jeziorze), lub też wygrzewające się na skałach. Dwa węże ‘garten snakes’ (zaskrońce) rezydowały w dziupli drzewa rosnącego koło niedźwiedzio-odpornego pojemnika na przechowywanie jedzenia.

Niezmiernie głośna żabka nadrzewna!

Wiewiórki drzewne i ziemne (‘chipmunks’) czasem przebiegały koło nas, nie szukając jednak z nami żadnego kontaktu. Moja automatyczna kamera wideo, którą powiesiłem koło żeremia bobrów, zarejestrowała szopa pracza (‘raccoon’), ale nie przypuszczam, aby on złożył nam nocną wizytę na biwaku, bo z pewnością zauważylibyśmy jego ‘działalność’. Co wieczór widzieliśmy (i często słyszeliśmy) bobry, pływającej niedaleko dookoła przylądka, jak również wydrę wodną czy też piżmaka. Małe ‘nadrzewne’ żabki co wieczór rozpoczynały swój koncert—wydawany przez nie dźwięk był ogłuszający! Dużo się musiałem natrudzić, aby wreszcie zobaczyć jedną z nich—siedziała na ziemi kilka metrów od ogniska. Delikatnie ją przeniosłem kilka metrów dalej—jednakże co noc znajdowałem ją w pierwotnym miejscu!

Five-lined skink

Udało mi się też zobaczyć jaszczurkę (‘five-lined skink’). Kilka sporej wielkości żółwi (‘snapping turtle’) czasem pływało blisko brzegu w poszukiwaniu jedzenia. Co noc mieliśmy okazję wysłuchiwać unikalnych serenad w wykonaniu nurów (‘loon’), jeden z nich zamieszkiwał blisko nas i był stałym bywalcem zatoki. Inny niezmiernie dystynktywny odgłos pochodził od puszczyków huczków (‘barred owl’). Często znajdowały się dosłownie kilka metrów od nas, na gałęziach drzew, ale było niemożliwe je spostrzec czy też usłyszeć, jako że bezszelestnie fruwały z jednej gałęzi na drugą. Kruki czy też wrony często nas budziły z rana, o wiele za wcześnie, niż to planowaliśmy. Dwukrotnie przyleciały kolibry (‘hummingbirds’), ale nie znalazłszy żadnych kwiatów, których to nektar stanowi ich pokarm, szybko odleciały. Przez kilka dni składały nam wizyty mewy, licząc na otrzymanie jakiegoś kąska, ale gdy zorientowały się, iż nic od nas nie dostaną, przestały przylatywać.


Jednego dnia stałem na biwaku pod drzewem, gdy nagle usłyszałem stukanie. Sądziłem, że może Krzysztof rąbie drzewo. Za chwilę ponownie usłyszałem stukanie—jak też z drzewa zaczęły na mnie spadać kawałki kory i drzazgi. Spojrzałem w górę—metr ode mnie na drzewie siedział przepiękny dzięcioł smugoszyi (‘pileated woodpecker’), z zapałem opukujący drzewo! Kilka dni później widziałem go ponownie w tym samym miejscu. Również pojawił się jego mniejszy kuzyn, dzięcioł krasnogłowy (‘red headed woodpecker’). Jednakże najbardziej lubiłem przyglądać się czaplom modrym (‘blue heron’), które majestatycznie fruwały nad powierzchnią wody i pełne gracji, lądowały na skałach. Dwa razy rodzina gąsek, wraz z małymi gąsiątkami, odwiedziła nasze miejsce, trochę się pokręciła koła namiotów i wszystkie z powrotem podążyły do wody. Często też pojawiały się kaczki i kaczątka, pływając vis-a-vis biwaku.


Mieliśmy piękne widok na małą, zalesioną wysepkę

Gdy siedziałem pochłonięty czytaniem książki, nagle spostrzegłem przepiękną sarenkę, stojącą zaledwie kilka metrów ode mnie, intensywnie się we mnie wpatrującą—po paru sekundach uciekła do lasu! Również muszę parę słów powiedzieć o różnych owadach. W nocy pojawiały się jętki (‘mayflies’), które pewnie osiągnęły ostatnie stadium swojego krótkiego żywota i grunt dookoła ogniska był nimi pokryty, przypominając ‘żywy dywan’. Bardzo dużo ważek latało dookoła nas, polując na komary. Również widzieliśmy nimfy ważek, wolno poruszające się na drzewach i skałach—rankiem pozostały po nich jedynie porzucone zewnętrzne szkielety (‘exuvia”), z których zapewne niedawno wyłoniły się ważki. Co noc chrabąszcze majowe (‘cockchafer’) fruwały nad naszymi głowami, wabione światłem latarek. I oczywiście wszędzie było dużo mrówek—niektóre małe, inne większe, jedne mieszkające na drzewach, inne w ziemi—jak też ciągle pojawiały się mrówki-królowe, posiadające skrzydełka.

 

Zawsze lubiłem siedzieć koło tego charakterystycznego drzewka-a to mniejsze zdjęcie, przedstawiające Catherine i mnie, było zrobione 3 lata temu, w 2016 roku

Kilkakrotnie popłynęliśmy na kanu do parkingu w Pete’s Place i następnie samochodem udaliśmy się do miasta MacTier lub Parry Sound, aby zrobić zakupy. W Parry Sound tradycyjnie poszliśmy do supermarketu No Frills, zrobiliśmy zakupy i potem pojechaliśmy do opuszczonej przystani pod wiaduktem kolejowym, gdzie spożyliśmy lunch. Po posiłku wpadliśmy do sklepu z używanymi książkami, „Bearly Used Books”. Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć jego nową lokację na główniej ulicy—w tym samy budynku posłowie Partii Konserwatywnej do Parlamentu Federalnego (w Ottawie) oraz Prowincjonalnego (w Toronto) mieli swoje biura. Księgarnia było ogromna, lecz momentalnie znalazłem sekcję z najbardziej interesującymi mnie książkami i czułem się ‘jak w domu’! Książek było dziesiątki tysięcy, obsługa jak zwykle niezmiernie miła i uprzejma. Chociaż nie byłem w stanie spędzić w tym sklepie zbyt wiele czasu, udało mi się kupić 3 świetne książki.

I jeszcze przed wyjazdem wspólne pamiątkowe zdjęcie

Po drugiej stronie ulicy znajdowało się studio artystyczne Jessica Vergeer Studio. Ponad rok temu na Internecie oglądałem prace Jessica Vergeer, bardzo mi się podobały, i wreszcie mogłem osobiście tam się udać, a nawet krótką z artystką porozmawiać. Rzeczywiście, malowane przez nią obrazy, przedstawiające głównie pobliskie pejzaże i krajobrazy, były bardzo oryginalne i niezmiernie mi się podobały—szczególnie, że przez wiele lat pływałem na kanu po zatoce Georgian Bay i mogłem te przepiękne zakątki ujrzeć na własne oczy. Kupiłem kilka pocztówek z jej malunkami, jak też kartki pocztowe przedstawiające, w specyficznym klasycznym stylu z poprzedniej epoki, miasto Parry Sound, wyspę Wreck Island, park Killbear Provincial Park oraz latarnie morskie w Snug Harbour i Red Rock. Jako że wszystkie te miejsca odwiedziłem na kanu, a na niektórych nawet biwakowałem, te malowidła przywołały wiele wspaniałych wspomnień.

Była to niezwykle udana wycieczka. Życzyłbym sobie, aby przy następnej wizycie do tego parku udało mi się biwakować w jego bardziej dzikiej części, ale zatoka Blackstone Harbour też okazała się świetnym miejscem.


More photos from this trip/więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715782478102 

Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/the-massasauga-provincial-park.html

piątek, 21 sierpnia 2020

MICHIGAN, INDIANA AND ILLINOIS, USA: BIWAKOWANIE W INDIANA DUNES NATIONAL PARK, WARREN DUNES STATE PARK I ORAZ WIZYTA W CHICAGO, MAJ / CZERWIEC, 2019

Blog in English/w języku angielskim: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/michigan-indiana-and-illinois-usa.html

Więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715578116311  and  https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715579544908 

Nasze miejsce biwakowe 45D w parku Indiana Dunes National Park

Tradycyjnie w Ontario maj oznacza początek sezonu kempingowego i wiele parków po zimowej przerwie ponownie się otwiera dla turystów. W ciągu ostatnich lat kilkakrotnie wybierałem się w tym czasie na biwak do parku Long Point Provincial Park, nad jeziorem Erie. Nie było żadnych komarów i innych dokuczliwych owadów i chociaż jednego roku padał śnieg, a temperatura w nocy spadła kilka stopni poniżej zera, nie popsuło to nam przyjemności: przez jakiś czas siedzieliśmy przytuleni przed ogniskiem, a potem wskoczyliśmy do namiotów, pakując się w 4 śpiwory. 

Nasza chatka "Oak Cabin" w parku Warren Dunes State Park

W roku 2019 też zarezerwowałem na maj miejsce biwakowe w parku Long Point mając nadzieję, że Catherine przyjedzie z Minnesoty i razem spędzimy w nim tydzień pod namiotem. Gdy jednak zaczęła kalkulować odległość (ponad 1,600 km w jedną stronę, 2 dni jazdy samochodem), zmieniła zdanie. Mi też się nie uśmiechało jechać taki kawał drogi do niej, toteż zdecydowaliśmy się na kompromis—spotkać się dosłownie w połowie drogi! Mianowicie, na południowym brzegu jeziora Michigan znajdował się Park Narodowy Indiana Dunes. Ten najnowszy Park Narodowy, utworzony w 2019 roku, leżał dokładnie w połowie drogi między naszymi miejscami zamieszkania i każdy z nas mógł tam dotrzeć samochodem w ciągu jednego dnia. Chociaż nie lubię jeździć samochodem, w szczególności samotnie po autostradach—uważam to za wyjątkowo nudne zajęcie – tym razem nie miałem nic przeciwko spędzeniu około 10 godzin za kierownicą. 

Po deszczu niektóre miejsca biwakowe przypominały małe stawy w parku Warren Dunes State Park. Na szczęście my mieszkaliśmy pod dachem!

Wyjechałem rano 28 maja 2019 roku i skierowałem się w stronę Sarni w Ontario. Gdy zbliżałem się do granicy, natężenie ruchu było nieduże, ale po niedługim czasie pojawiło się coraz więcej samochodów i ciężarówek i jadąc w żółwiowym tempie, spędziłem 40 minut na granicznym moście. Urzędnik celny USA zadał mi kilka pytań dotyczących celu mojej wizyty w USA, mojego zawodu i zawartości podręcznej lodówki (która zawierała tylko plastikowe butelki z zamrożoną wodą). Prawdopodobnie rozczarowany, że nie znalazł niczego podejrzanego i nie mógł mnie na niczym chwycić, łaskawie wpuścił mnie do Stanów Zjednoczonych. Zaledwie kilka kilometrów od Sarni zatrzymałem się w Visitor Center, pobrałem kilka broszur i wróciłem na autostradę 69. Po kilku godzinach skręciłem na autostradę 94, zatrzymując się tylko raz w stanie Michigan w mieście „Paw Paw”, nazwanym na cześć drzew pawpaw (Asymina trójklapowa), które kiedyś rosły wzdłuż rzeki o tej samej nazwie. Na chwileczkę wpadłem do MacDonalda coś przekąsić, zatankowałem i ponownie dopiero zatrzymałem się w parku Warren Dunes Park w stanie Michigan. 

Wycieczki rowerowe w pobliżu miasteczka Beverly Shores

Kilka dni temu, kiedy planowaliśmy naszą podróż, wprowadziliśmy pewne zmiany w naszym początkowym planie podróży. Ponieważ prognoza przewidywała dwa dni mocnych opadów, zdecydowaliśmy się je spędzić pod dachem. Na szczęście Park Stanowy Warren Dunes oferował trzy chatki - zarezerwowaliśmy jedną, zwaną „Oaks” (Dęby), numer 51 - kosztowała $104 za 2 noce plus opłata rezerwacyjna w wysokości $8. Kupiłem też naklejkę parkową („Paszport rekreacyjny” dla nierezydentów, $33 za cały rok) i otrzymałem kod dostępu do chatki. 

Catherine posłała mi tekst, że nadal jest w okolicach Chicago, utknęła w licznych korkach (miałem szczęście, że nie musiałem przejeżdżać przez żadne większe miasto) i przyjechała dość późno, około godziny 20:00, bardzo zmęczona i śpiąca. 

Chicago, Illinois można było dostrzec z parku Indiana Dunes National Park

Domek był prosty, ale wystarczający dla naszych potrzeb. Miał piętrowe łóżka dla 6 osób, grzejnik i stół z ławą. Na zewnątrz było miejsce na ognisko. Jednak najważniejszą częścią chatki był z pewnością DACH - w nocy słyszeliśmy grzmoty i błyskawice, lało jak z cebra! Kiedy wstaliśmy rano, byliśmy zaszokowani widząc, że wiele miejsc biwakowych (w tym kilka przylegających do naszego miejsca) zostało całkowicie zalanych – utworzyły się potężne kałuże i nie byłoby możliwe znalezienie żadnego suchego miejsca! Nawet dla samochodów kempingowych przebywających na takich miejscach stanowiłoby to problem, ale już nie wyobrażam sobie turystów w namiotach, oni dosłownie utopiliby się w tych małych jeziorkach i musieliby przenieść się w środku nocy na inne miejsca! Drugiej nocy znów padało, więc po raz kolejny gratulowaliśmy sobie naszej decyzji. 

W parku nie było wiele ludzi i nie mieliśmy żadnych sąsiadów. Od 1 marca do 30 września obowiązywał zakaz spożywania alkoholu - było to trochę niewygodne, ale być może ten przepis też powodował, że park był spokojny i bezpieczny. Kilkakrotnie obserwowaliśmy jelenie i szopy wędrujące po parku. 

Park Warren Dunes State Park-samoobsługowa rejestracja i cennik

Następnego dnia wybraliśmy się na spacer po wydmach i spotkaliśmy bardzo interesującego dżentelmena z Chicago, z którym przez 20 minut prowadziłem interesującą rozmowę - wydawało się, że nasze poglądy były w wielu sprawach zbliżone. 

Oczywiście Catherine musiała wstąpić do sklepu Goodwill w Benton Harbor i między innymi udało się jej kupić tego konika na biegunach dla swojej wnuczki--musiała o niego walczyć z potencjalną klientką, która też chciała go kupić.

Pojechaliśmy też do pobliskiego miasteczka Benton Harbor na zakupy. Centrum handlowe Orchards, przylegające do autostrady 94, składało się z dziesiątek sklepów—wstąpiliśmy do Walmart, Aldi i Goodwill. Zamiast pojechać z powrotem autostradą, objechaliśmy to miasto, przekroczyliśmy rzekę St. Joseph (Świętego Józefa) i wjechaliśmy do miasta St. Joseph. Od razu zauważyliśmy, że istnieje duża różnica między tymi dwoma sąsiadującymi miastami, oddzielonymi tylko rzeką. Po uzyskaniu dostępu do Internetu przeprowadziłem dowiedziałem się ciekawych rzeczy (https://datausa.io): 

                                        Benton            St. Joseph

                                        Harbor

 

Liczba ludności                       9,944               8,301

Mediana dochodu

gospodarstwa domowego       $20,157           $55,975

Wskaźnik ubóstwa                  48%                 10.2%

Mediana wartości

nieruchomości                         $56,200           $166,300 

 

Demografia rasowa                            

 

Murzyni lub

Afroamerykanie                      84.8%              4.55%

Biali                                       8.55%              87.4%

Latynosi                                 4.15%              2.8%

Azjaci                                     0.8%               3.59%

 

Według www.bestplaces.net, porównanie przestępczości między tymi dwoma miastami przedstawia się następująco [przestępczość jest uszeregowana w skali od 1 (niska przestępczość) do 100 (wysoka przestępczość)]:


                                    Benton         St. Joseph    USA

                                    Harbor

 

Brutalne przestępstwa   95.2               15                22.7

Przestępstwa  

przeciwko mieniu          68.7               31.2             35.4                                                               

Na koniec znalazłem wiadomość na witrynie stacji radiowej „News Talk 94,9 WSJM” (www.wsjm.com) z 4 października 2018 r. p.t. „Według FBI, Benton Harbor ma najwyższą ratę brutalnych przestępstw na osobę w stanie Michigan”: „Benton Harbor jest uznawane za najbardziej brutalne miasto stanu w 2017 r. Wskaźnik przestępczości w Benton Harbor wynosi 22 przestępstwa na 1000 mieszkańców, wyprzedzając wskaźnik Detroit wynoszący 20 osób. W ubiegłym roku w mieście miały miejsce trzy morderstwa, 23 gwałty, 36 napadów i 156 przypadków brutalnego napadu, a jego populacja wynosi 9899 osób.” 

W każdym razie nie mieliśmy żadnych problemów w żadnym mieście i bezpiecznie dotarliśmy do parku! 

Dwa dni później spakowaliśmy się i udaliśmy się do Parku Narodowego „Indiana Dunes National Park”. Tym razem też jechaliśmy pomniejszymi drogami, wiodącymi przez kilka małych miasteczek. 

Mieliśmy zamiar przejechać się tym szlakiem rowerowym (Calumet Trail), ale po ostatnich opadach nie nadawał się do jazdy rowerami

Kiedy dobrnęliśmy do parku, porozmawialiśmy z ‘campground host’ - bardzo miłym dżentelmenem z Teksasu, który przebywał w parku w domku kempingowym, a także pracował w biurze parku jako woluntariusz. Rozmawialiśmy z nim przez chwilę, a następnie przejechaliśmy się po parku, szukając najlepszego miejsca - wybraliśmy numer 45D w ‘Douglas Loop’, które było nienajgorsze. W parku nie było tłoczno, ale w weekend się pojawiło wiele nowych turystów. 

Indiana Dunes National Park nie tak dawno temu był znany jako Indiana Dunes National Lakeshore, dopóki nie stał się w dniu 15 lutego 2019 roku najnowszym (61-wszym) parkiem narodowym w Stanach Zjednoczonych. Park ciągnie się prawie 40 km wzdłuż południowego brzegu Jezioro Michigan i jego powierzchnia wynosi około 15000 akrów. W parku znajdują się wydmy, mokradła, prerie, rzeki i ekosystemy leśne. 

W Beverly Shores, jeden z domów z wystawy "Century of Progress"--Florida Tropical

Odwiedziliśmy imponujące Centrum Turystycznym (oddalone o kilka kilometrów od pola biwakowego), gdzie mogliśmy zapoznać się z historią parku i wziąć wiele bardzo interesujących i pouczających broszur i map. Ponieważ w pobliżu przebiegał szlak rowerowy (Calumet Trail), oboje przywieźliśmy rowery. Poinformowano nas, że ze względu na bardzo deszczową wiosnę szlak stał się prawie nieprzejezdny. Rzeczywiście, na szlaku znajdowały się ogromne kałuże i nawet nie próbowaliśmy po nim jechać. 

Kościół Katolicki znajdował się prawie-że w parku

Kilkaset metrów od naszego kempingu, prawie w parku, znajdował się kościół rzymskokatolicki św. Anny (St. Ann of the Dunes). Został zbudowany w 1954 roku i od tego czasu przeszedł kilka gruntownych renowacji. W sobotę poszliśmy na wieczorną mszę. 

W ciągu następnych kilku dni spędziliśmy kilka godzin jeżdżąc na rowerach. Przede wszystkim zawitaliśmy do bardzo ładnego miasteczka Beverly Shores. Pozwolę sobie i w tym miejscu przytoczyć parę danych statystycznych: liczba mieszkańców wynosiła nieco ponad 613, a skład rasowy miasta składał się z 96,6% białych, średni dochód gospodarstwa domowego wynosił $89,375, stopa ubóstwa 3,75% i mediana wartości nieruchomości $456,900; skala przestępstw z użyciem przemocy wyniosła 11,8, a przestępstw przeciwko mieniu 24,3 [przestępstwo jest klasyfikowane w skali od 1 (niskie przestępstwo) do 100 (wysokie przestępstwo)]. Miasto powstało jako ‘planowany’ kurort. W 1933 roku Robert Bartlett kupił setki już wytyczonych miejsc pod budowę domów. Cały projekt nazwał imieniem swojej córki, Beverly. Następnie w latach 1933-34 kupił i przetransportował szesnaście budynków z Wystawy Światowej EXPO w Chicago, z których cztery zostały przewiezione barką na jeziorze Michigan. W latach dziewięćdziesiątych XX w i na początku XXI wieku na wydmach w pobliżu jeziora zbudowano wiele milionowych domów. Ponieważ Beverly Shores jest łatwo dostępne z Chicago (pociągiem lub samochodem), wiele mieszkańców Chicago posiada tam drugi dom. 

Bagna i mokradła w pobliżu Beverly Shores

Uwielbialiśmy jeździć na rowerach do tego miasteczka i potem zwiedzać jego malownicze uliczki. Oczywiście udaliśmy się do dzielnicy architektonicznej „Century of Progress”, aby zobaczyć pięć budynków w wystawy EXPO Chicago. Domy były bardzo innowacyjne; do ich budowy wykorzystano nowoczesną technologię, nowe materiały i metody budowlane. 

Beverly Shores leży nad brzegiem jeziora Michigan i jest otoczone mokradłami i bagnami. Bardzo przyjemnie jeździło się na po drodze Beverly Drive, zwłaszcza w jej części na zachód od ulicy South Broadway. Niektóre boczne drogi prowadziły do… nikąd, a sama Beverly Drive w pewnym momencie została zamknięta dla ruchu - ale nie dla rowerów! Wciąż jechaliśmy asfaltową drogą, choć czasem zalaną i zarośniętą, wśród mokradeł, stawów i lasów. Potem wybraliśmy inną nieużywaną drogę i ostatecznie wyjechaliśmy nią na skrzyżowanie Calumet Trail i E State Park Boundary Road. Dowiedzieliśmy się, że niektóre nieruchomości zostały rozebrane – co tłumaczy te opuszczone drogi i ulice wiodące do nikąd! Nadal na mapie satelitarnej można zobaczyć zarysy starych dróg, ale zostały one skutecznie wchłonięte przez przyrodę. 

Stacja kolejowa Beverly Shores, kilkaset metrów od naszego miejsca biwakowego

Jednego dnia pojechaliśmy do miasta Chesterton, zaparkowaliśmy samochód i podążyliśmy rowerami szlakiem Prairie Duneland. Szlak prowadził dawną trasą kolejową linii „Elgin, Joliet and Eastern Railway”. Trasa była wyasfaltowana i jechało się bezproblemowo. Zatrzymaliśmy się w Tate's Place, małej restauracji z patio i wypiliśmy kilka drinków. Szlak zakończył się na drodze County Trail Road w mieście Hobart, a raczej zamienił się w nowy szlak, Oak Savannah Trail, którym przez chwilę jechaliśmy, a potem zawróciliśmy. 

Stacja w Beverly Shores była w 100% samoobsługowa, a przystanek był 'na żądanie'. Jadąc z powrotem z Chicago musieliśmy powiadomić konduktora, że tutaj wysiadamy, inaczej pociąg mógłby się nie zatrzymać

Pewnego wieczoru, gdy padał deszcz i nie mogliśmy rozpalić ogniska, wpadliśmy do Michigan City, znajdującego się kilka kilometrów od parku. Wiedziałem, że wielu mieszkańców ma polskie pochodzenie, więc nic dziwnego, że miało też i polską restaurację o swojskiej nazwie „Polski chłop”, do której wpadliśmy na kolację. Była mała i przytulna. Zamówiliśmy polskie potrawy, które szczególnie Catherine bardzo smakowały. Jednakże ‘zupa dnia’ (zupa śliwkowa) rozczarowała mnie (nie sądzę, żeby była popularna w Polsce), liczyłem na bardziej autentyczną polską zupę, jak na przykład biały barszcz/żurek, rosół, flaki, barszcz czerwony lub zupę grzybową. Być może właściciel lub jego potomkowie pochodzą z regionu Polski, w którym zupa śliwkowa była często spożywana. 

Restauracja "Polski Chłop" (The Polish Peasant) w Michigan City

Tuż za kościołem St. Ann of the Dunes znajdowała się zbudowana w 1925 roku stacja kolejowa Beverly Shore, obsługiwana przez pociągi linii „South Shore Line”. Linią South Shore Line przejeżdża codziennie około 20 pociągów pasażerskich, większość kursuje pomiędzy Chicago Millennium Station i Michigan City lub lotniskiem w South Bend. Ponieważ Catherine nigdy nie była w Chicago - a ja nie byłem w śródmieściu - postanowiliśmy skorzystać z tej okazji i pojechać do Chicago na jeden dzień. 

Linia kolejowa South Shore Line była najtańszą i najprostszą drogą dostania się do Chicago!

Opłata za przejazd w jedną stronę z Beverly Shores do stacji Millennium Station wynosiła $10 (a połowę dla seniorów i osób niepełnosprawnych). Bilety można było kupić na stacji, w automacie (co zrobiliśmy) lub w pociągu. Ponieważ pociągi zatrzymują się na tej konkretnej stacji tylko na żądanie pasażerów, musieliśmy nacisnąć przycisk, aby włączyć światło stroboskopowe. Podobnie musieliśmy powiadomić konduktora pociągu w drodze powrotnej, że chcemy tutaj wysiąść. Czekając na pociąg, rozmawialiśmy z młodą dziewczyną, która przyjechała na rowerze, ale postanowiła wrócić pociągiem wraz z rowerem do domu - był specjalny wagon przeznaczony do transportu rowerów. Pociąg przyjechał na czas - niestety konduktor poinformował ją, że na tej stacji nie można do pociągu wchodzić z rowerem (to było możliwe na następnej stacji) ze względu na specyficzną konstrukcję peronu i przepisy bezpieczeństwa. Ponieważ była niedziela, następny pociąg miał nadejść za około 2 godziny - przynajmniej miała wystarczająco dużo czasu, aby dojechać do następnej stacji… W pociągu nie było zbyt wielu pasażerów i dostaliśmy miejsca przy oknie. Wkrótce pojawił się konduktor i sprawdzał bilety. Kiedy spojrzałem na jego identyfikator, natychmiast wpadło mi w oko jego nazwisko. 

Specjalny wagon przystosowany do przewozu rowerów

           – Bardzo oryginalne nazwisko, Przybyłowski - powiedziałem, zaskakując go poprawną wymową, co, jak sądzę, niewiele osób mogłoby zrobić! W jednym z wagonów znajdował się dodatkowo stojak na rowery, toteż pasażerowie mogli siedzieć koło swoich cennych rowerów i cały czas mieć je na oku. O ile pamiętam, mieściło się tam 14 stojaków na rowery. Catherine bardzo zainteresowała się tym konceptem podróżowania pociągiem wraz z rowerami i zaczęła zadawać konduktorowi pytania.

              A co się stanie, gdy będzie ponad 14 pasażerów z rowerami, w jaki sposób Pan o tym wie? Trochę zirytowany konduktor spojrzał na nią.             – Sądzę, że potrafię liczyć do czternastu! 

Miasto Gary, Indiana i budynek Ratusza, widziany z pociągu. Kiedyś było to bardzo prosperujące miasto, współzawodniczące nawet z Chicago. Niestety, ale te czasy już dawno minęły...

Pociąg zatrzymał się na wielu stacjach - jedna z nich znajdowała się w mieście Gary w stanie Indiana. Z okien pociągu można było zobaczyć imponujące budynki Ratusza Gary i gmachu sądu. Obecnie populacja Gary składa się z 80,2% murzynów lub Afroamerykanów, 11,8% białych i 5,84% Latynosów. W latach trzydziestych XX w było wręcz odwrotnie, około 80% to białoskórzy mieszkańcy. Swego czasu Gary było drugim największym miastem w stanie Indiana, a jego liczne teatry, miejsca rozrywki i restauracje konkurowały z tymi w Chicago. Od późnych lat sześćdziesiątych liczba ludności w Gary zaczęła maleć z powodu bezrobocia, niszczejącej infrastruktury i ogromnych problemów związanych z przestępczością. Gary ma jeden z najwyższych wskaźników przestępczości w USA, a jedna trzecia wszystkich domów w mieście jest pusta lub opuszczona. Obejrzałem kilka filmów dokumentalnych na temat tego miasta - kilkadziesiąt lat temu na głównej ulicy prosperowało ponad 460 różnego rodzaju sklepów i restauracji; obecnie trudno się doliczyć 40 i większość jest zamykana na cztery spusty przed zmrokiem. Michael Jackson urodził się w Gary, a jego dom wciąż tam stoi, stanowiąc atrakcję dla jego fanów. 

Chicago!

Cała podróż zajęła około 90 minut. Wysiedliśmy na stacji Millennium Station, w samym sercu Chicago. Po krótkiej przechadzce wzdłuż alei Michigan Avenue wsiedliśmy do autobusu typu hop-on-hop-off (około $40 za osobę) i jeżdżąc nim spędziliśmy następne 5 godzin. Trasa pozwoliła nam na obejrzenie różnych ciekawych atrakcji, jak też można było wysiąść na jednym z 13 przystanków. Wysiedliśmy kilka razy i ogólnie przejechaliśmy dwie pełne pętle trzema różnymi autobusami - każdy przewodnik dodał coś nowego i unikalnego, gdy opisywał trasę. Chicago jest pięknym miastem o niesamowitej architekturze i potrzeba kilku dni, aby go dobrze zwiedzić. Oczywiście śródmieście Chicago diametralnie różni się od wielu z jego pozostałych dzielnic – do niektórych (jak niesławna „South Side”) nie powinno się nawet samochodem wjeżdżać w ciągu dnia

The Cloud Gate

Pod koniec wycieczki wybraliśmy się do parku Millennium Park, aby zobaczyć Cloud Gate („Wrota Niebios”, lub też „Fasolka”) - rzeźbę brytyjskiego artysty Sir Anisha Kapoora. Jej powierzchnia, składająca się ze 168 płatów wypolerowanej nierdzewnej stali, odbija otaczającą panoramę miasta i odwiedzających ją ludzi, zachęcając ich do dotykania i interakcji z jej lustrzaną powierzchnią i oglądania odbijanych wizerunków z różnych perspektyw. To naprawdę niesamowita rzeźba i zrobiliśmy dużo zdjęć naszych odbić! Ściemniało się i skierowaliśmy się na pobliską stację kolejową, gdzie pociąg już czekał na peronie. Dwie godziny później dotarliśmy na dworzec kolejowy Beverly Shores i pojechaliśmy na nasze miejsce biwakowe w parku. To była niezmiernie udana wycieczka! Jeśli ponownie pojedziemy do Parku Narodowego Indiana Dunes - a planujemy to uczynić w maju 2020 r. - zamierzamy ponownie pojechać do Chicago i zwiedzić inne atrakcje. 

Nasze zniekształcone odbicie w the Cloud Gate

Rozstaliśmy się 4 czerwca 2019 r. Ja udałem się prosto do Kanady, zatrzymując się tylko dwa razy, aby zjeść przekąskę i kupić benzynę. Powrót przez granicę był bezproblemowy - w końcu miałem przy sobie tylko jedną butelkę alkoholu, nieco ponad limit, co zazwyczaj jest tolerowane przez celników. 

Był to bardzo owocny wypoczynek, faktycznie potrzebowałem oderwać się na jakiś czas od pracy. Planujemy już spotkanie w tym samym parku w maju przyszłego roku - mam nadzieję, że pogoda będzie znacznie lepsza, ponieważ tej wiosny (i lata) było bardzo mokro i deszczowo.


Blog in English/w języku angielskim: http://ontario-nature.blogspot.com/2020/08/michigan-indiana-and-illinois-usa.html

Więcej zdjęć z tej wycieczki: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715578116311  and  https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157715579544908